Urlopu dzień 3 - Maastricht
Prognozy zapowiadały 19 stopni, brak opadów i nawet słońce... wyjechałem po 10 kierując się prosto na Holandię. Celem było zwiedzanie Maastricht, następnie wycieczka do Aachen i powrót na północ do Geldern.
W Straelen jeszcze nie padało.
Ale za granicą w Velno zaczęło :( Od tego miejsca do końca padało słabiej lub mocniej a ja byłem cały przemoczony. Do tego czołowy-boczny wiatr zapewniał rozrywkę, jednak w porównaniu z wczoraj te 4-5m/s nie robiło na mnie wrażenia :P
Centrum prezentowało się rewelacyjnie.
Następnie szybko przeleciałem przez Tegelen i udałem się na południe.
Trasa prowadziła wzdłuż rzeki Maas.
W Reuver stanąłem jeszcze na fotkę.
Zdziwiłem się na widok szlabanów na drodze dla rowerów :)
Koło 60km złapałem kapcia, zresztą jak zwykle przy jeździe w takich warunkach, ostry kamyczek wbił się w oponę. Szybka zmiana pod drzewem choć na chwilę uchroniła mnie przed deszczem. W Sittard nadziałem się na jakieś przeogromne zakłady chemiczne. Prowadziła tam ścieżka rowerowa... skończyło się to powrotem bo nigdzie nie można było tam dojechać, teren ogromny, cały w środku ogrodzony z zakazem fotografowania.
Strzeliłem jedną fotkę na wjeździe.
Szokujące jest dla mnie, że w Holandii na DDR mogą jeździ skutery, kilka razy trąbiono na mnie bo jechałem środkiem :D W końcu dotarłem do Elsloo, deszcz tutaj padał jeszcze mocniej. Miasteczko zrobiło na mnie duże wrażenie, szczególnie dzielnica zachowana w dawnym stylu.
Następnie droga prowadziła wzdłuż Maas. Wdrapałem się na wał strzelić fotkę.
Niestety im bliżej Maastricht tym deszcz nabierał na sile. Wjeżdżałem przez dzielnicę przemysłową co wyglądało mało obiecująco. Jednak stara część miasta była warta zobaczenia.
Rynek?
Ten pan na cokole trzymał palącą się pochodnię, niestety stojąc pod nim nie czułem dodatkowego ciepła :(
Holendrzy widać do takiej pogody są przyzwyczajeni bo na mieście pełno rowerzystów i ludzi, po wszystkich ten deszcz spływał ;) Ogólnie to w całej Holandii mimo tej fatalnej aury mijałem tony rowerzystów (w tym jedną wycieczkę klasową :D).
Tutaj na krawężniku dobiłem średnio napompowaną dętkę i zostało mi zsiąść z roweru :/
Uliczka w Maastricht, te blisko rynku były bardzo wąziótkie.
Byłem kompletnie przemoczony, było zimno, a do tego nie widziałem nigdzie w pobliżu sklepu rowerowego. Perspektywa dalszej walki i kolejnych ponad 100km w deszczu pokonała mnie. Zdecydowałem udać się na dworzec i wrócić pociągiem do Velno skąd mam już tylko jakieś 20km. Na bilet wydałem 18 euro, ceny są zabójcze, ale standard pociągów przyzwoity. Jeśli chodzi o infrastrukturę rowerową to jest dobra (całość przejechałem dzisiaj po DDR), ale ta w Niemczech jest na wyższym poziomie.
Dworzec kolejowy.
Akwizgran musi zostać zdobyty innym razem, teraz zabrakło jakiś 20km. Kilka stacji za Maastricht przestało padać, także gdyby nie drugi kapeć jechałbym pewnie tak do 22 rowerem do Geldern :) Na 6 godzin wypadu ponad 5 pożądnie padało. Jak na razie mój najbardziej hardcorowy wyjazd... ciekawę co przyniesie jutro?