Razem z Piotrkiem postanowiliśmy pojechać na Wzgórza, chętny był jeszcze Tomek i dwie nowe osoby z forumszosowego. Na zbiórce był też Krzysiek, ale wpadł tylko się przywitać bo miał inne obowiązki.
Piotrek dzisiaj jak szalony atakował na każdym podjeździe... i wygrywał :P Pulsometr kilka razy pokazał mu +200. Na powrocie zgodnie z tradycją przez Pasikurowice był ogień, za zakrętem nadzialiśmy się na Krzyśka wracającego do domu :)
Po treningu rozmawialiśmy pod sklepem w moim bloku, a z auta wysiadł kolarz i wypakowywał rower. Okazało się, że Piotr mieszka obok i jeździ przeważnie na treningi z grupą z Jelcza Laskowic. Sami byli zawodnicy i ostre tempo. Trochę konwersowaliśmy, daliśmy mu namiary na nas i liczymy że kiedyś z nami się jeszcze przejedzie.
Straszny wiatr dzisiejszego wieczora. Do Oleśnicy przez wioski, powrót na dk8 z wiatrem w plecy. Na tym odcinku średnia prędkość 37.5km/h, a średniu puls 136 bpm - jak bym sobie lekko truchtał ;)
Dzisiaj trzeba było wracać, miałem jechać rano, ale wszystko się przesunęło i ruszyłem po 15, w Opolu pełne zachmurzenie i na obwodnicy złapał mnie deszcz. Ale już 20km dalej pełne słońce i ręce spaliłem sobie jeszcze mocniej :( Jechało się bardzo dobrze bo ruch był mały, jednak nogi czuły ogromne zmęczenie po wczorajszym, do tego ciężko było mi wyjść powyżej tętna 150, a 160 uzyskałem na wjeździe na wiadukt :) Gdybym wczoraj nic nie jeździł to dzisiaj na tej trasie by się działo ;D
kad 88/110
I jeszcze fotka z wczoraj zapożyczona od Piotrka :)
Ekipa: Artur (post), Marcin, Piotr i ja. Trasa: Wro - Oleśnica - Namysłów - Kluczbork - Opole
Pogoda dzisiaj super dopisała, może zbyt super, nie posmarowałem niczym rąk i sobie je spaliłem :( Wiatr za to miał dzisiaj z nami sojusz :)
Wyjechaliśmy o 9:00, choć wszyscy na zbiórce byli zgodni, że powinniśmy wyjechać o 7. Następnym razem :) Szybko się przejaśniło i lecieliśmy do przodu, tempo było żwawe, Artur na swoich zmianach jeszcze mocniej dokręcał. Przed Namysłowem policja skierowała nas na objazd, zderzył się tam bus wiozący dzieci z ciężarówką LINK. Ogólnie ruch mały i nawierzchnia dobra. W Namysłowie Artur i Piotrek zdecydowali się zawrócić do Wrocławia, a ja z Marcinem pojechaliśmy dalej na Kluczbork.
O dziwo tempo nie spadło i we dwójkę na zmianach mocno ciągnęliśmy. W planach była dużo dłuższa trasa, ale Marcin chciał szybciej być w domu, a mi średnio widziało się jechać samemu i odbiliśmy na Opole. Tu już wiatr nie chciał nam pomagać, więc trzeba było pokazać mu kto tu rządzi... i tempo tylko nieznacznie spadło :P
6km przed Opolem przy mocno świecącym słońcu złapała nas ogromna ulewa. Byliśmy obok przystanku więc szybko się schowaliśmy i zdecydowali ją przeczekać. Po 15 minut ruszyliśmy żeby przekonać się, że 300m dalej nic nie padało! O.o Droga była idealnie sucha, a kawałek wcześniej jechaliśmy w strumieniu :D
Ostatecznie Marcin wsiadł w pociąg, a ja zostałem w Opolu.
Po wykresie tętna bardzo ładnie widać kiedy wychodziłem na zmiany :)
Pierwszy maraton w tym sezonie. Formy jeszcze nie ma, ale przygotowałem się dobrze, sporo wyjazdów w góry i trening na podjazdach, jeszcze nigdy tak mocno sezonu nie zaczynałem. Celem było wskoczenie do pierwszej setki i czas 4h oraz objechanie kolegów z teamu :D Ten ostatni wydawał się mało realny, ale trzeba być ambitnym.
W piątek Artur odebrał nam numery startowe, w sobotę o 7 byłem już u Darka, zapakowaliśmy auto i w drogę. Trzebnica była już pod oblężeniem rozgrzewających się kolarzy. Udało się znaleźć miejsce parkingowe koło Artura, kawałek dalej stanął Artur z Marcinem, po chwili dojechał do nas rowerem Krzysiek. Pozbieraliśmy i ruszyliśmy na rozgrzewkę na podjazdach, a potem na start.
Od lewej ja, Marcin, Krzysiek, Darek.
Artur nie mógł z nami wystartować bo organizator rozdzialił M2 od M3, a Artur G. startował 2 minuty przed nami. Przez Trzebnicę musieliśmy jechać z motocyklami, na jednym podjeździe Krzysiek tak szarpnął, że zrobiłem hr maxa wyścigu :) Poza miastem poszedł ogień i praktycznie od razu grupa się porwała, zostały 4 osoby z 10. Lecieliśmy 40, niestety jeden gość ciągle na swoich zmianch dokręcał do 45 co było strasznie męczące. Później okazało się, że zajął 27 miejsce w open. Tak wszystkich wyprzedzliśmy próbując dogonić pociąg jadący jakieś 400m przed nami. Po 26km i średniej 40km/h odpuściłem bo jednak nikt się do nas nie przyłączył i za często trzeba było wychodzić na zmiany.
Hr 190 :)
No i to był kluczowy moment dla mnie bo od tego momentu jechał praktycznie sam co chwilę wyprzedzając jakieś grupki, niestety nikt się za mną nie zabrał. Koło 50km dogonił mnie krótki pociąg, trochę z nimi pojechałem, ale jak po mojej zmianie poszło szarpnięcie to zostałem. Kolejny pociąg złapał mnie koło 70km, przed PŻ na podjeździe, nawet nie próbowałem łapać :D Chwilę później dogonił mnie Krzysiek, a jak stanąłem dolać wody to jeszcze Marcin. Teraz widzę, że te 3 minuty na PŹ to był ogromny błąd bo wody i tak by starczyło do końca.
Przy wjeździe na PŹ dogoniłem Michała (WrocNam) i zamieniliśmy kilka słów. Kolejne kilometry dalej jechałem sam, w końcu dogoniło mnie dwóch panów M6 jadących giga :D Jechliśmy spokojnie rozmawiając aż do pierwszy poważnych podjazdów gdzie ich zostawiłem.
Punkt kulminacyjny wyścigu gdzie według organizatorów ludzie będą prowadzić rowery (średnio 14%).
Na takim w miarę płaskim wyścigu ten podjazd robi wrażenie, ale jak ktoś jeździ w górach to wie, że spotyka się o wiele trudniejsze :) No to rozpęd, wysoka kadencja, potem cięższe przełożenie i na pedały, kilka osób wyprzedziłem, a na szczycie usłyszałem "Patrzcie, ten to jest mocny.", myślałem, że padnę ze śmiechu :D
Ostatnie 30km wyścigu było najtrudniejsze, ale trasa mi znana także spokojnie przejechałem. Trochę się zdołowałem jak ekipka M4 z Harfy mnie wyprzedziła jakbym stał w miejscu. A mieli numery 400+ także startowali ponad 30 minut po mnie :D
Na mecie zameldowałem się z czasem 4h 10m 21s co dało ostatecznie 158/464 w open mega.
158 258 TOMASZ M2/35 (M)157 04:10:21 32.35 Między czasy, miejsce, średnia: 02:35:25 / 162 [33.97] 03:00:49 / 166 [35.84] 03:21:14 / 163 [34.29]
Jak widać po międzyczasach i średniej ostatnie kilometry były najtrudniejsze. Tylko tam straciłem do Krzyśka aż 18 minut! Jak zaczęły się podjazdy Krzysiek awansował ze 117 miejsca na 87, ja z 162 na 158 :D
Popas. Od lewej Mateusz, Darek, ja, Krzysiek, Artur.
Z wystartowania w maratonie jestem zadowolony, ale już z wyniku nie. Zdecydowanie za mocno pojechałem początek, przez to później nie zabrałem się do wyprzedzających mnie pociągów co kosztowało mnie jakieś 5-10 minut. Na podjazdach natomiast czułem się bardzo dobrze i nie miałem żadnych problemów. Organizacja zawodów była idealna i do niczego nie mogę się przyczepić.
+ eskorta motocykli przez miasto + idealne oznakowanie trasy + poza jendym kawalekim nawierzchnia bardzo dobra + dużo bardzo dobrego jedzenia po wyścigu + po wyścigu można było brać wodę, banany, batony do woli + aktualne wyniki praktycznie po przekroczeniu lini mety + dobrze pozamiatane zakręty na zjazdach gdzie wcześniej był piach
Na koniec zostawiłem najważniejsze :D
57 ARTUR G M2/11 (M)57 03:42:52 87 KRZYSZTOF M2/17 (M)87 03:49:12 128 ARTUR Ś M3/28 (M)127 04:02:34 153 MARCIN M2/33 (M)152 04:08:15 158 TOMASZ M2/35 (M)157 04:10:21 275 DARIUSZ M2/39 (M)263 04:37:39
Jak widać trzeba wziąć się mocniej do pracy.
Dorzucę na pewno jeszcze jakieś zdjęcia jak tylko pojawią się w necie. Tymczasem jest już jeden bardzo fajny film z wyścigu. O 9:40 pojawia się tam Artur.
Przeliczyłem i ostatnie 6 wyjazdów na szosie to wycieczki średnio po 107km i 1423m przewyższeń, trzeba wrócić na niziny w końcu :) Postanowiłem spróbować tego w czym kiedyś czułem się najmocniej czyli jazdy indywidualnej na czas. Wyszło całkiem nieźle, do Oleśnicy wiatr w twarz, z powrotem w plecy, ale byłem już zmęczony żeby go dobrze wykorzystać. W sumie musiałem stawać 5x na czerwonym świetle. Po rozgrzaniu się nie potrafiłem wskoczyć do wyższej strefy tętna, a nogi już paliły.
Jak trenować to tylko w doborowym towarzystwie, między inni kilku znajomych, Łukasz Bodnar (Liquigas-Doimo) i 30 innych kolarzy. Właściwie to był wyścig, a nie trening :)
Na dzisiaj byłe trochę inne plany, umówiłem się z Darkiem, Krzyśkiem oraz kilkoma innymi osobami na wypad. Trasę mieliśmy uzgodnić na zbiórce na Rondzie Powstańców Śląskich. Tam spotkaliśmy innych rowerzystów, chyba z Reworu, oni pojechali w swoją stronę, a nas zostało 11! W tym Artur, Artur i Jacek z którymi we wrześniu jechałem na Pradziada. Ustaliliśmy, że jedziemy na Wzgórza Trzebnickie, a wyjeżdżamy Obornicką. Na tej ulicy niespodzianka, około 25 kolarzy, w tym Łukasz Bodnar, który ścigał się w AUTOSTRADA NA CZAS 11 listopada.
Krótka dyskusja i decydujemy się jechać w naszej małej grupie bo w tamtej pewnie pójdzie ogień. U nas wcale nie jest spokojnie, pierwsze kilometry jedziemy pod 40km/h. Na rozjeździe czekamy na osoby, które się urwały, razem z nimi dojeżdża peleton i decydujemy się jednak jechać razem. Organizacji pracy bardzo dobra, jedziemy parami, mocnym tempem dając równe zmiany. Zabawa jest przednia. W Wołowie na rondzie robimy nawrót, teraz zaczyna się szarpanie, raz szybciej, raz wolniej, ucieczki, pościgi, masa energii jest tracona na to. Sam goniłem dwie ucieczki, raz uciekł Bodnar, doszło go trzech, ja zdecydowałem się w końcu gonić sam, trzymałem 45km/h, ale wolno się zbliżałem. W pewnym momencie wyprzedził mnie szybko Artur (p.o.s.t)! Docisnąłem, siadłem na koło, a tam ponad 50km/h na prostce z bocznym wiatrem. Bodnar złapany :) Potem trochę powoził mi się na kole :P
Po dojechaniu do Wrocławia średnia wyszła równe 35km/h (84km w grupie), na końcówce wychodziłem już na bardzo krótki zmiany bo byłem bardzo ujechany. Na finiszu z 40 początkowych osób zjawiło się 14, a potem dojechało jeszcze 5. Krzyśka nie było, nie wiem co się z nim stało, możliwe, że wcześniej odbił do siebie.
Na koniec porobiliśmy fotki i pojechałem z Darkiem do domu, już bardzo spokojnie, pogoda była dzisiaj rewelacyjna, ze 20 stopni, wiatr umiarkowany. Mogłoby być tak zawsze. Na ustawce same karbony, mój rower chyba był najgorszy, ale widać rower sam nie jeździ :)
Na zdjęciu Darek (niebieska koszulka z prawej):
Na zdjęciu widoczny Bodnar i Artur (krótkie spodenki z prawej strony):
Na 5 osób tylko Krzysiek zgłosił chęć wyjazdu. Dzisiaj krótko, na Wzgórza. Pogoda super, wiatr mocny, ale jechało się bardzo fajnie. Na podjeździe za Tarnowcem tak wiało w plecy, że końcówkę podjeżdżaliśmy z prędkością 40km/h :)
W końcu dotarła do mnie nowa lampka (Sigma Pava) musiałem ją więc przetestować. Po 20 w zupełnych ciemnościach wyszedłem z domu i ruszyłem za Wrocław. Pobujałem się po okolicznych wioskach i jestem bardzo zadowolony. Do 30km/h jedzie się komfortowo, 35 to już ryzyko, a 40 tylko jeśli asfalt jest dobry. Ale nawet wtedy jeśli na drodze pojawi się jakaś przeszkoda lub... zakręt to możemy nie zdążyć zareagować :D Dopóki są białe linie na drodze to wszystko jest idealnie, bez nich robi się trochę niebezpieczniej.
Jazda nocna jest niesamowita, jadąc przez las widziałem kawałek asfaltu z przodu, natomiast za sobą miałem czarną plamę, po bokach też zupełnie nic nie widziałem. Duży ruch w całkowitych ciemnościach zdecydowanie ułatwia jazdę, samochody bardzo dobrze oświetlają drogę i pokazują jak ona biegnie.
Przez całą drogą strasznie mocno wiało, 6-8m/s. Do Smardzowa jechałem ciągle pod wiatr utrzymując 30km/h. Tam zrobiłem nawrót... spojrzałem na licznik i było ~45km/h, kolejne 8.06km z wiatrem przejechałem w 11:14 ze średnią 43km/h dwa razy dobijając do 60km/h :D Jazda w ciemnościach z taką prędkością jest porównywalna do wrażeń ze zjazdu z Pradziada.
Jeszcze tylko symetrycznie druga taka i byłoby idealnie :)
Miałem dzisiaj jechać do domu, ale przez cały dzień pogoda jakaś taka nieciekawa, zero słońca, zimno, mocny wiatr. Wyruszyłem dopiero o 16:40, trochę mało czasu zostało przed zmrokiem. Wiatr zdecydowanie utrudniał jazdę i zmuszał do większego wysiłku w bardzo aerodynamicznej pozycji. Za Jelczem wyprzedził mnie, na oko, 20-letni traktorzysta i tak oto 9km do Oławy pocisnąłem ze średnią 42km/h. Nie wiedział, że żeby mnie urwać musiałby jechać dwa razy szybciej, a do tego mocniej przyśpieszać ;D
Przez całą drogę lekko kropiło, ale dopiero po przejechaniu rogatek Opola zaczęła się ulewa, a drogi zamieniły się w strumienie :( Do tego w tym samym czasie zrobiło się ciemno. Wyjątkowo zdecydowałem się zostawić obwodnicę i pocisnąć krótszą trasą przez miasto. Po ciemku i bez świateł w ulewie nie było zbyt przyjemnie. Kiedy stanąłem przed drzwiami i miałem pukać zadzwonił ojciec z pytaniem czy czasem nie ma po mnie wyjechać gdzieś autem :)
Średnia kadencja: 84 Pierwsza godzina: 34km/h Reszta równo: 30km/h Całkowity czas zatrzymania: 00:03:17
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino