#8 Passo Campolongo (1875m), Giau (2236m), Falzarego (2105m), Valparola (2192m)
#9 Passo Gardena (2116), Sella (2244m), Pordoi (2239m), Campolongo (1875m)
Noc była przeraźliwie zimna (8 stopni), a do tego padał deszcz. Rano nie było lepiej, ale prognozy zapowiadały piękną pogodę na sobotę. Koło 10 niebo zaczęło się przejaśniać także po śniadaniu i przygotowaniach koło godziny 12 byliśmy gotowi ruszać. Bez internetu ciężko było wyznaczyć trasę jednak na kempingu było rozwieszonych wiele ogromnych map, z których można było wyczytać wysokości oraz dystanse na konkretnych odcinkach. Wybraliśmy 90km z kilkoma przełęczami. Z uwagi na dużą wysokość panowały tu zgoła inne warunki niż w Merano, temperatura utrzymywała się w okolicy 20 stopni, a po schowaniu się słońca robiło się chłodno.
Na zdjęciach pozostałości deszczowych chmur roztopionych promieniami słońca.
Od wyjazdu z kempingu rozpoczął się pierwszy podjazd, Passo Campolongo (1875m), gdybym nie wyczytał na mapie to pewnie bym nawet nie zauważył ;)
Potem czekał nas długi i łagodny zjazd, na którym wiele razy stawaliśmy na zdjęcia. W oddali zaczęła się również pojawiać Marmolada (3343m), najwyższy szczyt w Dolomitach. W taki sposób zjechaliśmy na 1275m gdzie pojawiły się już znaki na Passo Giau.
Panorama z Marmoladą po lewej stronie ze szczytem w chmurach.
W końcu rozpoczęła się wspinaczka na Passo Giau (2236m), nie wiedziałem jak to wygląda, na szczęście co jakiś czas postawione są znaki z dystansem i tak do pokonania miałem 10km. Jak się okazało nie było to byle jakie 10km bo średnio miało 9.1% i ani na chwilę nie pozwalało odetchnąć.
Na szczęście pogoda zdążyła się popsuć i niebo zasnuło się chmurami co skutecznie obniżyło temperaturę. Sprawnie zacząłem wyprzedzać kolejnych kolarzy na podjeździe, na 4km przed szczytem dojrzałem kolejny cel w białej koszulce, też musiał mnie spostrzec bo dystans przestał się zmniejszać. Wtedy też zadzwonił Dawid, chciał wiedzieć czy jesteśmy zainteresowani wspinem w skałach. Tak się zagadałem, że przestałem kontrolować tętno, wbiłem HRmaxa i jak się rozłączyłem byłem już koło drugiego kolarza. Lało się z niego jakby na trenażerze jechał :)
Zaraz po wjeździe poprosiłem o fotkę parę, która stała obok. 10km zrobione w 54:05 i 155bpm na 172 max, z których jestem zadowolony. Teraz zostało szybko się ubrać i zaczekać na chłopaków. Pogoda zdążyła się poprawić, a panorama z Giau prezentowała się cudnie.
Współczuję tym krowom, ja już po 15 minutach miałem dość tych dzwoneczków.
Zjazd był fajny, choć początek robiony za fatalnym motocyklistą, dopiero jak go wyprzedziłem można było się pobawić. Zjechaliśmy do Pocol i od razu zaczął się podjazd na Passo Falzarego (2105m), niestety od tej łatwej strony.
Po krótkiej sesji jeszcze 90m podjazdu na Passo Valparola (2192m).
Tam też kilka zdjęć i bardzo szybki zjazd w stronę La Villa. Pierwsze 4 czy 5km miały ponad 9% przez co udało się wyprzedzić auto przy 80km/h :) Spodenki teamowe są fatalnie zrobione, brak ściągaczy na nogawkach doprowadzał do tego, że na dole zjazdu niewiele brakowało a wyglądałbym jak w stringach, tak się zawinęły do góry :D
Wyschnięte koryto rzeki na zjeździe.
Przejechaliśmy przez La Villa i zrobiliśmy jeszcze 100m podjazdu do Corvary gdzie stanęliśmy w sklepie. A takie widoczki miałem pilnując rowerów. Co interesujące był to jedyny sklep w tej 1.5-tysięcznej miejscowości, przy 3 otwartych kasach w każdej stało w kolejce po 15-20 osób.
Na kempingu słońce szybko chowało się za górami i temperatura spadała gwałtownie. Po godzinie było 14, a po dwóch 10 stopni. Zupełne przeciwieństwo Merano położonego raptem 100km na zachód. Nie byliśmy do końca przygotowani na takie warunki, do wieczornego siedzenia przydałby się kurtki. Skończyło się na zakładaniu wszystkiego co mieliśmy, a najprzyjemniej siedziało mi się kiedy byłem owinięty śpiworem. Wieczorem można było podziwiać gwiazdy i mnóstwo samolotów na niebie, upolowałem też spadającą gwiazdę. Kemping poza kolarzami składał się jeszcze ze wspinaczy, których najlepiej obserwowało się nocą. Na pionowych ścianach otaczających kemping, a wznoszących się nawet 1000 metrów wyżej można było śledzić powoli poruszające się punkty świetlne. Z uwagi na wysoką temperaturę na nasłonecznionych ścianach wspinacze preferowali nocne wejścia.