Drugi dzień rozpoczęliśmy od pobudki o 7:30, potem śniadanie, pakowanie i w drogę. Postanowiliśmy zjechać/zejść tą samą trasą do turystycznego przejścia granicznego, którą dzień wcześniej na koniec pokonywałem. Szybka zmiana butów i rower sprowadzony. Większość oczywiście wcześniej ruszyła w Czechy więc zacząłem pościg. Zaraz za przejściem znajduje się miejscowość Machov, naszym celem były Teplice i Skalne Miasto jadąc przez Police. Praktycznie od przejścia granicznego do samego Skalnego Miasta był zjazd z kilkoma małymi podjazdami. Rozpędziłem się mocno i po chwili dogoniłem czołówkę. Cały zjazd odbywał się z prędkościami 50-66km/h :) Momentami pękałem i dawałem ostro po hamulcach. Jednak kolarka nie ma 2.5" opon i wolałem nie ryzykować śmierci/kalectwa ;P Pod koniec zjazdu niestety zajechał nam drogę jakiś Mercedes i zdecydowanie nas spowolnił zmuszając do ciągłego hamowania :D
Znowu całą trasę prowadziliśmy z Adamem, Piotrkiem i Jakubem, podczas wizyty w supermarkecie wyprzedził nas peleton jednak niedługo trwała ich ucieczka, wyprzedziliśmy wszystkich na dość ciekawym odcinku. Patrząc do przodu było z górki, patrząc do tył też było z górki, a jednak ostro naciskaliśmy na pedały jadąc ~15km/h. Okazało się, że Rafał zna Czeski więc wypytał sie o drogę na Skalne Miasto. Po dojechaniu zostawiliśmy rowery pod okiem kilku osób i ruszyliśmy na pieszy podbój gór. Około 2.5h zwiedzania Skalnego Miasta i powrót. Okazało się, że wszyscy już na nas czekali. Byliśmy głodni, jednak grupa stwierdziła że chcą zdążyć na pociąg z Wałbrzycha i my możemy jeść, ale potem musimy ich gonić. Zrezygnowaliśmy z posiłku i ruszyliśmy za nimi. Ja przy okazji zapomniałem kasku i musiałem się wracać. Przycisnąłem trochę, dogoniłem Adama i razem rzuciliśmy się za czołówką. Niedługo to trwało i już w stałej czwórce cisnęliśmy na przodzie.
Ciężko mi powiedzieć, którędy jechaliśmy do Wałbrzycha i którym przejście bo bardziej skupiałem się na samej jeździe :) Przejechaliśmy przez jakieś przejście turystyczne, za którym był baaaardzo ładny i długi zjazd i uderzyliśmy na Wałbrzych, wcześniej pytając się młodzieży o kierunek. Dziewczyna stwierdziła, że to bardzo daleko, a po chwili ukazała nam się tabliczka Wałbrzych 16km :D Dobrze, że nie wiedziała, że z Adamem planujemy do Wrocławia dalej rowerami jechać (a pod napisem Wałbrzych 16km było "Wrocław 90km" ;D ). Przed samym Wałbrzychem trafiliśmy na ciekawy znak... droga szła prosto i w lewo, natomiast pierwszy znak pokazywał do Wałbrzycha prosto, a drugi do Wałbrzycha w lewo :] Zaczekaliśmy na jeszcze kilka osób i postanowiliśmy jechać prosto. Droga była bardzo dobra, jednak był to ciągły podjazd, który wziąłem z jednym minutowym postojem. Warto było wjechać, bo za nim rozpoczął się kilka razy dłuższy ostry zjazd :D Cisnąłem cały czas 60km/h i żaden samochód nie próbował mnie wyprzedzać. Jakaś terenówka tylko za mną jechała. Niestety na tym zjeździe dwa razy stawałem bo aż zwątpiłem czy czasem gdzieś po drodze dworca nie minąłem. Ostatecznie jednak dojechałem do końca, gdzie na wielkim skrzyżowaniu ze znakami na Wrocław siedział już Adam.
Skierowaliśmy się w kierunku dworca. Wałbrzych jest ciekawym miasta, można by tam odcinki górskie trenować z uwagi na ciągłe ostre zjazdy i podjazdy. Po dotarciu do dworca oznajmiliśmy reszcie, że my jedziemy na rowerach, a pozostałe 16 osób (?) wpakowało się w pociąg. Postanowiłem tym razem zrezygnować z wody i zaopatrzyłem się w Żabce w Powerada i ruszyliśmy na poszukiwanie innych sklepów bo Adam akurat tutaj nie chciał nic kupować. Ostrzegałem go, że są Zielone Świątka, ale nie chciał wiedzieć dopóki nie napotkaliśmy kilku zamkniętych sklepów ;P Ostatecznie zrobiliśmy większe zakupy w delikatesach, dokręciłem bloki i ruszyliśmy na podbój Wrocławia.
Wypytaliśmy się dobrych ludzi jak wyjechać na Wrocław, bez problemu dobiliśmy do rogatek Wałbrzycha. Na liczniku miałem wtedy 63km, można to uznać, za samą jazdę po górach. Dalej do Wrocławia większość trasy to były zjazdy, a potem tereny płaskie, tylko kilka podjazdów się trafiło. Jechaliśmy cały czas drogą numer 35. Na szczęście ruch nie był duży. Same zjazdy bardzo przyjemne. Na początku jednego położyłem się na kierownicy i bez pedałowania długi odcinek zjeżdżałem cały czas 55km/h :) Zadziwiająco szybko dojechaliśmy do Świdnicy i już wtedy mogliśmy podziwiać Ślężę w całej okazałości. Na szczęście pogoda przez cały weekend była świetna więc i widoczność dobra. Na jakiejś stacji benzynowej zrobiliśmy postój, najadłem się i napiłem i ruszyliśmy dalej. Kolejny postój był na przystanku, tym samym gdzie zatrzymywaliśmy się wracając ze Ślęży 2 tygodnie temu - 6km przed Bielanami. Adam praktycznie przez całą trasę ciągnął pierwszy, jechaliśmy cały czas +30km/h więc droga się nie dłużyła zbytnio :D
Dotarliśmy w końcu na Bielany, przebiliśmy się Alejami Karkonoskimi do Powstańców. Wydaje mi się, że była to już 18:30. Stamtąd dotarliśmy już ścieżkami rowerowymi na Grunwald gdzie też się rozstaliśmy. Adam skoczył na pizzę do Brawo (?), a ja ruszyłem do domu, jeszcze tylko 8km :) Kiedy dojechałem byłem strasznie głodny, w końcu 140km na śniadaniu, bananie i 3 batonach to ładny wyczyn ;D Zjadłem wszystko co było jadalne w domu, zaliczyłem kąpiel i poszedłem spać. A teraz (poniedziałek rano) to wszystko pisze nie mogąc stanąć na nogi ;D
Podsumowując, zrobiłem 230km w 2 dni, z czego ~145km jazdy po górach, reszta na szosie z górki bądź po płaskim terenie. Wypiłem niewiele bo jakieś 5l wody, 0.5l koli i 3xPowerade :) Na trasie spędziłem 26 godzin, z czego prawie 10 pedałując i około 4 chodząc po górach.
Wycieczkę uznaję jak najbardziej za udaną :]
Pozdrowienia dla Adama vel Turistas i jego bardzo turistas tempo :D Oraz pozdrowienia dla Konrada za wygraną walkę na 2.5 calach ;P
Dodaję przybliżoną trasę całej wycieczki: