Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:1472.08 km (w terenie 2.00 km; 0.14%)
Czas w ruchu:56:37
Średnia prędkość:26.00 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:7403 m
Maks. tętno maksymalne:191 (95 %)
Maks. tętno średnie:161 (80 %)
Suma kalorii:50030 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:52.57 km i 2h 01m
Więcej statystyk

Praca

Wtorek, 20 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
00:40:23
00:39:00

Zaraz po wyjściu z pracy spotkałem Artura jadącego do Harfy.

Powrót Równe - Opole

Niedziela, 18 lipca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria <100km, runner
Przez całą noc padało, nad ranem trochę przestało. Nie mieliśmy śniadania więc po kawie spakowaliśmy się i skierowaliśmy się na Opole... żeby nie było za dobrze najpierw zaczęło mżyć, a potem padać. Nie to żeby robiło to już nam jakąkolwiek różnicę :D W końcu przestało i dorwało nas jeszcze za Krapkowicami. Jechało się dobrze, choć spadek temperatury był już odczuwalny, ruch był malutki.

W Opolu wpadliśmy do mnie na śniadanie po czym odwiozłem Darka na PKP skąd wyruszył do Wrocławia, a następnie wróciłem po Adama i z nim udałem się na dworzec, tym razem kierunek Kluczbork. Niestety miałem ogromnego pecha i przed samym dworcem złapałem kapcia na przedzie :/ Ze 2 tygodnie temu coś pisałem o fatum jakie ciąży nade mną i łapaniu kapci w deszczu. Na szczęście Adam trafił na dworzec, a po mnie podjechałem autem ojciec. Całą resztę dnia padało, rower zostaje w Opolu, a ja pociągiem zmykam do Wro.

W Opolu miała miejsce też inna niebezpieczna sytuacja, na przejeździe koło złapało się w rów szyny kolejowej i poleciałem na bok tłukąc sobie udo i waląc bardzo mocno głową o asfalt. Noga trochę boli, a kask pękł, do tego muszę jeszcze odkręcić i naprostować klamkomanetkę :/

Pradziad

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(7)
Kategoria <150km, Pradziad, runner
(żeby się lżej czytało dodane zostaną zdjęcia jak już Adam je wrzuci)

Organizowałem kolejny wypad na Pradziada, z początkowych 5 chętnych tylko 2 się ze mną skontaktowało, Adam oraz Darek (który uparcie nie chce dodawać już wpisów na BS :P ). Plan ostatecznie ukształtował się następująco - pociągiem do Nysy, podjazd na Pradziada i zjazd do Opola. Ja i Darek do Wro, a Adam miał dalej jechać 60km do siebie. Ostatecznie wyszło zupełnie inaczej :D

Na początku PKP zdarło z nas kupę kasy, okazało się, że aby dostać się z Wro (wyjazd 8:00) do Nysy (9:40, 90km) trzeba jechać z przesiadką i zapłacić 30zł ! Podział przewoźników kolejowych to jeden wielki niewypał, ale co zrobić :( W TLK warunki straszne, w szynobusie do Nysy rewelka, pusto, miejsce na rowery i klima (fotki będą :) w tygodniu).

Szynobus do Nysy, pełny luksus.

Adam, ja, Darek.


Niedługo po starcie.


Z Nysy uderzamy na Głuchołazy, potem na Zlate Hory, tam na kawałku podjazdu 730m (13.7%) wyciskam dzisiejszy HRmax (191) i muszę lekko zwolnić przez co Darek mnie wyprzedza :P W tym miejscu jeszcze był straszny gorąco, pewnie grubo ponad 30 stopni. Potem już jedziemy spokojnie, na szczęście w miarę zwiększania wysokości temperatura spadała, a słońce chowało się za chmurkami.

Zjazd do Vbrna pod Pradedem.





W Karlovej zatankowaliśmy wodę z pijalni i udaliśmy się nad wodospad, który wysechł O.o. Nad strumieniem spędziliśmy 30m i zrobiliśmy małą sesję zdjęciową :D



Schłodziliśmy picie, pomoczyli rękawice, chusty, Darek koszulkę i ruszyliśmy zdobywać szczyt. Darek zaatakował pierwszy, Adam chwilę za nim, a ja bawiłem się z wyłączeniem GPSa w Garminie bo niestety gubi on sygnał w gęstym lesie.

"Drugi szlaban", czyli pierwszy odcinek podjazdu za nami.


Już prawie !



Dzisiaj wjeżdżało się bardzo dobrze (choć na 39-26), dogoniłem Adama, Darka utrzymywałem w zasięgu wzroku ale na drugiej części podjazdu odskoczył mi. Ostatecznie wszyscy zrobiliśmy podjazd na raz (Adam na płaskiej części dolewał wody do bidonu). Darek niestety nie zmierzył dokładnie czasu, ale zrobił to w granicy 42-43m, mi to zajęło 45:59, A Adam zmieścił się w 60m. Dystans podjazdu to 9km bez paru metrów. Wyprzedziłem na podjeździe pokaźną liczbę rowerzystów, a nie dałem się nikomu :P

Pamiątkowo zdjęcie na tle wieży,


oraz na tle innych gór.


Zjazd jak zwykle szybki, ale dłuższy niż tydzień temu bo 8:55 (średnia 61km/h).
W pewnym momencie spanikowałem i dałem po hamulcach bo miałem wrażenie, że z tył kapcia złapałem. Było to chyba prorocze bo na kolejnym zjeździe (do Bruntala) przy ~65km/h wjechałem na coś i złapałem gumę z przodu. Później już spokojnie profilem zjazdowym kierowaliśmy się do przejścia granicznego w Pietrowicach.

Pierwszy kawałek zjazdu, dobrze, że Adam się zatrzymał bo widok świetny, a na tym odcinku momentalnie osiąga się ~75km/h :D


Trochę dalej wymiana dętki, nawet nie wiedziałem, że Adam foci.


Pole "czegoś".


Piękne drogi (dla nas zjazdowe) w Czechach.



Przed Krnovem, Zator zdecydowanie Loucky :D


Zjazd do Krnova. W oddali Darek i ja.


W Krnovie w Lidlu zrobiliśmy spore zakupy, a następnie na parkingu urządziliśmy piknik. Parę metrów po przekroczeniu granicy Darek kazał mi popatrzeć ze siebie... w tempie ekspresowym znikały za nami góry ! Zbliżała się do nas WODY, coś jak potop z filmu 2012 :D Kilka chwil później zaczęła się ulewa. Lało tak, że widoczność była liczona w metrach, droga zamieniła się w strumień, wiatr rzucał nami na wszystkie strony, a pioruny waliły w odległości nawet 500m. Armagedon :) Każdy przejeżdżający samochód tworzył ścianę wody, która uderzała w nas od stóp do głów, jedyny plus że ta woda z asfaltu była gorąca. Było ciepło więc jazda w takich warunkach, choć bardzo niebezpieczna, była świetną zabawą. Adam jednak stwierdził, że w ogóle nas na drodze nie widać i zjechaliśmy na przystanek. W zatoczce zaczęły zatrzymywać się samochody, które bały się jechać w takich warunkach :D

Za przystankiem ledwo co widać. Chwilę siedzimy ale nic się nie zmienia.




W takiej sytuacji zrobienie 70km do Opola wydawało się wątpliwe. Na szczęście 10km od miejsca, gdzie staliśmy mam dom dziadków. Zdecydowaliśmy się dalej ryzykować i ruszyliśmy. Jeśli ktoś myślałem, że nie może być gorzej to się mylił, deszcze nabrał takiej mocy, że aż sprawiał ból. Obie ręce po chwili zrobiły się cały czerwony i ciężko było trzymać kierownicę, a krople od kasku odbijały się jak naboje od metalu :D W takich warunkach dotarliśmy do mojego domu. W sumie 17km takiej jazdy było.

Wysuszyliśmy się i przebrali, a potem przy ciepłej herbacie pogadaliśmy 2 godzinki i przed 22 poszli spać.

Trasa i profil:


Różne inne cyferki można przeanalizować TUTAJ.

Basen / Praca

Czwartek, 15 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
00:35:36
00:33:02

Powrót do domu zaczął się niespcejalnie, powoli sobie kręciłem aż tu przed Mostem Milenijnym na Legnickiej zobaczyłem gościa na dobrym rowerze w stroju i SPD. Od razu pomyślałem, że szykuje się zabawa :D Na podjeździe pod Milenijny 35, potem 40 i mocne tempo aż do Osobowickiego. Cały czas siedział mi na kole i dopiero tam na czerwonym mnie wyprzedził i skręcił w drugą stronę... ale za Trzebnickim na skrzyżowaniu znowu na siebie trafiamy jadąc z różnych stron :D On znajduje się z przodu i macha mi żeby go wyprzedził, no to daje zmianę i nie schodzę poniżej 40. Pod koniec Kasprowicza obracam się, ale kolegi już nie ma :)

Przy okazji wyrównałem najlepszy czas na trasie dom - praca - dom.

Basen / Praca

Środa, 14 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
00:37:36

Ufff, tego gorąca nawet TIR nie wytrzymał i padł na Milenijnym :)


Basen / Praca

Wtorek, 13 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
00:36:49
00:32:34

Na powrocie uzyskałem drugi najlepszy czas bo na Milenijnym złapała mnie taka ulewa w jakiej jeszcze nigdy nie jechałem. Nic nie widziałem, a deszcze ciął mi skórę ;)

Praca

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking

Powrót -> Równe - Opole

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, runner
Dzisiaj czas na powrót, pogoda zapowiadała się dokładnie tak samo jak wczoraj. Wyjechaliśmy dopiero koło godziny 9. Miałem 3 warianty trasy, wybraliśmy ten najłatwiejszy przez Krapkowice i Opole. Droga ta jest świetna gdyż prawie cały czas prowadzi w dół, jest bardzo malownicza, a do tego panuje na niej niewielki ruch. Do Opola przelecieliśmy bez wysiłku, średnie tętno na poziomie 65% HRmax mówi samo za siebie :) Niestety zdążyło się zrobić tak gorąco, że nie było jak jechać. Zjedliśmy u mnie w domu obiad z deserem i zdecydowaliśmy się wracać już popołudniowym pociągiem do Wrocławia. Gdyby nie finał Mistrzostw Świata moglibyśmy jechać koło godziny 17:30 i bylibyśmy na 21 :)





Trasa i zjazdowy profil.

Pradziad

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Z Krzyśkiem umówiliśmy się o 6:30 u mnie i o ustalonej porze ruszyliśmy z Wrocławia na Pradziada. Pogoda jak można się domyślać była bardzo dobra, jedynie prognozy wiatru się sprawdziły i na całej trasie wiało nam w twarz :( Jechaliśmy moją trasą z września czyli przez Jelcz, Oławę, Grodków, Nysę, Głuchołazy, Złote Hory, Hermanovice, Vbrno p.P, Karlovą Studankę, Bruntal, Krnov, Głubczyce.

Wyjeżdżamy z miasta, ciągle zadowolone miny ;) Słońce jeszcze nisko, długie cienie.


Za Wro jeszcze cień lasów.


Przed Grodkowem mijamy A4. Po niebie widać piękną pogodę.


W tle widać już zarysy gór.


Za znakiem "Nysa" super zjazd. 3km


Pierwszy postój zrobiliśmy w Głuchołazach po 110km, jechało się całkiem przyzwoicie i jeszcze przed samymi Głuchołazami mieliśmy średnią 30.3km/h. W lidlu zrobiliśmy spore zakupy, w tym ja wziąłem 3 litry płynów. Zabawiliśmy tam z 50m rozmawiajc z jednym gościem żywo zainteresowanym kolarstwem i rowerami. Po takim odpoczynku zapomnieliśmy, że mamy już trochę km w nogach i ruszyliśmy na podjazd za Złotymi Horami. Zanim jednak wyjechaliśmy z miasta Krzysiek miał pecha gdyż napój gazowany wystrzelił mu ustnik bidonu dokładnie na środku skrzyżowania :D Zanim udało się tam dostać jeden samochód po nim przejechał.

Po czeskiej stronie jest dobrze mi już znany bardzo stromy odcinek dłuższego podjazdu, tym razem dokładnie go obmierzyłem :] Wyszło 930m i 112m w pionie czyli 12% lub 730m i 100m w pionie czyli 13.69% :D Ja tam powoli walczyłem a Krzysiek wystrzelił i jeszcze łyknął gościa na MTB i kobietę na szosie. Ja na szczycie schowałem się w przystanku i się chwilę wylegiwałem, a Krzysiek porobił zdjęcia.

Następnie zjeżdżaliśmy już do Vbrna pod Pradziadem, na zjeździe Krzyśkowi wypadł drugi bidon... samochód jadący z tył próbował go ominąć, ale mu nie wyszło :D Na szczęście rozwalił tylko zakrętkę.

Teraz zaczął się nasz główny cel, najpierw 9km (średnio 3.7%) do Karlovej, a potem 9km (7.5%) na szczyt Pradziada. Krzysiek znowu mi odjechał. W Karlovej zatrzymaliśmy się najpierw w pijalni wód, a potem nad wodospadem. Ja chciałem zostać się ochłodzić bo myślałem, że zaraz dojdzie do samozapłonu, Krzysiek natomiast od razu zdecydował się wjeżdżać na szczyt. Przy strumyku spędziłem 30m, wychłodziłem w nim wszystkie napoje do temperatury bliskiej 0 :D a do tego sam porządnie się ostudziłem... do tego stopnia, że marzyłem o wyjściu na słońce i ruszeniu pod górę :D

Lepsze niż lodówka. Długo nie dało się ustać w tak zimej wodzie.


Prawie porwał mnie nurt.


Na przeciw znajdował się wodospad, jest przynajmniej 2x wyższy niż to co widać.


Chatka Puchatka.


Mój podjazd to był śmiech na sali, a nie podjazd, 62 minuty z czego 15 stania i odpoczywania w kilku miejscach. Na końcówce pogadałem sobie z Czechem, który prowadził pod górę kolarkę z sakwami... a ja jechałem obok, a raczej bujałem się na boki :D Następnie wyprzedził mnie inny gość na szosie, siadłem mu na koło, a na bardziej stromej końcówce urządziliśmy sobie sprint, kiedy zobaczyłem, że słabenie docisnąłem do 30km/h i go wziąłem... choć nie jestem pewien czy on w ogóle wiedział, że jechałem za nim. Rotfl. Krzysiek też nie był zadowolony ze swojego występu bo nie udało mu się zrobić podjazdu na raz. Na górze odpoczynek, fotki i szybki zjazd.

Podjazd, w tle powalone drzewa. Też jest tu coś dla Artura. Żeby trening był dobry rower nie może być za lekki dlatego należy dorzucić bagażnik z plecakiem i m.in. w nim 1.5l wody 0.5l soku :D


Jeszcze tylko trochę.


Za kilka metrów droga skręca i robi się tam 11% przez 600m, w sam raz żeby dobić kolarza na końcówce :)


Sesja na szczycie. Żeby nie było wątpliwości, że tam wtoczyliśmy się :D





Nie licząc płaskiego odcinka to na 8km zjazdu miałem średnią 65km/h, mimo że droga jest bardzo szeroka to ludzie odsuwali się na boki widząc mnie :P Dla takiego zjazdu warto tam najpierw podjechać. Na parkingu wymieniliśmy się z Krzyśkiem wrażeniami i ruszyliśmy dalej... w dół na Rymarov. Z tego miejsca do noclegu mieliśmy już tylko 78km z czego ponad 1000m sumarycznego spadku terenu i tylko 400m w górę. Jednym słowem super :) Powroty z Pradziad do Równego to jedne z piękniejszych momentów trasy bo prawie cały czas się zjeżdża i leżąc wygodnie na lemondce można podziwiać piękne krajobrazy, których tu nie brakuje.

Godzina 19, przejście graniczne Krnov - Pietrowice/Głubczyce.


W Głubczycach byliśmy już po 20, zrbiliśmy zakupy i ruszyliśmy do mnie, jechaliśmy w stronę wspaniale zachodzącego słońca, kierując się z powrotem w kierunku wysokich gór i podziwiając majaczącego w oddali Pradziada.

W sumie na całej wyparwie zjadłem batona oraz dwie bułki, do tego wypiłem 7 litrów różnych płynów, wyliczyłem, że na każdą godzinę jazdy piłem 0.8 litra. Temperatura była strasznie wysoka, jedynie na szczycie nas wychłodziło.

Trasa, profil, prędkości.


Profil podjazdu na Pradziada startując spod szlabanu na parkingu za Karlovą Studanką.


Pięknie położyli tą drogę do drugiego szlabanu, idealnie równe nachylenie. Z uwagi na to, że próbki brałem co 500m nie widać, że po 5.5km jest wypłaszczenie, potem lekki spadem w dół i z powrotem dość ostro pod górę. Również ostatnie metry są bardzo strome.

A tu jeszcze ostatnie 2.75km na szczyt.


Jak dostanę jeszcze resztę zdjęć od Krzyśka to tutaj dorzucę kilka.