Wrocław - Harrachov - Zgorzelec
Wyjazd zorganizowany na ostatnią chwilę... w piątek około 22 :D Dałem propozycję, Artur przystał na nią, obdzwonił resztą, ja namówiłem Adama i ekipa się zebrała. Plan zakładał Łysą Górę, Jelenią, Jakuszyce, Czechy, Bogatynię, Niemcy i pociąg 18:55 ze Zgorzelca. Zbiórka bardzo późna bo o 7:30 także rozkład napięty bez możliwości błędów nawigacyjnych czy też technicznych... a Piotrek spóźnia się ponad 10 minut na zbiórkę :D
Warunki mamy bardzo dobre, wiatr w plecy, piękna pogoda. Pierwszy odcinek jedzie się wyśmienicie, Artur zna świetną trasę do Jeleniej, przyzwoita nawierzchni, piękne widoki i prawie zerowy ruch przez 120km !! Jedziemy parami, spokojnym tempem dając zmiany co 5-8km.
Szyk bojowy :)
Pierwsze hopki.
Na trasie pojawia się Łysa Góra, pierwszy podjazd po 90km i nogi protestują, muszą się dopiero "przepalić" :) Było to chyba najcięższy podjazd tego dnia, niespecjalnie długi, ale z bardzo stromymi sekcjami (7km, średnio 4.4%, max 11% kilka razy). Peleton całkiem się tu rozrywa, pierwszy przyjeżdża Artur, na końcu ja i chwilę później Adam. Spotykamy tam starszego kolarza, robi nam zdjęcie grupowe, potem będziemy go jeszcze kilka razy mijać ponieważ okazało się, że jedzie tą samą drogą do Czech co my.
Od lewej ja, Artur, Tomek, Mateusz, Piotrek, Adam.
Widoki na zjeździe z Łysej Góry.
W Jeleniej mamy ciągle średnią ponad 30km/h więc jesteśmy do przodu z planem wyjazdu. Szybko przelatujemy przez miasto po dk3 i kierujemy się znakami na Jakuszyce. Piotrek nas tam bardzo ładnie i długo pociągnął. W końcu zaczyna się podjazd do Szklarskiej, nic specjalnego (6km, średnio 3.95%). Peleton od startu się rozrywa. Jadę na końcu przed Adamem, reszta odjechała już daleko. Nagle dostaje jakiegoś powera, kadencja 100 i cisnę 25-26km/h. Po kolei wszystkich wyprzedzam jakby stali w miejsci ;) Jestem już prawie na kole Tomka, który był pierwszy i odpuszczam. Zerknąłem na pulsometr a tam 184. Głupio byłoby strzelić na drugm podjeździe dnia :D Kilometr dalej Szklarska i czekamy tam, aż wszyscy się zjadą.
Kolejny podjazd pod Jakuszyce też idzie dobrze (5.5km, 3.8% średnio), Tomek jadący kilka metrów z przodu ciągle próbuje mnie zgubić, a ja dokręcam żeby nie stracić.
Kawałek zjazdu.
Na szczycie czekamy na wszystkich. Udaje się przekonać Tomka i Piotrka żeby jechali z nami na Czechy, wcześniej planowli powrót do Jeleniej na pociąg. Sam zjazd do Czech bardzo przyjemny (7.7km, 3.7%), nawet trochę ścigamy się na nim :), Tomek składał się na rowerze jak pro i trzeba było ostro kręcić żeby się utrzymać za nim.
Wydajne chłodzenie na zjeździe. Na podjeździe było ze 100 stopni :P
Po pierwszym zjeździe w Czechah.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i zaczynają się podjazdy. Robimy 3 hopki i wracamy na wysokość z Jakuszyc. Po drodze mijamy ładne jeziorko, drogi i widoki w Czechach cudne, do tego masa rowerzystów i rolkarzy. W Czechach zaliczamy przełęcz na 880 mnpm i rozpoczyna się zjazd praktycznie do poziomu 0 :D Niestety chwilę wcześniej padało i wszystkie zakręty mokre. Prowadzę na zjeździe, ale przed każdym zakrętem trzeba praktycznie do 0 wyhamować, każdemu chyba koło się uślizgnęło na zakręcie i wszyscy nabrali respektu dla zjazdu... wszyscy poza Piotrem, który mimo, że dawałem z siebie wszystko po wyjściu z zakrętów wyprzedza mnie :D Na kilku zakrętach wyrzuca mnie aż na przeciległe pobocze. Doganiamy dwa auta, myślę sobie że teraz trochę się uspokoi, ale Piotr bierze się za wyprzedzaniem. Dokręcam i jestem za nim :) Mimo praktycznie stawania na zakrętach średnia z 9km zjazdu wyszła 50km/h.
Postój przy jeziorku.
I zjazd.
Ostatni podjazd dnia... żartuję, btw. zawsze myślałem, że stroizny podjazdu nie da się uchwycić dobrze na zdjęciu :D
Gdzieś w Czechach.
Kolejnym punktem na trasie było czeskie miasteczko Frydlant. Tomek, Piotrek i Adam mieli stamtąd 28km do Zgorzelca i chcieli zdążyć na na wcześniejszy pociąg. Ja, Artur i Mati jechliśmy w zupełnie inną stronę, do Bogatynia a potem przejście graniczne w Zittau w Niemczech. Pierwsza grupa miała 1h 20m także powinni zdążyć, my mieliśmy jeszcze 3h na naszą trasę.
Przed Bogatynią dopada nas deszcz, a z boku gonią granatowe chmury, po chwili błyska i słychać grzmoty. Robimy zakupy w Netto i decydujemy się na krótszy wariant do Zgorzelca, trochę szkoda, ale alternatywą byłaby jazda prosto w burzowe chmury. Przy sklepie zapytaliśmy jeszcze miejscową kobietę ile kilometrów jest do Zgorzelca. Z przekonaniem odpowiedziała nam, że 325! Próbowaliśmy się dowiedzieć, czy jest tego pewna... była, w końcu często tam jeździ i tyle jest napisane na bilecie autobusowym... podziękowaliśmy, a kiedy weszła do sklepu padliśmy ze śmiechu :D
Smagani bocznym wiatrem ciśniemy przed siebie, spodziewałem się płaskiej trasy, a tu wyrósł nam ponad 3km podjazd (3%), Artur dzielnie nas wciągnął na niego. W Zgorzelcu byliśmy 50 minut przed odjazdem naszego pociągu.
Stojąc przy dworcu podszedł do nas... Adam :) Okazało się, że Piotr padł na trasie, Tomek pocisnął i zdążył na pociąg. Z całej tej sytuacji wyszła zabawna historia, ale o łapaniu stopa "na wypadek" trzeba poczytać już u Adama :P Na miejscu kolacja w McDonaldzie i zakupy w markecie. Pociąg z Niemiec przyjechał punktualnie, wygodny szynobus. W Węglincu niespodzianka, do pociągu wsiada Tomek. Okazało się, że nie zdążył na przesiadkę i drugi pociąg odjechał minutę wcześniej. Niestety musiał tam czekać 1.5h przez co spóźnił się na koncert.
Wyjazd się udał. Wspaniała trasa, którą można by robić wielokrotnie, świetna ekipa, cudna pogoda, sprzyjający wiatr, dużo łagodnych podjazdów, czego chcieć więcej? Dodatkowo respekt dla Adama, za zrobienie tego na MTB :P
Dzięki chłopaki za wyjazd!
Profil trasy: