IX Klasyk Kłodzki
Oficjalnie Open Mega 15/130
M2: 5/19 z czasem 3:51:17
Nieoficjalnie 9/130
M2: 3/19 z czasem 3:44:37
Husaria wystawiła skład w liczbie 6 uczestników:
Kasia, ArturG, Marcin, Piotrek, Piotrek, Tomek
Do Zieleńca pojechaliśmy już w piątek po pracy, w 5 osób wpakowaliśmy się do auta PiotrkaA, w którego rodzinne strony jechaliśmy. Po odwiedzeniu biura zawodów z pomocą Kasi załatwiliśmy nocleg i pojechali do rodziny Piotrka na kolacje, gdzie też dostaliśmy wielki gar makaronu na następny dzień. W hotelu do dwójki wnieśliśmy jeszcze jedno łóżko i materac, a PiotrekA nocował w pokoju obok z innym zawodnikiem. Potem impreza w świetlicy i oglądanie otwarcia Igrzysk.
Wcześnie rano pobudka, PiotrekR i Artur mieli maksować śniadanie od 5 :D Ja zdążyłem jeszcze zmienić kasetę z 11-23 na 11-28 i pojechaliśmy na start. Artur z Kasią startowali o 8, Marcin 8:06, Piotrek chwilę później, ja o 8:26 i PiotrekA 8:40.
Piotrek (suchy) na starcie. Miał wirtualną kierownicę do wygodnej jazdy na giga :P
To chyba grupa startowa Marcina.
Ruszam mocno, reszta grupy siada na koło i zjeżdżamy, dalej już po zmianach, ale nie jestem zadowolony z tempa, niestety samemu niewiele szybciej bym pojechał a stracił wiele sił. W Czechach zaczyna się pierwszy podjazd (6km, ostatnie 5km @4.5%), zaciągam po równo z Przemkiem Furtek (275) chociaż wygląda na to, że jemu łatwiej przychodzi utrzymywanie tego tempa. Nie oglądam się za siebie ale wydaje mi się, że trochę osób już odpadło, a na podjeździe wyprzedziliśmy już całkiem sporo ludzi.
Po zmianie.
Moja grupa startowa. Jeśli się nie mylę 4 z prawej dość szybko odpadło, 4 z lewej (w tym widoczna tylko noga 275) pojechało dalej.
Żeby mnie nie kusiło do ryzykowania postanawiam puścić przodem resztę na zjeździe. Już po chwili widzę Marcina jadącego w przeciwną stronę, wygląda ok więc nie staję. Kawałek dalej mulda na zakręcie, która wszystkich nieprzyjemnie wyrzuca, prawdopodobnie tutaj leżał. Marcin wrócił na polską stronę i dopiero tam zadzwonił po pomoc. Skończyło się szyciu łuku brwiowego i opatrunku na ręce, wieczorem pojechał jeszcze do szpitala na prześwietlenie barku.
Następny podjazd (4km @3.5%) znowu jedziemy z 275 po zmianach i ponownie puszczam go przodem na zjazdach gdzie nie ryzykujemy choć wyprzedzamy kolejne osoby.
Kolejny podjazd (5.5km @ 4.3%, ale nachylenie mocno się wahało) powtarza schemat, wyprzedzamy kilku znajomych w tym Gosię z Trzebnicy i Tomka z Eski, nie wiem co się dzieje ale urywam 275, prawdopodobnie zwolnił z kimś pogadać. Wyprzedzam kolejny osoby, niektóre mnie rozpoznają dzięki blogowi na bikestats :) W tym Damian (sor, jeśli pomyliłem imię), który startował 4 minuty wcześniej. Razem wjeżdżamy na szczyt, ja staję na bufet on zjeżdża. Jechałem od startu taktyką na jeden pełny bidon i żadnego jedzenia, więc już na 30km tankowałem i zbierałem jedzenie, ale wszystko zajęło jedyne 27s.
Dość pewnie czuję się na zjazdach (może to przez wizyty w Alpach) i te 27s do Damiana kasuje raz - dwa. Niestety kiedy doganiam go na 50m przed serpentyną ten na zakręcie z niewiadomych mi przyczyn nie skręca, przestrzela zakręt, łapię trawę, potem przednie koło wpada do rowu, a on na szczupaka, twarzą ląduje prosto na metalowej barierce mini mostku nad rowem. Wygląda to tragicznie, Damian krzyczy że stracił zęby i tylko otwierając buzię zalewa wszystko krwią, do tego ma rozwalone kolano. Dzwonię od razu po czeską karetkę ale nie mogę się z Czechem dogadać. Zatrzymuje się Gosia Pawlaczek, daje jej telefon i dzwoni do organizatora. Osoby zjeżdżające z góry mówią, że kilka zakrętów wyżej też ktoś leży. Zostaje z Damianem, ale już chwilę później po górach niesie się sygnał karetki. Była gdzieś w dole i przy niej zatrzymał się Tomek z Cyklofanu z którym wcześniej jechałem, dzięki temu była pewnie dużo szybciej. Czekam aż Damian usiądzie w karetce i zjeżdżam dalej.
Czwarty czeski podjazd na 41km (4km @ 7.2%) i jadę cały czas sam, wyprzedzam z powrotem osoby, które mi odjechały. Organizm dobrze reaguje i jestem w stanie jechać na poziomie 86% HRmax, ja na mnie w górach kadencja też cudowna 80-90rpm.
Granica polsko - czeska po 4 zjeździe.
Zjazd miód malina, lecę szybko - po rozmowie z resztą drużyny wyszło, że mimo to zjeżdżałem jak mała dziewczynka tam :D Na jakiejś długiej prostce widzę około 5 osobowy pociąga, postanawiam ich dogonić. Niestety ta pogoń trwa aż 27km!, całość pod czołowy wiatr. Na zjeździe utrzymuję ponad 80% HRmax i co jakiś czas składam się maksymalnie aby zbić tętno. Co jakaś dłuższa prostka albo hopka widzę tą samą grupę, ale czuję bezsilność bo dystans pozostaje bez zmian. Na 22km pościgu aż wyciągam aparat żeby im zdjęcie zrobić, ale łapie tylko końcówkę chowającą się za drzewa.
Kończy się dobra droga i odbijam na Różankę. Kawałek później zaczyna się podjazd. Nie mija chwila i połykam tak zaciekle uciekający mi pociąg, poznaje jednego Szerszenia i Tomka z Eski. Kawałek zjazdu razem, ale potem im odjeżdżam. Później na prostce widziałem, że we dwójkę próbowali mnie gonić, ale w końcu odpuścili.
Dojeżdżam do Poręby (5km @6.5% ze sztywną drugą częścią +10%), noga dalej podaje i kasuje kolejnych zawodników, na stromej końcówce doganiam Tomka z Cyklofanu, z którym startowałem. Jeszcze chyba ze 2 osoby próbują się utrzymać i we 4 wjeżdżamy na bufet na szczycie. 5km Poręba zrobiona w równo 19 minut co daje średnią na poziomie prawie 15.8km/h, poniżej 10 spadłem na ostatnich metrach. Nie sądziłem że będę w stanie tak mocno pojechać pod sam koniec. Na drugim bufecie już ponad minuta, tankuje, zjadam owoce, grupa odjeżdża. Kilka machnięć korbą, dobre składanie się i są znowu moi :)
Końcówka Poręby i dogonieni przeze mnie zawodnicy (Tomek po lewej). Chyba było stromo bo na innych zdjęciach kolarze prowadzą rowery :P
Zebraliśmy jeszcze kilka osób, chyba było nas 7. Przez dużą stratę z wypadku czuję, że nie powalczę już o dobry wynik, ale postanawiam dać z siebie wszystko i urwać każdą możliwą sekundę. Daję bardzo mocne zmiany, tempo chyba jest dobre bo mało kto chce dawać zmiany. Starają się mi pomagać Tomek i jego kolega z Cyklofanu, raz na jakiś czas ktoś z pozostałych da króciutką zmianę, ale nawet to daje mi chwilę na regeneracje i pozwoli poprawić.
Na zdjęciu dopiero zauważyłem, że za nami jeszcze peletonik się zebrał :P
Mostowice.
Na wjeździe do Zieleńca jestem już na tyle ujechany, że grupka urywa mnie 1000m od mety. Nie jestem w stanie już z nimi walczyć choć powinienem bo Tomek startował ze mną i była to dla mnie pewna strata miejsca, reszta startowała nawet sporo po mnie więc nie byli konkurencją. Z przodu widzę, że zrobili sobie jeszcze finisz pod metą. Do Tomka straciłem 30s.
Szkoda finiszu ale nie wyglądam żeby coś we mnie zostało :)
Podsumowanie
Na finiszu byłem bardzo zadowolony. Wiem, że pojechałem na maksimum swoich możliwości i z każdego podjazdu byłem zadowolony. Nie chciałem ryzykować na zjazdach, ale znając trasę można było je zrobić znacznie lepiej. Jedyny odcinek gdzie faktycznie przydałaby się grupa, czyli zjazd z 4 podjazdu w Czechach aż do Różanki byłem zmuszony przejechać sam tracąc strasznie dużo sił. Szkoda też czasu który uciekł przy wypadku (prawie 7 minut) gdyż dałoby mi to 3 miejsce w M2. Jak się później okazało, partner z 3 pierwszych podjazdów, Przemek Furtek (275) wygrał Open więc mogło być dużo lepiej.
Husaria jednak wraca z tarczą gdyż w swoich kategoriach Kasia zajęła 1 miejsce, Artur 1, a Piotrek 3.
Organizacja zawodów bardzo dobra i do niczego nie mam zastrzeżeń. Obiad dobry (choć mało), do końca nie zabrakło owoców, ciasta i drożdżówek, podobnie picia i izotoniku. Trasa była oznaczona bardzo dobrze, a w jedynych miejscach gdzie miałem chwile zwątpienia ktoś stał i jak się zapytałem kierował. Jakość dróg fantastyczna, nie spodziewałem się. Jedynie Różanka to nieporozumienie i trasa nie powinna tamtędy przebiegać. Ponoć jest idealna alternatywa, ale zjazd jest tam tak niebezpieczny, że orgowie nie chcą tam puścić więcej ludzi (wypadek kilka lat temu).
Na 3 miejscu obok Piotrka Bartek Huzarski. [zdjęcie od Greten]
Huzar wystartował w KK na dystansie mega. Wykręcił najlepszy czas, skomentował, że jechał na 70% mocy. Z relacji ludzi jadących z nim w grupie: <na pierwszym podjeździe słyszymy "cyk, cyk... pium" i tyle go było> ponoć objechał ich jakby stali w miejscu, a on zjeżdżał z górki :)
Na koniec podziękowania dla PiotrkaA za transport... i niezapomniane doznania na drodze, powinienem z pulsometrem jeździć z nim :D Żaden wyścig nie podbije ci tak tętna jak TURBO BENZYNA :D
Kadencja jak na góry też super: 88/131
Na koniec jeszcze wyniki drużyny:
Giga:
Kasia 32/61 open i 1/1 w K2
Artur 7/52 open i 1/9 w M2
Piotrek (Suchy) 18/62 open i 3/9 w M2
Marcin DNF
Mega:
Piotrek 56/130 open i 19/32 w M3
I pucharki dla czołówki: Artur, Kasia, Piotrek.