Każdy gdzieś indziej planował dzisiaj trening to ja nie chciałem być gorszy. Wybrałem obiad u rodziców :) Do jechało się dobrze, ale powrót mnie wymęczył, nie ma w tym roku wytrzymałości na takie dystanse. Starałem się jechać w przedziale 75-80%, żadnych akcentów, wysokie tętna tylko na wjazdach na wiadukty. Oj brakowało kogoś kto od czasu do czasu dałby zmianę :)
Nie miałem ochoty dzisiaj na jazdę, ale najpierw zadzwonił Darek, a potem Krzysiek. Zrobiliśmy płaską traskę przez Oleśnicę, Krzysiek stawił się na MTB. Jechało się bardzo przyjemnie, równo po zmianach, wiatr dzisiaj nie przeszkadzał, a słoneczko ładnie świeciło. Jakoś szybko minęło :)
Z Darkiem i Cukrem polecieliśmy na Pasi a stamtąd do Krzyżanowic gdzieś spotkaliśmy jeszcze Roberta, liczyliśmy że dołączy do nas Adam który właśnie kupił szosę. Niestety nie udało nam się zgrać i o 18:10 ruszyliśmy na Wzgórza. Od początku ogień tak że za Siedlcem miałem dość i minimalnie odpuściliśmy. Potem przelecieliśmy pętlą Żądła w odwrotnym kierunku. Miałem dzisiaj spore problemy z utrzymaniem wysokiej intensywności przez dłuższy czas więc ograniczyłem się do krótkich ataków :)
Po drodze dołączył do nas jeszcze Szerszeń i tak w 5 atakowaliśmy Skotniki. Robert odpalił bardzo mocno, później próbował mnie za wszelką cenę urwać co w końcu się udało przy 43km/h na 2%. Wracaliśmy przez Głuchów. Dobrze że mnie urwali bo przed Skarszynem zaliczyli dziurę zakończoną wymianą dętki u Piotrka. Na koniec wpadliśmy jeszcze do Krzyśka pogadać, a w tym czasie przeleciał drogą Adam.
No prawie ;) Ja, Darek, Krzysiek, po drodze minęliśmy Grześka który też kręcił, Piotrek ostatecznie nie dał rady. Warunki dzisiaj trudniejsze niż wczoraj bo mocno wiało. Krzysiek zjawił się na MTB żeby mieć lepszy trening :) Od początku przyzwoite tempo, niewiele osób więc co chwila zmiany. Z przodu regularnie pracowałem koło 90% HRmax.
Pojechaliśmy na Czeszów, tam lecieliśmy koło 40km/h po krótkich zmianach. Na zakręcie przed tablicą ze zmiany schodzi Darek, z przodu zostaje Krzysiek więc nie zastanawiając się w dolnym chwycie zaczynam atak, lecę już mocno ale czuję kogoś na kole, jestem pewien że Krzysiek zaraz mnie na MTB weźmie... redukcja na 11, mroczki przed oczami i tablica moja ;) Okazało się że to Darek walczył za mną. Może nie najrówniejsze szanse dzisiaj, ale chociaż raz tablica moja :DDD
Szok przeżyłem po zgraniu danych z Garmina, okazało się że na finiszu zrobiłem 60km/h O.o ! Dodatkowo kolejne odczyty danych z pulsometra: 181, 189, 189, 197, 209, 207, 202, 195, 195, 192, 190, 186. Dzisiaj ani razu pulsometr mi nie świrował, a tu taki kwiatek :) W życiu najwięcej na pulsometrze widziałem 197, ale też nigdy wcześniej tak mocno nie szedłem. Z drugiej strony jakbym miał maxa ponad 200 to by tłumaczyło dlaczego nie sprawia mi problemów ciągła jazda na 180bpm. Trzeba jeszcze kiedy spróbować wyznaczyć HRmax.
Później chwilka rozprężenia i dalej mocno po zmianach, pod koniec Krzysiek nas przekonywał, że nie odpuszczamy do Pasi :) I tak 67km zrobiliśmy poniżej 2 godzin i na koniec został rozjazd. Zadziwiająco dobrze mi się dzisiaj jechało mimo wczorajszego mocnego treningu.
Cotygodniowy trening teamowy. Spóźniłem się 2 minuty i już ich nie było :) No to gaz żeby gonić i szok bo pierwszy raz w życiu na przejeździe kolejowym za Whirlpoolem widziałem pociąg. Tam dojechał do mnie Krzysiek Janczura i razem goniliśmy. Nie widząc ekipy do Skarszyna ja pojechałem skrótem na Zawonię, a Krzysiek robić własny trening.
Za Zawonią spotkałem już trochę przebraną przez mocne tempo ekipę i zaliczyliśmy Czeszów na którym mi nie poszło, ale wbiłem tegorocznego HRmaxa :) Premia na Skotniki spokojniej niż zwykle przez co utrzymałem się z przodu. Mam nauczkę żeby nie spóźniać się na zbiórki :)
Kolejny teamowy trening, stawiło się dużo osób od nas. Tempo szło równe, na Czeszów dość szybko zaczęły się ataki, udało dojechać się w pierwszym "wężyku". Potem premia górska na Skotnikach. Początek bardzo słabo mi poszedł, ale w końcu zacząłem wyprzedzać grupki, na wypłaszczeniu doszedł mnie Tomek Wołodżko i razem wjechaliśmy na tablicę na 8 pozycji. Na Pasikurowice starałem się tylko utrzymać w pierwszej grupie. Na koniec uzupełnianie płynów w doborowym składzie pod sklepem na osiedlu ;) Fajnie było.
Piotrek zaproponował wyjazd do Jelcza na ich ustawkę żeby sprawdzić co tam się dzieje. Dołączył się jeszcze Arek i o 18 już parkowałem auto w Jelczu. Zebrało się ponad 20 osób łącznie z Orlikami, a za nami na skuterku od pewnego momentu jechał trener :) Miejscowi mówili, że po sobotnich harcach będzie dzisiaj spokojnie na co Piotrek im powiedział, że wpadliśmy sprawdzić czy warto przyjeżdżać... podziałało :D
Kiedy zaczęła się zabawa było wszystko czego można było chcieć, a nogi paliły niemiłosiernie. Z przodu pracowali Arek i Piotrek robiąc takie zaciągi, że część osób z tyłu odpadała. Przez cały przejazd nie spojrzałem nawet na pulsometr, było to bez znaczenia bo ciągle była walka i jazda na maksa. Było sporo momentów gdzie zwalnialiśmy, ludzie się zjeżdżali a potem znowu ogień. Pod koniec z Piotrkiem rozprowadzaliśmy Arka na tablicę, na mojej zmianie wszyscy odpalili, ja zostałem, ale wyprzedził mnie trener i na kole skuterka szybko dojechałem do grupy. Fajna sprawa :) Piotrek zgarnął tablicę na Jelcz i wygrał bidon.
Ostatecznie bez wprowadzenia i rozjazdu wyszło 60km ze średnią 37.9km/h. Bardzo miła odmiana od pagórków. Według profilu było coś na trasie ale nie poczułem nawet.
Na starcie było z 15 osób, potem jeszcze się dołączyły. Do Czeszowa przelecieliśmy jakoś bez historii, tam bardzo wczesny finisz na tablicę i peleton wężykiem leciał +50. Później też nic specjalnego. Atak na premię górską na Skotniki, odpadłem i do końca mocna tempówka samemu goniąc oddalającą się grupę. Do Pasikurowic nie udało się skasować dystansu więc zarządziłem rozjazd. Tam Krzysiek wybierał się na wieczorny trening, dojechał jeszcze Cukier i trochę pogadaliśmy.
Z Darkiem i Piotrkiem wybraliśmy się w sobotę na Wzgórz. Jechało się fajnie, kilka mocniejszych ataków na podjazdach, a potem "regeneracja" w Trzebnicy przez co skrócił się troszkę trening :D Testowałem mocowanie kamery na kierownicę, wygodniejsze, ale trzęsie bardziej niż na głowie.
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino