Kolejny teamowy trening, stawiło się dużo osób od nas. Tempo szło równe, na Czeszów dość szybko zaczęły się ataki, udało dojechać się w pierwszym "wężyku". Potem premia górska na Skotnikach. Początek bardzo słabo mi poszedł, ale w końcu zacząłem wyprzedzać grupki, na wypłaszczeniu doszedł mnie Tomek Wołodżko i razem wjechaliśmy na tablicę na 8 pozycji. Na Pasikurowice starałem się tylko utrzymać w pierwszej grupie. Na koniec uzupełnianie płynów w doborowym składzie pod sklepem na osiedlu ;) Fajnie było.
Piotrek zaproponował wyjazd do Jelcza na ich ustawkę żeby sprawdzić co tam się dzieje. Dołączył się jeszcze Arek i o 18 już parkowałem auto w Jelczu. Zebrało się ponad 20 osób łącznie z Orlikami, a za nami na skuterku od pewnego momentu jechał trener :) Miejscowi mówili, że po sobotnich harcach będzie dzisiaj spokojnie na co Piotrek im powiedział, że wpadliśmy sprawdzić czy warto przyjeżdżać... podziałało :D
Kiedy zaczęła się zabawa było wszystko czego można było chcieć, a nogi paliły niemiłosiernie. Z przodu pracowali Arek i Piotrek robiąc takie zaciągi, że część osób z tyłu odpadała. Przez cały przejazd nie spojrzałem nawet na pulsometr, było to bez znaczenia bo ciągle była walka i jazda na maksa. Było sporo momentów gdzie zwalnialiśmy, ludzie się zjeżdżali a potem znowu ogień. Pod koniec z Piotrkiem rozprowadzaliśmy Arka na tablicę, na mojej zmianie wszyscy odpalili, ja zostałem, ale wyprzedził mnie trener i na kole skuterka szybko dojechałem do grupy. Fajna sprawa :) Piotrek zgarnął tablicę na Jelcz i wygrał bidon.
Ostatecznie bez wprowadzenia i rozjazdu wyszło 60km ze średnią 37.9km/h. Bardzo miła odmiana od pagórków. Według profilu było coś na trasie ale nie poczułem nawet.
Rano wstaliśmy dopiero o 9, a morale nie były zbyt wysokie :) Zdecydowałem się skrócić trasę o 40km i wyciąć 3 najtrudniejsze podjazdy.
Ruszyliśmy spokojnie kierując się tym razem inną drogą na Czechy. W Rusinie trafiliśmy na odnowiony dworek.
Znając trasę poprowadziłem chłopaków na niespodziankę... 12% ściankę chowającą się za zakrętem.
A potem dalej cieszyliśmy się czeskimi asfaltami.
Zaliczyliśmy bardzo przyjemny podjazd w stronę Karlovic i Vbrna wyprzedzając po drodze innych rowerzystów.
W tle ciągle pojawiał się Pradziad na którego dzisiaj się nie wybieraliśmy.
We Vbrnie zatrzymaliśmy się na obiad i uzupełnienie płynów :) a następnie skierowaliśmy się na Zlate Hory i 14% zjazd. Rozkręciłem mocno, ale Adamowi było mało i poprawił. Siadłem na koło i z niego wyszedłem uzyskując prawie 85km/h :) Dalej odbiliśmy drogą w stronę czeskiego wejścia na Biskupią Kopę. Tam na podjeździe dopadł mnie jakiś kryzys i chłopaki powoli się oddalali. Darek poczuł krew i zaatakował, trzeba było coś z tym zrobić :P Powoli doszedłem do Adama a następnie odpaliłem i lecąc +30km/h dogoniłem, minąłem i mocno odstawiłem Darka. Kosztowało mnie to bardzo dużo i do końca podjazdu walczyłem już tylko o utrzymanie przewagi. Na szczycie przełęczy i przy okazji zjazdu z Biskupiej Kopy spotkaliśmy Polaków z GoPro (będziemy gdzieś w youtubie ;) ). Podjeżdżali od Pokrzywnej i zjeżdżali na Czechy.
Następnie czekał nas bardzo długi łagodny zjazd gdzie można było puścić wodza fantazji. Na koniec już spokojnie do Równego rozkoszując się widokami i zerowym ruchem.
Od Rusina (Czechy) do Gołuszowic od kilku lat jest bardzo przyjemna dróżka.
Adam uchwycił z bliska jeszcze czeski kościółek na górce bardzo dobrze widoczny z Równego.
Do Wrocławia ruszyliśmy dopiero po 20. Na starcie zatrzymała nas policja z akcją "trzeźwość", przyczepili się że rowery na haku zasłaniają tablicę rejestracyjną, ale skończyło się tylko na pouczeniu.
Z Adamem i Darkiem wyskoczyliśmy na weekend nad granicę czeską z myślą o jeździe u południowych sąsiadów. Wyjechaliśmy rano z Wrocławia i przed 11 byliśmy już gotowi do jazdy. Pogoda przyzwoita, sporo chmur, które ochroniły nas od spalenia. Zaplanowana trasa zakładała dzisiaj tylko jeden prawdziwy podjazd - na szczyt Pradziada.
Zaraz po starcie wypatrujemy w oddali Pradziada.
W Czechach bardzo dobre asfalty, poniżej kawałek wielokilometrowego odcinka o nachyleniu 1.5%.
Po pierwszym większy podjeździe, za Hermanowicami w kierunku zjazdowym na Vrbno.
Od Vrbna zaczął się 2.5% podjazd do Karlovej na którym zrobiłem sobie tempówkę, Adam wjechał zaraz za mną.
Darek też dojechał... :)
Zatankowaliśmy wodę życia po którą planowaliśmy również wrócić po zaliczeniu szczytu.
Na samą górę podjeżdżało mi się średnio, 28 z tyłu za miękkie, 24 za twarde i tak przeskakiwałem na zmianę. Więcej nie mogłem z siebie dać i wyszło 37:01 (na jesień 34:23).
Darek walczy do końca.
Adam.
I dwa myśliwce. Nie dały rady, były po nas.
Po drodze mijaliśmy Szerszeni, a także kolarzy z Oleśnicy. Pamiątkowa fotka.
Następnie czekał nas zjazd. Niestety było bardzo dużo ludzi i zjeżdżaliśmy ostrożnie. Odbiliśmy sobie za to od Owczarni do parkingu na dole, średnia na tych 5km wyszła 67km/h. Adam nagrał zjazd:
Na dole zjedliśmy fantastyczny obiadek. Dodatkowo wpadli moi rodzice ze znajomymi.
Powrót moją ulubioną drogą, 75km wytracania wysokości z wiatrem w plecy. Cud malina :D
Adam zdobywa premię górską.
Rewelacyjne zakręty.
Na koniec zahaczyliśmy jeszcze o Głubczyce i małe zakupy napojów orzeźwiających, po czym zawitaliśmy do Równego na nocleg.
Wieczór był podwójnie udany bo dodatkowo odkryliśmy "PoloTV" na jednym z kanałów :D
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino