Najpierw wydostanie się z Gliwic w kierunku na Łabędy, droga szeroka z poboczem, ale z ogromnymi koleinami, ciężka do jazdy bo cały czas wyrzucało mnie do góry. Za Toszkiem jakieś 45km idealnej drogi z 1.5m poboczem do samego domu :]
Z uwagi na krótszy dystans i dobrą znajomość trasy postanowiłem pojechać na maxa. Po pierwszych 30km czas wynosił trochę ponad 59m, co daje na następnych 40km średnią 35.1km/h. Praktycznie cała druga część trasy na rogach, a lało się ze mnie przez cały czas jak na ostatnich metrach podjazdu na Pradziada :D
Wyszło błądzenie po Śląsku i w żadne sensowane miejsce nie dojechałem :D Jeździło się jak wczoraj czyli źle. Wąskie, kiepskie drogi, duży ruch, w tym sporo tirów, a do tego przez cały czas miało się wrażenie, że jedzie się przez jedno duże miasto. Jak wróciłem to twarz i nogi miałem cały czarne od pyłu i kurzu.
Na miejsce docelowe nie dojechałem bo źle zinterpretowałem wskazówki dawane przez maps.google.com, mianowicie "skręć lekko w prawo na 921" oznaczało "JEDŹ K**** PROSTO", cóż, życie :P Tym rejonom Polski mówię zdecydowanie NIE i współczuje wszystkim, którzy tu mieszkają, a lubią jeździć na rowerze ;]
Po kilku km. powrót do domu bo zapomniałem czegoś spakować. Potem jazda po kiepskiej, wąskiej, ruchliwej drodze. Do tego duży ruch samochodów ciężarowych. Na koniec kręcenie się po osiedlu, ale nie było już gdzie dokręcać, a w kółko nie chciałem jeździć :D
Czas: 11:30 - 16:30 Warunki: chłodno, potem ciepło, wiatr umiarkowany
Wczoraj nic nie jeździłem, rano było strasznie brzydko, po południu jak pogoda zrobiła się ładna impreza rozkręcała się na całego ;]
Trasa powrotna, lekko zmodyfikowana. Na ~15km widziałem dwóch łebków na przeciętnych rowerach, którzy ruszyli za mną spod sklepu. Jechałem sobie spokojnie na ~27km/h, lekko pod górkę z wiatrem w twarz. W końcu usłyszałem jakieś odgłosy rowerów za plecami, pomyślałem, że szczyle chcą się ścigać, z uwagi, że jeszcze spory kawałek do przejechania przycisnąłem tylko 30km/h. Odgłosy były co raz bardziej słyszalne, w końcu ktoś zaczął się ze mną równać...
okazało się, że to młodziki (3) z trenerem z klubu kolarskiego w Wieluniu :D Trener zawołał żebym przyłączył się na rundkę, głupio było nie skorzystać. Przyłączyłem się, tzn. siadłem ostatniemu na koło i jechaliśmy. Tempo było zabójcze, co chwila zmiany dawali i cisnęli na ~43km/h (pod górę i pod wiatr), jechałem z nimi tak jakieś 10km do Jaworzna, gdzie oni pojechali na Wieluń, a ja na Częstochowę. Na kole dało się to tempo wytrzymać, ale gdybym miał dać zmianę to bym padł :D Myślę, że robili jakiś trening interwałowy bo wątpię aby tak cisnęli całą trasę.
Potem jak się nakręciłem to cisnąłem ostro, choć tym razem więcej wiatru było w twarz (jazda na zachód). Na 100km miałem średnią 30,05km/h, za punkt honoru postawiłem sobie nie spaść poniżej 30 i jak widać udało się, choć kosztowało mnie to sporo wysiłku na obwodnicy Opola :)
Na kolarce przejechałem dzisiaj jubileuszowy 5000km i stan licznika wskazuje: 5071km i 209h 40m ;P
18-nastka Gosi najważniejsza więc jak obiecałem tak musiałem jechać mimo bardzo niesprzyjającej pogody. Na początku było nawet zachęcająco, z wiatrem w plecy kilku kilometrowe prostki leciałem ze średnią +40km/h, jednak kiedy droga skręcała dostawałem ten sam wiatr w twarz i cisnąłem ile się da na 25km/h :)
Na 35km, zaraz za Bierdzanami pierwsza wielka ulewa... tyle, że do następnej wioski było 7km. Tam na przystanku przeczekałem trochę i cały mokry, w słabszym deszczu ruszyłem dalej. Na 75km kolejna wielka ulewa i znowu do przystanku daleko. Przez cały czas raz wiało w plecy, że ze strachu trzeba było hamować ;] a raz w twarz, że jechać się nie dało.
Uratowało mnie fakt, że wczoraj byłem we Wro i zwiozłem ciuchy do jesiennej jazdy, w tym grube rękawice, które tutaj zdały egzamin celująco :D
Równe -> Opole trochę inną trasą przez Krnov, Albrechcice, Prudnik, Białą, Prószków. Warunki: ciepło, wiatr słaby Teren: pierwsze 60km górki, przy czym chyba więcej zjazdów niż podjazdów :) Czas: 15:40 - 20:20
Wybór trasy przez Czechy był bardzo dobry, te trzydzieści kilka kilometrów przejechało się błyskawicznie po świetnej nawierzchni i z pięknymi widokami. Po przejechaniu granicy było już tylko gorzej. Pierwszy przystanek na 71km kiedy to okazało się... że droga się skończyła. Zaklejone znaki wskazujące drogę na Opole, od samego wyjazdu z Prudnika musiały coś znaczyć :D
Od robotników dowiedziałem się, że jest tam 7km odcinek, na którym robią nową drogę, ale że mogę przejechać. Odcinek bez nawierzchni prowadziłem, potem kawałek z nowym asfaltem, aż wjechałem na świeży, jeszcze miękki asfalt. Zszedłem na pobocze i prowadziłem rower próbując nie wpaść do głębokiego rowu.
Po minięciu walców postanowiłem jechać dalej... jednak za dobrze się jechało i coś musiało się stać... jak najlepiej unieruchomić się na dłużej jadąc na rowerze ? Wdepnąć blokami w świeży asfalt i zorientować się o tym jak już zastygnie :D Przez następne 40m siedziałem i skrobałem bloki żeby dało się gdziekolwiek dojechać.
Ostatecznie już po ciemku wracałem przez Opole do domu.
Okolice Równego Warunki: chłodnawo Teren: całość po górkach
Czasu dużo na jazdę nie było, najpierw wyjazd na zakupy do Głubczyc i zwiedzanie miasta (~21km), potem po obiedzie wypad z Ryśkiem, zajechaliśmy do Opawic, potem gdzieś w lasek i nagle znaleźliśmy się w Albrechcicach, stamtąd kawałek trasy na Pradziada i odbicie na przejście graniczne w Pomorzowiczkach skąd już jazda prosto do Głubczyc. Na trasie 3 zjazdy z tablicą o nachyleniu 12% i jeden taki podjazd, max. speed 66km/h (niepotrzebnie hamowałem na zakrętach zjazdowych ;P ), ogólnie to płaskiego terenu nie było i albo jechaliśmy pod górę, albo ostro w dół.
Ekipa remontowa ruszyła do Równego, z czego ja na rowerku. Ojciec samochodem wyjechał z opóźnieniem, na 2km przed finiszem dostaje telefon, okazuje się, że ojciec jest jakieś 3km za mną. Gaz do dechy i z samochodem na plecach pierwszy przejeżdżam metę :D Prawie jak odcinek Top Geara ;]
Następnie obiad i wyjazd z Ryśkiem na podbój okolicy. Jeździło się bardzo przyjemnie.
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino