Wpisy archiwalne w kategorii

>150km

Dystans całkowity:7475.73 km (w terenie 30.00 km; 0.40%)
Czas w ruchu:263:36
Średnia prędkość:28.36 km/h
Maksymalna prędkość:80.70 km/h
Suma podjazdów:48505 m
Maks. tętno maksymalne:189 (94 %)
Maks. tętno średnie:163 (81 %)
Suma kalorii:189153 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:196.73 km i 6h 56m
Więcej statystyk

Przełęcz Walimska

Piątek, 17 lipca 2009 · Komentarze(4)
Kategoria >150km, runner
Chcąc wykorzystać piękną pogodę postanowiłem pojechać w górki. Przełęcz Tąpadła, Walimska, Wałbrzych i powrót dk35 przez Świdnicę do Wrocławia.

Trasa:


Wstałem o 4 rano, o 5 już byłem na trasie. Ciepło więc od początku jechałem ubrany na krótko. Zdziwiłem się bo w mieście dużych ruch (20km to samo przebicie się przez Wrocław). Dk35 za Bielanami w tragicznym stanie, dopiero po kilku km robi się lepsza. Zjechałem na Rogów Sobócki, a tam miła niespodzianka bo mimo dalszego ruchu wahadłowego nawierzchnia już prawie położona.

6 rano, ostre słońce i unosząca się mgła, jeszcze przed Sobótką.





Fotograf ze mnie marny i aparat w komórce kiepski, ale lepsze jakiekolwiek zdjęcia niż żadne. Część robiona w locie bo nie chciało mi się stawać :P

O 7 byłem na Przełęczy Tąpadła, o 8 na początku podjazdu pod Walim. Tam przerwa na drugie śniadanie. Minął mnie jakiś biker, którego dogoniłem dalej na podjeździe. Chwilę jechaliśmy razem i rozmawiali, starszy pan wyglądał jakby był na jakieś wyprawie rowerowej, jednak okazało się, że wybrał się tylko na jagody :) Po przeczytaniu komentarzy tej wycieczki jestem w szoku gdyż okazało się, że to andrzej1944, można powiedzieć prawdziwy weteran serwisu bikestats... dodawał swoje wycieczki jak ja jeszcze nie myślałem o jeździe na rowerze ;P Jeżdżenie w koszulce BS to dobry ruch, więcej osób możne mnie rozpoznać :)

Wjazd do Wałbrzycha drogą 381, nie ma to jak 4-pasówki spadające ostro w dół.


Przez Wałbrzych przeleciałem błyskawicznie, na wylocie (4-pasówka, szerokie pobocze, ostro w dół) jak zwykle zjeżdżałem dość ostro. Przy ponad 70km/h wyrósł mi kamień na drodze, jak w niego walnąłem to rozerwało mi przednią dętkę. Najpierw próbowałem łatać, okazało się, że porozrywana jest w kilku miejscach. Pasek na obręczy był trochę krzywo położony i dętka wcisnęła się w odsłonięte otwory i poprzecinała w wielu miejscach. Wsadziłem nową, jednak po chwili okazało się, że opona nie chce się dobrze ułożyć i czuję bicie, w końcu udało się trochę to poprawić, ale dalej nie jest idealnie.

Za Świdnicą zatrzymałem się umyć ręce.



Na dk35 mocny boczny wiatr, jednak tempo trzymałem dość wysokie jadąc ciągle na lemondce.

Wycieczka w liczbach :)

Czas: od 5 do 14.
Picie: 3.7 litra
Jedzenie: 4 kanapki :)
Postoje: 2 (20m w Rościszowie na drugie śniadanie, jakieś 2 godziny na problemy z kapciem, oraz kilka km dalej na stacji - zakupy i trzecie śniadanie. Na stacji dyskryminacja rowerzystów "zakaz tankowania oraz wchodzenia do sklepów w kaskach ochronnych" ? ;P)

Podjazd na Przełęcz Walimską: 7.14km @ 31:15 @ 13.71km/h - będzie łatwo pobić :)
Zjazd: 10km @ 41.2km/h - za dużo zakrętów o 180 stopni i segmentów kostki brukowej :/

Powrót przez miasto: 23.64km @ 30.7km/h :D Poza podjazdami powrót ten był najbardziej wyczerpujący, ogromne korki, a ja aż do stacji kolejowej Psie Pole głównymi drogami, co chwila stop-start na światłach, ale na prostkach cisnąłem ile się dało. Prawie jak trening kolarski z interwałami ;] O dziwo kostka brukowa na Powstańców nadaje się do szybkiej jazdy :)

I jeszcze ostatnie spostrzeżenia, mimo że mając cały biały strój szybko się brudzę to jednak w takie upały sprawdza się idealnie. Wcześniej jeździłem na czarno-granatowo i było dużo goręcej.

Na koniec jeszcze profil trasy w powiększeniu.

Wrocław - Opole

Czwartek, 9 lipca 2009 · Komentarze(4)
Kategoria >150km, >30km/h, runner
Znudziła mi się już stara trasa dk94 więc postanowiłem ją trochę urozmaicić. Wro - Wieluń - Ożegów - Praszka - Olesno - Opole. Gorszego dnia wybrać nie mogłem, kilka razy mnie zlało, przeczekał jedną godzinną ulewę, jechałem jakieś 170km w strumieniach wody na asfalcie :) Ogólnie to byłem cały czas mokry. Poniżej mapka:



Wstałem o 4 jednak było takie zachmurzenie, że musiałem czekać do 5 z wyjazdem. O 6 złapała mnie ulewa, przesiedziałem godzinę na przystanku za Oleśnicą (myślałem, że zamarznę). Prognozy zapowiadały wiatr w plecy więc zdecydowałem się jechać dalej. Na 100km, na postoju złapałem kapcia, postawiłem rower na ostrym kamieniu... pierwszy od jakiś 6000km. Do Ożegowa jechałem po wszystkie rzeczy rowerowe, które przez przypadek tam zostawiłem. Przezornie jednak wygrzebałem we Wro jeszcze jedną zapasową dętkę i wziąłem dwa płaskie śrubokręty :) Przez tyle tys. km możesz kapcia nie złapać, a jak raz byś pojechał bez zapasowej dętki... :P

Po 120km zjechałem z dk8, na 142km dotarłem do celu gdzie i tak zbyt długo zabawiłem, ale przynajmniej zjadłem obiad. Teraz nastąpiła trudna decyzja, trasa do Opola - pod wiatr, który wcześniej mnie pchał. Ruszyłem jednak kręciłem w granicach 20-25km/h, z górki udawało się nawet 28 :) Dopiero za Praszką puściło gdy wjechałem w tereny leśne, dalej jechało się już bardzo dobrze.

Przestroga dla reszty, nigdy nie marzcie sobie o basenie jak w pobliżu są deszczowe chmury. Pod koniec trasy miałem przed sobą słońce i błękitne niego, niestety nie zauważyłem chmury nad moją głową. Jak tylko pomyślałem o basenie dostałem taką ulewę, że nic suchego się nie ostało :]

Plany na dzisiaj były dużo ambitniejsze, ale praktycznie cała trasa w mokrych ciuchach i większość trasy przejechana w wodzie zniechęciła mnie do dalszej jazdy. Ostatnim powodem było 3-godzinne opóźnienie jakie miałem względem początkowych planów.

Dodam jeszcze, że dk8 z rana puściutka, tak do 14 większość dróg była ok.

Zakochałem się w lemondce, dzisiaj jakieś 150km na niej, nie wyobrażam sobie długich tras bez tego, świetnie ręce odpoczywają, a przy okazji mocniej się jedzie.

Na koniec kilka liczb, głównie dla mnie żebym miał z czym w przyszłości porównywać.

100km @ 2h 50m @ 35.25km/h (nowy rekord)
142km @ 4h 4m @ 34.84km/h (na ósemce dosłownie się leciało)
118km @ 4h 13m @ 27.99km/h (w tym pierwsze 58km pod mocny wiatr 26.77km/h)
100km @ 3h 24m @ 29.41km/h (druga setka)

Góra Szybowcowa

Sobota, 20 czerwca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria >150km, runner
Pierwsze plany były inne. Miałem z Darkiem kręcić koło Wro. Jednak zdecydował się on pojechać do domu na weekend. Tak się składa, że w okolicach też mam rodzinę więc wybraliśmy się razem. Można tą trasę zrobić na 130km po płaskim. My wybraliśmy lżejszy wariant górski, ciężysz zostaje na inną okazję :)

Trasa: Wro - Kąty - Strzegom - Bolków - Jelenia - Lwówek Śląski - Rakowice. Poniżej mapka, profil i jeszcze raz mapka :)

Trasa:

Profil:




Za Kątami po przejechaniu nad A4 trochę pobłądziliśmy. Mieliśmy mapę, ale akurat tego odcinka nie obejmowała. Nadrobiliśmy 24km, w tym zwiedziliśmy Ujów, w którym poza psami goniącymi rowerzystów zupełnie nic nie ma. Drogi tam się urywają :) Okazało się, że obok siebie były dwa wiadukty nad A4, myśmy skręcili na pierwszy i to był błąd.



Po znalezieniu drogi nie było już niespodzianek. Prowadziła ona ciągle pod górę, a do tego było pod wiatr. Trzeba było się trochę nakręcić. W Bolkowie dłuższy postój i uzupełnienie zapasów.

Przed Jelenią zaczęły się już fajne podjazdy:


Tu już widok z centrum Jeleniej:


W planach było pojechać z Jeleniej na Jeżów Sudecki, wjechać na Górę Szybowcową i coś zjeść. Podjazd miejscami był wymagający. Robiłem go na 39-21 i w pewnym momencie tak kopnęło, że nie byłem w stanie jechać prosto. Sprawdziła się metoda jeżdżenia od rowa do rowa, takim zygzakiem udało się pokonać górę, reszta podjazdu przy tym to był mały pikuś :) Z moich wyliczeń główny podjazd tam to 3.5km średnio 5%.

Prawie w tym samym czasie stanęliśmy z Darkiem zrobić sobie fotki:



Na szczycie niemiła niespodzianka, w knajpie rezerwacja i poza frytkami nic nam nie dadzą :( No to zjedliśmy, zrobiliśmy kilka fotek i ruszyli w dół.

Lemondka nadaje się do wielu rzeczy.



W tle Jelenia.



Jeszcze widok w drugą stronę:


Dalsza część trasy prowadziła już w dół. Piękne tereny do jazdy.



Pod koniec wyszło nam nawet słońce:


Wleń, urocza miejscowość:




Następnie dojechaliśmy do głównej drogi na Lwówek i Bolesławiec. Do Lwówka przez 10km ciągnęła się nowiutka asfaltowa ścieżka rowerowa, ja mimo to skorzystałem z drogi, Darek testował ścieżkę. W Lwówku pojechałem z Darkiem na Bolesławiec by w pewnym momencie odbić w bok i jechać wzdłuż Bugu, który ciągle próbuję zabrać drogę. Mały błąd i leci się w dół do rzeki :)

Wycieczka była bardzo udana, tempo bardziej turystyczne, podjazdy nie takie strome, a zjazdy nawet szybkie, w okolicach Bolkowa zaczęło robić się już bardzo ładnie, a cała dalsza trasa to już cudowne tereny. Muszę tam wyskoczyć na dłużej w wakacje żeby zagłębić się w Sudety, a nie tylko skakać po Pogórzu ;]

Po dojechaniu do celu miałem na liczniku 199.98km więc postanowiłem dokręcić robiąc kółko na podwórzu :D

Wrocław - Opole - Wrocław

Środa, 17 czerwca 2009 · Komentarze(10)
Kategoria >150km, >30km/h, runner
Pomyślałem, że skorzystam z pomyślnych prognoz wiatru i wpadnę do domu odebrać lemondkę zakupioną na allegro. Jechało się bardzo dobrze, pobawiłem się w interwały, to przyciskałem na niektórych odcinkach, to z kolei odpuszczałem i jechałem wolniej. Licznika kadencji nie mam, ale była dość duża tym razem.

Najlepsze na koniec, 100km tym razem udało się wykręcić w 2h 57m 35s :) No i dzisiaj tegoroczny rekord w jeździe bez postoju. Jestem mega zadowolony bo nie bolały mnie plecy, na 80km zacząłem coś czuć, ale się rozeszło.

EDIT.

Zdecydowałem się wracać :) No to ponad 100km pod wiatr, przez pierwsze dwie godziny wiało, po 20 przestało. Trasa lekko zmieniona bo do Brzegu nie dk94, ale 457 przez Popielów.

Po dojechaniu do Opola, rower przed tuningiem.


A tu już po. Nad ustawieniem jeszcze muszę popracować.



Pierwsze wrażenia z jazdy na lemondce - rewelacja. Przyjemnie, wygodnie, do tego prędkość gwałtownie wzrasta :) Kiedy mocno wiało była idealna. Niestety na drugiej setce zaczęły mnie już boleć plecy więc tylko 25km na lemondce, a reszta w chwycie górnym. Mimo to postój tylko w Brzegu na dokręcenie śrub.

A to ja w geście zwycięstwa, że jadąc po ciemku przez jakieś 30 minut nikt mnie nie przejechał :)


Setka w drodze powrotnej była już wolniejsza, ale mimo wszystko całkiem dobra, czas: 3:15:30, 18 minut dłużej niż z wiatrem. Myślę, że to tylko dzięki lemondce.

Nowy rekord - 224km :]

Sobota, 25 kwietnia 2009 · Komentarze(9)
Kategoria >150km, runner
Wycieczka była planowana wcześniej, została jeszcze do uzgodnienia pora wyjazdu. Zależało mi żeby po południu być w domu więc zbiórkę z Maćkiem zrobiliśmy o 6 rano na Mostach Warszawskich. Temperatura od 6 do 8 oscylowała koło 6 stopni więc miałem cały długi strój. Później, jak robiło się cieplej, stopniowo pozbywałem się balastu. Powrót o godzinie 17.

Trasa prawie taka jak planowane, drobne rozbieżności się pojawiły: http://gpsies.com/map.do?fileId=tlganhirftitdmkc



Przejazd przez miasto o tej porze był przyjemny, potem drogą 35 żeby dojechać do Sobótki. Poniżej Maciek na łagodnym podjeździe pod przełęcz Tąpadła.


Wjazd był lajtowy, a zjazd ostry, cisnęło się nieźle :) Za zjazdem widać nasz dalszy cel:


Po przejechaniu Dzierżoniowa, wspomagając się Maćka nawigacją w komórce ruszyliśmy na główny cel wyprawy czyli podjazd w Rościszowie. Nie zaczynał się zachęcająco:


W sumie 7 km ciągłego podjazdu zaczynającego się na 270 mnpm, a kończącego się na 670m. Pierwsze 1.3km było po kostce brukowej, udało się wykręcić średnią prędkość w okolicach 14km/h. Po dotarciu na szczyt miała miejsce eksplozja radości :]


Najlepsze było co się działo potem. Zjazd jakich mało, zaskakujący kostką brukową, szczególnie na zakrętach. Końcówkę całą w kostce ciąłem ponad 50km/h, rower przeżył. Na zjeździe w jednym miejscu wyhamowałem żeby strzelić fotkę:


Na dalszej części zjazdu ktoś postanowił nagle zapytać się o drogę samochód nadjeżdżający z przeciwka, sunąc bokiem zatrzymałem się mm od jego bagażnika. Na szczęście kawałek dalej zobaczyliśmy policję spisującą typa :]

Kolejnym wartym odwiedzenia miejscem jest wjazd do Wałbrzycha drogą 381. 4-pasmówka ciągnąca się w dół przez kilka ładnych kmów. Zajmowaliśmy ciągle jeden pas jadąc ponad 60km/h. Podobna zabawa jest na wyjeździe z Wałbrzycha drogą 35 na Wrocław. Podobna 4-pasmówka. Cud, miód i orzeszki :P

Niestety za Strzegomiem (150km) wiatr zmienił kierunek i dostaliśmy czołówkę, dając częste zmiany byliśmy w stanie z dużym wysiłkiem jechać koło 25km/h przez blisko 35km. Dawno się tak nie namęczyłem. Przerwa na toaletę i zdjęcia :>

Ślęża z drugiej strony:



W końcu dotarliśmy nad Jezioro Mietkowskie, wiatr jednak dalej nas dymał :(


Losy na szczęście trochę odwróciły się na dk35, boczny wiatr pozwolił jechać już 30km/h, kiedy ustawał skakaliśmy do 40, częste zmiany gdyż mimo wszystko wiatr dalej męczył.

Na pewno oboje liczyliśmy na lepszą średnią, jednak na usprawiedliwienie mogę dodać, że zrobiliśmy 40km przez Wrocław, dodatkowe 30km przez inne miasta. Profil wzniesień też dał nam ładnie popalić :)

Postoje kontrolowane były 4, na Tąpadle, na szczycie 670m, w wałbrzyskim Carefurze oraz nad jeziorkiem. Kilka razy także trzeba było sprawdzać drogę na GPSie.

Niestety chamstwo w narodzie siedzi, kilka razy trąbiono na nas, dwa razy półgłówki prosto z siłowni wychylały się przez okna i krzyczały w naszą stronę. Chyba nie podobało im się, że korzystamy z drogi :)

Prawie 200km :P

Sobota, 4 kwietnia 2009 · Komentarze(3)
Kategoria >150km, runner
Pogoda - super :)

Czas: 8:45 - 17:45

Wczoraj umówiłem się z Maćkiem na wycieczkę na Ślężę. Miałem przygotować trasę i wyszło coś takiego: http://gpsies.com/map.do?fileId=ybguhfbafbzxcgdx w skrócie Ślęża (2 pętle), Dzierżoniów, Świdnica, Wrocław.

Rano pojawił się jeszcze Darek, razem ruszyliśmy przez miasto. Tu pierwsze zdziwienie, udało nam się wyjechać w 30 minut :) Potem już do Sobótki, niemiłą niespodzianką była zerwana nawierzchnia zaraz przed nią.

Zrobiliśmy 2 pętlę z podjazdem na przełęcz Tąpadła od bardziej stromej strony. Minęliśmy sporo kolarzy i innych rowerzystów.




Z Tąpadła przez Sulistrowice ruszyliśmy na Dzierżoniów. Tam szok. W sumie doliczyłem się ~25 kolarzy (zjechaliśmy zrobić zakupy w InterMarche), 2 kolarki, kilka samochodów serwisowych z rowerami. Najlepsze jednak spotkało nas na wyjeździe z tego miasta. Z przodu nadjeżdżała grupa kolarzy, podnieśliśmy ręce w geście pozdrowienia, a tu się okazało, że to około ~10 kolarek z jakiegoś klubu. W takim razie do 4 dziewczyn spotkanych na szosie do tej pory doliczam dzisiaj 12 :D Prawdziwy szok. Czemu tak we Wrocławiu nie ma? :(



Dalej udaliśmy się na Świdnicę, sprytnie omijając ją bokiem i uderzając na Wrocław drogą 35. Koło 160km Darek zaczął odpadać, z Maćkiem dając zamiany co ~5km jechaliśmy cały czas 35-40km/h :) Skoro jednak był to wspólny wypad czekaliśmy na Darka i holowali go do samego Wrocławia.



Myślę, że gdybyśmy utrzymali takie tempo moglibyśmy mieć średnią w okolicy 29.5-30km/h.

Przejazd przez miasto był jak zwykle nieciekawy. Jakiś kierowca nawrzeszczał na Darka. Potem na światłach Darek nie został mu dłużny... na kolejnych facet zjechał na chodnik i wyskoczył do nas, padło coś o "zapierdoleniu", ale mimo, że był dość spory nas było 3 :) Nie wiem co się wcześniej stało na drodze więc nie wiem też czy miał rację.

Po dojechaniu do domu stwierdziłem, że nie dość że nie mam obiadu to nawet nie mam z czego go zrobić. Zamówiłem pizzę i poszedłem jeszcze pokręcić bo miała być za 20m.

Samopoczucie końcowe bardzo dobre, można by jeszcze kręcić. Myślę, że realne jest zrobienie z Maćkiem w niedalekiej przyszłości 3-setki w sensownym czasie :)

Ostateczny bilans żywieniowy to 3 banany, baton i około 3 litrów płynów.

Na koniec zdjęcia robiona na trasie przy 25km/h.




EDIT:

Tajemnica sporej ilości kolarzy w Dzierżoniowie została rozwiązana :D

"Rozpoczęcie sezonu kolarskiego w Polsce!

W sobotę “Międzynarodowym Kryterium Kolarskim” w Dzierżoniowie i w niedzielę “Ślężańskim Mnichem” w Sobótce rozpocznie się sezon kolarski w Polsce."

http://www.naszosie.pl/2009/04/rozpoczecie-sezonu-kolarskiego-w-polsce/

Velo Tour
Dzień

Niedziela, 27 lipca 2008 · Komentarze(2)
Kategoria >150km, Velo Tour, runner
Velo Tour
Dzień 5(10)


Pogoda: słońce
Wiatr: średni w twarz
Temperatura: gorąco
Teren: całość raczej płaska
Czas: 8:40 - 20:00

"Nastąpiło automatyczne wylogowanie"

^^ panu już podziękujemy, opis się pojawi jak zechce mi się jeszcze raz go napisać, więcej nie piszę w tym &^*$^ okienku :/

Skrót:

O 3:30 pobudka... telefon i trzeba przywieźć weselników do domu, niestety było jeszcze trochę za ciemno żeby ruszać więc położyłem się spać i wstałem dopiero koło godziny 7. Przed 8 wyruszyłem, najpierw kręcenie się po Bełchatowie i szukanie wyjazdu, potem już jazda na orientacje w wyznaczonym kierunku. Zatrzymałem się w Rozprzy, na parkingu zagadał mnie jakiś koleś, który też jeździ, gadaliśmy przez jakiś czas aż podszedł do nas ksiądz z pytaniem czy poświęcić mój rower... :D Okazało się, że staliśmy na parkingu przed kościołem, a akurat było Św. Krzysztofa, zgarnąłem też obrazek ;]

Potem jeździłem, błądziłem, trafiałem na asfalt, który ostatecznie zmieniał się w polne drogi, nadrabiałem km, prowadziłem rower kilka km przez piaszczystą drogę w lesie, aż w końcu jakimś cudem dotarłem do Sulejowa. tam zacząłem objeżdżać cały zalew. Przed Tomaszowem Mazowieckim dotarłem na plażę gdzie rozbiłem się pod drzewkiem koło 3 gorących lasek, tam też spożyłem 4-bananowy obiad, litr soku pomarańczowego i odpocząłem 2h.

Dalej ruszyłem na Piotrków Trybunalski... przypadkiem znalazłem się w Tomaszowie, który miałem ominąć, znowu trochę błądzenia i w końcu jestem w Piotrkowie. Zjeździłem cały Piotrków w poszukiwaniu dobrej drogi wyjazdowej na Bełchatów żeby znowu nie jechać ósemką, zajęło mi to ponad godzinę. W końcu jakiś dobry dziadek nakierował mnie i ruszyłem w do domu. Na miejscu byłem chyba koło godziny 21.

Trasa:

Pobudka po 7, porządne śniadanie

Sobota, 12 lipca 2008 · Komentarze(1)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Pobudka po 7, porządne śniadanie i o 8:30 byliśmy już na miejscu zbiórki w Gołuszowicach. Rysiek poprowadził nas na turystyczne przejście graniczne, dokładną trasę można obejrzeć niżej.



Pierwsza część wyprawy była znacznie trudniejsza, mimo zjazdów większość trasy prowadziła stopniowo w górę pod Pradziada. Ciekawy zjazd trafił się dopiero za Hermanowicami aż do Vbrna, kilka km w dół i 65km/h bez pedałowania.

Już na początku trasy Rysiek zwrócił mi uwagę, że coś jest nie tak z moim tylnym kołem. Okazało się, że opona zaczyna się rozpadać i zrobił się na niej wężyk i górka przez którą podrzucało mnie przy każdym obrocie koła :) Na szczęście nie było tragicznie i jechać się dało.


Tankowanie, od lewej Adam, ja, Rysiek.


Kręcenie pod górkę, okazało się, że Rafał robił nam na trasie fotki-niespodzianki :>

Po zjechaniu do Vrbna czekał nas podjazd do Karlovej Studanki, 7km w górę o stałym nachyleniu, z Adamem trzymaliśmy 18km/h przez całą dystans i jakoś udało się wjechać. Tam Rafał i Adam zatankowali wspomagacz w pijalni wód, mi niestety przez gardło nie przechodził ;P Potem dłuższa wizyta przy wodospadzie i ruszyliśmy na parking skąd zaczyna się wjazd na Pradziada o nachyleniu, jak podawał znak przy szlabanie wjazdowym, 12%.



Widok na Karlovą Studanke w dół.

Znaki głosiły, że mamy 6km podjazdu więc zaczęło się pedałowanie i odliczanie metrów. Z Rafałem trzymaliśmy stałe, zawrotne tempo 9km/h, co jakiś czas mijały nas samochody i pędzący rowerzyści jadący w dół. Na 5-tym km stwierdziłem, że muszę się zatrzymać bo nie wycisnę ostatniego kilometra. Łyk wody, kilka głębszych oddechów i ruszyłem w pogoń za Rafałem... okazało się, że za dwoma zakrętami był już szlaban wjazdowy na górze. Gdybym wiedział to bym jeszcze docisnął ;D

Jednak na szczyt nam to nie pasowało, z boku zobaczyliśmy górującą nad nami budowlę na szczycie obok.Okazało się, że te 6km było tylko do zabudowań niżej, a na szczyt zostały jeszcze 3. Stanęliśmy na pedały i udało się nam jakoś dokręcić na górę. Podjazd 9km zajął nam 60 minut, z tego co czytałem najlepsi wykręcają tutaj czasy poniżej 30 minut :D


Widok ze szczytu.


Sporo czasu spędziliśmy tam, okazało się, że nawet za dużo bo nagle zaczęła zbliżać się do nas burza. Niestety nie udało nam się uniknąć deszczu, dodatkowo zrobiło się tak zimno, że mimo założenia długiego rękawa nie mogłem wytrzymać. Zjechaliśmy 3km w dół i schowaliśmy się przy hotelu. Przy okazji zanim zrobiło się całkiem mokro udało mi się wyciągnąć 70.6km/h, jednak przy tej prędkości rower zaczął się dziwnie zachowywać co było pewnie związane z defektem opony.


Po ulewie.

Niestety spadło tyle deszczu, że zjazd wyglądał jak strumyk co zniechęciło mnie to rozwijania dużych prędkości. Następne 6km w dół pokonał na zaciśniętych hamulcach jadąc między 50 a 60 km/h :]

Na dole o dziwo było sucho i ciepło. Ruszyliśmy na Bruntal, tym razem znacząca część drogi, praktycznie aż do Krnova leciała w dół. Na zjazdach bez pedałowania jechało się ciągle ~50km/h. W połowie drogi siadły nam na kole dwie rowerzystki, jednak uparcie nie chciały nas wyprzedzić i trzymały dystans, dopiero w Bruntalu pojechały w inną stronę.

Następnie zjechaliśmy do Krnova i po przejechaniu rynku udaliśmy się na przejście graniczne. Timing mieliśmy idealny bo jak tylko wjechaliśmy pod zadaszenie przejścia zaczęło strasznie lać. W końcu burza nas dogoniła, było już około 19:30. Kiedy przestało padać ruszyliśmy do Głubczyc na zakupy. Rysiek pojechał się przebrać, myśmy zrobili zakupy i po 21 we czterech ruszyliśmy do Równego na wieczorną ucztę. Było już ciemno i znowu padło więc włączyliśmy światła i dotoczyliśmy się na miejsce. Niestety ogniska zrobić się w tych warunkach nie dało więc zostaliśmy w domu. Drugi dzień wyprawy dobiegł końca.