Z
Krzyśkiem umówiliśmy się o 6:30 u mnie i o ustalonej porze ruszyliśmy z Wrocławia na Pradziada. Pogoda jak można się domyślać była bardzo dobra, jedynie prognozy wiatru się sprawdziły i na całej trasie wiało nam w twarz :( Jechaliśmy moją trasą z września czyli przez Jelcz, Oławę, Grodków, Nysę, Głuchołazy, Złote Hory, Hermanovice, Vbrno p.P, Karlovą Studankę, Bruntal, Krnov, Głubczyce.
Wyjeżdżamy z miasta, ciągle zadowolone miny ;) Słońce jeszcze nisko, długie cienie.
Za Wro jeszcze cień lasów.
Przed Grodkowem mijamy A4. Po niebie widać piękną pogodę.
W tle widać już zarysy gór.
Za znakiem "Nysa" super zjazd. 3km
Pierwszy postój zrobiliśmy w Głuchołazach po 110km, jechało się całkiem przyzwoicie i jeszcze przed samymi Głuchołazami mieliśmy średnią 30.3km/h. W lidlu zrobiliśmy spore zakupy, w tym ja wziąłem 3 litry płynów. Zabawiliśmy tam z 50m rozmawiajc z jednym gościem żywo zainteresowanym kolarstwem i rowerami. Po takim odpoczynku zapomnieliśmy, że mamy już trochę km w nogach i ruszyliśmy na podjazd za Złotymi Horami. Zanim jednak wyjechaliśmy z miasta Krzysiek miał pecha gdyż napój gazowany wystrzelił mu ustnik bidonu dokładnie na środku skrzyżowania :D Zanim udało się tam dostać jeden samochód po nim przejechał.
Po czeskiej stronie jest dobrze mi już znany bardzo stromy odcinek dłuższego podjazdu, tym razem dokładnie go obmierzyłem :] Wyszło 930m i 112m w pionie czyli 12% lub 730m i 100m w pionie czyli 13.69% :D Ja tam powoli walczyłem a Krzysiek wystrzelił i jeszcze łyknął gościa na MTB i kobietę na szosie. Ja na szczycie schowałem się w przystanku i się chwilę wylegiwałem, a Krzysiek porobił zdjęcia.
Następnie zjeżdżaliśmy już do Vbrna pod Pradziadem, na zjeździe Krzyśkowi wypadł drugi bidon... samochód jadący z tył próbował go ominąć, ale mu nie wyszło :D Na szczęście rozwalił tylko zakrętkę.
Teraz zaczął się nasz główny cel, najpierw 9km (średnio 3.7%) do Karlovej, a potem 9km (7.5%) na szczyt Pradziada. Krzysiek znowu mi odjechał. W Karlovej zatrzymaliśmy się najpierw w pijalni wód, a potem nad wodospadem. Ja chciałem zostać się ochłodzić bo myślałem, że zaraz dojdzie do samozapłonu, Krzysiek natomiast od razu zdecydował się wjeżdżać na szczyt. Przy strumyku spędziłem 30m, wychłodziłem w nim wszystkie napoje do temperatury bliskiej 0 :D a do tego sam porządnie się ostudziłem... do tego stopnia, że marzyłem o wyjściu na słońce i ruszeniu pod górę :D
Lepsze niż lodówka. Długo nie dało się ustać w tak zimej wodzie.
Prawie porwał mnie nurt.
Na przeciw znajdował się wodospad, jest przynajmniej 2x wyższy niż to co widać.
Chatka Puchatka.
Mój podjazd to był śmiech na sali, a nie podjazd, 62 minuty z czego 15 stania i odpoczywania w kilku miejscach. Na końcówce pogadałem sobie z Czechem, który prowadził pod górę kolarkę z sakwami... a ja jechałem obok, a raczej bujałem się na boki :D Następnie wyprzedził mnie inny gość na szosie, siadłem mu na koło, a na bardziej stromej końcówce urządziliśmy sobie sprint, kiedy zobaczyłem, że słabenie docisnąłem do 30km/h i go wziąłem... choć nie jestem pewien czy on w ogóle wiedział, że jechałem za nim. Rotfl. Krzysiek też nie był zadowolony ze swojego występu bo nie udało mu się zrobić podjazdu na raz. Na górze odpoczynek, fotki i szybki zjazd.
Podjazd, w tle powalone drzewa. Też jest tu coś dla
Artura. Żeby trening był dobry rower nie może być za lekki dlatego należy dorzucić bagażnik z plecakiem i m.in. w nim 1.5l wody 0.5l soku :D
Jeszcze tylko trochę.
Za kilka metrów droga skręca i robi się tam 11% przez 600m, w sam raz żeby dobić kolarza na końcówce :)
Sesja na szczycie. Żeby nie było wątpliwości, że tam wtoczyliśmy się :D
Nie licząc płaskiego odcinka to na 8km zjazdu miałem średnią 65km/h, mimo że droga jest bardzo szeroka to ludzie odsuwali się na boki widząc mnie :P Dla takiego zjazdu warto tam najpierw podjechać. Na parkingu wymieniliśmy się z Krzyśkiem wrażeniami i ruszyliśmy dalej... w dół na Rymarov. Z tego miejsca do noclegu mieliśmy już tylko 78km z czego ponad 1000m sumarycznego spadku terenu i tylko 400m w górę. Jednym słowem super :) Powroty z Pradziad do Równego to jedne z piękniejszych momentów trasy bo prawie cały czas się zjeżdża i leżąc wygodnie na lemondce można podziwiać piękne krajobrazy, których tu nie brakuje.
Godzina 19, przejście graniczne Krnov - Pietrowice/Głubczyce.
W Głubczycach byliśmy już po 20, zrbiliśmy zakupy i ruszyliśmy do mnie, jechaliśmy w stronę wspaniale zachodzącego słońca, kierując się z powrotem w kierunku wysokich gór i podziwiając majaczącego w oddali Pradziada.
W sumie na całej wyparwie zjadłem batona oraz dwie bułki, do tego wypiłem 7 litrów różnych płynów, wyliczyłem, że na każdą godzinę jazdy piłem 0.8 litra. Temperatura była strasznie wysoka, jedynie na szczycie nas wychłodziło.
Trasa, profil, prędkości.
Profil podjazdu na Pradziada startując spod szlabanu na parkingu za Karlovą Studanką.
Pięknie położyli tą drogę do drugiego szlabanu, idealnie równe nachylenie. Z uwagi na to, że próbki brałem co 500m nie widać, że po 5.5km jest wypłaszczenie, potem lekki spadem w dół i z powrotem dość ostro pod górę. Również ostatnie metry są bardzo strome.
A tu jeszcze ostatnie 2.75km na szczyt.
Jak dostanę jeszcze resztę zdjęć od Krzyśka to tutaj dorzucę kilka.