Urlopu dzień 6 - Eindhoven

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria >150km, runner, Geldern
Plany trochę się pokrzyżowały i trzeba było dzisiaj improwizować. Postanowiłem pojechać do Eindhoven i w końcu wracać z wiatrem w plecy. Jak zwykle dzisiaj mocno wiało, a nad głową przelatywały deszczowe chmury. Dostałem cynk, że nad Brukselą świeci słońce więc liczyłem, że dojdzie to i do mnie :)

Ruszyłem na północ w stronę Gennap gdzie znajdował się most nad Maas. Jechałem typowo wiejskimi drogami gdzie nie było ścieżek rowerowych, ale też nie było ruchu. Bardzo charakterystyczną cechą dla tych regionów są wybiegi dla koni, są ich tu tysiące, praktycznie wszędzie można zobaczyć pasące się zwierzęta. Nie dziwię się, że co drugie auto ciągnie za sobą przyczepę dla koni. W niektórych miejscach są nawet zakazy jazdy konnej.




W końcu przekraczam rzekę, jest to jedyna przeprawa w okolicy, ruch rowerowy na niej jest bardzo duży.



Na 50km nadchodzi deszcz, szczęśliwie przejeżdżałem koło przystanku bo rozpętała się ulewa, miejscowym to nie przeszkadzało i wszyscy spokojnie wracali do domów. Tylko grupka nastolatków jadąc rowerami rękami wykonywała ruchy do żabki :D Z uwagi na to, że byłem jeszcze suchy zdecydowałem się przeczekać. Po jakiś 25 minut deszcz osłabł na tyle, że ruszyłem dalej. Bardzo silny wiatr gwarantował, że deszczowe chmury będą się przemieszczać.



Jakieś 20km dalej kolejna runda, tym razem 25 minut stanie pod starym drzewem, na tyle dużym, że skutecznie zatrzymywał deszcz. Jak na złość wiatr wtedy ustał, a deszczowe chmury wisiały nade mną. W oddali widziałem niebieskie niebo także ostro ruszyłem w tym kierunku.

Mijam kolejne miejscowości i przed samym celem wyprawy ułamuje mi się kawałek lewego bloku. Fakt że były już porządnie sfatygowane, a od 2 lat nowe bloki leżą na półce we Wro, ale dlaczego akurat na urlopie musiały się rozlecieć? Jedzie się dość niebezpiecznie, a lewa noga ciągle wypada z zatrzasku.

Tutaj siedziałem i próbowałem coś jeszcze z tym blokiem zrobić.


Na rogatkach Eindhoven łapię kapcia na tyle. Oczywiście to wina zniszczonej opony, kapeć w tym samym miejscu co wczoraj, ale liczyłem, że może dzisiaj uda się szczęśliwie przejechać. Niestety oponę można już co najwyżej wyrzucić. Łatam i skręcam od razu na Well gdzie znajduje się druga przeprawa nad Maas. Nie ma co kusić losu jazdą po mieście.

W końcu wiatr w plecy, leci się pod 40km/h cały czas, niestety standardowo łata puszcza i powietrze schodzi, dopompowuje kilka razy, ale ostatecznie muszę założyć ostatnią zapasową dętkę.

Na moście jem, ale szybko wyprzedza mnie kolarz, ewidentnie atakuje. Zapakowałem wszystko na raz do buzi i naciskam na pedały. +40km/h i w końcu siadam mu na koło, tempo nie spada i przy okazji uzyskuje urlopowy HRmax. Gość wie, że go złapałem bo mój suchutki napęd wydaje odgłosy jak zarzynana świnia :D Pod koniec jednak odpuszcza, do tego skręca w inną stronę :) Resztę drogi pokonuje spokojnie przez wioski i o 21 jestem na miejscu.

To dzisiaj sprzęt wymęczyłem, nie wiem co jutro będę robił. Bez jednego bloku, bez zapasu i ze zniszczoną oponą. Spróbuję przełożyć ją na przód, może tam wytrzyma. Jednak teraz wyszło moje kiepskie techniczne przygotowanie do wyjazdu :( W piątek miałem jechać do Dessel (granica belgijsko-holenderska) spotkać się ze znajomym na 3-dniowym koncercie metalowym :/

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa przep

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]