Pobudka po 7, porządne śniadanie
Pierwsza część wyprawy była znacznie trudniejsza, mimo zjazdów większość trasy prowadziła stopniowo w górę pod Pradziada. Ciekawy zjazd trafił się dopiero za Hermanowicami aż do Vbrna, kilka km w dół i 65km/h bez pedałowania.
Już na początku trasy Rysiek zwrócił mi uwagę, że coś jest nie tak z moim tylnym kołem. Okazało się, że opona zaczyna się rozpadać i zrobił się na niej wężyk i górka przez którą podrzucało mnie przy każdym obrocie koła :) Na szczęście nie było tragicznie i jechać się dało.
Tankowanie, od lewej Adam, ja, Rysiek.
Kręcenie pod górkę, okazało się, że Rafał robił nam na trasie fotki-niespodzianki :>
Po zjechaniu do Vrbna czekał nas podjazd do Karlovej Studanki, 7km w górę o stałym nachyleniu, z Adamem trzymaliśmy 18km/h przez całą dystans i jakoś udało się wjechać. Tam Rafał i Adam zatankowali wspomagacz w pijalni wód, mi niestety przez gardło nie przechodził ;P Potem dłuższa wizyta przy wodospadzie i ruszyliśmy na parking skąd zaczyna się wjazd na Pradziada o nachyleniu, jak podawał znak przy szlabanie wjazdowym, 12%.
Widok na Karlovą Studanke w dół.
Znaki głosiły, że mamy 6km podjazdu więc zaczęło się pedałowanie i odliczanie metrów. Z Rafałem trzymaliśmy stałe, zawrotne tempo 9km/h, co jakiś czas mijały nas samochody i pędzący rowerzyści jadący w dół. Na 5-tym km stwierdziłem, że muszę się zatrzymać bo nie wycisnę ostatniego kilometra. Łyk wody, kilka głębszych oddechów i ruszyłem w pogoń za Rafałem... okazało się, że za dwoma zakrętami był już szlaban wjazdowy na górze. Gdybym wiedział to bym jeszcze docisnął ;D
Jednak na szczyt nam to nie pasowało, z boku zobaczyliśmy górującą nad nami budowlę na szczycie obok.Okazało się, że te 6km było tylko do zabudowań niżej, a na szczyt zostały jeszcze 3. Stanęliśmy na pedały i udało się nam jakoś dokręcić na górę. Podjazd 9km zajął nam 60 minut, z tego co czytałem najlepsi wykręcają tutaj czasy poniżej 30 minut :D
Widok ze szczytu.
Sporo czasu spędziliśmy tam, okazało się, że nawet za dużo bo nagle zaczęła zbliżać się do nas burza. Niestety nie udało nam się uniknąć deszczu, dodatkowo zrobiło się tak zimno, że mimo założenia długiego rękawa nie mogłem wytrzymać. Zjechaliśmy 3km w dół i schowaliśmy się przy hotelu. Przy okazji zanim zrobiło się całkiem mokro udało mi się wyciągnąć 70.6km/h, jednak przy tej prędkości rower zaczął się dziwnie zachowywać co było pewnie związane z defektem opony.
Po ulewie.
Niestety spadło tyle deszczu, że zjazd wyglądał jak strumyk co zniechęciło mnie to rozwijania dużych prędkości. Następne 6km w dół pokonał na zaciśniętych hamulcach jadąc między 50 a 60 km/h :]
Na dole o dziwo było sucho i ciepło. Ruszyliśmy na Bruntal, tym razem znacząca część drogi, praktycznie aż do Krnova leciała w dół. Na zjazdach bez pedałowania jechało się ciągle ~50km/h. W połowie drogi siadły nam na kole dwie rowerzystki, jednak uparcie nie chciały nas wyprzedzić i trzymały dystans, dopiero w Bruntalu pojechały w inną stronę.
Następnie zjechaliśmy do Krnova i po przejechaniu rynku udaliśmy się na przejście graniczne. Timing mieliśmy idealny bo jak tylko wjechaliśmy pod zadaszenie przejścia zaczęło strasznie lać. W końcu burza nas dogoniła, było już około 19:30. Kiedy przestało padać ruszyliśmy do Głubczyc na zakupy. Rysiek pojechał się przebrać, myśmy zrobili zakupy i po 21 we czterech ruszyliśmy do Równego na wieczorną ucztę. Było już ciemno i znowu padło więc włączyliśmy światła i dotoczyliśmy się na miejsce. Niestety ogniska zrobić się w tych warunkach nie dało więc zostaliśmy w domu. Drugi dzień wyprawy dobiegł końca.