Myślałem, że do pracy dotrę dopiero na 11, ale jakoś udało się nawet wstać. Po weekendzie w Beskidach wróciłem wczoraj do domu koło północy rozrzucając całą ekipę po mieście. Mieliśmy farta bo w weekend pogoda idealna, a dzisiaj jest już fatalnie.
Z rana Darek serwisował mi przerzutkę, a po 10 mogliśmy już jechać. Dzisiejsza trasa prowadziła na Krowiarki, a potem do Słowacji i powrót do Żywca. Pogoda dzisiaj okazał się jeszcze lepsza niż wczoraj. Droga sprawiła nam niespodziankę i odmianę od dnia poprzedniego gdyż małymi pagórkami ciągle pięła się w górę. Po pewnym czasie wyprzedziły nas 4 ogolone łydki, trochę z nimi pokręciłem, ale tempo było zdecydowanie za mocne. I tak po dniu wczorajszym pulsometr wskazywał średnio o około 20bpmów mniej niż zwykle, efekt zmęczenia.
Tniemy chłopaki, tniemy.
Chciałem sprawdzić co się dzieje za plecami :D
Na zaporze Jeziorka Żywieckiego.
Zaraz za Stryszawą trafiliśmy na bardzo ładny podjazd, ostatnie 2km miały średnio 9.5%!. Później krótki zjazd i rozpoczęliśmy podjazd na Krowiarki. Nie było zbyt stromo, wiatr jednak przez cały dzień był bardzo mocny także jechaliśmy peletonem. Na końcówce finiszował Darek robiąc 50m przewagę nad resztą i wygrywając premię górską HC na wysokości 1012mnpm ;)
Po drodze minęliśmy zawody downhillowe, stanęliśmy na chwilę pooglądać skoczków :)
Krowiarki, chwila odpoczynku.
I już ekipa mknie na Tatry.
Ale przed tym jeszcze zdjęcie z Babią Górą.
A potem z Tatrami.
Zaczynamy objeżdżać Babią.
Tatry.
Później wjechaliśmy do Słowacji gdzie przebiliśmy się przez kilka wiosek.
Słowacja. Husarze do boju!
Zbliżamy się do przejścia granicznego do Polski.
Powrót do Żywca. 23km z przejścia granicznego pokonaliśmy ze średnią 44.5km/h więc szybko znaleźliśmy się na miejscu.
Przed tym jeszcze tylko wizyta w sklepie po mięso, surówki i napoje bo na konie oczywiście nie mogło zabraknąć grilla.
Darek dba o nasze kiełbaski :D
Wymarzony odpoczynek.
Nad jeziorkiem. Za plecami "wieczór kawalerski", kawalerka ledwo na nogach się trzymała, a ich śpiew niósł się po całym jeziorze... whisky moja żono... ;D
Przed godziną 20 udało nam się ruszyć, a po odwiezieniu wszystkich przed 24 byłem w domu. Gdyby nie korki na trasie Żywiec - Bielsko pewnie byłoby dużo szybciej. Koszt noclegu wyszedł nas w sumie 30zł za 2 dni i jedną noc, na grilla wydaliśmy po 25zł także specjalnie się nie wykosztowaliśmy :)
Dzięki chłopaki za wyjazd, szczególnie Marcinowi za organizacje i Piotrkowi za reanimację mojego auta.
"Jedziemy turystycznie i wszystkie podjazdy robimy razem" - A.Ś., motto wyjazdu
Marcin zaproponował ostatnio wyjazd w Beskidy i wszystkim Husarzom pomysł się spodobał. Z rana miałem pozbierać Darka, Artura i Marcina, ale pojawił się pierwszy problem. Auto nie chciało odpalić, okazało się że akumulator padł. Wyjazd uratował nam Piotrek, którego zbudziłem o barbarzyńsko wczesnej porze, podjechał swoim autem i udało się zapalić. Wszyscy jesteśmy mu za to ogromnie wdzięczni :)
Droga do Żywca zleciała błyskawicznie, za pierwszym podejściem znaleźliśmy też domek nad jeziorem. Ruszyliśmy dopiero koło 12:30 przez co musieliśmy skrócić trasę bo nie ogarnęlibyśmy wszystkiego za dnia. Pierwszym łupem padł Salmopol, jeden z najdłuższych podjazdów szosowych w Polsce. Około 23km wspinaczki uwieńczonej fotką.
Zjazd był całkiem przyjemny, zaliczyliśmy skocznię w Wiśle i przez Ustroń rzuciliśmy się na Równicę.
Tempo szło przyzwoite (~180bpm) to i podjazd okazał się wymagający. Artur spiął pośladki i wjechał na górę przede mną i Marcinem ;)
Podjechaliśmy kawałek dalej, okazało się że na górze otworzyli nową restaurację i zrobili 20% asfaltowy podjazd do niej, nie mogliśmy sobie go odpuścić.
Widoki z restauracji.
Następnie zawróciliśmy i ruszyliśmy na Istebną. Podjazd na Kubalonkę to było jakieś 13km stające się co raz bardziej strome. Artur nam odjechał, ale taktycznie dobrze rozegraliśmy sprawę, dogoniliśmy go i po ataku na ostatnim kilometrze przełęcz padła moim łupem. Przy okazji Hr max wyjazdu.
Ostatni podjazd dnia to już popis Marcina, ja od razu spasowałem :) Potem został nam już powrót do Żywca z wiatrem w plecy, częściowo po drodze ekspresowej na której trafił się fantastyczny zjazd. Poprawianie techniki zjazdowej w Alpach przydało się po potrafiłem zrobić ładny dystans.
Widoki na trasie powrotnej.
Wyjazd postanowiliśmy zakończyć grillem, wizyta w Tesco i spore zakupy. Wyżerka była niesamowita, każda skusił się też na jedno piwo :D Po kolacji wszyscy ledwo stali na nogach, krótka wycieczka nad jezioro i spać. Dzień był bardzo wymagający, na każdym podjeździe tętno w okolicy 180bpm.
Końcówka grilla... uciąłem głowy przez przypadek :D
W końcu zabrałem się za tylny hamulec, przód przestał dobrze działać, a jakiś musi być. Pancerze i linki nasmarowane, tylna fajka wymieniona i wszystko działa jak nowe. Niestety zauważyłem że bagażnik nie wytrzymał wrocławskich dróg i pękł, jeszcze się trzyma.
Koło 7 na mojej trasie więcej rowerzystów niż pieszych. Wczoraj wracając minąłem Harfiarza na światłach, siadł na koło i przez jakieś 10km jechał, a tempo było niezłe, średnia 36 na trekingu :) Potem chwilę pogadaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę.
Wczoraj nie było chętnych do większego wyjazdu, a ja dodatkowo nabawiłem się otarć po sobocie, co wcześniej się nie zdarzało. Dlatego dzień spędzony "na lenia" :D Dzisiaj za to do pracy mimo wiatru jechało się super.
Nie miałem specjalnie ochoty nigdzie jechać, ale wczoraj wieczorem Artur mnie namówił. Zbiórka o 8:30 na Powstańców, stawia się jeszcze Marcin (natus) i lecimy na Wałbrzych, pierwszy szok to nowa dk35, 4-pasmowa, niestety tylko do pewnego momentu. Mamy pod wiatr, ale nie zamulamy, zmiany długie, szybko dociaramy do Wałbrzycha gdzie spotykamy się z Husarzem Marcinem.
Sokolec, tym razem końcówka nie była taka straszna. Koszulka teamowa jeszcze nie zaszyta więc tylko spodenki.
Jego zadaniem jest poprowadzić nas na Walim i na Przełęcz Jugowską przez Sokolec. Można powiedzieć, że do Wałbrzycha był lekki trening, od Wałbrzycha przejażdżka towarzyska :D Przełęcze sprawnie połykamy i kierujemy się na Przemiłów koło Ślęży gdzie znajduje się konkurencyjny podjazd dla Tąpadła. Potem już po zamianach z wiatrem do domu.
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino