Pojechałem sprawdzić czy stoi jeszcze tablica na Czeszowie.
Stoi.
Potem spotkałem starego znajomego. Bomba czekał zaraz po nawrotce w lesie. Jak go spotkałem to tempo jakoś dziwnie spadło i mieliśmy dużo czasu dla siebie aż do marketu w Zawoni. Wspomniałem mu o porannym squashu oraz o tym że chyba dzisiaj za mało zjadłem.
Bomba nie wygląda zbyt przyjaźnie, ustawiłem się na końcu kolejki, pojawił się też Baton. Kobiety z przodu oglądały się na nas i wszystkie zgodnie przepuściły nas w kolejce dzięki czemu mogliśmy szybciej ruszyć do Wro. Skupiłem się na Batonie i Bomba gdzieś zniknął, musiał odbić szybko na Trzebnicę. Podjazd na Skotniki poszedł już gładko.
U podnóża podjazdu na Skaszyn dostrzegłem na szczycie światełko rowerowe, nie chciałem się zaginać więc tylko trochę podkręciłem tempo. Człowieka dogoniłem dopiero w Pasi, leciał tak 34, ale ten poleciał na Krzyżanowice. Propo Krzyżanowic, kiedy jechałem w drugą stronę wyprzedził mnie bardzo szybko gość na MTB, dwa depnięcia i siadłem na koło. Pewnie robił interwały... i to był ostatni bo jak tempo spadło już do bardzo niekomfortowego musiałem go wyprzedzić :)
Mimo wysokiej temperatury w odcinkach przez las było bardzo zimno.
Miałem już wychodzić o 15 z pracy na jazdę ale tym razem z różnymi problemami udało się szefowi mnie złapać i tak siedziałem do 17:15 :/ Czasu starczyło tylko na powrót do domu, ale Adam miał ochotę pojeździć więc odprowadził mnie a potem ruszył na wały.
Wieczorem nie miałem co robić to godzinkę sobie pobiegałem, trzeba zacząć się bardziej angażować mając w perspektywie możliwość pobieganie z ludźmi w górach :)
Takie tam pitu, pitu. Niestety jak tylko wyszedłem z pracy to telefon nie przestawał dzwonić i zamiast jechać musiał tłumaczyć różne rzeczy. Wyleciałem Kamieńskiego i przez Krzyżanowice ruszyłem na Wzgórza. Ciężko się jechało i koło 17 byłem w Skotnikach, nie byłem pewny jak długo będzie jasno więc nawróciłem. Dostałem wtedy wiatr w plecy i przekonałem się dlaczego wcześniej było ciężko :)
Nie udało się dzisiaj planowo wyjść z pracy więc skoczyłem tylko do Wilczyc na pętle aż do zachodu. Pierwsza zrobiona tak w miarę, druga trochę mocniej, a na dobrą, trzecią już sił nie było.
Piotrek dał znać że coś będzie się kręcić i pojechaliśmy na Wzgórza. Krzysiek dość szybko zrezygnował a my polecieliśmy dalej, po drodze sprint na Czeszów i kilka mocniejszych akcji na podjazdach. Na koniec namówili mnie jeszcze na Prababkę i tak przekroczyłem planowane 3h. Wracając spotkałem bardzo wielu kolarzy, Roberta, Arka, Jarka F, Kasie Rz i jeszcze kilka innych osób znanych i nieznanych z widzenia. Szkoda że polecieli jeszcze na płyty a ja sam do Wro bo warunki były fantastyczne i we trzech zrobiło by się świetny pociąg do Pasi :)
Mojemu Garminowi coś odbiło i nie da się zgrać treningu, można dane tylko na urządzenia obejrzeć.
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino