Urlopu dzień 4 - Amsterdam
Na dzisiaj był przygotowany ambitny plan, ale od rana leje. Przestaje dopiero koło 11, godzinę później ruszam. Cel - zdobyć Amsterdam wyłącznie po ścieżkach rowerowych. Dość szybko chmury rozrzedzają się i wychodzi słońce. Wiatr niezmiennie czołowo-boczny, między 6 a 10m/s, to zdecydowanie rekompensuje brak gór w regionie :D
Pierwszym ciekawym miejscem na trasie jest Kevelaer. Robię kilka zdjęć, wszystkie miasta w tym regionie mają fenomenalny klimat, trzeba się tam po prostu przejechać.
Po drodze mijam dwie grupy szosowców po 3 zawodników każda... poruszają się oczywiście po ścieżkach rowerowych :) Za Goch trafiam na tablicę. Jak później się okaże do samego Amsterdamu dotrę właśnie po tych mapach. Cała zabawa polega na tym, że wybieramy sobie check pointy przez które chcemy jechać, a następnie na skrzyżowaniach wypatrujemy znaków (np. rower 80 -->). Nie potrzeba mapy czy GPSa. Wystarczy co jakiś czas zatrzymać się przy takim punkcie i zapamiętać kolejne liczby. Wygląda na to, że całą Holandię można tak przejechać :]
Ja planowałem jechać wzdłuż głównej trasy, ale te mapy zaprowadziły mnie na dużo lepsze trasy. Tam też zaczęły się podjazdy, jeden miał w sumie z 70m w pionie.
Jadę sobie tak tymi lasami i docieram do Goresbeek. Okazuje się, że jest to miejscowość wypoczynkowa, same lasy i pagórki, pełno rowerzystów, rolkarzy i biegaczy. A co najważniejsze okazuje się, że jestem już w Holandii :D
Nie widać, ale dawało tutaj pod górkę :P
Stąd już rzut beretem do Nijmegen. Pod znakiem pierwszeństwa są te strzałki na check pointy.
Tutaj specjalnie dla Piotrka próbowałem złapać na zdjęciu rowerzystów ;P
Droga do rynku miasta prowadzi pod górę. Nijmegen jest najstarszym miastem w Holandii, wiki podaje, ze w 2003 roku obchodzilo 2000 rocznice nadanie praw.
Okazuje się, że jest on przy samej rzece, ale od nabrzeża trzba zrobić okolo 25m w pionie!
Uwieczniłem też most kolejowy na rzece Waal, którym zdecydowałem się pojechać. Na zdjęciu widać jeszcze mój błotnik. Myślałem, że znowu będzie mokro więc założyłem bagażnik, zabrałem narzędzia i części zapasowe oraz suche rzeczy.
Na moście zrobiłem jeszcze małą sesję. Niestety nie dało się na niego wjechać, musiałem skorzystać z ruchomych schodów.
Znajdowała się tam porządna autostrada rowerowa.
Dalej kieruje się po kolejnych check pointach, prowadzą mnie one przez centra miasteczek i wiosek oraz ogólnie po największych zadupiach :D Warto zaznaczyć, że wszędzie nawierzchnia to asfalt gładki jak stół. Do samego Amsterdamu nie udało mi się znaleźć dziury na drodze!
Holenderska wieś.
Na tym moście ćwiczyły oddziały wojska, bałem się robić im zdjęcie :) Most autostradowy z pasem dla rowerów.
Ominąłem bokiem Arnhem, a kolejne check pointy poprowadziły mnie do Ede lasem... o tak, mamy tutaj połącznie najlepszych rzeczy z MTB i szosow - cudowne lasy i idealnie równe nawierzchnie.
Przez wiele kilometów piaskowe leśne dukty i obok równiótka trasa dla rowerów.
Za Ede trafiłem na okres powrotów z pracy, tłumy rowerzystów zgodnie ze znakami pociskało przez wioski. Ja niestety złapałem kapcia. Wczorajszy drugi kapeć to było szkło, dzisiaj sfatygowana opona dała o sobie znać i na jednym rozcięciu dętkę przeciął mały kamyczek. Tym razem zdecydowałem się łatać.
Kolejne miejscowości w drodze do Amersfoort.
Samo miasto eleganckie, przejechałem się przez uliczyki starego miasta w poszukiwaniu sklepu. Widać cała sprzedarz przeniosła się do marketów bo dopiero po długich poszukiwaniach udało mi się coś znaleźć. Po drodze minąłem polskich robotników układających kostkę brukową :)
W Soest łata nie wytrzymuje i jestem zmuczony zmienić dętkę. Robi już się późno. Na trasie pojawia się więcej kolarzy, co jakiś czas siadam komuś na koło i wiozę aż nie skręci w złą stronę.
Koło Hilversum dostrzegam interesujący pałacyk.
Zaraz za miastem na światłach widzę kolarza i decyduję się go gonić. Wiozę się tak na kole, aż facet ma dość ;) Zagaduje do mnie w tubylczym języku jednak szybko przechodzimy na english. Okazuje się, że Dennis mieszka w Amsterdamie i właśnie wraca do miasta, rozwiązuje to masę problemów nawigacyjnych. Z drugiej strony przeprowadził się niedawno z Utrechtu i sam poznaje okolice... tak że raz się gubimy :D Jazda zlatuje błyskawicznie na rozmowie i przegapiam kilka pięknych widoków :/
Most na Kanale Renu.
Dennis prowadzi mnie do samego centrum, po drodze mijamy najstarszy hotel w mieście. Amstelhotel. Przy okazji pierwsze moje zdjęcie z trasy dla wątpiących ;D
W Amsterdamie jest ogrom rowerzystów, trzeba mieć oczy dookoła głowy żeby na nikogo nie wpaść. Trzymam się kurczowo przewodnika.
Dennis. Zaprasza mnie do siebie na coś do jedzenia słysząc, że jadę cały dzień, jednak ja śpieszę się na pociąg.
Dostaję wytyczne gdzie jest dworzec i rozstajemy się. Ja postanawiam pokręcić się jeszcze po centrum i porobić zdjęcia.
Około 22 trafiam na dworzec. Udało mi się objąć na zdjęciu tylko jego połowę. Dla wnikliwych dodam, że tutaj jest prawie o godzinę dłużej jasno niż w Polsce :)
Oryginalny plan zakładał powrót pociągiem do Nijmegen, ale zrobienie 55km w całkowitych ciemnościach praktycznie bez przedniego światła wydało mi się ciężkim zadaniem. Decyduję się jechać do Venlo skąd mam tylko 22km. W pociągu najpierw zagaduje mnie grupa nastolatków wracających z koncertu, a następnie jakiś starszy gość, wszyscy pięknie mówią po angielsku.
Na bilet znowu wydaję majątek, do tego przesiadkę mam w Eindhoven. Docieram tam po 24:00 i w oczekiwaniu na przesiadkę robią sobie nocy rajd po mieście, ciągle kręcą się tam inni rowerzyści.
Ostatecznie w Venlo jestem 1:20, do tego jest zimno i pada deszcz... nie ma na co czekać, olewam ścieżki i cisnę dk58 na Geldern. Mimo całkowitych ciemności nie schodzę poniżej 30km/h. To mogło się udać tylko w Niemczech, w Polsce zabiłbym się po 100m na pierwszej dziurze :D A tam założyłem, że dziur nie ma, widziałem drogę tak na metr przed sobą i jechałem. Byłem w szoku jak szybko czas zleciał, po chwili byłem na miejscu. Na całym odcinku minęły mnie 3 auta. W domu byłem o 2:30, to był zdecydowanie długi dzień.
Podsumowujac Amsterdam to jedno z najpiekniejszych miast jakie widzialem, ma niepowtarzalny klimat. Koniecznie bede chcial tam wrocic, na dluzej niz jeden dzien.