Wpisy archiwalne w kategorii

Pradziad

Dystans całkowity:2108.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:83:00
Średnia prędkość:25.41 km/h
Maksymalna prędkość:80.40 km/h
Suma podjazdów:26904 m
Maks. tętno maksymalne:191 (95 %)
Maks. tętno średnie:169 (84 %)
Suma kalorii:57622 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:162.22 km i 6h 23m
Więcej statystyk

Praca

Piątek, 7 października 2016 · Komentarze(0)
Kategoria miejski, praca, Pradziad

Pradziad - Jeseniki#1

Sobota, 15 czerwca 2013 · Komentarze(5)
Kategoria Pradziad, kajo, >150km
Z Adamem i Darkiem wyskoczyliśmy na weekend nad granicę czeską z myślą o jeździe u południowych sąsiadów. Wyjechaliśmy rano z Wrocławia i przed 11 byliśmy już gotowi do jazdy. Pogoda przyzwoita, sporo chmur, które ochroniły nas od spalenia. Zaplanowana trasa zakładała dzisiaj tylko jeden prawdziwy podjazd - na szczyt Pradziada.

Zaraz po starcie wypatrujemy w oddali Pradziada.


W Czechach bardzo dobre asfalty, poniżej kawałek wielokilometrowego odcinka o nachyleniu 1.5%.


Po pierwszym większy podjeździe, za Hermanowicami w kierunku zjazdowym na Vrbno.


Od Vrbna zaczął się 2.5% podjazd do Karlovej na którym zrobiłem sobie tempówkę, Adam wjechał zaraz za mną.


Darek też dojechał... :)


Zatankowaliśmy wodę życia po którą planowaliśmy również wrócić po zaliczeniu szczytu.


Na samą górę podjeżdżało mi się średnio, 28 z tyłu za miękkie, 24 za twarde i tak przeskakiwałem na zmianę. Więcej nie mogłem z siebie dać i wyszło 37:01 (na jesień 34:23).

Darek walczy do końca.



Adam.


I dwa myśliwce. Nie dały rady, były po nas.


Po drodze mijaliśmy Szerszeni, a także kolarzy z Oleśnicy. Pamiątkowa fotka.



Następnie czekał nas zjazd. Niestety było bardzo dużo ludzi i zjeżdżaliśmy ostrożnie. Odbiliśmy sobie za to od Owczarni do parkingu na dole, średnia na tych 5km wyszła 67km/h. Adam nagrał zjazd:


Na dole zjedliśmy fantastyczny obiadek. Dodatkowo wpadli moi rodzice ze znajomymi.


Powrót moją ulubioną drogą, 75km wytracania wysokości z wiatrem w plecy. Cud malina :D


Adam zdobywa premię górską.


Rewelacyjne zakręty.





Na koniec zahaczyliśmy jeszcze o Głubczyce i małe zakupy napojów orzeźwiających, po czym zawitaliśmy do Równego na nocleg.


Wieczór był podwójnie udany bo dodatkowo odkryliśmy "PoloTV" na jednym z kanałów :D

Praded Uphill (1493mnpm)

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(8)
Kategoria <50km, Pradziad, kajo
Byłem w pobliżu to pomyślałem, że można skorzystać i zatrzymać się na godzinkę ;) Problem był taki, że wracaliśmy koło godziny 19, a pogoda była nieciekawa. Wysiadłem z auta i od razu ubrałem wszystko co miałem przy sobie :D siadłem na rower i ogień (ciepło zrobiło się dopiero po jakiś 2km). Nie było czasu na rozgrzewkę bo się ściemniało, nogi paliły strasznie. Dodatkowo początek poszedłem za mocno, pierwsze 500m jakieś 20km/h i potem mnie przydusiło. Próbowałem coś jeszcze zdziałać, ale do Owczarni średnia 14.3km/h.

Na wypłaszczeniu i lekkim zjeździe 40 i żeby przetrwać pierwszą stromiznę. Dalej łagodniało więc prędkość w górę aż do 33 przed drugą stromizną. Najtrudniejszy odcinek spadło do 12, ale zaraz za nim zjazd i 45, nie starczyło jednak pary żeby tak wjechać na kreskę.

Podjazd: 9km / 632m / 7.02%
Czas: 34m 21s
Avs: 15.7km/h
HR: 176 (88%) / 182 (91%)
Kad: 84/112


Na górze kilka fotek:



Fotka z Pradziadem:


Zjazd strasznie zimny, ale za to prawie nikogo nie ma i można szaleć do woli. Dojeżdżając do Owczarni miałem pozycję zbyt aero i przy 75km/h komórka poleciała z kieszonki na asfalt :( Hamuję i w tył zwrot, z 10 minut toczyłem się wzdłuż trawy aż znalazłem ją kawał drogi dalej na drodze w częściach. Co ciekawe po złożeniu działa, jedynie tylna strona oberwała.

Dalszy zjazd przez las jeszcze zimniejszy, do tego ściemniło się na tyle, że jadąc ledwo widziałem drogę i nie byłem pewien czy skręca czy leci prosto. Ogólnie nie polecam nikomu zjeżdżanie takiego zjazdu bez świateł, po ciemku przy +60km/h :)

Teraz tylko szybko się zapakować.


Myślałem, że zawojuje i wykręcę jakiś kosmiczny czas, ale widzę, że bez porządnej rozgrzewki się nie da, następnym razem muszę walnąć ze 40km po górkach zanim zaatakuje. Ale dobrze, łatwo będzie mi poprawić ten wynik. Jeśli mnie pamięć nie myli rekord sprzed roku czy dwóch lat na Foxie poprawiłem o jakieś 4 minuty. W tym roku atakowałem raz po 150km i zrobiłem 44 minuty.

Dlouhne Strane - Praded #2

Sobota, 23 czerwca 2012 · Komentarze(6)
Kategoria >150km, kajo, Pradziad
Zaproponowałem chłopakom z teamu ciekawą trasę, która akurat wszystkim podpasowała. Długa, wiele podjazdów i bardzo dużo metrów w pionie :) Jedziemy rano pociągiem do Międzylesia i przebijamy się przez czeski Jesenik na drugą stronę do Polski zaliczając takie podjazdy jak Dlouhne Strane (elektrownia szytowo-pompowa 1350m), Cervonohorske Sedlo (1013m), Vidly #1 (950m), Vidly #2 (1030m), Praded (1493m), a do tego 2 mniejsze i wiele hopek. Od Pradziada praktycznie już tylko zjazdy i 130km na pociąg do Opola. Dołączył do nas jeszcze Błażej z forumszosowego, który niedawno kupił rower i zrobił kilka kilometrów na rowerze. Martwiliśmy się że szybko będzie musiał zawrócić, a ten wprawił nas w osłupienie i bez większych problemów przejechał z nami wszystko. Coś musiał nam ściemniać ;D

Przygotowania do wyjazdu zaczęły się już po Alpach, 3 dni czyszczenia i serwisowania Kajo. Na wieczór przed wyjazdem zmieniam tylną oponkę na prawie nową (tą przyczepkową z Alp) i pompuje na balkonie. Nie dopatrzyłem że gdzieś niedokładnie leżała i przy 8.5 bar eksplozja ogłuszyła mnie na jedno ucho :D Potem zakładam drugą dętkę, ale schodzi z niej powietrze, pewnie przez skrzywiony wentyl. Zakładam trzecią dętkę i idę spać. Rano pobudka o 4:30... i znowu kapeć z tył. Tym razem dokładnie sprawdzam i okazuje się że w oponie siedzi kilkumilimetrowa igła. Dobrze mieć w domu pudełko 20 dętek ;)

W Międzylesiu jesteśmy o 8:15, zbieramy się i ruszamy w składzie od lewej: Mati, Piotrek, Krzysiek, Artur, ja, ArturG i Błażej za kamerą.


Ekipa narzuca ostre tempo mimo profilu wznoszącego.


Koło 25km na naprawdę strasznym przejeździe kolejowym tak uderzam tylnym kołem, że łapie kapcia... 4 kapcie w kilkanaście godzin :) To by było tyle z przyjemniej jazdy na nabitych oponkach. Moją pompką ładuje może z 5 bar. Piotrek z przebitej dętki urządza procę i sobie strzela :D Mamy już za sobą podjazd za Kralikami i zaczynamy ten za Hanusovicami. Bardzo kiepski zjazd i w kolejnej wiosce szukamy podjazdu na elektrownię, którego nie ma na mapach. Rok temu zjeżdżałem tamtędy więc jakoś udaje się trafić. Wąski asfalcik na jedno auto, cały prawie kompletnie w cieniu w gęstym lesie. Jedyny minus to jego stromizna, trzeba będzie policzyć, ale 10% to tam się ciągle utrzymywało, a i 14% czasami było. Ja na 34-23 strasznie to przeżyłem :)

Na szczycie Dlouhne Strane (1350m) jestem trzeci po Krzyśku i Piotrku. Reszta ekipy nie dała rady i padła 25 pionowych metrów przed szczytem. Stwierdzili że będą tam na nas czekać. No nic, może następnym razem uda im się zdobyć tą górę :D

Piotrek postanawia spróbować swoich sił na welodromie, jak się wywala to aż Czesi przechodzący obok lecą do nas i coś krzyczą :D Na prawym krańcu widać wieże Pradziada gdzie zaraz pojedziemy.


A tu cały obiekt kolarski :D


Trafiliśmy na niecodzienny widok bo nieczęsto zdarzają się remonty zbiornika na szczycie. Zawsze jest pełny po brzegi. Rundka honorowa wokół, buła na obiad i fota z Pradziadem w tle.


Kawałek naszego podjazdu.


Na zjeździe mijamy wielu zawodników, właśnie odbywa się uphill race na szczyt. Na dole odbijamy na Cervonohorske Sedlo (1013m) i zaliczamy bardzo przyjemny zjazd. Kolejna zmiana kierunku i podjeżdżamy na Vidly. Wszyscy mają w głowie jeden cel - dojechać do Karlovej Studanki gdzie jest pijalnia wód. Tam stajemy na napełnienie bidonów i od razu atakujemy Pradziada (jakieś 700m do zrobienia, 600 od parkingu). Startuje razem z Arturem i Piotrkiem, reszta chwilę czeka. Alpy jednak zmieniają perspektywę, po zrobieniu 200m myślę sobie, już prawie jestem, jeszcze tylko 400m zostało :D

Idzie mi dobrze, ale w pewnym momencie kompletne odcięcie. Robienie takiego etapu o 2 bułkach z szynką to niezbyt trafiony pomysł. Dogania mnie Artur i ratuje żelem. Potem jak rakieta wyprzedza mnie ArturG. Za Ovcarnią widzę stojącego Artura, tym razem jego odcięło.

Na górze pierwszy jest ArturG z czasem 38m, ja wjeżdżam z 46, potem Artur i z 51m Piotrek. Jakiś czas później dojeżdża Mati, reszta niedociera. I tak czasy nie najgorsze biorąc pod uwagę przebytą trasę i zrobione 3.5km w pionie :)

Objeżdżam wieżę i fota na Dlouhne Strane gdzie byliśmy wcześniej.


Mati na wjeździe.


Piotrek musiał sobie odpocząć ;)


ArturG i Piotrek zjeżdżają, my jeszcze robimy foty.


Na dole jemy pizze i ruszamy w drogę powrotną. Jakieś 120km robimy ze średnią 33km/h. Po drodze spotykamy czeskiego kolarza, który prowadzi nas na Krnov. Wybrał najłatwiejszą drogę, ale za to minimalnie dłuższą. Trasa jest przyjemna, profil zjazdowy z małymi hopami.




W Głubczycach stajemy w biedronce, jest już po 20 i nie ma szans na jazdę do Opola. Decydujemy się na Kędzierzyn-Koźle. Dojeżdżamy do miasta i mamy jakieś 25 minut do pociągu. Sprawa jednak nie jest łatwa bo okazuje się, że jest więcej dworców, a my zaliczamy wszystkie tylko nie ten, z którego pociągi jadą do Wro. Ostatecznie okazuje się, że dworzec jest na drugim końcu miasta. Rozpoczynamy kryterium uliczne, przelatujemy przez miasto 40km/h i na peronie jesteśmy 4 minuty przed odjazdem :) Ja wysiadam w Opolu, a chłopaki wracając do Wrocławia.

Wyjazd udał się super, zdecydowanie był wymagający.
Wrzucę jeszcze więcej zdjęć jak będę mógł je normalnie zgrać z komórki.

Profil:


Dlouhé Stráně - Pradziad

Sobota, 30 lipca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria <150km, Pradziad, runner
Pogodynka w piątkowym wieczór musiała być bardzo przerażająca gdyż z 6 Husarzy aż 5 zrezygnowało z wyjazdu :) Akurat Adam był dostępny jeszcze na gg więc zaproponowałem mu wyjazd, nie zawahał się ani chwili, to mi się podoba prawdziwy Turistas. Postanowiliśmy zrobić próbę generalną przed wyprawą. Test sprzętu i możliwości.

Był jeszcze mały procent szans, że Adam nie będzie mógł jechać, ale rano potwierdził, że wszystko gra i o 8 ruszyliśmy z Wrocławia. W Głuchołazach zaczęło padać, po zakupach stanęliśmy w Zlatych Horach i szykowaliśmy się do jazdy. Deszcz nas trochę martwił więc padła propozycja skrócenia trasy - podjechania autem za Jesenik. Przypuszczenia okazały się trafne i po drugiej stronie przełęczy za Dolni Udoli o deszczu nikt nie słyszał. Wszystkie chmury zatrzymały się na pierwszym wzniesieniu :] W Horni Domasov zrobiliśmy naszą starto/metę.

Ubraliśmy się ciepło, a do kieszeni schowaliśmy kurtki deszczowe. Na start podjazd na Červenohorské sedlo (1013 m), 9km, średnio 5%, droga szeroka, asfalt pierwsza klasa.

Tak mniej więcej wyglądały drogi w Hruby Jesenik poniżej wysokości 900mnpm.



Na szczęście każdy z nas miał tylne światło bo już na wysokości 800m wszystko pokrywały chmury.


W niższych partiach było dość ciepło, na szczytach za to bardzo zimno. Przed każdym zjazdem stawaliśmy ubrać kurtki.

Zjazd z pierwszej przełęczy był mokry i cały w chmurze, prędkość zjazdowa ~35km/h :) Tu już Adam na samym dole.


Następnie trafiliśmy na wyścig, nie wiem co to było, ale zawodnicy zjeżdżaliśmy z Dlouhe Strane po stronie której robiliśmy podjazd, musiał to już być koniec gdyż dojrzeliśmy czerwoną skodę z kogutem na dachu zamykającą stawkę.

Podjazd miał 12km, po kilku pierwszy dotarliśmy do elektrowni oraz pierwszego zbiornika. Na trasie sporo turystów (jeździły tam autokary) i wielu rowerzystów (trochę ich wyprzedziliśmy :P ).

Adam i instalacje elektrowni w dole.


Ja i pierwszy zbiornik.


Im wyżej tym widoczność malała, niektórych rowerzystów zauważaliśmy dopiero jak byli kilka metrów przed nami.



Daliśmy też popis naszym umiejętnościom aktorskim :D


Sam podjazd jest ciekawy, są momenty bardzo strome, ale są też łagodne, a nawet zjazdy w dół! Im byliśmy wyżej tym zimniej się robiło, mimo podjazdu ubraliśmy kurtki. Nie mogliśmy też znaleźć dobrej drogi bo widoczność była zerowa. W końcu jednak się udało i wdrapaliśmy się do zbiornika.

Na szczycie.


Znaleźliśmy tablicę informacyjną, jest na niej narysowane i opisane co widzimy stojąc przed nią i patrząc się przed siebie. Adam wskazuje na podpis Pradziada i pokazuje mniej więcej gdzie jest :D


Nie mogliśmy dojrzeć wody, ale słyszeliśmy jak fale uderzały o brzeg, Wiatr był tak niesamowicie silny, że woda z dołu była podrywana i leciała prosto na nas. Trochę zajęło nam znalezienia wyjazdu, nawet pobłądziliśmy :)



Następnie rozpoczął się zjazd mega stromą, wąską na jedno auto, prowadzącą między gęstym lasem dróżką. Praktycznie wszystko na zaciśniętym hamulcu, mgła, ostre zakręty i serpentyny robiły swoje. Adam raz przestrzelił i tylko cudem nie wylądował na drzewie, mimo że jechałem za nim dalej nie wiem jak wyprowadził rower z zakrętu na mokrej gęstej trawie. Następnie mi niewiele brakło i resztę robiłem już bardzo wolno.

Ogólnie z obu stron podjazd jest bardzo fajny, będzie to mój nowy cel wypadów do parku Jesenik :) Później zaliczyliśmy jeszcze jeden podjazd i od Rymarova rozpoczęła się wspinaczka na Pradziada (23km). Zdecydowaliśmy się nie stawać i wszystko zrobić z rozpędu. Zaczęło nawet przebijać się słońce jednak na wysokości Owczarni rozpętało się piekło. Znowu jazda w chmurze, temperatura odczuwalna koło 0, bardzo morko i wściekle zacinający wiatr. Na szczęście na stromych częściach wiał w plecy i nie było najmniejszych problemów z podjazdem. Na koniec próbowałem z rozpędu wjechać pod wieżę jednak po skręcie dostałem taki wiatr w twarz, że prawie stanąłem. Zdążyłem też nagrać Adama:




A teraz piękny widok na Dlouhe Strane :D


Zjazd natomiast to była rzeźnia. Na pierwszy zakręcie wleciałbym w barierkę, wiatr boczny był tak silny, że nie mogłem skręcić i mnie spychał. Mimo wszystko zjeżdżałem bardzo szybko :D Ciężko mi to opisać, ale był to najbardziej hardcorowy zjazd w mojej historii. Na dole nie czułem rąk, nóg i ogólnie telepałem się z zimna. Żeby się rozgrzać na podjeździe do Vidly kilkukrotnie atakowałem i zawracałem w dół. Przy okazji na ostatnim zjeździe udało mi się osiągnąć Vmaxa 80.4km/h.

Wyjazd udał się super, dobry sprawdzian przed wyprawą, przekonaliśmy się co będzie nam jeszcze potrzebne. Brawa należą się Adamowi, który drugim wypadem w góry w tym roku pomógł mi uzyskać rekordową sumę przewyższeń :)

Na koniec pokonany profil:


Pradziad

Sobota, 16 lipca 2011 · Komentarze(8)
Kategoria >150km, Pradziad, runner
Myślałem, że pojadę sam, ale okazało się, że jest więcej chętnych. Można powiedzieć stała ekipa: Artur, Krzysiek i Piotrek. Jechaliśmy na dwa auta także nie było ciśnienia z czasem, mogliśmy o normalnej godzinie wystartować (8:00) i nie śpieszyć się z powrotem, ogromna wygoda.

Do Zlotych Hor dojechaliśmy o 10, a pół godziny później mogliśmy ruszyć.


Trasę ułożyłem dość wymagającą z wieloma trudnymi podjazdami. To teraz małe zestawienie w kolejności ich pokonywania.

1. Zlote Hory Hermanowice
394-706m, 6.4km, 4.9%

2. Holcovice - Karlovice
471-653m, 2.5km, 7.3%

3. Karlovice - Pradziad
391m - 1493m, 25km, 4.1%

4. Vidly 1
779-1002m, 3.4km, 6.6%

5. Vidly 2
774-923m, 2.3km, 6.5%

6. Jesenik - Rejviz
455-792m, 7.2km, 4.7%

7. Prameny Opavice
518-783m, 5km, 5.3%

8. Petrov Boudy
453-701m, 4.2km, 5.9%

Na żadnym podjeździe pierwszy nie byłem, ale jechało się super ;) 13% ścianka za Zlatymi Horami wydała nam się jak 5%, co dają świeże nogi :P Miło zaskoczył podjazd za Holcovicami bo miejscami miał 9-10%.

Holcovice +


Na szczycie okazało się, że widać Pradziada, moja lewa ręka na niego wskazuje.


Następnie rozpoczął się 25km podjazd na Pradziada, pierwsze km bardzo łagodne, ostatnie bardzo strome.

Na trasie.


Tradycyjnie w Karlovej zatankowaliśmy wodę życia :)


I w końcu znaleźliśmy się na szczycie.


Każdy z nas ustanowił swój najlepszy czas wjazdu tego 9km odcinka licząc od szlabanu.

Krzysiek 36m
Artur 37m 37s
Ja 38m 09s - poprawiony o ponad 5 minut!
Piotrek 40m z sekundami

Na finiszu próbowałem jeszcze nagrać Piotrka, ale za późno zorientowałem się, że już jest. W trakcie podjazdu mijając parę Czechów usłyszałem "kolejni z Husaria", niby nic, a cieszy :D



Tak od wysokości 900mnpm było dość zimno, poza Piotrkiem reszta z nas marzła.

Na szcycie fota naszego następnego celu, zbiornika Dolne Stranie i elektrowni szczytowo pompowej.


Zjazd niestety był fatalny, dzikie tłumy ludzi zastawiające całą drogę, było nawet jedno czy dwa niebezpieczne hamowania.

Przy dolnym parkingu zatrzymaliśmy się na obiad. Nie dość że wpuścili nas potem do środka z rowerami to jeszcze na koniec każdy z nas dostał po kawałku ciasta gratis!


Zjazd z miejscowości Vidly jest dość stromy, sekcje po 12% pozwalają się mocno rozpędzić, Piotrek wziął tam dwa motocykle i auto dostawcze :D Ja spokojnie zjechałem za nimi :P Za Jesenikiem trafiliśmy na dość długi podjazd, ale dopiero wjazd na Prameny Opavice nas wykończył bo końcówka miała stale ~10%.

Piotrek zrobił tam genialne zdjęcie.


Tu już szczyt przełęczy (780m).


I zjazd.


Jeszcze tylko wizyta w sklepie i zakup wody "bez bubli" :D Tutaj na 110km mieliśmy już 2600m w pionie. Teraz czekał na odpoczynek od podjazdów, 36km zrobliśmy na zmianach ze średnią 38.1km/h, ale na kole jechało się prawie bez wysiłku.

Na niższej wysokości było zdecydowanie cieplej, w końcu też świeciło na słońce, którego przez większość dnia brakowało.

Tutaj ochoczo jedziemy do ostatniego podjazdu dnia.


Petrov przywitał nas dość długą, 12% sekcją. Było ciężko, ale jak zrobiło się 5-6% to wystrzeliłem jak na płaskim i dojechałem do czekającego na szczycie Krzyśka :)

Petrov Boudy (701m).


Potem czekał nas już tylko 4km zjazd do aut. Wyjazd się udał, jedyny minus to to, że jednak nie udało się pobić rekordu przewyższeń (który na razie wynosi 3011m).

Dzięki chłopaki, bawiłem się wyśmienicie!

Hrubý Jeseník #2 / Dzień 2

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(7)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
O 6 rano obudziło mnie ostre słońce. Piękny dzień. Na dzisiaj była zapalnowane inna trasa o podobnej długości. Krótka męczarnia po polskich drogiach i jesteśmy w Czechach. Tam trzeciorzędny drogi są lepszej jakości niż nasze krajówki. Tempo narzuciliśmy bardzo spokojne praktycznie cały czas robiąc podjazdy. Ale taki urok tej trasy, pierwsza połowa pod górę, druga w dół.

Już w Czechach, nawet kilku rowerzystów spotkaliśmy.



Tak mniej więcej wyglądają wszystkie drogi, którymi jechaliśmy :)



W Hermanovicach zjechaliśmy na Zlote Hory, tym razem spróbowałem dokręcić na zjeździe, ale tylko 77km/h dało radę. Objechaliśmy Pricny Vrch wbijając się na 9km (4%) podjazd z końcówką 2km - 7.3%, w sam raz rozgrzekwa przed Pradziadem, niestety łyknął nas tam stary dziadek i nie byliśmy w stanie trzymać koła :D Szczyt przełęczy był na 780m skąd ładnymi serpentynami zjechaliśmy do Hermanovic.

Zakupy w Zlotych Horach.


Niestety przez moją nieuwagę i durne oprogramowanie komórki wszystkie kolejne zdjęcia przepadły. Nie zauważyłem, że skończyła pamięć, a komórka nie informuje w żaden sposób, że nie ma miejsca tylko nie zapisuje zrobionych zdjęć i pozwala pstrykać kolejne.

Na 7km podjeździe do Karlovej wyprzedził nas szosowiec. Próbowałem go dogonić, ale na całej trasie utrzymywał dystans 50m. Tętno trochę za wysoko powędrowało. Następnie spotkaliśmy Czecha, chciał wiedzieć czy da się do Owczarni podjechać. Ruszył przed nami, ale dogoniliśmy go. Sam wjazd na Pradziada straszny, pełno wody, żwiru, piasku, nawet lodu, zadziwiająco lekko się podjeżdżało. W Owczarni na około 1300 mnpm śnieg i lód, po bokach ludzie na nartach i skutery śnieżne :D Fizycznie nie dało się już jechać. Zrobiliśmy tutaj kilka fotek, których najbardziej szkoda. Na jednej wdrapałem się na połowę 3-metrowej śnieżnej ściany. Dogonił nas też Czech i zrobił wspólne zdjęcie na tle wieży Pradziada.

Zjazd w potokach zamarzającej wody był hardcorowy i dojechałem kompletnie przednie klocki. Cały zjazd na zaciśniętych klamkach, strach był aby obręcze za bardzo się nie rozgrzały i dętki nie strzeliły. Ostatecznie wyszła średnia zjazdu 38km/h. Reszta trasy to już w większości zjazdy świetnymi drogami. Tylko się złożyć na lemondce i odpoczywać.

Na koniec zostało pozbierać się, zapakować w auto i ruszyć na Wrocław, dopiero po północy byłem w domu.

Trasa i wykresy:


Pradziad

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >150km, Pradziad, runner
Tym razem zdecydowaliśmy się jechać na Pradziada, jest to mój 6 wjazd na tą górę, a 3 w tym roku. Zapowiadana pogoda była przyzwoita, chłodno, ale bezchmurnie - i faktycznie mieliśmy cały czas słońce, a niska temperatura przeszkadzała tylko na zjazdach. Chęć udziału zgłosił Artur, Krzysiek, Paweł (który jechał z nami tydzień temu), Łukasz (z forumszosowego) i druga ekipa, który miała podobny plan do naszego czyli Artur (vel kierownik :D), Artur (vel p.o.s.t), Jacek i Mietek (wszyscy sporo podnosili średnią wieku :D ).

Plan był następujący, pociągiem jedziemy do Ziębic, stamtąd kierujemy się prosto do Czech na Jawornik. Z Jawornika na Jesenik i przez przełęcz Wilce Sadlo do Karlovej i Pradziada. Powrót zjazdem do Vrbna pod Pradedem i Zlotych Hor (przy Głuchołazach), a następnie ciągła jazda wzdłuż granicy (po czeskiej stronie), aż do Jawornika i z powrotem do Ziębic. Plan prawie udało się zrealizować, z tym że musieliśmy jechać do Kamieńca Ząbkowickiego bo do Ziębic nie zdążylibyśmy na ostatni pociąg, a kolejny rano :D

Trasa i profil


O 5:40 koło Korony spotykam się z Krzyśkiem i razem jedziemy na PKP. Na dworcu we Wro ekipa bardzo szybko się zebrała, do pociągu załadowaliśmy się błyskawicznie, podróż przeleciała raz dwa na różnych rozmowach. W Ziębicach pierwszy kapeć u Mietka, kilka kilometrów dalej Jacek jadąc z tył wpada w dziurę i łapie gumę. Robi się nerwowo gdyż ma on pretensje że nikt mu jej nie pokazał. Kilka km dalej na stacji chcemy dopompować oponki, ale niestety Mietek urywa wentyl i kolejna dłuższa przerwa. Tak po 20km mamy już godzinę postojów, nie wygląda to dobrze :D

Transport.


Następnym problemem okazuje się być Łukasz, który dość szybko zaczyna odstawać. Okazuje się, że on coś tam na rowerze jeździ, ale w górach w sumie był raz O.o Dodatkowo jest strasznie silny wiatr, który bardzo utrudnia nam jazdę. Podobna sytuacja jak z Czarkiem w Jeleniej. Jedziemy tak jeszcze do 50km, zwiększając ciągle wysokość n.p.m. Tam udaje się namówić Łukasza żeby zawrócił bo to nie ma sensu, przejechana do tej pory trasa jest "płaska", w porównaniu z tym co się dopiero ma zacząć. Niestety kolega zdecydowanie przecenił swoje możliwości (a tempo i tak było baaardzo spokojne).

Po rozstaniu zaczyna się robić stromo - przed nami przełęcz Wilce Sadlo na wysokości ~1000m n.p.m, tablice informują nas o długich odcinkach o nachyleniu 12%. Mi jakoś noga nie podaje i wjeżdżam strasznie wolno, za to na niskim tętnie w tlenie :) Na tej wysokości zaczyna robić się już zimno, ale nie decyduje się na wyjęcie zimówki, którą wiozę na bagażniku. Kiedy już wszyscy dojechali rzucamy się w dół, myślałem, że ja szybko zjeżdżam, ale Kierownik to prawdziwy szaleniec, ledwo za nim nadążałem :D Przed Karlovą czeka nas jeszcze kolejny podjazd na przełęcz, ale Mietkowi schodzi powietrze i znowu tracimy sporo czasu :(

Od lewej: Jacek, Krzysiek, Łukasz, Mietek, Artur, Artur, ja. Zdjęcie robił Kierownik.


W Karlovej wszyscy mamy już puste bidony i w pijalni tankujemy "wodę życia", na podjazdach smakuje cudownie, dodatkowo ustanawiam swój rekord na zjeździe po kostce brukowej na 60km/h :) Na szczyt Pradziada startujemy różnie, ale na prowadzenie wybijają się Krzysiek i p.o.s.t, ja startujac później po kolei wyprzedzam resztę kolegów. Jadę tragicznie wolno, ale tętno utrzymuje się na poziomie 70-75% HR max O.o jeszcze nigdy tak spokojnie nie robiłem tego podjazdu, nie mam zadyszki i spokojnie mogę rozmawiać w czasie jazdy. Dziwne. Na szczycie pierwszy jest Krzysiek z czasem 43m, następnie p.o.s.t 45m, ja 53:35 (średnia 10.1km/h), Jacek ~58m, Artur 64m (chyba), Kierownika i Mietka nie widziałem bo siedziałem już wtedy w restauracji czekając na obiadek.

Ciepła herbata i ryba z frytkami działają cuda, skusił się jeszcze na to Artur, p.o.s.t i Krzysiek. Mimo słońca na szczycie było na tyle zimno, że nawet nie podziwiałem widoków tylko po wyjściu z wieży od razu rzuciłem się w dół. Wcześniej jednak ubrałem wiezione specjalnie na ten zjazd zimowe ciuchy, warto było. Na zjeździe dużo ludzi, dlatego max wyszedł tylko 70km/h, a czas zjazdu 09:39 (rekord ponad minutę krótszy). Najpierw dogoniłem i wyprzedziłem Kierownika, ale chyba pojechałem mu po ambicji bo potem mnie wziął i zjeżdżałem już na kole :)

W Karlovej znowu tankownie i małe zakupy. Zjeżdżamy teraz 8km do Vrbna... tam Mietkowi pada tylna przerzutka i resztę trasy musi robić na 39x26 lub 53x26 O.o Raz zrzucamy łańcuch gdzieś niżej ale potem wskakuje z powrotem na 26. Zaliczamy kolejny podjazd i jesteśmy przed Zlotymi Horami. Od początku zależało mi na przejechaniu tej części trasy bo na długim zjeździe pojawia się odcinek 700m o średnim nachyleniu 14% ! Biorę odpowiedni rozpęd i zjeżdżam, niestety udaje się osiągnąć tylko 76km/h, Artur identycznie, Kierownik i p.o.s.t wyciągnęli po 82km/h :D

Zjazd trwa aż do Zlotych Hor, tam czekamy na wszystkich i zaczyna się oczywiście dyskusja kto ile miał i jak się zjeżdżało :) Teraz zostały nam już tylko małe hopki do podjechania i większość zjazdów do Jawornika, cały czas wzdłuż granicy. Okazuje się, że droga, którą wybrałem to był strzał w dziesiątkę. Idealny, nowy asfalt i żadnego ruchu. Lecimy jak błyskawica, niestety w Jaworniku łapie nas zmrok. Na szczęście ekipa była przygotowana i było sporo lampek.

Zamek w Jaworniku.


Mamy 1h 20m na pociąg w Ziębicach i 25km do zrobienia. Damy radę, następny pociąg jest o 6 rano więc musimy dać radę :D Z Jawornika jedziemy cały czas pod górę... coś nam trasa nie pasuje, wygląda zupełnie inaczej niż rano, może to przez noc? Po chwili z góry wraca p.o.s.t i krzyczy nam, że jedziemy w zupełnie inną stronę na Lądek Zdrój :D No to, że tak powiem plan nam się rozłożył. Zawracamy, mamy 27km i godzinę czasu, ludzie są zmęczeni, a dodatkowo jedziemy już po ciemku. Nie ma szans dojechać na pociąg.

Okazuje się jednak, że z Kamieńca Ząbkowickiego 15m później odjeżdża TLK do Wro, mamy 24km i 1h 15m czasu. W całkowityach ciemnościach wydaje się, że jedziemy 40km/h, niestety tak nie jest. Drogi zupełnie nie widać, dziur też nie, skupiam się tylko na tylne kole osoby przede mną. Nigdy jeszcze nie jechałem w takich warunkach. Muszę powiedzieć, że jest to bardzo ciężkie. Pełna mobilizacja daje jednak rezultat, na dworzec wpadamy 8 minut przed ostatni pociągiem. Rozważaliśmy już alternatywę nocnej jazdy rowerami do Wro :) Z rowerami pakujemy się do 3 przedziałów i przez całą drogę dyskutujemy o wyprawie.

Dla Artura jest to rekordowy wypad, max prędkość, dystans, przewyższenie. Na mnie przewyższenie robi wrażenie bo wyszło nam ponad 3km w pionie. Na koniec zostaje mi jeszcze przebicie się po ciemku do domu i o 22:30 jestem już u siebie.

Podsumowując, wyprawa znowu się udała, pogoda dopisała, humory też, forma na podjazdach trochę słabsza, za to tętno bardzo niskie.

Pradziad

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(7)
Kategoria <150km, Pradziad, runner
(żeby się lżej czytało dodane zostaną zdjęcia jak już Adam je wrzuci)

Organizowałem kolejny wypad na Pradziada, z początkowych 5 chętnych tylko 2 się ze mną skontaktowało, Adam oraz Darek (który uparcie nie chce dodawać już wpisów na BS :P ). Plan ostatecznie ukształtował się następująco - pociągiem do Nysy, podjazd na Pradziada i zjazd do Opola. Ja i Darek do Wro, a Adam miał dalej jechać 60km do siebie. Ostatecznie wyszło zupełnie inaczej :D

Na początku PKP zdarło z nas kupę kasy, okazało się, że aby dostać się z Wro (wyjazd 8:00) do Nysy (9:40, 90km) trzeba jechać z przesiadką i zapłacić 30zł ! Podział przewoźników kolejowych to jeden wielki niewypał, ale co zrobić :( W TLK warunki straszne, w szynobusie do Nysy rewelka, pusto, miejsce na rowery i klima (fotki będą :) w tygodniu).

Szynobus do Nysy, pełny luksus.

Adam, ja, Darek.


Niedługo po starcie.


Z Nysy uderzamy na Głuchołazy, potem na Zlate Hory, tam na kawałku podjazdu 730m (13.7%) wyciskam dzisiejszy HRmax (191) i muszę lekko zwolnić przez co Darek mnie wyprzedza :P W tym miejscu jeszcze był straszny gorąco, pewnie grubo ponad 30 stopni. Potem już jedziemy spokojnie, na szczęście w miarę zwiększania wysokości temperatura spadała, a słońce chowało się za chmurkami.

Zjazd do Vbrna pod Pradedem.





W Karlovej zatankowaliśmy wodę z pijalni i udaliśmy się nad wodospad, który wysechł O.o. Nad strumieniem spędziliśmy 30m i zrobiliśmy małą sesję zdjęciową :D



Schłodziliśmy picie, pomoczyli rękawice, chusty, Darek koszulkę i ruszyliśmy zdobywać szczyt. Darek zaatakował pierwszy, Adam chwilę za nim, a ja bawiłem się z wyłączeniem GPSa w Garminie bo niestety gubi on sygnał w gęstym lesie.

"Drugi szlaban", czyli pierwszy odcinek podjazdu za nami.


Już prawie !



Dzisiaj wjeżdżało się bardzo dobrze (choć na 39-26), dogoniłem Adama, Darka utrzymywałem w zasięgu wzroku ale na drugiej części podjazdu odskoczył mi. Ostatecznie wszyscy zrobiliśmy podjazd na raz (Adam na płaskiej części dolewał wody do bidonu). Darek niestety nie zmierzył dokładnie czasu, ale zrobił to w granicy 42-43m, mi to zajęło 45:59, A Adam zmieścił się w 60m. Dystans podjazdu to 9km bez paru metrów. Wyprzedziłem na podjeździe pokaźną liczbę rowerzystów, a nie dałem się nikomu :P

Pamiątkowo zdjęcie na tle wieży,


oraz na tle innych gór.


Zjazd jak zwykle szybki, ale dłuższy niż tydzień temu bo 8:55 (średnia 61km/h).
W pewnym momencie spanikowałem i dałem po hamulcach bo miałem wrażenie, że z tył kapcia złapałem. Było to chyba prorocze bo na kolejnym zjeździe (do Bruntala) przy ~65km/h wjechałem na coś i złapałem gumę z przodu. Później już spokojnie profilem zjazdowym kierowaliśmy się do przejścia granicznego w Pietrowicach.

Pierwszy kawałek zjazdu, dobrze, że Adam się zatrzymał bo widok świetny, a na tym odcinku momentalnie osiąga się ~75km/h :D


Trochę dalej wymiana dętki, nawet nie wiedziałem, że Adam foci.


Pole "czegoś".


Piękne drogi (dla nas zjazdowe) w Czechach.



Przed Krnovem, Zator zdecydowanie Loucky :D


Zjazd do Krnova. W oddali Darek i ja.


W Krnovie w Lidlu zrobiliśmy spore zakupy, a następnie na parkingu urządziliśmy piknik. Parę metrów po przekroczeniu granicy Darek kazał mi popatrzeć ze siebie... w tempie ekspresowym znikały za nami góry ! Zbliżała się do nas WODY, coś jak potop z filmu 2012 :D Kilka chwil później zaczęła się ulewa. Lało tak, że widoczność była liczona w metrach, droga zamieniła się w strumień, wiatr rzucał nami na wszystkie strony, a pioruny waliły w odległości nawet 500m. Armagedon :) Każdy przejeżdżający samochód tworzył ścianę wody, która uderzała w nas od stóp do głów, jedyny plus że ta woda z asfaltu była gorąca. Było ciepło więc jazda w takich warunkach, choć bardzo niebezpieczna, była świetną zabawą. Adam jednak stwierdził, że w ogóle nas na drodze nie widać i zjechaliśmy na przystanek. W zatoczce zaczęły zatrzymywać się samochody, które bały się jechać w takich warunkach :D

Za przystankiem ledwo co widać. Chwilę siedzimy ale nic się nie zmienia.




W takiej sytuacji zrobienie 70km do Opola wydawało się wątpliwe. Na szczęście 10km od miejsca, gdzie staliśmy mam dom dziadków. Zdecydowaliśmy się dalej ryzykować i ruszyliśmy. Jeśli ktoś myślałem, że nie może być gorzej to się mylił, deszcze nabrał takiej mocy, że aż sprawiał ból. Obie ręce po chwili zrobiły się cały czerwony i ciężko było trzymać kierownicę, a krople od kasku odbijały się jak naboje od metalu :D W takich warunkach dotarliśmy do mojego domu. W sumie 17km takiej jazdy było.

Wysuszyliśmy się i przebrali, a potem przy ciepłej herbacie pogadaliśmy 2 godzinki i przed 22 poszli spać.

Trasa i profil:


Różne inne cyferki można przeanalizować TUTAJ.

Pradziad

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Z Krzyśkiem umówiliśmy się o 6:30 u mnie i o ustalonej porze ruszyliśmy z Wrocławia na Pradziada. Pogoda jak można się domyślać była bardzo dobra, jedynie prognozy wiatru się sprawdziły i na całej trasie wiało nam w twarz :( Jechaliśmy moją trasą z września czyli przez Jelcz, Oławę, Grodków, Nysę, Głuchołazy, Złote Hory, Hermanovice, Vbrno p.P, Karlovą Studankę, Bruntal, Krnov, Głubczyce.

Wyjeżdżamy z miasta, ciągle zadowolone miny ;) Słońce jeszcze nisko, długie cienie.


Za Wro jeszcze cień lasów.


Przed Grodkowem mijamy A4. Po niebie widać piękną pogodę.


W tle widać już zarysy gór.


Za znakiem "Nysa" super zjazd. 3km


Pierwszy postój zrobiliśmy w Głuchołazach po 110km, jechało się całkiem przyzwoicie i jeszcze przed samymi Głuchołazami mieliśmy średnią 30.3km/h. W lidlu zrobiliśmy spore zakupy, w tym ja wziąłem 3 litry płynów. Zabawiliśmy tam z 50m rozmawiajc z jednym gościem żywo zainteresowanym kolarstwem i rowerami. Po takim odpoczynku zapomnieliśmy, że mamy już trochę km w nogach i ruszyliśmy na podjazd za Złotymi Horami. Zanim jednak wyjechaliśmy z miasta Krzysiek miał pecha gdyż napój gazowany wystrzelił mu ustnik bidonu dokładnie na środku skrzyżowania :D Zanim udało się tam dostać jeden samochód po nim przejechał.

Po czeskiej stronie jest dobrze mi już znany bardzo stromy odcinek dłuższego podjazdu, tym razem dokładnie go obmierzyłem :] Wyszło 930m i 112m w pionie czyli 12% lub 730m i 100m w pionie czyli 13.69% :D Ja tam powoli walczyłem a Krzysiek wystrzelił i jeszcze łyknął gościa na MTB i kobietę na szosie. Ja na szczycie schowałem się w przystanku i się chwilę wylegiwałem, a Krzysiek porobił zdjęcia.

Następnie zjeżdżaliśmy już do Vbrna pod Pradziadem, na zjeździe Krzyśkowi wypadł drugi bidon... samochód jadący z tył próbował go ominąć, ale mu nie wyszło :D Na szczęście rozwalił tylko zakrętkę.

Teraz zaczął się nasz główny cel, najpierw 9km (średnio 3.7%) do Karlovej, a potem 9km (7.5%) na szczyt Pradziada. Krzysiek znowu mi odjechał. W Karlovej zatrzymaliśmy się najpierw w pijalni wód, a potem nad wodospadem. Ja chciałem zostać się ochłodzić bo myślałem, że zaraz dojdzie do samozapłonu, Krzysiek natomiast od razu zdecydował się wjeżdżać na szczyt. Przy strumyku spędziłem 30m, wychłodziłem w nim wszystkie napoje do temperatury bliskiej 0 :D a do tego sam porządnie się ostudziłem... do tego stopnia, że marzyłem o wyjściu na słońce i ruszeniu pod górę :D

Lepsze niż lodówka. Długo nie dało się ustać w tak zimej wodzie.


Prawie porwał mnie nurt.


Na przeciw znajdował się wodospad, jest przynajmniej 2x wyższy niż to co widać.


Chatka Puchatka.


Mój podjazd to był śmiech na sali, a nie podjazd, 62 minuty z czego 15 stania i odpoczywania w kilku miejscach. Na końcówce pogadałem sobie z Czechem, który prowadził pod górę kolarkę z sakwami... a ja jechałem obok, a raczej bujałem się na boki :D Następnie wyprzedził mnie inny gość na szosie, siadłem mu na koło, a na bardziej stromej końcówce urządziliśmy sobie sprint, kiedy zobaczyłem, że słabenie docisnąłem do 30km/h i go wziąłem... choć nie jestem pewien czy on w ogóle wiedział, że jechałem za nim. Rotfl. Krzysiek też nie był zadowolony ze swojego występu bo nie udało mu się zrobić podjazdu na raz. Na górze odpoczynek, fotki i szybki zjazd.

Podjazd, w tle powalone drzewa. Też jest tu coś dla Artura. Żeby trening był dobry rower nie może być za lekki dlatego należy dorzucić bagażnik z plecakiem i m.in. w nim 1.5l wody 0.5l soku :D


Jeszcze tylko trochę.


Za kilka metrów droga skręca i robi się tam 11% przez 600m, w sam raz żeby dobić kolarza na końcówce :)


Sesja na szczycie. Żeby nie było wątpliwości, że tam wtoczyliśmy się :D





Nie licząc płaskiego odcinka to na 8km zjazdu miałem średnią 65km/h, mimo że droga jest bardzo szeroka to ludzie odsuwali się na boki widząc mnie :P Dla takiego zjazdu warto tam najpierw podjechać. Na parkingu wymieniliśmy się z Krzyśkiem wrażeniami i ruszyliśmy dalej... w dół na Rymarov. Z tego miejsca do noclegu mieliśmy już tylko 78km z czego ponad 1000m sumarycznego spadku terenu i tylko 400m w górę. Jednym słowem super :) Powroty z Pradziad do Równego to jedne z piękniejszych momentów trasy bo prawie cały czas się zjeżdża i leżąc wygodnie na lemondce można podziwiać piękne krajobrazy, których tu nie brakuje.

Godzina 19, przejście graniczne Krnov - Pietrowice/Głubczyce.


W Głubczycach byliśmy już po 20, zrbiliśmy zakupy i ruszyliśmy do mnie, jechaliśmy w stronę wspaniale zachodzącego słońca, kierując się z powrotem w kierunku wysokich gór i podziwiając majaczącego w oddali Pradziada.

W sumie na całej wyparwie zjadłem batona oraz dwie bułki, do tego wypiłem 7 litrów różnych płynów, wyliczyłem, że na każdą godzinę jazdy piłem 0.8 litra. Temperatura była strasznie wysoka, jedynie na szczycie nas wychłodziło.

Trasa, profil, prędkości.


Profil podjazdu na Pradziada startując spod szlabanu na parkingu za Karlovą Studanką.


Pięknie położyli tą drogę do drugiego szlabanu, idealnie równe nachylenie. Z uwagi na to, że próbki brałem co 500m nie widać, że po 5.5km jest wypłaszczenie, potem lekki spadem w dół i z powrotem dość ostro pod górę. Również ostatnie metry są bardzo strome.

A tu jeszcze ostatnie 2.75km na szczyt.


Jak dostanę jeszcze resztę zdjęć od Krzyśka to tutaj dorzucę kilka.