Wpisy archiwalne w kategorii

runner

Dystans całkowity:28364.41 km (w terenie 138.00 km; 0.49%)
Czas w ruchu:1026:06
Średnia prędkość:27.36 km/h
Maksymalna prędkość:84.10 km/h
Suma podjazdów:109148 m
Maks. tętno maksymalne:200 (100 %)
Maks. tętno średnie:172 (86 %)
Suma kalorii:872736 kcal
Liczba aktywności:478
Średnio na aktywność:59.34 km i 2h 10m
Więcej statystyk

Korona Gór Sowich

Sobota, 11 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria >150km, runner
Wyjazd z Arturem, Piotrem i Krzyśkiem.

Były różne plany na ten sobotni wyjazd, skończyło się jak widać :) Wymienieni panowie zapowiedzieli swój udział na zbiórce. Z Piotrkiem spotykam się już pod blokiem i jedziemy przez całe miasto, dojeżdża do nas Krzysiek na swoim niezniszczalnym, super ciężkim, stalowym i ogumionym 2" oponami MTB :) Artur sporo się spóźnia, ale ruszamy sprawnie do przodu.

Krzysiek jak rozjuszony byk widząc Ślęże przystępuje do ataku i próbuje rozerwać peleton.


Co raz bliżej.


Do Sobótki płasko, nie spinamy się ponieważ w planach cały dzień jazdy, tylko Krzysiek na zmianach podkręca tempo. Na przełęczy jestem ostatni po drodze zagadując z MTBowcem, który robił rundy wokół Ślęży. Dość ciężko mu to szło :) W Dzierżoniowie była szansa, że dołączy do nas Grzegorz, ale nie dało rady.

Tak, tak panowie. Zniszczę was na tym rowerze :D


Na walimskiej znowu zostaje z tył, dogania mnie kolejny MTBowiec i ciśnie ze mną, podpuszczam go, że ma jeszcze z przodu 3 innych do gonienia. Dojeżdżamy we dwójkę do szczytu i okazuje się, że dawał z siebie wszystko i nieźle go wykończyłem... wlekąc się na końcu naszej grupki :D On odbił w teren, a my w dół na Walim.

Po zjeździe z walimskiej czekamy chwilę na Artura.


Na zjeździe oczywiście doganiamy i wyprzedzamy Artura, który utrzymywał się z przodu. Sokolec daje nam znowu popalić, ale jest zdecydowanie lepiej niż poprzednio. Ostatnia sekcja 10-12% męczy.

Następnie po zjeździe atakujemy jugowską. Ten odcinek nie jest zbyt stromy i zaczyna się piękno gór czyli zjazdy. Dzieje się sporo, a ja testuje nową pozycję zjazdową. Piotrek jak zwykle pierwszy na dole. Jeszcze na szczycie spotkaliśmy gościa na MTB, z którym jechałem - zrobił spory skrót terenem :P

Sesja na podjeździe jugowskiej.

Piotrek pięknie złapał góry w tle.


Chwila postoju przy sklepie, płaski odcinek i zaczynamy wjazd na woliborską (711mnpm), nawet jakoś idzie. Krzysiek ma za dużo sił, łapie go z tył za koszulkę i wciąga mnie na górę :D Od razu lepiej się jechało :) Na zjeździe auta nas wyprzedzają i blokują :/ Potem już tylko Srebrna Góra, która od tej strony jest dość łatwym celem.

Gdzieś tam jest woliborska.


A tu gonimy ucieczkę przed Srebrną.


Piotrek czuł się na tyle dobrze, że 10% podjazd na Srebrną Górę postanowił zrobić na tylnem kole.


Wydaje się stromo? JEST stromo. Srebrna Góra.



Tu plan był rozdzielić się, ja z Arturem mieliśmy jechać na Radków, Kudowę, Zieleniec i Międzylesie - czyli jeszcze bardzo dużo. Niestety czas mieliśmy dość słaby i nie byłoby szans żeby zdążyć na ostatni pociąg. Wszyscy razem zjechaliśmy ostatecznie do Kamieńca Ząbkowickiego.

W Kamieńcu posiłek i piwko, a potem w drogę na dworzec. Wyprzadza nas jakiś ~13-latek w stroju na MTB, odstawia nas na podjeździe. Z Krzyśkiem doganiamy go i siadamy na koło :D Mamy niezły ubaw i trochę żartujemy bo tempo wcale mocne nie było ;) Ostatecznie pytam się go i dostaję wskazówki jak dojechać na dworzec.

Zbliżamy się do PKP, góry zostawiamy z tył.


Niestety ślad w Garminie źle się zapisał, można odczytać w urządzeniu, ale nie da się nigdzie go wgrać. Jak ktoś się umie takimi rzeczami się zajmować to mam 1MB plik tcx do naprawy.

Wyjazd się udał, było trochę chłodno, ekipa jak zwykle świetna. Dzięki Wam! :)
Imho wyjazd trudniejszy niż tydzień temu, zdecydowanie stromsze podjazdy mocno nas wymęczyły.


Profil:




Oleśnica rozjazdowo

Niedziela, 5 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, runner
Straszny wiatr dzisiejszego wieczora. Do Oleśnicy przez wioski, powrót na dk8 z wiatrem w plecy. Na tym odcinku średnia prędkość 37.5km/h, a średniu puls 136 bpm - jak bym sobie lekko truchtał ;)

Wrocław - Harrachov - Zgorzelec

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(12)
Kategoria >150km, runner
Wyjazd z Arturem, Adamem, Piotrem, Tomkiem i Mateuszem. Część zdjęć od Adama i Piotra.


Wyjazd zorganizowany na ostatnią chwilę... w piątek około 22 :D Dałem propozycję, Artur przystał na nią, obdzwonił resztą, ja namówiłem Adama i ekipa się zebrała. Plan zakładał Łysą Górę, Jelenią, Jakuszyce, Czechy, Bogatynię, Niemcy i pociąg 18:55 ze Zgorzelca. Zbiórka bardzo późna bo o 7:30 także rozkład napięty bez możliwości błędów nawigacyjnych czy też technicznych... a Piotrek spóźnia się ponad 10 minut na zbiórkę :D

Warunki mamy bardzo dobre, wiatr w plecy, piękna pogoda. Pierwszy odcinek jedzie się wyśmienicie, Artur zna świetną trasę do Jeleniej, przyzwoita nawierzchni, piękne widoki i prawie zerowy ruch przez 120km !! Jedziemy parami, spokojnym tempem dając zmiany co 5-8km.

Szyk bojowy :)



Pierwsze hopki.


Na trasie pojawia się Łysa Góra, pierwszy podjazd po 90km i nogi protestują, muszą się dopiero "przepalić" :) Było to chyba najcięższy podjazd tego dnia, niespecjalnie długi, ale z bardzo stromymi sekcjami (7km, średnio 4.4%, max 11% kilka razy). Peleton całkiem się tu rozrywa, pierwszy przyjeżdża Artur, na końcu ja i chwilę później Adam. Spotykamy tam starszego kolarza, robi nam zdjęcie grupowe, potem będziemy go jeszcze kilka razy mijać ponieważ okazało się, że jedzie tą samą drogą do Czech co my.

Od lewej ja, Artur, Tomek, Mateusz, Piotrek, Adam.



Widoki na zjeździe z Łysej Góry.






W Jeleniej mamy ciągle średnią ponad 30km/h więc jesteśmy do przodu z planem wyjazdu. Szybko przelatujemy przez miasto po dk3 i kierujemy się znakami na Jakuszyce. Piotrek nas tam bardzo ładnie i długo pociągnął. W końcu zaczyna się podjazd do Szklarskiej, nic specjalnego (6km, średnio 3.95%). Peleton od startu się rozrywa. Jadę na końcu przed Adamem, reszta odjechała już daleko. Nagle dostaje jakiegoś powera, kadencja 100 i cisnę 25-26km/h. Po kolei wszystkich wyprzedzam jakby stali w miejsci ;) Jestem już prawie na kole Tomka, który był pierwszy i odpuszczam. Zerknąłem na pulsometr a tam 184. Głupio byłoby strzelić na drugm podjeździe dnia :D Kilometr dalej Szklarska i czekamy tam, aż wszyscy się zjadą.

Kolejny podjazd pod Jakuszyce też idzie dobrze (5.5km, 3.8% średnio), Tomek jadący kilka metrów z przodu ciągle próbuje mnie zgubić, a ja dokręcam żeby nie stracić.

Kawałek zjazdu.


Na szczycie czekamy na wszystkich. Udaje się przekonać Tomka i Piotrka żeby jechali z nami na Czechy, wcześniej planowli powrót do Jeleniej na pociąg. Sam zjazd do Czech bardzo przyjemny (7.7km, 3.7%), nawet trochę ścigamy się na nim :), Tomek składał się na rowerze jak pro i trzeba było ostro kręcić żeby się utrzymać za nim.

Wydajne chłodzenie na zjeździe. Na podjeździe było ze 100 stopni :P


Po pierwszym zjeździe w Czechah.



Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i zaczynają się podjazdy. Robimy 3 hopki i wracamy na wysokość z Jakuszyc. Po drodze mijamy ładne jeziorko, drogi i widoki w Czechach cudne, do tego masa rowerzystów i rolkarzy. W Czechach zaliczamy przełęcz na 880 mnpm i rozpoczyna się zjazd praktycznie do poziomu 0 :D Niestety chwilę wcześniej padało i wszystkie zakręty mokre. Prowadzę na zjeździe, ale przed każdym zakrętem trzeba praktycznie do 0 wyhamować, każdemu chyba koło się uślizgnęło na zakręcie i wszyscy nabrali respektu dla zjazdu... wszyscy poza Piotrem, który mimo, że dawałem z siebie wszystko po wyjściu z zakrętów wyprzedza mnie :D Na kilku zakrętach wyrzuca mnie aż na przeciległe pobocze. Doganiamy dwa auta, myślę sobie że teraz trochę się uspokoi, ale Piotr bierze się za wyprzedzaniem. Dokręcam i jestem za nim :) Mimo praktycznie stawania na zakrętach średnia z 9km zjazdu wyszła 50km/h.

Postój przy jeziorku.



I zjazd.


Ostatni podjazd dnia... żartuję, btw. zawsze myślałem, że stroizny podjazdu nie da się uchwycić dobrze na zdjęciu :D


Gdzieś w Czechach.


Kolejnym punktem na trasie było czeskie miasteczko Frydlant. Tomek, Piotrek i Adam mieli stamtąd 28km do Zgorzelca i chcieli zdążyć na na wcześniejszy pociąg. Ja, Artur i Mati jechliśmy w zupełnie inną stronę, do Bogatynia a potem przejście graniczne w Zittau w Niemczech. Pierwsza grupa miała 1h 20m także powinni zdążyć, my mieliśmy jeszcze 3h na naszą trasę.

Przed Bogatynią dopada nas deszcz, a z boku gonią granatowe chmury, po chwili błyska i słychać grzmoty. Robimy zakupy w Netto i decydujemy się na krótszy wariant do Zgorzelca, trochę szkoda, ale alternatywą byłaby jazda prosto w burzowe chmury. Przy sklepie zapytaliśmy jeszcze miejscową kobietę ile kilometrów jest do Zgorzelca. Z przekonaniem odpowiedziała nam, że 325! Próbowaliśmy się dowiedzieć, czy jest tego pewna... była, w końcu często tam jeździ i tyle jest napisane na bilecie autobusowym... podziękowaliśmy, a kiedy weszła do sklepu padliśmy ze śmiechu :D

Smagani bocznym wiatrem ciśniemy przed siebie, spodziewałem się płaskiej trasy, a tu wyrósł nam ponad 3km podjazd (3%), Artur dzielnie nas wciągnął na niego. W Zgorzelcu byliśmy 50 minut przed odjazdem naszego pociągu.

Stojąc przy dworcu podszedł do nas... Adam :) Okazało się, że Piotr padł na trasie, Tomek pocisnął i zdążył na pociąg. Z całej tej sytuacji wyszła zabawna historia, ale o łapaniu stopa "na wypadek" trzeba poczytać już u Adama :P Na miejscu kolacja w McDonaldzie i zakupy w markecie. Pociąg z Niemiec przyjechał punktualnie, wygodny szynobus. W Węglincu niespodzianka, do pociągu wsiada Tomek. Okazało się, że nie zdążył na przesiadkę i drugi pociąg odjechał minutę wcześniej. Niestety musiał tam czekać 1.5h przez co spóźnił się na koncert.

Wyjazd się udał. Wspaniała trasa, którą można by robić wielokrotnie, świetna ekipa, cudna pogoda, sprzyjający wiatr, dużo łagodnych podjazdów, czego chcieć więcej? Dodatkowo respekt dla Adama, za zrobienie tego na MTB :P

Dzięki chłopaki za wyjazd!

Profil trasy:


VI Leszczyński Maraton Rowerowy

Niedziela, 29 maja 2011 · Komentarze(9)
Kategoria >150km, maraton, runner
Dzień zaczął się już o 4 rano, musiałem się szybko pozbierać i o 5 byłem już u Darka, który trochę zaspał. Potem szybko pojechaliśmy zgarnąć Tomka. Artur i Marcin jechali drugim autem. Pogoda nawet dopisywała, drogi były praktycznie puste więc do Leszna jechało się błyskawicznie. Na trasie minęliśmy kilka aut z rowerami i przed 7 zameldowaliśmy się na lotnisku aeroklubu. Było już pełno aut, wszyscy składali i pompowali rowery, ja znalazłem Artura i odebrałem od niego nasze numery startowe.

Przed startem znalazłem Artura i Marcina i odebrałem od nich nasze numery startowe.


Na starcie, całkiem z lewej Tomek, z tył w odblaskowej koszuli Jarek.


Za dużo czasu nie mieliśmy i na start wpadliśmy 2 minut przed naszą godziną odjazdu. Uzgodniliśmy z resztą osób, że jedziemy spokojnie. Znalazł się tam też Jarek, z który rok temu w Lesznie przejechałem większość maratonu. Na starcie fotki i ruszamy, koło 36km/h, ale widać że tempo dla reszty jest mocne i nie wszyscy chcą dawać zmiany. Starty w grupach 10 osobowych co minutę sprawiły, że na trasie zrobiło się dość ciasno. Błyskawicznie doganialiśmy grupy startujące przed nami. Minęliśmy trzy kiedy dogonił nas bardzo szybki pociąg. Podłączyliśmy się, ale tempo nie spadało poniżej 40, właściwie to utrzymywało się na poziomie 42-43km/h.

Jazda była ostra i powoli ludzie odpadali z grupy, z 6 grup startujących przed nami wyprzedziliśmy 5. Przed nami została jedna w której ponoć jechali faworyci do wygranej w open. Po godzinie jazdy mieliśmy już ponad 40km, a w grupie zostało nas 9, wszyscy znajomi odpadli. Jazda była tak ostra, że nie miałem kiedy się napić nie myśląc nawet o jedzeniu. Kanapkę jadłem na dwie tury przez 2km :D Zmiany co 10-15s i żadnego zwalniania. Z nadzieją wypatrywałem znajomej 11% grórki. Jak przewidywałem nie wytrzymałem tam tempa i odpadłem. Trochę ponad 60km i średnia 40.1km/h. Na szczęście z przodu odpadł jeszcze jeden gość, który zaczekał na mnie.

W rozmowie wyszło, że jechałem w kolejnej grupie kandydatów na wygraną, która na dodatek cisnął w nadziei dojścia tej pierwszej. Kolega powiedział, że gdybyśmy ich doszli to wtedy zaczęłoby się prawdziwe ścigania, ataki i pościgi. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu tracić sił na ostrą jazdę i czekaliśmy na kolejny pociąg. Tak przejechaliśmy 30km ze średnią 31.7km/h, przy okazji stanęliśmy na punkcie żywieniowym, całe 97 sekund :)

W końcu dogoniło nas kilka osób, w tym Artur i Tomek, a kawałek dalej jeszcze szybciej przemknęła koło nas Harfa Harryson. Gaz do dechy i udało się złapać koło. W całym peletonie mogło być ze 30 osób, w tym na przedzie Harfa i ESKA BGŻ Team, my bezpośrednio za nimi. Podstawa to dobre miejsce w peletonie, nie chciałem ryzykować, że ktoś przede mną puści koło.

Harfa i Eska na przodzie.



Fakt jest taki, że Harfa i ESKA ciągnęli nas wszystkich przez 70km, co jakiś czas ktoś trzeci znalazł się na chwilę z przodu. Sielanka to jednak nie była. Silny boczny i czasami czołowy wiatr sprawiał, że utrzymanie się na kole było sztuką, tętno 160-170 było normą. Do tego każdy zakręt to było hamowanie, a potem ostry sprint i pogoń, kilka razy niewiele brakowało a bym puścił koło. Ranty ustawiane były na całą szerokość drogi, chowane tylko kiedy coś nadjeżdżało z przeciwka, a niejednokrotnie zmuszaliśmy auta do zatrzymania się. Kiedy jednak nie mieściłem się na rancie czułem się jakbym pracował na czele grupy dając z siebie wszystko.

Prywatny punkt żywieniowy Harfy. Ciekawiło mnie dlaczego reszta staje?


Wiedziałem, że na 140km będzie długi podjazd, miałem nadzieję, że uda się wytrzymać i nie odpaść z grupy. Dodatkowo pojawił się jakiś kolega Harfy, który nie startował w maratonie. Gdyby zaczął się podjazd to on był na zmianie i zaczął niszczyć peleton. Dawałem z siebie wszystko, nogi paliły jak diabli, ale udało się utrzymać. W pewnym momencie musiałem zrzucić na małą tarczę i spadł mi łańcuch, momentalnie ludzie zaczęli mnie omijać. Na szczęście szybko opanowałem sytuację i goniłem dalej. Obok mnie ciągle jechałem Tomek. Artur na początku podjazdu zjechał na koniec peletonu i nie miał przez to szans utrzymać się z nami. Przez to na ostatnich 20km straciłem do nas aż 6 minut.

Po podjeździe tempo poszło jeszcze w górę, Felty chciały się wymęczyć bo mieli między sobą finisz do rozegrania. Do tego zachęcili resztę ludzi do wyjścia na zmiany. Na finiszu udało mi się lepiej wejść w ostatni zakręt i znalazłem się na mecie przed Tomkiem, myślałem, że został bardziej z tył, a na końcu okazało się, że wjechaliśmy z identycznym czasem na metę :)

Ostatecznie udało się zająć 49/223 w OPEN na 160km i 13/30 w M2.

Na trasie był też drugi punkt żywieniowy, ale gdzieś go przegapiłem, było tak ostro, że nawet nie rozglądałem się na boki :D

Z występu jestem bardzo zadowolony, liczyłem na czas 4:40, a wyszło lepiej, różnica względem zwycięzcy to niecałe 6%. W porównaniu do zeszłego roku czas lepszy o 32 minuty. W czwartej dziesiątce wyścigu czasy prawie identyczne, od 4:25 do 4:26 :)

Na mecie miałem przyjemność poznać osobiście Klosia i Jarzynę :)

Omawianie całego maratonu przy makaronie po zakończonym ściganiu :)


Uwagi do samego maratonu:
- oznakowanie trasy mogłoby być trochę lepsze, znałem już trasę więc mi akurat nie sprawiły problemów;
- jedzenia na mecie bardzo mało, ale z drugiej strony bardzo niskie wpisowe;
- punkt żywieniowy bardzo dobry;
- puszczanie dużych grup w małych odstępach daje wrażenia prawie jak na wyścigu :)


Podział na okrążenia:
- 60km, 40.1km/h, hr 167
- 31km, 31.7km/h, hr 153
- 72km, 36.6km/h, hr 153

Na koniec jeszcze wyniki znajomych:

49 TOMASZ (ja) HUSARIA SZOSOWA M2/13 (M)49 04:26:01
50 TOMASZ M2/14 (M)50 04:26:01
55 ARTUR HUSARIA SZOSOWA M3/13 (M)55 04:32:08
59 MACIAŚ TOMASZ SR CYKLISTA KLUCZBORK M4/14 (M)59 04:34:53 (razem jechaliśmy większość Radkowa)
84 MARCIN HUSARIA SZOSOWA M2/20 (M)84 04:51:10
105 DARIUSZ HUSARIA SZOSOWA M2/22 (M)104 05:07:25


Trasa i wykresy.


Najlepsze zostawiam na koniec ;) (z galerii pepe)

Wzgórza

Sobota, 28 maja 2011 · Komentarze(11)
Kategoria <100km, runner
Dzisiaj spokojna jazda przed jutrzejszym maratonem. Zjawił się Adam, Darek i Krzysiek. Adam i Krzysiek na MTB więc liczyłem, że będzie luźno, ale chłopaki momentami ostro cisnęli. Krzysiek z nami to powinien tylko na MTB jeździć :P Było chłodno i wietrznie, ale też sporo kolarzy na trasie.


Próbowałem zrobić fotki na stromym podjeździe, ale ledwo co widać.

Opole - Wrocław

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria <150km, >30km/h, runner
Dzisiaj trzeba było wracać, miałem jechać rano, ale wszystko się przesunęło i ruszyłem po 15, w Opolu pełne zachmurzenie i na obwodnicy złapał mnie deszcz. Ale już 20km dalej pełne słońce i ręce spaliłem sobie jeszcze mocniej :( Jechało się bardzo dobrze bo ruch był mały, jednak nogi czuły ogromne zmęczenie po wczorajszym, do tego ciężko było mi wyjść powyżej tętna 150, a 160 uzyskałem na wjeździe na wiadukt :) Gdybym wczoraj nic nie jeździł to dzisiaj na tej trasie by się działo ;D

kad 88/110




I jeszcze fotka z wczoraj zapożyczona od Piotrka :)

Ja, Marcin i Artur (post).

W końcu płasko :)

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(4)
Kategoria <150km, >30km/h, runner
Ekipa: Artur (post), Marcin, Piotr i ja.
Trasa: Wro - Oleśnica - Namysłów - Kluczbork - Opole

Pogoda dzisiaj super dopisała, może zbyt super, nie posmarowałem niczym rąk i sobie je spaliłem :( Wiatr za to miał dzisiaj z nami sojusz :)

Wyjechaliśmy o 9:00, choć wszyscy na zbiórce byli zgodni, że powinniśmy wyjechać o 7. Następnym razem :) Szybko się przejaśniło i lecieliśmy do przodu, tempo było żwawe, Artur na swoich zmianach jeszcze mocniej dokręcał. Przed Namysłowem policja skierowała nas na objazd, zderzył się tam bus wiozący dzieci z ciężarówką LINK. Ogólnie ruch mały i nawierzchnia dobra. W Namysłowie Artur i Piotrek zdecydowali się zawrócić do Wrocławia, a ja z Marcinem pojechaliśmy dalej na Kluczbork.

O dziwo tempo nie spadło i we dwójkę na zmianach mocno ciągnęliśmy. W planach była dużo dłuższa trasa, ale Marcin chciał szybciej być w domu, a mi średnio widziało się jechać samemu i odbiliśmy na Opole. Tu już wiatr nie chciał nam pomagać, więc trzeba było pokazać mu kto tu rządzi... i tempo tylko nieznacznie spadło :P

6km przed Opolem przy mocno świecącym słońcu złapała nas ogromna ulewa. Byliśmy obok przystanku więc szybko się schowaliśmy i zdecydowali ją przeczekać. Po 15 minut ruszyliśmy żeby przekonać się, że 300m dalej nic nie padało! O.o Droga była idealnie sucha, a kawałek wcześniej jechaliśmy w strumieniu :D

Ostatecznie Marcin wsiadł w pociąg, a ja zostałem w Opolu.

Po wykresie tętna bardzo ładnie widać kiedy wychodziłem na zmiany :)

Góry Sowie

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria >150km, runner
Na dzisiaj była zaplanowana ambitna trasa poprowadzona przez przełęcze: Tąpadła, Walimską, Sokolec, Jugowską, Woliborską, Srebrną Górę i zjazd do Kłodzka. Nie do końca nam wyszło, ale jeszcze kiedyś spróbujemy :)

Miałem nadzieję, że cała Husaria się stawi, ale dwie osoby odpuściły i zostało nas pięciu, do tego jeszcze Jacek i nowi zawodnicy - Tomek i Piotrek. Ruszyliśmy z miejsca zbiórki i parami dawaliśmy zmiany. Jechało się bardzo sprawnie mimo przeciwnego wiatru. O dziwo kierowcy byli bardzo tolerancyjnie, nawet na dk35.

Cała ekipa.



Do Sobótki przeciętna wyszła 33km/h, odcinek na Tąpadła już dużo słabiej, 25km/h. Potem błyskawiczny zjazd na Wiry gdzie urwałem wszystkich przy okazji osiągając v max :P Na odcinku do Dzierżoniowa spotkaliśmy Grześka, który jechał nam na spotkanie. Razem zaatakowaliśmy walimską, ale już na kostce odpuściłem i do końca jechałem sam.

W pewnym momencie drogę zastąpiły mi konie, który chyba wybierały się do Biedronki w Pieszycach ;) Jak już je minąłem dwa zawróciły i chciały iść ze mną :D Niestety nie zdążyłem tego uwiecznić na drugiej fotce.




Ostatni na przełęczy, ale za to pierwszy na dole. Z niezrozumiałych dla mnie powodów wszyscy boją się kostki na zjeździe, dzisiaj wyciągnąłem na niej 63.1km/h przy okazji wyprzedzając auto, które strasznie się wlokło ;) W sumie lepiej tak zjeżdżać bo przy 50km/h jeszcze czuć nierówności kostki, szybciej to się nad nimi przelatuje.

Sokolec tym razem dał mi w kość, trochę się ujechałem i ciężko było podjechać, zakosami jakoś dało radę. Przydałby się jednak kompakt bo 39-26 to jednak ciągle za ciężko.

Po tym odcinku było widać, że wszyscy są już dość mocno zmęczeni, zrezygnowaliśmy z planowanej trasy i podzieliliśmy się na dwie grupy. Ja, Krzysiek, Artur i Jacek zdecydowaliśmy się jechać do Kłodzka na pociąg, reszta ekipy przez jugowską pojechała do Wrocławia.

Przed Kłodzkiem postój na fotkę. Od lewej ja, Krzysiek i Jacek.


W Kłodzku mieliśmy jeszcze czas na zakupy, a na dworcu stawiliśmy się 7 minut przed pociągiem. Idealne wyczucie czasu.

Pogoda nam nie do końca dopisała, było mocne zachmurzenie i niezbyt ciepło, do tego wiatr potrafił przeszkadzać. Popełniłem jeden, ale podstawowy błąd. Za późno zacząłem jeść, a do tego zdecydowanie za mało. To co miałem zacząłem jeść na 80km, a wtedy to już wszystko powinno być zjedzone, a ja powinienem uzupełniać prowiant.

Za tydzień coś płaskiego, trzeba lepiej przygotować się do Leszna.

Profil:


Rozjazd po Radkowie

Niedziela, 8 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, runner
Rano Darek zapytał czy chcę gdzieś jechać, a że w planach miałem zrobić rozjazd to z chęci się zgodziłem. Niestety od rana pełne zachmurzenie i silny wiatr, na szczęście później wyszło słońce. Jechaliśmy bardzo spokojnie zaliczając pagórkowatą część Żądła Szerszenia. Po drodze minęliśmy się z Krzyśkiem jadącym autem :)

Profil.

Klasyk Radkowski

Sobota, 7 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria runner, <150km, maraton
38/110 open mega (na 300m przed metą skurcz i o 6s przegrałem finisz z kolegą, tak by było 37 :) )
5/10 w M2

Było super, pogoda dopisała, organizacja dobra. Opis później, zdjęcia jak trafią do netu.