Wyjazd z turystyki rowerowej
Pobudka o 7 rano, wyjazd o 7:55, 8km do Mostu Osobowickiego i spotkania z Konradem, następnie kolejne 8km na Grabiszynek - miejsce zbiórki. Kiedy grupa się zebrała ruszyliśmy na Kąty Wrocławskie przez Pietrzykowice. Z Kątów przejechaliśmy nad Jezioro Mietków gdzie była przerwa i podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna wracała, druga - 9 osób - zdecydowała się jechać dalej na Ślężę. Kolejne miejscowości to Tworzyjanów, Garncarstwo, Sady, Przełęcz Tąpadła. Tutaj już były podjazdy, na których nie dawałem rady z moją kolarką :) Na szczęście pogoda zaczynała się poprawiać, wcześniej było pochmurno i zimno. Następnie zaczęło się podejście pod szczyt, większość osób prowadziła rowery, chociaż co niektórzy spore odcinki podjeżdżali. Ostatecznie wnieśliśmy rowery na górę gdzie nie robiliśmy długiej przerwy. Zdecydowaliśmy się zjechać szlakiem pieszym... zdecydowanie kiepski pomysł z moim rowerem. Na początku znosiłem go, jak z Adamem trafiliśmy na szlak rowerowy postanowiliśmy zjeżdżać. Zaciśnięte hamulce, nogi jako wspomaganie i po wielu bojach udało się dotrzeć na dół. Klocki całkiem mi się starły.
Niestety reszcie grupy wyraźnie się gdzieś śpieszyło i nie chcieli zaczekać na nas 15minut na dole i pojechali do Wrocławia. Myśmy zrobili sobie dłuższą przerwę na jedzenie, później chwila na oględziny rowerów i asfaltem ruszyliśmy do Wro. Z Sobótki pojechaliśmy drogą nr5 na Bielany. Brawa dla Adama, który przez 25km otwartego terenu i silnego wiatru prowadził ze średnią prędkością 30km/h, a ja cisnąłem ile się da żeby nie odpaść :)
Na Bielanach dałem krótką zmianę na Alejach Karkonoskich aż do Powstańców Chwilami jechaliśmy ~44km/h nie dając się za bardzo wyprzedzać samochodom ;] Potem ścieżką na Powstańców aż do Arkad, potem na Podwale i na Most Grunwaldzki. Jeszcze wizyta w bankomacie i Biedronce, a potem powrót do domu gdzie zjawiłem się około 18:30 po 10.5h wycieczce.
Ogólny bilans wyprawy to 6 batonów, kanapka Adama i 2l wypitej wody. Nie podaje km. w terenie bo było to głównie podejście i zejście ze Ślęży, gdzie prowadziłem rower i miałem ściągnięty licznik.
Po powrocie byłem tak wykończony, że zjadłem obiad i od razu poległem na łóżku budząc się tylko na prysznic koło 22 i dalej spanie do rana :)
Na koniec podaję link do fotek: http://picasaweb.google.pl/rafalmag/LA