Trening Husarii z Whirpoolem
Tempo nie było mocne, ale silny boczny wiatr znacząco utrudniał jazdę. Krzysiek swoim zwyczajem przystąpił do akcji niszczenia peletonu co wielokrotnie mu się udawało :D
W Trzebnicy minęliśmy się z inną dużą grupą, chcieli żebyśmy jechali razem. Mieliśmy inne plany, oni ruszali na Wzgórza. Na trasie Żądła współpraca układała się dobrze. Po drodze zgubiliśmy kilka osób i ostatecznie kończyliśmy w 6-osobowym składzie. Zwiedziliśmy też Gruszczkę, koszmarny odcinek. Z mojego roweru zaczęły dochodzić dziwne odgłosy, teraz widzę, że rozkręciły mi się tam stery... koszmarny odcinek.
Po przetrzebieniu składu zaczęło się. Trzej Whirpoolowcy ładnie kręcili tempo bo w pewnym momencie zostałem z nimi sam. Około 115km zatrzymaliśmy się bo nie byliśmy pewni drogi. Zająłem się sprawdzaniem mapy, a po chwili przemknął Krzysiek i CSC (w takim stroju jedna osoba jechała). Whirpoolowcy za nimi a ja... tylko krzyczę że jednak mamy skręcić :D
No nic siadam i gaz za nimi. Grupka się połączyła i w piątek ostro na zmianach dają, a ja 200m z tył :( Krzyczę, ale nikt nie słyszy, Panowie nie czekają... nawet na nawigatora :) Dokładam do pieca, jadę cały czas w red zone i tak po 4.64km ze średnią 39km/h i HRmax wyjazdu doganiam ekipę i siadam na koło. Po jakiś 20 sekundach Krzysiek atakuje, nikt nie odpuszcza, a ja wypluwam płuca. Tym razem się udało, ale ciągle miałem w pamięci Leszno 2010 kiedy to na podjeździe odpadłem od 9-osobowej grupy i przez kilka km walczyłem +40 żeby ich dojść, nieskutecznie.
Najpierw byłem wściekły, że tak mnie chcieli załatwić, ale jak już jechałem sam naszła mnie ogromna satysfakcja, że ich złapałem :D
Zaraz po tym widzę że ich błąd nawigacyjny doprowadził nas do Dobroszyc. Krzyczę że będę jechał 20km, płaską trasą do Wro, ale reszta odbij na Zawonię. Znana już trasa przez Januszkowice cała rozjazdowo z mocnym wiatrem w plecy.
[ do progu tlenowego 3h 18m, natomiast 1h 13m powyżej ]