Strasznie gorąco i wietrznie. Ósemką do Oleśnicy i z powrotem. Na półmetku średnia 33.15 km/h, w tył zwrot i na drugiej części już 37.69 km/h. Ruch na wyjeździe z Wro duży. W sumie zrobiłem jakieś 50km, ale licznik był założony tylko na ósemce.
Autoportret.
Edit.
No i widzę, że po 1.5 roku stuknęło 10 000 km na BS :]
Po tygodniu w Opolu bez roweru miałem dzisiaj zrobić krótką trasę. Pomyślałem, że spróbuje wycisnąć maxa z siebie na ósemce do Oleśnicy i z powrotem. 50km. Darek niestety się wykręcił więc pojechałem sam. Po jakiś 8km chmury zaczęły wyglądać źle. W Bykowie w tył zwrot i z powrotem do Wro :)
Nigdy wcześniej nie robiłem krótkich czasówek, to moja pierwsza. Sądzę, że jest możliwość poprawy bo połowę trasy jechałem z myślą o 50km :P
A tutaj przed czym uciekałem :D
Zdjęcie sprzed kilku dni. Przegapiłem niestety najlepszy moment, para z chłodni obniżyła się tak bardzo, że zakrywała górę bloków :)
Drugi news dnia to drugie urodziny mojej kolarki :] 25 czerwca 2007 została zamówiona w sklepie, a 27 czerwca dokonałem dziewiczej jazdy do domu. Miałem wtedy dość mieszane uczucia co do komfortu podróżowania takim rowerem :D
Od tego czasu dystans Runnera to 9058km i czas 351 godzin.
Wracałem już sam, pogoda miała być deszczowa jednak od rana świeciło słońce. Po wyjeździ zaczęło się chmurzyć. Myślałem, że trasa będzie z górki... nie była :) Do Złotoryi musiałem się jeszcze trochę pomęczyć. Samopoczucie było dobre, ale na podjazdach generowałem już tylko ~2/3 wczorajszej mocy (jak nie mniej). Okolice bardzo ładne ale do stanu dróg mam ogromne zastrzeżenia, nie nadają się na szybką jazdę kolarką. Może na MTB z amorem.
Cmentarz w Kotliskach:
Jeszcze przed Złotoryją:
Spotkałem wielu rowerzystów i kolarzy, większość podnosiła pierwsza ręką. Jechało natomiast dwóch młodzików z trenerem(?), nawet nie raczyli odwzajemnić gestu. Cóż, założę się, że pewnie bym ich odstawił gdybyśmy jechali w tą samą stronę ;]
Złotoryja - Jawor to prawdziwy koszmar, proponują wymazać drogą z mapy. Jawor - Strzegom już lepiej. Nawet 3 pagórki się jeszcze trafił.
Pierwszy postój na wjeździe do Strzegomia.
Ze Strzegomia dk5 pojechałem do Kostomłot żeby przeciąć A4. Tam już lekko z górki więc jechało się przyzwoicie. Z jednej z bocznych dróg wyskoczyły za mną dwa kundle. Kątem oka je widziałem ale się zbytnio nie przejąłem gdyż jechałem 35km/h. Po chwili zerkam do tył, a jeden z nich prawie siedzi mi na kole :) Dokręciłem do 40, ale po chwili zerkam, a kundel dalej goni :D Coś tu jest zdecydowanie nie tak. Dopiero powyżej 40km/h zacząłem zyskiwać dystans. Psina goniła mnie po tej ruchliwej drodze przez prawie kilometr. Brawa za wytrwałość. Mam nadzieję, że coś ją przejechało jak zawróciła. Sory, ale gdyby było pod górkę, albo miałbym kryzys i nie cisnął szybko to jeszcze by mnie w nogę uwalił, ewidentnie mu podpadłem... może to przez koszulkę BS :P
Między Kostomłotami a Kątami Wrocławskimi. W tle Ślęża.
Było tam tak przyjemnie, że po zrobieniu zdjęcia nie miałem najmniejszej ochoty ruszać i spędziłem tam trochę czasu podziwiając widoki i w oddali samochody na A4. Odcinek, którym jechałem w ogóle nie uczęszczany.
Najgorsze w powrocie był odcinek 20km przez Wrocław. Nienawidzę tego, chyba zacznę objeżdżać miasto łukiem nawet jakbym miał dołożyć 40km. Kompletnie nie przystosowane do szosy.
Pierwsze plany były inne. Miałem z Darkiem kręcić koło Wro. Jednak zdecydował się on pojechać do domu na weekend. Tak się składa, że w okolicach też mam rodzinę więc wybraliśmy się razem. Można tą trasę zrobić na 130km po płaskim. My wybraliśmy lżejszy wariant górski, ciężysz zostaje na inną okazję :)
Trasa: Wro - Kąty - Strzegom - Bolków - Jelenia - Lwówek Śląski - Rakowice. Poniżej mapka, profil i jeszcze raz mapka :)
Trasa:
Profil:
Za Kątami po przejechaniu nad A4 trochę pobłądziliśmy. Mieliśmy mapę, ale akurat tego odcinka nie obejmowała. Nadrobiliśmy 24km, w tym zwiedziliśmy Ujów, w którym poza psami goniącymi rowerzystów zupełnie nic nie ma. Drogi tam się urywają :) Okazało się, że obok siebie były dwa wiadukty nad A4, myśmy skręcili na pierwszy i to był błąd.
Po znalezieniu drogi nie było już niespodzianek. Prowadziła ona ciągle pod górę, a do tego było pod wiatr. Trzeba było się trochę nakręcić. W Bolkowie dłuższy postój i uzupełnienie zapasów.
Przed Jelenią zaczęły się już fajne podjazdy:
Tu już widok z centrum Jeleniej:
W planach było pojechać z Jeleniej na Jeżów Sudecki, wjechać na Górę Szybowcową i coś zjeść. Podjazd miejscami był wymagający. Robiłem go na 39-21 i w pewnym momencie tak kopnęło, że nie byłem w stanie jechać prosto. Sprawdziła się metoda jeżdżenia od rowa do rowa, takim zygzakiem udało się pokonać górę, reszta podjazdu przy tym to był mały pikuś :) Z moich wyliczeń główny podjazd tam to 3.5km średnio 5%.
Prawie w tym samym czasie stanęliśmy z Darkiem zrobić sobie fotki:
Na szczycie niemiła niespodzianka, w knajpie rezerwacja i poza frytkami nic nam nie dadzą :( No to zjedliśmy, zrobiliśmy kilka fotek i ruszyli w dół.
Lemondka nadaje się do wielu rzeczy.
W tle Jelenia.
Jeszcze widok w drugą stronę:
Dalsza część trasy prowadziła już w dół. Piękne tereny do jazdy.
Pod koniec wyszło nam nawet słońce:
Wleń, urocza miejscowość:
Następnie dojechaliśmy do głównej drogi na Lwówek i Bolesławiec. Do Lwówka przez 10km ciągnęła się nowiutka asfaltowa ścieżka rowerowa, ja mimo to skorzystałem z drogi, Darek testował ścieżkę. W Lwówku pojechałem z Darkiem na Bolesławiec by w pewnym momencie odbić w bok i jechać wzdłuż Bugu, który ciągle próbuję zabrać drogę. Mały błąd i leci się w dół do rzeki :)
Wycieczka była bardzo udana, tempo bardziej turystyczne, podjazdy nie takie strome, a zjazdy nawet szybkie, w okolicach Bolkowa zaczęło robić się już bardzo ładnie, a cała dalsza trasa to już cudowne tereny. Muszę tam wyskoczyć na dłużej w wakacje żeby zagłębić się w Sudety, a nie tylko skakać po Pogórzu ;]
Po dojechaniu do celu miałem na liczniku 199.98km więc postanowiłem dokręcić robiąc kółko na podwórzu :D
Pomyślałem, że skorzystam z pomyślnych prognoz wiatru i wpadnę do domu odebrać lemondkę zakupioną na allegro. Jechało się bardzo dobrze, pobawiłem się w interwały, to przyciskałem na niektórych odcinkach, to z kolei odpuszczałem i jechałem wolniej. Licznika kadencji nie mam, ale była dość duża tym razem.
Najlepsze na koniec, 100km tym razem udało się wykręcić w 2h 57m 35s :) No i dzisiaj tegoroczny rekord w jeździe bez postoju. Jestem mega zadowolony bo nie bolały mnie plecy, na 80km zacząłem coś czuć, ale się rozeszło.
EDIT.
Zdecydowałem się wracać :) No to ponad 100km pod wiatr, przez pierwsze dwie godziny wiało, po 20 przestało. Trasa lekko zmieniona bo do Brzegu nie dk94, ale 457 przez Popielów.
Po dojechaniu do Opola, rower przed tuningiem.
A tu już po. Nad ustawieniem jeszcze muszę popracować.
Pierwsze wrażenia z jazdy na lemondce - rewelacja. Przyjemnie, wygodnie, do tego prędkość gwałtownie wzrasta :) Kiedy mocno wiało była idealna. Niestety na drugiej setce zaczęły mnie już boleć plecy więc tylko 25km na lemondce, a reszta w chwycie górnym. Mimo to postój tylko w Brzegu na dokręcenie śrub.
A to ja w geście zwycięstwa, że jadąc po ciemku przez jakieś 30 minut nikt mnie nie przejechał :)
Setka w drodze powrotnej była już wolniejsza, ale mimo wszystko całkiem dobra, czas: 3:15:30, 18 minut dłużej niż z wiatrem. Myślę, że to tylko dzięki lemondce.
Piękna pogoda od rana więc jedziemy na ŚWR. Najpierw szybko przed 10 do Ryśka, potem już spokojnie na rynek. Tam w umówionym miejscu pierwszy zobaczył nas WrocNam, a chwilę później dojechał Młynarz i Jahoo. Przenieśliśmy się na Plac Solny gdzie pojawił się Boski Blase :P
Blase.
Od lewej ja, Młynarz, Jahoo, WrocNam. Fotkę robił Rysiek.
Następnie ruszyliśmy przez miasto kompletnie blokując drogę, tempo było koło 8km/h, myślę, że kierowcy, którzy tam stali jeszcze bardziej znienawidzą rowerzystów :D Widziałem na trasie jak kierowcy wysiadali i krzyczeli to na rowerzystów, to na policjantów. Gdyby tylko wsiedli na rower nie byłoby tego problemu :P
Z przodu peletonu jechały bębny, a w środku i potem pod koniec wózek z kolumnami i przyjemną muzyczką.
Tutaj cel parady, Wzgórze Andersa.
Z Ryśkiem zostaliśmy tylko do 14. Następnie dość szybko wróciłem do domu, zjadłem obiad i pojechałem na ściankę powspinać się z Marcinem. Ostatecznie w domu byłem po 20.
Ale dawno nie jeździłem na szosie. Umówiłem się z Krzyśkiem, ale zaczęło padać, 2 godziny później ruszyliśmy. Chmury deszczowe otaczały nas z 3 stron, a my jechaliśmy w tą jedną gdzie świeciło słońce :) Po prawej natomiast mieliśmy burzę z piorunami :D A na nas spadło tylko parę kropel pod Skarszynem. Potem Trzebnica, Zawonia i Wro. Tempo bardzo rekreacyjne więc jechało się lajtowo. Po wyjeździe z Trzebnicy, na 2 podjeździe w stronę Zawoni czołówka, ktoś chyba wyprzedzał pod górkę, na ciągłej, na zakręcie...
Korek spory z jednej i drugiej strony, ale my się przebiliśmy. Krzysiek na kolejnym podjeździe:
Było trochę chłodnawo, ale ogólnie zajefajnie, wilgotne burzowe powietrze, zimny mocny wiatr w twarz w drodze powrotnej. Było tak przyjemnie, że mi to nawet nie przeszkadzało :)
na kolarce. Musiałem pojechać odebrać lapka z serwisu. Musiałem zdążyć do sklepu przed 17 dlatego padło na szosę. Ostatecznie zdążyłem wrócić do domu o 17 :] Wyciśnięcie takiej średniej na mieście to ogromny wysiłek, ciągły start-stop. Prostki między światłami po 40km/h, odcinek od Korony do zjazdu na Psie Pole ~50km/h :)
Rano umyłem rower i ruszyłem w trasę, tym razem trochę inną. Najpierw na Elektrownię Opole, potem na Popielów i przez Brzeg. Następnie już standardowo Oława - Jelcz.
Postanowiłem dzisiaj spokojnie przejechać, zrobiłem nawet 3 postoje (15, 50, 80km) jednak szczęście się w końcu uśmiechnęło i często zawiewało w plecy. W ogóle to zapomniałem rękawiczek, przynajmniej ręce się w końcu opalą. Minus jest taki, że nie umiem bez nich jeździć. Ręce się pocą i ślizgają na kierownicy :(
Mam nadzieję, że mogłem fotografować ten strategiczny obiekt i nikt ścigać mnie nie będzie.
Nie chciałem się zatrzymywać więc zdjęcia w locie.
A tu pociąg w Brzegu.
Teraz zaległe fotki.
Niedziela. Od Olesna takie laski wzdłuż drogi:
Sobota. Zamiast jazdy ekipa rozbiórkowa i ognisko.
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino