Wpisy archiwalne w kategorii

runner

Dystans całkowity:28364.41 km (w terenie 138.00 km; 0.49%)
Czas w ruchu:1026:06
Średnia prędkość:27.36 km/h
Maksymalna prędkość:84.10 km/h
Suma podjazdów:109148 m
Maks. tętno maksymalne:200 (100 %)
Maks. tętno średnie:172 (86 %)
Suma kalorii:872736 kcal
Liczba aktywności:478
Średnio na aktywność:59.34 km i 2h 10m
Więcej statystyk

Jelenie Góra z Wrocławską Ekipą

Sobota, 21 sierpnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria <150km, runner
Wczoraj zadzwonił do mnie Artur, że organizuje wyjazd samochodami w górki. Zgodziłem się i od razu zostałem poproszony o wyznaczenie tras :) Przedstawiłem różne możliwości, wygrał wariant Jeleniej Góry. Rano po 6 wpadł po mnie Artur, zapakowaliśmy rowery i ruszyliśmy na zbiórkę na Aleje Karkonoskie. Na Podwalu ustawił się koło nas inny samochód, patrzymy a tam Darek i Paweł. Później na Alejach Karkonoskich mijamy jeszcze Krzyśka cisnącego od siebie 30km rowerem na zbiórkę :) Na BP po chwili zjawia się też autem Cezary. Umówiony był z nami jeszcze drugi Artur, czekamy na niego, ale się nie zjawia, a telefon ma wyłączony.

O 7:30 ruszamy, Artur prowadzi nas bardzo malowniczą drogę, która świetnie nadaje się na wypad rowerowy. Trasa ta przed Jelenią ma już wspaniała pagórki i co chwila widać tablice ostrzegające o bardzo ostrym nachyleniu. W mieście wbijamy na parking Kauflanda, składamy rowery i przebieramy się. Nastroje są bardzo dobre i o 9:30 ruszamy. Będąc nawigatorem wyprowadzam nas na Kowary z małym potknięciem, którego mam nadzieję nikt nie zauważył :D

Bojowe nastroje.


Na trasie spotykamy masę innych rowerzystów, z niektórymi rozmawiamy i jedziemy razem. W Kowarach odbijamy na Karpacz i podziwiamy Śnieżkę, która jest tam praktycznie na wyciągnięcie ręki. Ciągle pniemy się pod górę, ale dopiero w Karpaczu robi się bardziej stromo. Wspaniałe miasto, żeby je przejechać trzeba zrobić niezłą wspinaczkę. Ruch jest tam ogromny, jak w centrum Wrocławia...
również jak centrum Wrocławia wszystko stoi tam w korku :D

Nad głową Darka Śnieżka, tym razem bez śniegu.


Karpacz, czekamy na Czarka.


W pewnym momencie główna leci w prawo, a na wprost wyrasta nam asfaltowa ściana. Bez zastanowienia się atakujemy... mi udało się ujechać 70m, Darkowi 100, a Krzysiek pocisnął tak daleko jak się dało. Sprowadzając rower (bo jakbym spróbował zjechać to bym się już nie zatrzymał) obmierzyliśmy podjazd... ~19% :D

"Ściana płaczu".



Za Karpaczem cisnęliśmy na Szklarską przez Jezioro Sosnówka, ale popełniłem błąd nawigacyjny skracając trasę i omijając jezioro :( Zjazd mimo wszystko był fajny. Po 50km w Piechowicach musieliśmy trochę czekać, Czarek kompletnie odpadał, a w planach było jeszcze grubo ponad 100km do zrobienia. Okazało się, że jeździ on na rowerze od kilku tygodni. Trasa, którą ułożyłem była wymagająca dla nas, a co dopiero dla kogoś kto ma 200km w nogach. I tak należy mu się pełny respekt za to co przejechał z nami :) Artur jako organizator zdecydował się zostać z Czarkiem i pojechali razem prosto do Jeleniej.

Na szczycie w Karpaczu.



Podjazd do Szklarskiej kontynuowaliśmy już we 4. Krzysiek prowadził i narzucił bardzo mocne tempo. Następnie był niezadowolony, że nikt nie chce dać zmiany, ale my tam ledwo już jechaliśmy :D W planach była wspinaczka dalej na przejście w Jakuszycach, ale po tym zrezygnowaliśmy i odbiliśmy na Świeradów Zdrój... miało być z górki, a okazało się że musimy się wspinać aż do Zakrętu Śmierci.

Zakręt Śmierci.


Następnie mieliśmy płaski odcinek po kiepski asfalcie i ostry, bardzo długi zjazd nowo wylanym, oj działo się :D W Świeradowie plan był odbić na Zamek Czocha, myśleliśmy, że góry zostawiliśmy za sobą, a wyrósł nam tam 2.5km podjazd o średnim nachyleniu 9%, a na sporych odcinkach utrzymujących się na poziomie 11%. Zjazd nie był gorszy. Na zaciśniętych hamulcach jechało się 50-60km/h, puszczając je rower nabierał od razu dużo większej prędkości. Jeden z niebezpieczniejszych zjazdów jakie widziałem. Pradziad przy nim jest spokojniutki :D Od hamowania obręcze tak się nam rozgrzały, że na dole po zatrzymaniu się Krzyśkowi strzeliła dętka.

Zamek Czoch(r)a. Pan z biletami już wystawiał głowę żeby nas skasować :)



To już nie moje.


Od Tubylców dostaliśmy wskazówki jak lepiej dostać się na Zamek. Czy było lepiej ciężko mi powiedzieć, ale pierwszy raz zdarzyło mi się, że na elektronicznych mapach były drogi, których nie było w rzeczywistości :D Na Zamku mała sesja, niestety wstęp kosztował 12zł więc zdjęcia tylko z daleka, poza tym odbywało się tam wesele. Nad Jeziorem Leśniańskim mijaliśmy piaszczystą plażę, ekipa chciała się zatrzymać, musiałem ich pogonić bo czas nam się powoli kończył.

Rynek w Gryfowie.


W Gryfowie wpadliśmy na główną drogę do Jeleniej, ale na szczęście zgodnie z planem udało mi się znaleźć odbicie na Pilchowice. Po drobnych konsultacjach z tubylcami udało się znaleźć zaporę i elektrownie wodną, chociaż chłopacy nie byli najpierw zbyt chętnie zjeżdżać do jej podnóży :P Wracając wjechaliśmy na szczyt zapory i podziwialiśmy zabytkową linie kolejową... i zabytkową kostkę brukową ;)

Bardzo stary mostek.


Zapora z Elektrownią.


W budynku znajduje się ciągle działająca, ponad 100-letnia elektrownia.



Dalej droga prowadziła nas już prosto do Jeleniej. Na parkingu czekali już Artur i Czarek, którzy ten czas spędzili na Rynku. Umyliśmy się w Kauflandzie i po spakowaniu mogliśmy ruszać. Tym razem zabrałem się z Pawłem i Darkiem gdyż Paweł jechał do Oleśnicy i mógł mnie wysadzić po domem. Na powrocie Artur nam trochę odskoczył, Cezary pomylił trasę i nie skręcił w odpowiednim miejscu. Paweł pojechał za nim, ale szybko go zawróciłem :) Pisząc ten tekst nie wiem czy Cezary z Krzyśkiem dojechali do Wrocławia czy jeszcze gdzieś krążą ;D

Zbieramy się do powrotu. Od lewej Cezary, Krzysiek, Paweł, Artur, Darek i ja przy aparacie.


Wyjazd jak najbardziej się udał, trzeba takie częściej organizować. Zrobiliśmy większość z zaplanowanej trasy. Przez brak czasu wyleciało kilka atrakcji, ale za to będzie co oglądać następnym razem :) Dodam jeszcze, że rola nawigatora to ciężka sprawa, mam nadzieję, że następnym razem ktoś inny się tym zajmie :P

Trasa i profil.

Wzgórza Trzebnickie z Wrocławską Ekipą

Piątek, 20 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria <100km, >30km/h, runner
Wykończony po pracy nie miałem w ogóle ochoty jechać na trening, ale że obiecałem... :) Wszedłem do domu, przebrałem się przygotowałem drugi rower i w drogę. Na miejscu u Krzyśka czekało już na mnie 5 osób O.o Krzysiek i jego brak Kamil, Artur oraz nowi zawodnicy Artur i Mateusz.

Szybko ruszyliśmy w trasę, tempo mocne, trochę odskoczyłem, a niech gonią ;D Po takiej zabawie już dość mocno cały czas. Krzysiek poprowadził nas na Trzebnicę, Oborniki Śląskie, Trzebnicę, Zawonię i powrót. Niestety "nowy" Artur miał defekt przedniej przerzutki i musiał wracać pociągiem z Trzebnicy.

Myśmy pociągnęli dalej, a od Krzyśka wracałem z Mateuszem już po ciemku. Na szczęście chociaż on miał światła...

Ogólnie trasa na Oborniki super, bardzo fajne pagórki tam są, muszę częściej tam jeździć.

Na koniec zdjęcie od Mateusza, nie wyszło rewelacyjnie, ale chociaż widać sylwetki :)


Praca

Środa, 4 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, runner, <50km
Nie mogłem pogodzić się z myślą, że do pracy będę musiał pojechać autobusem... dlatego ostatecznie wziąłem kolarkę :) No i od razu rekord dojazdu do pracy ustanowiony - 00:30:11.

Wczoraj nie miałem za bardzo jak wrócić do domu, rower ledwo się toczył. Na szczęście Konrad zaoferował pomoc i przyjechał autem, a potem jeszcze ze swoimi narzędziami pomógł wykręceniem ośki. Dzisiaj czeka mnie jeżdżenie po sklepach w poszukiwaniu nowej.

Oława - Wrocław

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria <50km, runner
Po wczorajszym nogi nie czuły się najlepiej więc zdecydowałem się jechać pociągiem. Piękna pogoda jednak zmusiła mnie do wysiadki w Oławie :) Na całej trasie tempo bardzo spokojne co widać idealnie po średnim tętnie.

Szybka 100 i szybka 50 :D

Sobota, 31 lipca 2010 · Komentarze(6)
Kategoria <150km, >30km/h, runner
Zainspirowany "szybkimi 30" Adama postanowiłem zrobić "szybką 100" :D A tak poważnie siostra przyjmuje gości i chciała żebym zwolnił łóżko na weekend, dlatego wybrałem się z Wrocławia do Opola. Start o 6:30, pogoda wnioskując po trawach i drzewach bezwietrzna, chłodno, sporo zachmurzenie, drogi puste (trasa dk94). Ślad z Garmina wrzucę jak wrócę do Wro.

10km do wyjazdu z Wro rozgrzewkowo, potem dociskanie, kadencja jak na mnie wyszła przyzwoita.

Wrocław - Opole
100km w 2:55:31 @ 34.2km/h @ kad. 89

EDIT

Było mi mało to po obiedzie ruszyłem na "szybką 50" :D

Opole - Strzelce Opolskie - Opole
50km w 1:26:09 @ 34.9km/h @ kad. 90

Na tej trasie spotkałem aż 7 kolarzy! Po 150km zatrzymałem licznik i resztą trasy potraktowałem rozjazdowo.

Trasa i wykresy:



To samo i trochę więcej można obejrzeć tutaj: LINK

Powrót Równe - Opole

Niedziela, 18 lipca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria <100km, runner
Przez całą noc padało, nad ranem trochę przestało. Nie mieliśmy śniadania więc po kawie spakowaliśmy się i skierowaliśmy się na Opole... żeby nie było za dobrze najpierw zaczęło mżyć, a potem padać. Nie to żeby robiło to już nam jakąkolwiek różnicę :D W końcu przestało i dorwało nas jeszcze za Krapkowicami. Jechało się dobrze, choć spadek temperatury był już odczuwalny, ruch był malutki.

W Opolu wpadliśmy do mnie na śniadanie po czym odwiozłem Darka na PKP skąd wyruszył do Wrocławia, a następnie wróciłem po Adama i z nim udałem się na dworzec, tym razem kierunek Kluczbork. Niestety miałem ogromnego pecha i przed samym dworcem złapałem kapcia na przedzie :/ Ze 2 tygodnie temu coś pisałem o fatum jakie ciąży nade mną i łapaniu kapci w deszczu. Na szczęście Adam trafił na dworzec, a po mnie podjechałem autem ojciec. Całą resztę dnia padało, rower zostaje w Opolu, a ja pociągiem zmykam do Wro.

W Opolu miała miejsce też inna niebezpieczna sytuacja, na przejeździe koło złapało się w rów szyny kolejowej i poleciałem na bok tłukąc sobie udo i waląc bardzo mocno głową o asfalt. Noga trochę boli, a kask pękł, do tego muszę jeszcze odkręcić i naprostować klamkomanetkę :/

Pradziad

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(7)
Kategoria <150km, Pradziad, runner
(żeby się lżej czytało dodane zostaną zdjęcia jak już Adam je wrzuci)

Organizowałem kolejny wypad na Pradziada, z początkowych 5 chętnych tylko 2 się ze mną skontaktowało, Adam oraz Darek (który uparcie nie chce dodawać już wpisów na BS :P ). Plan ostatecznie ukształtował się następująco - pociągiem do Nysy, podjazd na Pradziada i zjazd do Opola. Ja i Darek do Wro, a Adam miał dalej jechać 60km do siebie. Ostatecznie wyszło zupełnie inaczej :D

Na początku PKP zdarło z nas kupę kasy, okazało się, że aby dostać się z Wro (wyjazd 8:00) do Nysy (9:40, 90km) trzeba jechać z przesiadką i zapłacić 30zł ! Podział przewoźników kolejowych to jeden wielki niewypał, ale co zrobić :( W TLK warunki straszne, w szynobusie do Nysy rewelka, pusto, miejsce na rowery i klima (fotki będą :) w tygodniu).

Szynobus do Nysy, pełny luksus.

Adam, ja, Darek.


Niedługo po starcie.


Z Nysy uderzamy na Głuchołazy, potem na Zlate Hory, tam na kawałku podjazdu 730m (13.7%) wyciskam dzisiejszy HRmax (191) i muszę lekko zwolnić przez co Darek mnie wyprzedza :P W tym miejscu jeszcze był straszny gorąco, pewnie grubo ponad 30 stopni. Potem już jedziemy spokojnie, na szczęście w miarę zwiększania wysokości temperatura spadała, a słońce chowało się za chmurkami.

Zjazd do Vbrna pod Pradedem.





W Karlovej zatankowaliśmy wodę z pijalni i udaliśmy się nad wodospad, który wysechł O.o. Nad strumieniem spędziliśmy 30m i zrobiliśmy małą sesję zdjęciową :D



Schłodziliśmy picie, pomoczyli rękawice, chusty, Darek koszulkę i ruszyliśmy zdobywać szczyt. Darek zaatakował pierwszy, Adam chwilę za nim, a ja bawiłem się z wyłączeniem GPSa w Garminie bo niestety gubi on sygnał w gęstym lesie.

"Drugi szlaban", czyli pierwszy odcinek podjazdu za nami.


Już prawie !



Dzisiaj wjeżdżało się bardzo dobrze (choć na 39-26), dogoniłem Adama, Darka utrzymywałem w zasięgu wzroku ale na drugiej części podjazdu odskoczył mi. Ostatecznie wszyscy zrobiliśmy podjazd na raz (Adam na płaskiej części dolewał wody do bidonu). Darek niestety nie zmierzył dokładnie czasu, ale zrobił to w granicy 42-43m, mi to zajęło 45:59, A Adam zmieścił się w 60m. Dystans podjazdu to 9km bez paru metrów. Wyprzedziłem na podjeździe pokaźną liczbę rowerzystów, a nie dałem się nikomu :P

Pamiątkowo zdjęcie na tle wieży,


oraz na tle innych gór.


Zjazd jak zwykle szybki, ale dłuższy niż tydzień temu bo 8:55 (średnia 61km/h).
W pewnym momencie spanikowałem i dałem po hamulcach bo miałem wrażenie, że z tył kapcia złapałem. Było to chyba prorocze bo na kolejnym zjeździe (do Bruntala) przy ~65km/h wjechałem na coś i złapałem gumę z przodu. Później już spokojnie profilem zjazdowym kierowaliśmy się do przejścia granicznego w Pietrowicach.

Pierwszy kawałek zjazdu, dobrze, że Adam się zatrzymał bo widok świetny, a na tym odcinku momentalnie osiąga się ~75km/h :D


Trochę dalej wymiana dętki, nawet nie wiedziałem, że Adam foci.


Pole "czegoś".


Piękne drogi (dla nas zjazdowe) w Czechach.



Przed Krnovem, Zator zdecydowanie Loucky :D


Zjazd do Krnova. W oddali Darek i ja.


W Krnovie w Lidlu zrobiliśmy spore zakupy, a następnie na parkingu urządziliśmy piknik. Parę metrów po przekroczeniu granicy Darek kazał mi popatrzeć ze siebie... w tempie ekspresowym znikały za nami góry ! Zbliżała się do nas WODY, coś jak potop z filmu 2012 :D Kilka chwil później zaczęła się ulewa. Lało tak, że widoczność była liczona w metrach, droga zamieniła się w strumień, wiatr rzucał nami na wszystkie strony, a pioruny waliły w odległości nawet 500m. Armagedon :) Każdy przejeżdżający samochód tworzył ścianę wody, która uderzała w nas od stóp do głów, jedyny plus że ta woda z asfaltu była gorąca. Było ciepło więc jazda w takich warunkach, choć bardzo niebezpieczna, była świetną zabawą. Adam jednak stwierdził, że w ogóle nas na drodze nie widać i zjechaliśmy na przystanek. W zatoczce zaczęły zatrzymywać się samochody, które bały się jechać w takich warunkach :D

Za przystankiem ledwo co widać. Chwilę siedzimy ale nic się nie zmienia.




W takiej sytuacji zrobienie 70km do Opola wydawało się wątpliwe. Na szczęście 10km od miejsca, gdzie staliśmy mam dom dziadków. Zdecydowaliśmy się dalej ryzykować i ruszyliśmy. Jeśli ktoś myślałem, że nie może być gorzej to się mylił, deszcze nabrał takiej mocy, że aż sprawiał ból. Obie ręce po chwili zrobiły się cały czerwony i ciężko było trzymać kierownicę, a krople od kasku odbijały się jak naboje od metalu :D W takich warunkach dotarliśmy do mojego domu. W sumie 17km takiej jazdy było.

Wysuszyliśmy się i przebrali, a potem przy ciepłej herbacie pogadaliśmy 2 godzinki i przed 22 poszli spać.

Trasa i profil:


Różne inne cyferki można przeanalizować TUTAJ.

Powrót -> Równe - Opole

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, runner
Dzisiaj czas na powrót, pogoda zapowiadała się dokładnie tak samo jak wczoraj. Wyjechaliśmy dopiero koło godziny 9. Miałem 3 warianty trasy, wybraliśmy ten najłatwiejszy przez Krapkowice i Opole. Droga ta jest świetna gdyż prawie cały czas prowadzi w dół, jest bardzo malownicza, a do tego panuje na niej niewielki ruch. Do Opola przelecieliśmy bez wysiłku, średnie tętno na poziomie 65% HRmax mówi samo za siebie :) Niestety zdążyło się zrobić tak gorąco, że nie było jak jechać. Zjedliśmy u mnie w domu obiad z deserem i zdecydowaliśmy się wracać już popołudniowym pociągiem do Wrocławia. Gdyby nie finał Mistrzostw Świata moglibyśmy jechać koło godziny 17:30 i bylibyśmy na 21 :)





Trasa i zjazdowy profil.

Pradziad

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Z Krzyśkiem umówiliśmy się o 6:30 u mnie i o ustalonej porze ruszyliśmy z Wrocławia na Pradziada. Pogoda jak można się domyślać była bardzo dobra, jedynie prognozy wiatru się sprawdziły i na całej trasie wiało nam w twarz :( Jechaliśmy moją trasą z września czyli przez Jelcz, Oławę, Grodków, Nysę, Głuchołazy, Złote Hory, Hermanovice, Vbrno p.P, Karlovą Studankę, Bruntal, Krnov, Głubczyce.

Wyjeżdżamy z miasta, ciągle zadowolone miny ;) Słońce jeszcze nisko, długie cienie.


Za Wro jeszcze cień lasów.


Przed Grodkowem mijamy A4. Po niebie widać piękną pogodę.


W tle widać już zarysy gór.


Za znakiem "Nysa" super zjazd. 3km


Pierwszy postój zrobiliśmy w Głuchołazach po 110km, jechało się całkiem przyzwoicie i jeszcze przed samymi Głuchołazami mieliśmy średnią 30.3km/h. W lidlu zrobiliśmy spore zakupy, w tym ja wziąłem 3 litry płynów. Zabawiliśmy tam z 50m rozmawiajc z jednym gościem żywo zainteresowanym kolarstwem i rowerami. Po takim odpoczynku zapomnieliśmy, że mamy już trochę km w nogach i ruszyliśmy na podjazd za Złotymi Horami. Zanim jednak wyjechaliśmy z miasta Krzysiek miał pecha gdyż napój gazowany wystrzelił mu ustnik bidonu dokładnie na środku skrzyżowania :D Zanim udało się tam dostać jeden samochód po nim przejechał.

Po czeskiej stronie jest dobrze mi już znany bardzo stromy odcinek dłuższego podjazdu, tym razem dokładnie go obmierzyłem :] Wyszło 930m i 112m w pionie czyli 12% lub 730m i 100m w pionie czyli 13.69% :D Ja tam powoli walczyłem a Krzysiek wystrzelił i jeszcze łyknął gościa na MTB i kobietę na szosie. Ja na szczycie schowałem się w przystanku i się chwilę wylegiwałem, a Krzysiek porobił zdjęcia.

Następnie zjeżdżaliśmy już do Vbrna pod Pradziadem, na zjeździe Krzyśkowi wypadł drugi bidon... samochód jadący z tył próbował go ominąć, ale mu nie wyszło :D Na szczęście rozwalił tylko zakrętkę.

Teraz zaczął się nasz główny cel, najpierw 9km (średnio 3.7%) do Karlovej, a potem 9km (7.5%) na szczyt Pradziada. Krzysiek znowu mi odjechał. W Karlovej zatrzymaliśmy się najpierw w pijalni wód, a potem nad wodospadem. Ja chciałem zostać się ochłodzić bo myślałem, że zaraz dojdzie do samozapłonu, Krzysiek natomiast od razu zdecydował się wjeżdżać na szczyt. Przy strumyku spędziłem 30m, wychłodziłem w nim wszystkie napoje do temperatury bliskiej 0 :D a do tego sam porządnie się ostudziłem... do tego stopnia, że marzyłem o wyjściu na słońce i ruszeniu pod górę :D

Lepsze niż lodówka. Długo nie dało się ustać w tak zimej wodzie.


Prawie porwał mnie nurt.


Na przeciw znajdował się wodospad, jest przynajmniej 2x wyższy niż to co widać.


Chatka Puchatka.


Mój podjazd to był śmiech na sali, a nie podjazd, 62 minuty z czego 15 stania i odpoczywania w kilku miejscach. Na końcówce pogadałem sobie z Czechem, który prowadził pod górę kolarkę z sakwami... a ja jechałem obok, a raczej bujałem się na boki :D Następnie wyprzedził mnie inny gość na szosie, siadłem mu na koło, a na bardziej stromej końcówce urządziliśmy sobie sprint, kiedy zobaczyłem, że słabenie docisnąłem do 30km/h i go wziąłem... choć nie jestem pewien czy on w ogóle wiedział, że jechałem za nim. Rotfl. Krzysiek też nie był zadowolony ze swojego występu bo nie udało mu się zrobić podjazdu na raz. Na górze odpoczynek, fotki i szybki zjazd.

Podjazd, w tle powalone drzewa. Też jest tu coś dla Artura. Żeby trening był dobry rower nie może być za lekki dlatego należy dorzucić bagażnik z plecakiem i m.in. w nim 1.5l wody 0.5l soku :D


Jeszcze tylko trochę.


Za kilka metrów droga skręca i robi się tam 11% przez 600m, w sam raz żeby dobić kolarza na końcówce :)


Sesja na szczycie. Żeby nie było wątpliwości, że tam wtoczyliśmy się :D





Nie licząc płaskiego odcinka to na 8km zjazdu miałem średnią 65km/h, mimo że droga jest bardzo szeroka to ludzie odsuwali się na boki widząc mnie :P Dla takiego zjazdu warto tam najpierw podjechać. Na parkingu wymieniliśmy się z Krzyśkiem wrażeniami i ruszyliśmy dalej... w dół na Rymarov. Z tego miejsca do noclegu mieliśmy już tylko 78km z czego ponad 1000m sumarycznego spadku terenu i tylko 400m w górę. Jednym słowem super :) Powroty z Pradziad do Równego to jedne z piękniejszych momentów trasy bo prawie cały czas się zjeżdża i leżąc wygodnie na lemondce można podziwiać piękne krajobrazy, których tu nie brakuje.

Godzina 19, przejście graniczne Krnov - Pietrowice/Głubczyce.


W Głubczycach byliśmy już po 20, zrbiliśmy zakupy i ruszyliśmy do mnie, jechaliśmy w stronę wspaniale zachodzącego słońca, kierując się z powrotem w kierunku wysokich gór i podziwiając majaczącego w oddali Pradziada.

W sumie na całej wyparwie zjadłem batona oraz dwie bułki, do tego wypiłem 7 litrów różnych płynów, wyliczyłem, że na każdą godzinę jazdy piłem 0.8 litra. Temperatura była strasznie wysoka, jedynie na szczycie nas wychłodziło.

Trasa, profil, prędkości.


Profil podjazdu na Pradziada startując spod szlabanu na parkingu za Karlovą Studanką.


Pięknie położyli tą drogę do drugiego szlabanu, idealnie równe nachylenie. Z uwagi na to, że próbki brałem co 500m nie widać, że po 5.5km jest wypłaszczenie, potem lekki spadem w dół i z powrotem dość ostro pod górę. Również ostatnie metry są bardzo strome.

A tu jeszcze ostatnie 2.75km na szczyt.


Jak dostanę jeszcze resztę zdjęć od Krzyśka to tutaj dorzucę kilka.

Opole - Wrocław

Niedziela, 4 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria <150km, >30km/h, runner
Powrót z wyborów nie zaczął się dobrze, najpierw przednia dętka, z której powoli uchodzi powietrze, a następnie ułamana tylna ośka. Na szczęście ojciec był pod ręką i udało się jakoś doprowadzić rower do stanu używalności :) Po dojechaniu na miejsce przód dość miękki :D Jazda w godzinach 17:30 - 20:50, całkowity brak wiatru i słońce. Jechało się bardzo przyjemnie, kadencja 83, pulsometru niestety zapomniałem, trasa poniżej.

Setka w 03:03:08.
Odcinki: 1 - 33km/h, 2 - 33.1km/h, 3 - 32.1km/h.