Rano jak jadę ciągle ciemno, może dałoby się całkiem zrezygnować z nocy. Coś takiego jak dzień polarny już gdzieś wymyślono ;) W końcu wiosna zaczyna być widoczna, od razu przyjemniej się jeździ.
1000m x rozgrzewka zmiennym 250m x kraul 250m x kraul ręce 250m x grzbiet 250m x klasyk 100m x delfin 2x50m x delfin = 2200m
O 6 rano obudziło mnie ostre słońce. Piękny dzień. Na dzisiaj była zapalnowane inna trasa o podobnej długości. Krótka męczarnia po polskich drogiach i jesteśmy w Czechach. Tam trzeciorzędny drogi są lepszej jakości niż nasze krajówki. Tempo narzuciliśmy bardzo spokojne praktycznie cały czas robiąc podjazdy. Ale taki urok tej trasy, pierwsza połowa pod górę, druga w dół.
Już w Czechach, nawet kilku rowerzystów spotkaliśmy.
Tak mniej więcej wyglądają wszystkie drogi, którymi jechaliśmy :)
W Hermanovicach zjechaliśmy na Zlote Hory, tym razem spróbowałem dokręcić na zjeździe, ale tylko 77km/h dało radę. Objechaliśmy Pricny Vrch wbijając się na 9km (4%) podjazd z końcówką 2km - 7.3%, w sam raz rozgrzekwa przed Pradziadem, niestety łyknął nas tam stary dziadek i nie byliśmy w stanie trzymać koła :D Szczyt przełęczy był na 780m skąd ładnymi serpentynami zjechaliśmy do Hermanovic.
Zakupy w Zlotych Horach.
Niestety przez moją nieuwagę i durne oprogramowanie komórki wszystkie kolejne zdjęcia przepadły. Nie zauważyłem, że skończyła pamięć, a komórka nie informuje w żaden sposób, że nie ma miejsca tylko nie zapisuje zrobionych zdjęć i pozwala pstrykać kolejne.
Na 7km podjeździe do Karlovej wyprzedził nas szosowiec. Próbowałem go dogonić, ale na całej trasie utrzymywał dystans 50m. Tętno trochę za wysoko powędrowało. Następnie spotkaliśmy Czecha, chciał wiedzieć czy da się do Owczarni podjechać. Ruszył przed nami, ale dogoniliśmy go. Sam wjazd na Pradziada straszny, pełno wody, żwiru, piasku, nawet lodu, zadziwiająco lekko się podjeżdżało. W Owczarni na około 1300 mnpm śnieg i lód, po bokach ludzie na nartach i skutery śnieżne :D Fizycznie nie dało się już jechać. Zrobiliśmy tutaj kilka fotek, których najbardziej szkoda. Na jednej wdrapałem się na połowę 3-metrowej śnieżnej ściany. Dogonił nas też Czech i zrobił wspólne zdjęcie na tle wieży Pradziada.
Zjazd w potokach zamarzającej wody był hardcorowy i dojechałem kompletnie przednie klocki. Cały zjazd na zaciśniętych klamkach, strach był aby obręcze za bardzo się nie rozgrzały i dętki nie strzeliły. Ostatecznie wyszła średnia zjazdu 38km/h. Reszta trasy to już w większości zjazdy świetnymi drogami. Tylko się złożyć na lemondce i odpoczywać.
Na koniec zostało pozbierać się, zapakować w auto i ruszyć na Wrocław, dopiero po północy byłem w domu.
20 stopni, słońce i przelotny deszcz... tak mówiła prognoza pogody. Rzeczywistość była mniej różowa. Pełne zachmurzenie, 12 stopni i deszcz. Mimo tego duch walki był silny i z Darkiem ruszyliśmy na podbój Czech. W planach 160km i ponad 2.5km w pionie. Mokry asfaly i mżawka nam nie straszne, niestety po przekroczeniu granicy trafiliśmy na ulewę, a mimo że byliśmy w górach to gór widać nie było. Wierząc że pogoda będzie jak w prognozie dzielnie czekaliśmy na jeziorkiem, ale deszcz tylko wzmagał. Ostatecznie postanowiliśmy zawrócić, chociaż jeden podjazd udało się zaliczyć. Po 17 pogoda zaczęła się poprawiać, ale było już za późno. Poszliśmy spać z nadzieją na lepsze jutro.
Ostatnie przygotowania do wyjazdu.
Praktycznie nie uczęszczane drogi. Biały strój w takich warunkach nie jest najlepszą opcją :P
Postój nad Jeziorkiem, zaraz za drzewami są góry, przez ścianę wody nic nie było widać.
Dzisiaj z Krzyśkiem postanowiliśmy zaatakować Park Jesenik. Rano zapakowaliśmy się w auto i udaliśmy się do Javornika po Czeskiej stronie. Tu muszę pomstować na polskie drogi, ponad 100km dziur, takiej tragedii jeszcze nie wiedziałem, nie wiem jakim cudem auto to przeżyło. Dosłownie cały odcinek Wrocław - Paczków tak wygląda. Po przekroczeniu granicy idealna nawierzchnia, nawet jednej łaty nie ma...
Trochę czasu zabrało nam pozbieranie się.
Dalej już tylko piękne drogi, gdyby nie ten wiatr.
Ciągle pnąc się w górę zauważyliśmy pierwszy śnieg.
Później na koło siadł mi jakiś gość, ani nie przywitał się tylko się wiózł, kiedy podjazd zrobił się stromszy odpuściłem, a ten doskoczył do Krzyśka i wiózł się za nim :)
Jak do tej pory cała trasa prowadziła pod górę z bardzo mocnym czołowym wiatrem, to co kolarze lubią najbardziej :D Dodatkowo dojechaliśmy do 12% ścianki. Jak zmierzyłem na odcinku 2.7km ma średnio około 9.3%.
Tak, mam tu już dość :D
865 mnpm, 9%, a to dopiero początek zabawy.
Pierwsza przełęcz zdobyta, czas na drugą, na około 950m niespodzianka, choć może nie tak niespodziewana. Zjazd był bardziej niebezpieczny.
Ogólnie pierwsze 55km zrobiliśmy pod górę i pod wiatr, podjeżdżając 1220m osiągając zabójczą przeciętną 21.9km/h. Następnie zawiataliśmy na Parking. Niestety mimo dobrze rokujących warunków plan wycieczki nie obejmował podjazdu na Pradziada dlatego odpuściliśmy.
W pijalni uzupełniliśmy zapasy w bidonach i strzeliliśmy fotkę w teamowych strojach :]
Dalej czekał nas dość szybki zjazd, potem podjazd i jeszcze szybszy zjazd. Niestety znowu przed Zlotymi Horami wyciągnąłem tylko 75km/h :/ Potem już praktycznie cały czas wzdłuż granicy jechaliśmy do Javornika. Super pagórki z idealnym asfaltem, w większości zjazdy. Kilka poglądowych fotek:
Końcówka była równie zabójcza jak początek, pod ostry wiatr, coś siły natury nas nie lubią. Na szczęście mimo wiatru warunki były dobre i bardzo przyjemnie się kręciło. Pierwsze jazdy chcę robić w tlenie i założenie tym razem się udało, dość niskie HR wyszło.
Jadąc na Wzgórza zadzowniłem do Krzyśka, który też wybierał się na trening. Przeprowadził mnie naprawdę świetną trasą, w tym kawałkami po Żądle Szerszenia. Trafiła się nawet stroma ścianka. Na odcinku 200m podjeżdżamy 29m czyli średnie naychlenie wychodzi około 14.5%. Na warunki górskie nie powala, ale tu mamy wzgórza i kiedy zza zakrętu wyrasta tak ściana to robi wrażenia. Tak duże, że zapomniałem ją sfotografować :( Mam za to jej wirtualne zdjęcie :D
Po drodze w Domaszczynie widziałem pracę na nowych słupach, dobrze się prezentują:
Próbowałem Krzyśkowi zrobić zdjęcie, ale cały czas mi odjeżdżał. Kiedy już się udało okazało się, że nie zapisało się w komórce :(
Jeżdżę od lipca 2007. Najczęściej można mnie spotkać w okolicach Wrocławia. Poza szosą dojeżdżam trekingiem do pracy. Trochę informacji:
największy dystans w grupie - 461,7km @ 31,66km/h (nad Bałtyk z Krzyśkiem "chris90accent")
największy dystans w pojedynkę - 260km @ 31.40km/h
największa prędkość - 84,1km/h - gdzieś w Alpach
największa średnia na odcinku 100km - 39.59km/h (Amber Road)
największa średnia na krótkim dystansie - 41.12km @ 40.08km/h
największy miesięczny dystans - 2025km
najwyższe zdobyte drogi:
- Passo di Stelvio 2758m
- Col du l'Iseran 2770m
- Cime de la Bonette 2802m
najtrudniejsze zdobyte szczyty:
- Monte Zoncolan
- Hochtor
- L'Alpe d'Huez
zaliczone kraje na rowerze:
- Polska
- Niemcy
- Austria
- Holandia
- Czechy
- Słowacja
- Włochy
- Szwajcaria
- Francja
- Monaco
- Chorwacja
- San Marino