Urlopu dzień 2 - Geldern i okolice

Niedziela, 19 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria <150km, runner, Geldern
Od rana pogoda nie rozpieszcza, huraganowy wiatr (8-10m/s) i deszcz. Ale że urlopu nie można zmarnować to ubieram się i o 12 ruszam w drogę. Na starcie kropi, a po chwili zaczyna mocno padać. Do Wesel mam z wiatrem w plecy i jadąc spokojnie docieram tam błyskawicznie. Jestem już cały mokry, ale przynajmniej tutaj nie pada. Nie udaje mi się znaleźć wjazdu na drogę rowerową i most pokonuję jezdnią co ponoć jest zabronione, a most jest monitorowany :)

Przed wyjazdem. Dobrze przygotowany na 14 stopni i deszcz? :P


Przeprawa nad Renem do Wesel.




Trochę kręcę się po miasteczku i uderzam na prawobrzeżną trasę wzdłuż Renu. Na początku trafiam na ruiny mostu zniszczonego w czasi działań wojennych.


Na całej trasie bardzo dużo owiec, krów, koni i zajęcy. Zwierzyna ma się tu dobrze :)


Wzdłuż Renu aż do Rees prowadzą drogi rowerowe. Na tym odcinku spotykam sporo sakwiarzy, kolarzy i rolkarzy, padający deszcz nikogo nie odstrasza. Trasa jakościowo jest świetna, do tego widoki bardzo ładne. Przez cały czas towarzyszy mi okrutny boczny wiatr. Jedyne porównanie jakie przychodziło mi do głowy do plaża na Bałtyku podczas sztorum. Jeszcze nigdy w tak silny wietrze nie jeździłem. Prędkość przelotowa 20-25km/h.

Takiej jakości jest cała nawierzchnia.


I inne ujęcia z tego odcinka.



Mijam też przeprawę promową. Poziom wód się podniósł i barki wznowiły żeglugę.


Znaki prowadzą mnie drogami, których nie ma nawet na mapie, a mimo to nawierzchnia na nich jest super. W jednym miejscu leci polna droga, a obok niej asfaltowa ścieżka rowerowa :D

W końcu docieram do Rees. W podobnym stylu były zbudowane wszystkie miasteczka na trasie.


W Rees znajduje się kolejny most na Renie.


Wiatr na rzece jest jeszcze mocniejszy, boję się żeby nie rzuciło mną na barierki.


Ren.


Następnie jadę na Kalkar. Znajduje się tam elektrownia atomowa, która po zbudowaniu została oprotestowana przez mieszkańców i nigdy jej nie uruchomiono. Niestety nie udaje mi się jej znaleźć, w pewnym momencie widzę w oddali coś ją przypominającego, ale niestety nie jest w moim kierunku i decyduję się jechać dalej.

Tak wyglądają wszystkie drogi, którymi dzisiaj jechałem. Wzdłuż każdej jest taka lub szersza droga dla rowerów. Nie miałem nawet najmniejszej ochoty wjeżdżać na jezdnię. Tak, tak zrobiłem dzisiaj przynajmniej 100km po drogach dla rowerów :D


Następnie kieruję się do Kleve. Tam też zaliczam jedną z dwóch górke na trasie, raptem kilka metrów w pionie ;) Jest tam zamek niestety czas mnie goni. Mamy zarezerwowany stolik w restauracji na godzinę 18. Oryginalny plan zakładał jazdę stąd do Holandii, decyduje się jednak skrócić i kieruję się na Goch. Przed samym miastem dopada mnie już 6 czy 7 ulewa tego dnia, tym razem najmocniejsza, jestem już kompletnie przemoczony, a z ciężkimi burzowymi chmurami przyszedł jakiś front bo temperatura spadła o przynajmniej 5 stopni i pierwszy raz zrobiło mi się zimno. Optymistycznie zakładam jednak, że ucieknę z tego piekiełka i naciskam ostro pod wiatr na Holandię. Duje przeraźliwie, na prostkach czuję się jak na podjeździe na Walimską i prędkość mam podobną :D

W końcu udaje się wjechać do Niderlandów (Siebengewald). Przynajmniej przestaje padać. Tak tutaj traktuje się rowerzystów.



W końcu skręcam na południe i dostaję tylne-boczny wiatr. Już wiem, że się spóźnię więc mocno dokręcam, prędkość do końca oscyluje w granicy 35-40km/h, pojawia się też największy podjazd wycieczki, jakieś 30m w pionie. Ta holenderska dróżka oznaczona jest na mapie jako najgorsza, a jakościowo przypomina nasze polskie krajówki.

Do Geldern udaje mi się dojechać na 17:30 więc nie jest źle. Jakby to Darek powiedział wysuszony napęd błaga o eutanazję, rower tak uwalony chyba nigdy nie był, wszystkie moje rzeczy przemoczone i oblepione piachem z drogi. Na około 5.5h wyjazdu w sumie przez jakieś 2.5h padało. Mimo to wyjazd udał się wspaniale. Jazda po niemieckich drogach to czysta przyjemność, wybierałem trasy przypadkowo i nigdzie nie widziałem nawet jednej dziury. Idealnie gładki asfalt, do tego wzdłuż każdej drogi asfaltowe, bezkrawężnikowe ścieżki rowerowe. Kultura kierowców niewyobrażalna, czułem się jakbym był królem na drodze ;)

Z ciekawostek nadmienię jeszcze, że przez temperaturę i ciągły deszcz wypiłem w sumie jakieś 150ml płynów na całej tej trasie :D Gdybym był we Wro i widział taką pogodę nawet nogą bym nie ruszył... i pewnie dużo bym stracił ;)

Zobaczymy co przyniesie jutro bo zaplanowana jest jeszcze dłuższa wycieczka!

Komentarze (4)

Cześć,

PIĘKNE trasy! Zazdroszczę Ci Tomek! :D

Szkoda tylko, że ten deszcz lał. Piękny urlop. Wypoczywaj i trenuj, bo za dwa tygodnie lecimy na PRADZIADA! :D

P.S. W niedzielę, też nas zlało z Krzyśkiem w Sobótce i w Gniechowicach... AMBA. :D

arturswider 07:04 wtorek, 21 czerwca 2011

Dzieki VSV83, niestety na kolejne wyjazdy wiatr zapowiada sie w twarz.

Piotrek tubylcow bylo mnostwo tylko na turyste nie chcialem wygladac i im zdjec nie robilem :D

Platon 20:52 poniedziałek, 20 czerwca 2011

cytując podpis jakiegoś forumowicza
"...wiatr - zjawisko atmosferyczne, które z płaskiego robi Ci pod górę..."
ostatnio chciałeś chyba od podjazdów trochę odpocząć ale najwyraźniej prześladują Cię w tej czy innej formie:)

Musiało naprawdę mocno dmuchać, na zdjęciach nie widać ani jednego tubylca! (no poza serwisantem(?) w "strefie startowej":)

pzdr i czekam na kolejne relacje

suchy 07:17 poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nie powiem,jestem pod wrażeniem tamtejszej infrastruktury drogowej.
Udanego urlopu,lepszej pogody i wiatru tylko w plecy.

VSV83 05:53 poniedziałek, 20 czerwca 2011
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa towac

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]