Wpisy archiwalne w kategorii

Pradziad

Dystans całkowity:2108.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:83:00
Średnia prędkość:25.41 km/h
Maksymalna prędkość:80.40 km/h
Suma podjazdów:26904 m
Maks. tętno maksymalne:191 (95 %)
Maks. tętno średnie:169 (84 %)
Suma kalorii:57622 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:162.22 km i 6h 23m
Więcej statystyk

Nysa - Pradziad - Nysa

Piątek, 11 września 2009 · Komentarze(11)
Kategoria <150km, runner, Pradziad
Trasa:


Profil:



Jaka Was spotkała ostatnio bardzo dziwna rzecz?

Po środowej wycieczce w czwartek zadzwonił do mnie Darek, z którym od dawna nie rozmawiałem, z pytaniem czy czasem nie wybrałbym się z nim na Pradziada. Jak mogłem odmówić :D Więc zamiast dzisiaj wracać do Wrocka wjechałem sobie jeszcze raz na górę :)

Darek jechał z Wrocka do Nysy. Ja byłem akuart w Opolu więc tam się dosiadłem.


Pogoda była marna, 15 stopni, pełne zachmurzenie, na szczęście nie padało. W Nysie byliśmy o 10:30 i od razu ruszyliśmy na Głuchołazy.

Lidl @ Głuchołazy


Wjazd do Czech.


Ładna czeska droga (ja gdzieś z przodu) i ładne czeskie górki.



Jechało się dobrze, tempo szybkie. Przejechaliśmy granicę i stoczyliśmy starcie z podjazdem za Zlatymi Horami, który dał mi w kość w środę. Tym razem bez najmniejszych problemów :) Potem szybki zjazd do Vrbna i początek 18.3km podjazdu pod Pradziada.

Tankowanie w karlovskiej pijalni.


Mój szaleńczy atak na stromym podjeździe. Widać obłęd w oczach. No i oczywiście nie ma to jak odpowiednio dociążyć rower przed wjazdem w góry, czyli zapasy wody, jedzenia, narzędzi i ubrań :D


Jechało się dobrze, jakieś 2.5km/h szybciej niż dwa dni wcześniej. Na parkingu za Karlovą przygotowania i możemy ruszać. Od początku jedzie się ciężko, spodziewałem się, że Darek odpadnie, ale do szczytu jechaliśmy razem :P

Rozmyślanie na parkingu, wjeżdżać czy nie wjeżdżać?


Tak wygląda droga podjazdowa (choć znak 6km @ 12% to jakaś ściema, jest jednak ciężko),

tak ja z przodu,

a tak z tył. Że też Darkowi chciało się robić te zdjęcia :P


Pierwsze 6km podjazdu na 39-23. Postanowiłem zagrać twardziela i nie wrzucać 26, przeszło mi na ostatnich 3km :D Darek stwierdził, że 50% podjazdu zrobiłem na stojąco, ja bym powiedział, że tak do 40%. W pewnym miejscu przejechałem 800m na stojka :) Prędkość oscylowała między 11 a 12km/h. Ostateczny czas to 49m i średnia 11.36km/h.

Darek pręży się przed wjazdem :P


Na przełamaniu Darek zapytał się czy stajemy, ale wybiłem mu ten pomysł z głowy. Dzisiaj wjeżdżamy na raz więc zdjęcie robione w locie.


Szczyt znajdował się w chmurach, na kilometr przed szczytem wyjechaliśmy z osłaniających nas drzew i dosięgnęliśmu chmur. Wydawało się, że temperatura spadła tam do 0. Mimo ogromnego wysiłku można było zamarznąć. Ludzie w kurtkach i szalikach, Darek w krótkim rękawku i krótkich spodenkach :P

Kiedy mieliśmy już dość zostawało zygzakowanie. Piesi dziwnie się na nas patrzyli :]


Darka licznik zdradza zawrotną prędkość 8km/h ;P


W sumie urządziłem sobie 3 sprinty na trasie, akceleracja do 26km/h i podtrzymanie tego przez chwilę kosztuje niesamowitą ilość energii. Po pierwszym sprincie usłyszałem za plecami "Co Ty kurwa robisz ?!" :D Darek nie wiedział, że za tym zakrętem było wypłaszczenie i mimo sprintu mogłem sobie odpocząć. Ot znajomość terenu :D

Na szczycie w chmurach próbowałem złapać oddech. Na początku w ogóle nie było widać wieży z tył.




Zjazd podobny jak w środę, średnia 58km/h. Na szczęście bardzo mały ruch więc nie trzeba było uważać na pieszych czy samochody. Musieliśmy się ubrać tak ciepło jak się tylko dało. Na zjeździe można by zamarznąć.

Do Nysy postanowiliśmy wracać przez Jesenik. Powiedziałem Darkowi, że mamy zaraz dwie hopki obok siebie, a potem prosty zjazd aż do Nysy. Cóż, hopki okazały się znacznie większe niż wyglądały na mapie, pierwsza 3.5km @ 5.22%, zaraz po zjeździe z niej zaczęła się druga 2.7km @ 6.3% :)


Niestety na pierwszym zjeździe na dziurze Darkowi wypadła pompka, nie udało jej się znaleźć :/ Reszta zjazdu przebiegła spokojnie. Kiedy się trochę wypłaszczyło przełączyłem się w TT Mode i pociągnęliśmy 25km do Głuchołaz jadąć 35-40km/h :)

Na granicy. TT Mode mnie wykończył, musiałem zjeść pozostałe zapasy i chwilę odsapnąć.



Na granicy siedział Ktoś w odblaskowej kamizalce i zliczał ruch. Jak przejeżdżaliśmy popatrzył na nas, na zegarek i zanotował dwóch kolarzy. Co za robota :] Zaraz za granicą okazało się, że są Głuchołazy. Znowu zakupy w Lidlu. Po wyjeździe z parkingu moja Sigma wypina się z bazy, upada na asfalt i już nie ożywa :(

Robi się już ciemno więc poprawiam czerwone światło z tył i puszczam Darka na zmianę aż do Nysy. Ciągnie ładnie, a ja podziwiam resztki widoków :) W Nysie jest już zupełnie ciemno, wpadamy na dworzec o 19:30, a ostatni pociąg wypisany jest na 19:40.

Tym razem 2003m całkowitego wzniesienia terenu (przynajmniej według gpsies), jednak mniejsz kilometraż w nogach pozwolił na bardziej swobodne pokonywanie podjazdów.

Liczby.

Do szczytu Pradziada z Nysy:
68.62 - 3:16:32 @ 20.95 km/h

Średnia od zjazdu ze szczytu:
72.65 - 2:40:28 @ 27.16 km/h

Atak na Pradziada: 18.25km - 1h 19m 38s @ 13.75 km/h
Vrbno - Karlova (parking): 8.98km - 30m 32s @ 17.65 km/h
Stromy odcinek na szczyt : 9.23km - 49m 6s @ 11.28 km/h

Wrocław - (Pradziad) - Opole

Środa, 9 września 2009 · Komentarze(5)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Trasa:


Profil:

Jak kiedyś pisałem znudziła mi się już standardowa trasa z Wrocławia do Opola, więc wybrałem wariant turystyczny :) Niestety nie udało mi się nikogo namówić na weekendowy wypad na Pradziada, dlatego zdecydowałem się zaliczyć go sam :P

Start we Wro, potem Oława, Nysa, Głuchołazy, Zlate Hory, Vbrno, Praded, Rymarov, Bruntal, Krnov, Głubczyce, Szonów.

Niestety nie udało się dotrzeć do Opola. Osiągnąłem mniejszą średnią niż zakładałem, ściemniło się, a ja bez świateł więc musiałem wezwać wóz techniczny, szkoda bo pozostałem 50km leciało już tylko w dół a prędkość oscylowała w granicy 35-40km/h :)

Gdzieś tam powinno zacząć wschodzić słońce :)


Start 6:00, finisz 18:30, samej jazdy 9h34m. 2200 metrów wzniesień dało mi popalić więc średnia marna choć lepsza niż rok temu (~21km/h na innej krótszej trasie). Z rana było bardzo zimno, ale już o 11 było tak gorąco, że przebrałem się w krótki strój. Ale frajda wskoczyć nagle w suche rzeczy :D Co mokre przywiązywałem do rowera i suszło się na wietrze :D

Poranne mgły, momentami ledwo było drogę widać:




Pierwsze 40km płaskie, następne 110km pod górę, jedyne zjazdy w Nysie i za Hermanowicami. Taki profil strasznie nieszczy psychikę :) nie ma gdzie odpocząć, ciągle trzeba się wspinać.

Przejazd nad A4 i pierwsze widoki gór, czujnik temperatury na autostradzie wskazywał 12 stopni.



Przed wjazdem do Czech zakupy ponieważ nie miałem ze sobą żadnych koron. Za Głuchołazami robi się stromo, ale dopiero odcinek za Zlatymi Horami daje mocno popalić.

Pierwsze górki i licznik zdradza szaleńczą prędkość podjazdu :D



Od Vbrna lajtowy podjazd, po dotarciu na parking koło Karlovej zacząłem się zastanawiać czy wjeżdżać na szczyt. Była już 14 i zostało mi jakieś 5 godzin, godzina na wjazd i 4 godziny na zrobienie 150km :)

Krótki odpoczynek w pozycji leżącej na przystanku i następne podjazdy:



Karlova Studanka i parking przed wjazdem na szczyt. Nie ma to jak dociążyć odpowiednio rower żeby się przyjemniej wjeżdżało :D



Po długim namyśle stwierdziłem, że wjadę, nie po to tyle przejechałem żeby zrezygnować. Niestety 150km dało o sobie znać i w sumie musiałem zrobić 4 półminutowe postoje na uspokojenie kołatającego serca :D Dał o sobie też znać brak przełożenia 39-28, na nowej kasecie mam max 26 co wymusiło powolne przepychanie korby i jazdę ~11km/h. Kilka razy zastanawiałem się czy czasem nie zawrócić, ale zmusiłem się do wjazdu.

Widoki ze szczytu:





Średnia wjazdowa to marne 10.63km/h (9.28km), za to zjazd to już 57.8km/h (9.08km), tylko raz niewiele brakowało żebym przy 70km/h nie smieścił się w zakręcie :D Pierwsze 3km od szczytu jechałem ~75km/h ludzie z przerażeniem usuwali się z drogi jak mnie widzieli :D

Na zjeździe musiałem wyhamować z 70 do 0 gdyż dogoniłem zjeżdżający 30km/h autobus. Postanowiłem poczekać aż odjedzie wystarczająco daleko. Ruszyłem kiedy z tył zobaczyłem nadjeżdżający drugi autobus :)


Następnie zjazd do Rymarova, mój błąd nawigacyjny oraz marne oznaczenie drogi spowodowało, że dołożyłem 10km. Dalej przez Bruntal i Krnov do Głubczyc, ogólnie zjazd z niewielkimi hopkami. Była godzina 17:20 i nie było szans żebym po widoku dojechał do Opola.

To co zostało z przejścia Pietrovice-Głubczce, nawet zadaszenie nie ma, za to stary sklep wolnocłowy się ostał.


W oddali motolotniarze podziwiają powoli zachodzące słońce.


Za Głubczycami na 255km kapeć, na zjeździe jadąc ~45km/h wychodziłem z zakrętu, zagapiłem się i złapałem pobocze, kamieniste z trawą. Leżałem na lemondce więc nie miałem dostępu do hamulców, cudem utrzymałem się na rowerze, przy 30km/h (po przejechaniu 100m) udało się chwycić klamkomanetki i wyskoczyć na asfalt. Niestety poszła tylna dętka.

Pobocze zaliczone od słupka przy wyjściu z zakrętu do miejsca gdzie leży rower.


Po wymianie ujechałem niecałe 3km i za Szonowem z naprzeciwka nadjechał ojciec. Już po ciemku samochodem dojechaliśmy do Opola.

Na trasie zjadłem 3 drożdzówki i 2 kanapki z marmeladą, wypiłem 2.5l wody, 1l Poweradr, 1l soku bananowego, 0.5l Kubusia :) Powiedziałbm, że wynik słaby, ale kompletnie nie miałem ochoty przyjmować żadnych pokarmów. Za to wieczorem w domu zjadłem 2-daniowy obiad, a zaraz za nim kolację :D

Muszę przyznać, że trochę się przeliczyłem, jak na górala, który góry widzi kilka razy w roku 2200m podjazdów dało mi w kość, w końcówce na prostkach mogłem jechać i 40km/h, ale jak zaczynały się małe hopki to podjeżdżałem je ~15km/h. Zakładałem, że będę miał średnią 30km/h, wyszło mniej i nie starczyło dnia na powrót.

Temperatury nie podawałem bo na starcie było poniżej 10 stopni, koło 8 rano termometr na A4 pokazywał 12, po południu musiało być przynajmniej 25.

Moja ulubiona częśc czyli trochę liczb :D

Pierwsza setka:
100km - 3:21:20 @ 29.80 km/h

Ostre podjazdy:
53.94km - 2h 55m 19s @ 18.46km/h

Średnia trasy na szczycie:
153.94km - 6h 16m 39s @ 24.51km/h

Średnia od zjadu ze szczytu:
103.52km - 3h 18m @ 31.37km/h

Atak na Pradziada: 18.34km - 1h 24m 22s @ 13.04km/h
Vbrno - Karlova (parking): 9.06km - 16.99km/h
Stromy odcinek na szczyt : 9.28km - 10.63km/h


Fotki już są, okazało się, że obsługa bluetootha nie jest taka skomplikowana :P

Pobudka po 7, porządne śniadanie

Sobota, 12 lipca 2008 · Komentarze(1)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Pobudka po 7, porządne śniadanie i o 8:30 byliśmy już na miejscu zbiórki w Gołuszowicach. Rysiek poprowadził nas na turystyczne przejście graniczne, dokładną trasę można obejrzeć niżej.



Pierwsza część wyprawy była znacznie trudniejsza, mimo zjazdów większość trasy prowadziła stopniowo w górę pod Pradziada. Ciekawy zjazd trafił się dopiero za Hermanowicami aż do Vbrna, kilka km w dół i 65km/h bez pedałowania.

Już na początku trasy Rysiek zwrócił mi uwagę, że coś jest nie tak z moim tylnym kołem. Okazało się, że opona zaczyna się rozpadać i zrobił się na niej wężyk i górka przez którą podrzucało mnie przy każdym obrocie koła :) Na szczęście nie było tragicznie i jechać się dało.


Tankowanie, od lewej Adam, ja, Rysiek.


Kręcenie pod górkę, okazało się, że Rafał robił nam na trasie fotki-niespodzianki :>

Po zjechaniu do Vrbna czekał nas podjazd do Karlovej Studanki, 7km w górę o stałym nachyleniu, z Adamem trzymaliśmy 18km/h przez całą dystans i jakoś udało się wjechać. Tam Rafał i Adam zatankowali wspomagacz w pijalni wód, mi niestety przez gardło nie przechodził ;P Potem dłuższa wizyta przy wodospadzie i ruszyliśmy na parking skąd zaczyna się wjazd na Pradziada o nachyleniu, jak podawał znak przy szlabanie wjazdowym, 12%.



Widok na Karlovą Studanke w dół.

Znaki głosiły, że mamy 6km podjazdu więc zaczęło się pedałowanie i odliczanie metrów. Z Rafałem trzymaliśmy stałe, zawrotne tempo 9km/h, co jakiś czas mijały nas samochody i pędzący rowerzyści jadący w dół. Na 5-tym km stwierdziłem, że muszę się zatrzymać bo nie wycisnę ostatniego kilometra. Łyk wody, kilka głębszych oddechów i ruszyłem w pogoń za Rafałem... okazało się, że za dwoma zakrętami był już szlaban wjazdowy na górze. Gdybym wiedział to bym jeszcze docisnął ;D

Jednak na szczyt nam to nie pasowało, z boku zobaczyliśmy górującą nad nami budowlę na szczycie obok.Okazało się, że te 6km było tylko do zabudowań niżej, a na szczyt zostały jeszcze 3. Stanęliśmy na pedały i udało się nam jakoś dokręcić na górę. Podjazd 9km zajął nam 60 minut, z tego co czytałem najlepsi wykręcają tutaj czasy poniżej 30 minut :D


Widok ze szczytu.


Sporo czasu spędziliśmy tam, okazało się, że nawet za dużo bo nagle zaczęła zbliżać się do nas burza. Niestety nie udało nam się uniknąć deszczu, dodatkowo zrobiło się tak zimno, że mimo założenia długiego rękawa nie mogłem wytrzymać. Zjechaliśmy 3km w dół i schowaliśmy się przy hotelu. Przy okazji zanim zrobiło się całkiem mokro udało mi się wyciągnąć 70.6km/h, jednak przy tej prędkości rower zaczął się dziwnie zachowywać co było pewnie związane z defektem opony.


Po ulewie.

Niestety spadło tyle deszczu, że zjazd wyglądał jak strumyk co zniechęciło mnie to rozwijania dużych prędkości. Następne 6km w dół pokonał na zaciśniętych hamulcach jadąc między 50 a 60 km/h :]

Na dole o dziwo było sucho i ciepło. Ruszyliśmy na Bruntal, tym razem znacząca część drogi, praktycznie aż do Krnova leciała w dół. Na zjazdach bez pedałowania jechało się ciągle ~50km/h. W połowie drogi siadły nam na kole dwie rowerzystki, jednak uparcie nie chciały nas wyprzedzić i trzymały dystans, dopiero w Bruntalu pojechały w inną stronę.

Następnie zjechaliśmy do Krnova i po przejechaniu rynku udaliśmy się na przejście graniczne. Timing mieliśmy idealny bo jak tylko wjechaliśmy pod zadaszenie przejścia zaczęło strasznie lać. W końcu burza nas dogoniła, było już około 19:30. Kiedy przestało padać ruszyliśmy do Głubczyc na zakupy. Rysiek pojechał się przebrać, myśmy zrobili zakupy i po 21 we czterech ruszyliśmy do Równego na wieczorną ucztę. Było już ciemno i znowu padło więc włączyliśmy światła i dotoczyliśmy się na miejsce. Niestety ogniska zrobić się w tych warunkach nie dało więc zostaliśmy w domu. Drugi dzień wyprawy dobiegł końca.