Wszystko zaczęło się w środę kiedy
Artur zadzwonił do mnie z propozycją wypadu w sobotę. Potem jeszcze potwierdził to w piątek. Po solidnie przepracowanym weekendzie po przebudzeniu się myślałem tylko o tym żeby cały dzień wylegiwać się w łóżku... zdecydowałem się jednak nie wystawiać kolegów i okrężną drogą (przez Milenijny, 16.5km) pojechałem na zbiórkę. Tam już czekał
Krzysiek i nowy kolega Jarek. Chwilę później dojechał Artur i Paweł. Krótka dyskusja odnośnie trasy i ruszyliśmy. Tempo przyzwoite, na Przełęczy Tąpadła średnia ciągle powyżej 31km/h.
Trasa:
Tam niestety Jarek podziękował nam za jazdę. Trochę nie rozumiem czemu, na płaskim zdarzyło mu się zostać z tył, ale na przełęcz wjechał razem z Krzyśkiem. Ja za to czułem, że nie jest to mój dzień. Na Tąpadła wjechałem ostatni i strasznie ciężko kręciło się pod górkę, na zjeździe też mnie szybko dogonili, czyżby negatywny wpływ basenu?
Dalej pojechaliśmy na Dzierżoniów i zaczęliśmy wspinać się na Przełęcz Jugowską. Bardziej stroma część podjazdu to 8km o średnim nachyleniu 5.2% i nowiótkim asfalcie sponsorowanym przez Dzierżoniów jak poinformowały nas tablice :] Całość podjazdu to 17km i średnie nachylenie 3%. Za to zjazd jest tragiczny, kostka na Walimskiej jest już lepsza i można na niej szybciej zjeżdżać. Na zjeździe Artur zatrzymuje dwóch górali, którzy strzelają nam fotę.
Od lewej ja, Artur, Krzysiek, Paweł.
Następnie przez Nową Rudę kierujemy się na przejście do Czech w Tłumaczowie. Tam czeka nas kawał prostej trasy, jednak po decyzji o jeździe na Teplice nad Metuji zaczynają się górki, w tym dwa podjazdy o nachyleniu 12% (tam na zjeździe miałem max speed), dały nam w kość. Na zjeździe ruch zostaje zablokowany i na asfalt wjeżdżają zawodnicy Specialized Rally Race MTB. Górale sobie nie radzą zbyt dobrze na asfalcie i połykamy ich jednego za drugim, a jest ich sporo.
Dwóch górali w tle.
W Teplicach znaleźliśmy nawet metę.
Okazało się, że jest tam Skalne Miasto, dokładnie to samo, przez które w maju 2008 przejeżdżaliśmy na 2-dniowym wypadzie z turystyki rowerowej razem z
Adamem (141km, opis
TUTAJ ). Dalej skierowaliśmy się na super-asfaltowe przejście graniczne zamknięte dla aut :)
Stamtąd mieliśmy już jakieś 20km do Wałbrzycha, w tym jeden podjazd (średnio 5%) i potem ostre 4.5km zjazdu. Miasto przelecieliśmy raz dwa, znaleźliśmy dworzec i kupili bilety. A właściwie bilet rodzinny, 4 osoby i 4 rowery za 40zł. Pociąg niestety przyjechał przedziałowy i ciężko było się w nim upakować. Ostatecznie było mi w nim wygodnie :D
Na końcu z Krzyśkiem jechaliśmy przez miasto już po ciemku. Wypad jak najbardziej się udał, pogoda i humory dopisały, forma ostatecznie też. Z ciekawostek dodam, że na trasie zjadłem 2 banany i pół kanapki, sam jestem ciekawy jak to przejechałem? :D