Napęd trochę przymarł i zostałem z koronką 26 z tył. W sam raz na dzisiejsze plany. Pojechaliśmy na wcześniej znaleziony podjazd. 5.6km, średnio 11.5%, ostatni kilometr 16%. Udało mi się to przepchać na raz na 34-26 w 40:05. Zoncolan to to nie jest, ale daje radę. Fajnie że start zaczyna się koło naszego domu :)
Reszta dnia to w końcu urlop i odpoczynek :D
Finisz Adama.
Nasza trójka na szczycie:
Adam udał się na Veliko Rujno, a myśmy postanowili poopalać się nie odsłaniając zbyt wiele :D
I jeszcze grupowa fota... następny razem Darek biegnij szybciej :D
Tym razem na wspin do kanionu pojechaliśmy rowerami. Poszły dzisiaj 4a, 4b, 4c, 5a i 5b w różnych ilościach. Trudniejszych nie próbowaliśmy, nie chcieliśmy zostawiać ekspresów na ścianach :D
Na koniec zwiedzanie miasteczka. Twierdza ochronna na zwężeniu wody:
Troszkę offroadu wpadło.
Doba od pełni księżyca. Podczas tej konkretnej pełni księżyc znajdował się najbliżej ziemi w tym roku kalendarzowym.
Zaliczyliśmy desperacką próbę złapania zachodu słońca, nie spodziewaliśmy, że pójdzie tak szybko. Darek nie zdążył :)
Tym razem wybraliśmy się na treking po Parku Narodowym Paklenicy. Trochę pobłądziliśmy, jakieś 20km w 8 godzin piechotą zaliczyliśmy, a do tego znaleźliśmy świetny podjazd. Jakieś 6km, średnio coś 12%, a ostatni kilometr ma na oko 16%, jutro atakujemy rowerami :D Szykuje się drugi po Zoncolanie hardcorowy podjazd.
W parku narodowym:
Darek znalazł 8b, ale postanowiliśmy nie próbować ;)
Tutaj najsłynniejsze wejście w PN Paklenicy - Anica Kuk. Na środku ściany wypatrzyliśmy schodzące już osoby.
Skorzystaliśmy ze znaku na Veliko Rujno spodziewając się że szybko tam dojdziemy... nigdy tam nie dotarliśmy, za to zaliczyliśmy ogromne podejście :D
Największe wrażenie zrobił na nas wspinacz idący tą samą, strasznie ciężką trasą, w japonkach. Hardcore przez naprawdę wielkie H.
W końcu zabłądziliśmy... właściwie to zniknęły oznaczenia szlaku, a GPS twierdził, że oddalamy się od domu. Postanowiliśmy wracać po śladach i tak trafiliśmy do opuszczonej małej osady na jakiś 900mnpm. Miejsce miało niesamowity klimat.
W końcu znaleźliśmy zejście do Starigradu.
Próby złapania stromizny zjazdu.
Szczyt podjazdu. Podziwiając widoki nadjechał gościu na MTB, wyglądał na mocnego, a na 22-30 jechał zakosami. Końcówka tutaj jest masakryczna:
Dzisiaj w końcu rower, trochę chłodniej się zrobiło. Cała trasa wzdłuż wybrzeża, dzisiaj wyszły chyba najlepsze zdjęcia i filmy :) Pojechaliśmy do Karlobagu gdzie byłem kilkanaście lat temu.
No to jedziemy. Słońce idealnie świeci w plecy i oszczędza nasze twarze.
Że też komuś chciało się tam coś budować.
Piękna przejrzysta woda.
Po dojechaniu do miasta grupowa fotka.
I dalsze podziwianie wody.
A tutaj panorama naszej plaży.
Plażowanie :D
Mentalne przygotowania. Wejść czy nie wejść do tej wody..
I przebieranie.
Skok do wody był... wtedy też uzmysłowiłem sobie dlaczego nikt inny nie pływa. Woda była lodowata, płynąłem do brzegu jak szybko mogłem :D
Ja się opalałem, a reszta... polowała ;)
Zbliża się zachód słońca i trzeba wracać. W wyśmienitych humorach oczywiście. Do tego silny wiatr w plecy uprzyjemnił nam jazdę.
W samym Starigradzie sesja przy zachodzącym słońcu.
Cały dzień na wspinie. Spotkaliśmy Dawida z ekipą, którzy akurat dzisiaj dojechali. Nie podołaliśmy na jednym 6a i inni Polacy musieli ściągać nasz sprzęt :D
Zobaczyliśmy jak łatwo przypiąć 4 rowery do jednego znaku.
Na 5b:
I Adam:
Następnie Darek zaliczył dość długie IV.
Z prawej złapał się Dawid asekurujący na dość trudnej trasie, robiliśmy tam tylko za widzów.
Nieszczęsne 6a, które mnie pokonało. Ludzie obok też się męczyli. 6a to może i było zanim wszyscy wspinacze wyślizgali tą skałę :P
Soft trochę źle zinterpretował moje zamiary co do tej panoramy :D
Wykończeni, przed 20 powrót do domu. Dziennie piechotą robimy koło 10km :)
Dzisiaj trochę nas pogoda poratowała, w końcu jakieś chmury i cień. Zdecydowaliśmy się na wejście na Desno Rebro, niezbyt trudną 200m ścianę. Potem krótkie 15 - 20 metrowe ściany w kanionie.
Spalone ręce, spalone zasłonięte czoło. Chmury były zwodnicze i po 3h robienia tej ściany bez koszuli mam spalone plecy :D
Baza założona, Adam może wchodzić.
A tu na pierwszej półce.
Na którejś ze środkowych baz. Utknęliśmy za grupą innych wspinaczy i musieliśmy tam spędzić sporo czasu.
Adam zaraz po wejściu na Desno Rebro. Teraz tylko zwinąć linę i w dół.
W oczekiwaniu na nas Darek gdzieś tu się opalał.
Później poszliśmy w głąb kanionu spotykając jak co dzień tłumy Polaków. Zrobiliśmy kilka V, a Darek miał okazję pierwszy raz się wspinać. Całkiem dobrze sobie radził :)
Powrót znowu o zachodzi i tak jak wczoraj siły starczyło tylko na zrobienie obiadokolacji. Siedząc na tarasie usłyszeliśmy głośną muzykę. Okazało się, że na nabrzeżu koncert dla wspinaczy, licznie wtedy przybyłych, grała chorwacka kapela. Na tyle dobrze śpiewali że wybraliśmy się pod scenę aż do końca koncertu.
Dzisiaj wybraliśmy się obadać wąwóz Parku Narodowego Paklenicy. Masa wspinaczy i świetny klimat. Zaliczona 200m skała łagodnym wejściem. Jutro kibicujemy na Big Wall Speed Climbing. Wspinaczka na czas parami na 160m.
Na starcie rozgrzewka na baldzie z 10kg plecakiem... :D
W Parku Narodowym dużo więcej zieleni niż wzdłuż brzegu.
A wydrukowanymi mapami szukaliśmy obitych tras. Okazało się, że dalej są jedna na drugiej.
Łagodne wejście.
I Adam zrobił skok w bok na fotkę.
A na górze tubylce.
Widok na kanion.
I uśmiech ;)
Panorama na Adriatyk.
Zejście było chyba trudniejsze od wejścia, kamule leciały w dół, jednym dostałem w nogę, na szczęście bez obrażeń. Tu łagodna część.
Praktycznie co kilka metrów po lewej i prawej stronie było stanowisko wspinaczkowe.
Wracaliśmy o zachodzi wykończeni. Potem obiadokolacja i spać.
Pierwszy dzień wakacji w Chorwacji w składzie Adam, Darek i ja. Plan wakacji trochę inny niż ostatnio - jedziemy w jedno miejsce skąd robimy wypady rowerowe oraz wspinamy się w Parku Narodowym Paklenicy, jak później się okazało - Mekkce wspinaczy.
Wyjechaliśmy w piątek po pracy. Na miejscu, w Starigradzie (potocznie zwanym też Stalingradem), byliśmy o 7 rano, ja prowadziłem chyba do 1 albo 2, potem Adam i końcówkę nad ranem Darek. Wyszło nam tego koło 1200km, ale też nie jechaliśmy najkrótszą trasą bo musieliśmy jeszcze zahaczyć o Opole. Czechy, Austrię i Chorwację pokonaliśmy autostradami. W Słowenii postanowiliśmy pozwiedzać wioski, szkoda nam było 30 euro na 80km autostrad.
Kilka ujęć, które udało się nakręcić pierwszego dnia:
Po przebudzeniu ujrzałem wschód słońca między chorwackimi górami.
Trochę czasu zajęło nam znalezienie naszego apartamentu, ale po rozpakowaniu się byliśmy gotowi do jazdy. Właściciel mówił po chorwacku i niemiecku, ale jak się okazało, kiedy mówiliśmy w swoich ojczystych językach rozumieliśmy się całkiem dobrze :D Koło 11 ruszyliśmy do Zadaru. Miasto duże, stare, jeszcze z czasów rzymskich. Jedyne 45km od nas.
Most nad kanałem Morza Adriatyckiego. Potem droga prowadziła w głąb lądu, który pod względem widokowym był mało atrakcyjny.
Już na wybrzeżu, na pirata :D
Ja z Darkiem i Adamem.
Następnie postanowiliśmy objechać promenadę w Zadarze.
I odpoczynek z opalaniem na samym jej końcu. To opalanie średnio nam na zdrowie wyszło :D
Przy takiej pogodzie nie ma się co dziwić zamontowanym solarom :D
Czas opuścić Zadar. Co ciekawe cała droga wzdłuż wybrzeża była jednokierunkowa, a my akurat jechaliśmy pod prąd :P
Ale wcześniej zanurzyliśmy nóżki. Zimno było, ale spotkaliśmy tam pływającą Polkę :)
Zjazd na powrocie.
Co mnie trochę zaskoczyło to fakt, że na terenach przez które przejeżdżaliśmy nie było płaskich odcinków. Czułem się bardziej jak na Wzgórzach Trzebnickich. Ciągle w górę i w dół. Do tego praktycznie żadnego cienia, cała droga w pełnym, chorwackim słońcu.
Jednak nie było tych 10 sekund... :D
Kierowaliśmy się na góry, prezentowały się na tyle dobrze, że Adam strzelił panoramę.
Słońce paliło nas już strasznie, musiałem nawet założyć długi rękaw. Do tego bidony odparowały. Darek za to postanowił urozmaicić jazdę i atakował na każdym podjeździe :D
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino