Góry Sowie
Miałem nadzieję, że cała Husaria się stawi, ale dwie osoby odpuściły i zostało nas pięciu, do tego jeszcze Jacek i nowi zawodnicy - Tomek i Piotrek. Ruszyliśmy z miejsca zbiórki i parami dawaliśmy zmiany. Jechało się bardzo sprawnie mimo przeciwnego wiatru. O dziwo kierowcy byli bardzo tolerancyjnie, nawet na dk35.
Cała ekipa.
Do Sobótki przeciętna wyszła 33km/h, odcinek na Tąpadła już dużo słabiej, 25km/h. Potem błyskawiczny zjazd na Wiry gdzie urwałem wszystkich przy okazji osiągając v max :P Na odcinku do Dzierżoniowa spotkaliśmy Grześka, który jechał nam na spotkanie. Razem zaatakowaliśmy walimską, ale już na kostce odpuściłem i do końca jechałem sam.
W pewnym momencie drogę zastąpiły mi konie, który chyba wybierały się do Biedronki w Pieszycach ;) Jak już je minąłem dwa zawróciły i chciały iść ze mną :D Niestety nie zdążyłem tego uwiecznić na drugiej fotce.
Ostatni na przełęczy, ale za to pierwszy na dole. Z niezrozumiałych dla mnie powodów wszyscy boją się kostki na zjeździe, dzisiaj wyciągnąłem na niej 63.1km/h przy okazji wyprzedzając auto, które strasznie się wlokło ;) W sumie lepiej tak zjeżdżać bo przy 50km/h jeszcze czuć nierówności kostki, szybciej to się nad nimi przelatuje.
Sokolec tym razem dał mi w kość, trochę się ujechałem i ciężko było podjechać, zakosami jakoś dało radę. Przydałby się jednak kompakt bo 39-26 to jednak ciągle za ciężko.
Po tym odcinku było widać, że wszyscy są już dość mocno zmęczeni, zrezygnowaliśmy z planowanej trasy i podzieliliśmy się na dwie grupy. Ja, Krzysiek, Artur i Jacek zdecydowaliśmy się jechać do Kłodzka na pociąg, reszta ekipy przez jugowską pojechała do Wrocławia.
Przed Kłodzkiem postój na fotkę. Od lewej ja, Krzysiek i Jacek.
W Kłodzku mieliśmy jeszcze czas na zakupy, a na dworcu stawiliśmy się 7 minut przed pociągiem. Idealne wyczucie czasu.
Pogoda nam nie do końca dopisała, było mocne zachmurzenie i niezbyt ciepło, do tego wiatr potrafił przeszkadzać. Popełniłem jeden, ale podstawowy błąd. Za późno zacząłem jeść, a do tego zdecydowanie za mało. To co miałem zacząłem jeść na 80km, a wtedy to już wszystko powinno być zjedzone, a ja powinienem uzupełniać prowiant.
Za tydzień coś płaskiego, trzeba lepiej przygotować się do Leszna.
Profil: