Wpisy archiwalne w kategorii

>150km

Dystans całkowity:7475.73 km (w terenie 30.00 km; 0.40%)
Czas w ruchu:263:36
Średnia prędkość:28.36 km/h
Maksymalna prędkość:80.70 km/h
Suma podjazdów:48505 m
Maks. tętno maksymalne:189 (94 %)
Maks. tętno średnie:163 (81 %)
Suma kalorii:189153 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:196.73 km i 6h 56m
Więcej statystyk

Pradziad

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >150km, Pradziad, runner
Tym razem zdecydowaliśmy się jechać na Pradziada, jest to mój 6 wjazd na tą górę, a 3 w tym roku. Zapowiadana pogoda była przyzwoita, chłodno, ale bezchmurnie - i faktycznie mieliśmy cały czas słońce, a niska temperatura przeszkadzała tylko na zjazdach. Chęć udziału zgłosił Artur, Krzysiek, Paweł (który jechał z nami tydzień temu), Łukasz (z forumszosowego) i druga ekipa, który miała podobny plan do naszego czyli Artur (vel kierownik :D), Artur (vel p.o.s.t), Jacek i Mietek (wszyscy sporo podnosili średnią wieku :D ).

Plan był następujący, pociągiem jedziemy do Ziębic, stamtąd kierujemy się prosto do Czech na Jawornik. Z Jawornika na Jesenik i przez przełęcz Wilce Sadlo do Karlovej i Pradziada. Powrót zjazdem do Vrbna pod Pradedem i Zlotych Hor (przy Głuchołazach), a następnie ciągła jazda wzdłuż granicy (po czeskiej stronie), aż do Jawornika i z powrotem do Ziębic. Plan prawie udało się zrealizować, z tym że musieliśmy jechać do Kamieńca Ząbkowickiego bo do Ziębic nie zdążylibyśmy na ostatni pociąg, a kolejny rano :D

Trasa i profil


O 5:40 koło Korony spotykam się z Krzyśkiem i razem jedziemy na PKP. Na dworcu we Wro ekipa bardzo szybko się zebrała, do pociągu załadowaliśmy się błyskawicznie, podróż przeleciała raz dwa na różnych rozmowach. W Ziębicach pierwszy kapeć u Mietka, kilka kilometrów dalej Jacek jadąc z tył wpada w dziurę i łapie gumę. Robi się nerwowo gdyż ma on pretensje że nikt mu jej nie pokazał. Kilka km dalej na stacji chcemy dopompować oponki, ale niestety Mietek urywa wentyl i kolejna dłuższa przerwa. Tak po 20km mamy już godzinę postojów, nie wygląda to dobrze :D

Transport.


Następnym problemem okazuje się być Łukasz, który dość szybko zaczyna odstawać. Okazuje się, że on coś tam na rowerze jeździ, ale w górach w sumie był raz O.o Dodatkowo jest strasznie silny wiatr, który bardzo utrudnia nam jazdę. Podobna sytuacja jak z Czarkiem w Jeleniej. Jedziemy tak jeszcze do 50km, zwiększając ciągle wysokość n.p.m. Tam udaje się namówić Łukasza żeby zawrócił bo to nie ma sensu, przejechana do tej pory trasa jest "płaska", w porównaniu z tym co się dopiero ma zacząć. Niestety kolega zdecydowanie przecenił swoje możliwości (a tempo i tak było baaardzo spokojne).

Po rozstaniu zaczyna się robić stromo - przed nami przełęcz Wilce Sadlo na wysokości ~1000m n.p.m, tablice informują nas o długich odcinkach o nachyleniu 12%. Mi jakoś noga nie podaje i wjeżdżam strasznie wolno, za to na niskim tętnie w tlenie :) Na tej wysokości zaczyna robić się już zimno, ale nie decyduje się na wyjęcie zimówki, którą wiozę na bagażniku. Kiedy już wszyscy dojechali rzucamy się w dół, myślałem, że ja szybko zjeżdżam, ale Kierownik to prawdziwy szaleniec, ledwo za nim nadążałem :D Przed Karlovą czeka nas jeszcze kolejny podjazd na przełęcz, ale Mietkowi schodzi powietrze i znowu tracimy sporo czasu :(

Od lewej: Jacek, Krzysiek, Łukasz, Mietek, Artur, Artur, ja. Zdjęcie robił Kierownik.


W Karlovej wszyscy mamy już puste bidony i w pijalni tankujemy "wodę życia", na podjazdach smakuje cudownie, dodatkowo ustanawiam swój rekord na zjeździe po kostce brukowej na 60km/h :) Na szczyt Pradziada startujemy różnie, ale na prowadzenie wybijają się Krzysiek i p.o.s.t, ja startujac później po kolei wyprzedzam resztę kolegów. Jadę tragicznie wolno, ale tętno utrzymuje się na poziomie 70-75% HR max O.o jeszcze nigdy tak spokojnie nie robiłem tego podjazdu, nie mam zadyszki i spokojnie mogę rozmawiać w czasie jazdy. Dziwne. Na szczycie pierwszy jest Krzysiek z czasem 43m, następnie p.o.s.t 45m, ja 53:35 (średnia 10.1km/h), Jacek ~58m, Artur 64m (chyba), Kierownika i Mietka nie widziałem bo siedziałem już wtedy w restauracji czekając na obiadek.

Ciepła herbata i ryba z frytkami działają cuda, skusił się jeszcze na to Artur, p.o.s.t i Krzysiek. Mimo słońca na szczycie było na tyle zimno, że nawet nie podziwiałem widoków tylko po wyjściu z wieży od razu rzuciłem się w dół. Wcześniej jednak ubrałem wiezione specjalnie na ten zjazd zimowe ciuchy, warto było. Na zjeździe dużo ludzi, dlatego max wyszedł tylko 70km/h, a czas zjazdu 09:39 (rekord ponad minutę krótszy). Najpierw dogoniłem i wyprzedziłem Kierownika, ale chyba pojechałem mu po ambicji bo potem mnie wziął i zjeżdżałem już na kole :)

W Karlovej znowu tankownie i małe zakupy. Zjeżdżamy teraz 8km do Vrbna... tam Mietkowi pada tylna przerzutka i resztę trasy musi robić na 39x26 lub 53x26 O.o Raz zrzucamy łańcuch gdzieś niżej ale potem wskakuje z powrotem na 26. Zaliczamy kolejny podjazd i jesteśmy przed Zlotymi Horami. Od początku zależało mi na przejechaniu tej części trasy bo na długim zjeździe pojawia się odcinek 700m o średnim nachyleniu 14% ! Biorę odpowiedni rozpęd i zjeżdżam, niestety udaje się osiągnąć tylko 76km/h, Artur identycznie, Kierownik i p.o.s.t wyciągnęli po 82km/h :D

Zjazd trwa aż do Zlotych Hor, tam czekamy na wszystkich i zaczyna się oczywiście dyskusja kto ile miał i jak się zjeżdżało :) Teraz zostały nam już tylko małe hopki do podjechania i większość zjazdów do Jawornika, cały czas wzdłuż granicy. Okazuje się, że droga, którą wybrałem to był strzał w dziesiątkę. Idealny, nowy asfalt i żadnego ruchu. Lecimy jak błyskawica, niestety w Jaworniku łapie nas zmrok. Na szczęście ekipa była przygotowana i było sporo lampek.

Zamek w Jaworniku.


Mamy 1h 20m na pociąg w Ziębicach i 25km do zrobienia. Damy radę, następny pociąg jest o 6 rano więc musimy dać radę :D Z Jawornika jedziemy cały czas pod górę... coś nam trasa nie pasuje, wygląda zupełnie inaczej niż rano, może to przez noc? Po chwili z góry wraca p.o.s.t i krzyczy nam, że jedziemy w zupełnie inną stronę na Lądek Zdrój :D No to, że tak powiem plan nam się rozłożył. Zawracamy, mamy 27km i godzinę czasu, ludzie są zmęczeni, a dodatkowo jedziemy już po ciemku. Nie ma szans dojechać na pociąg.

Okazuje się jednak, że z Kamieńca Ząbkowickiego 15m później odjeżdża TLK do Wro, mamy 24km i 1h 15m czasu. W całkowityach ciemnościach wydaje się, że jedziemy 40km/h, niestety tak nie jest. Drogi zupełnie nie widać, dziur też nie, skupiam się tylko na tylne kole osoby przede mną. Nigdy jeszcze nie jechałem w takich warunkach. Muszę powiedzieć, że jest to bardzo ciężkie. Pełna mobilizacja daje jednak rezultat, na dworzec wpadamy 8 minut przed ostatni pociągiem. Rozważaliśmy już alternatywę nocnej jazdy rowerami do Wro :) Z rowerami pakujemy się do 3 przedziałów i przez całą drogę dyskutujemy o wyprawie.

Dla Artura jest to rekordowy wypad, max prędkość, dystans, przewyższenie. Na mnie przewyższenie robi wrażenie bo wyszło nam ponad 3km w pionie. Na koniec zostaje mi jeszcze przebicie się po ciemku do domu i o 22:30 jestem już u siebie.

Podsumowując, wyprawa znowu się udała, pogoda dopisała, humory też, forma na podjazdach trochę słabsza, za to tętno bardzo niskie.

Przełęcz Jugowska, Czechy, Wałbrzych

Sobota, 11 września 2010 · Komentarze(5)
Kategoria runner, >150km
Wszystko zaczęło się w środę kiedy Artur zadzwonił do mnie z propozycją wypadu w sobotę. Potem jeszcze potwierdził to w piątek. Po solidnie przepracowanym weekendzie po przebudzeniu się myślałem tylko o tym żeby cały dzień wylegiwać się w łóżku... zdecydowałem się jednak nie wystawiać kolegów i okrężną drogą (przez Milenijny, 16.5km) pojechałem na zbiórkę. Tam już czekał Krzysiek i nowy kolega Jarek. Chwilę później dojechał Artur i Paweł. Krótka dyskusja odnośnie trasy i ruszyliśmy. Tempo przyzwoite, na Przełęczy Tąpadła średnia ciągle powyżej 31km/h.

Trasa:



Tam niestety Jarek podziękował nam za jazdę. Trochę nie rozumiem czemu, na płaskim zdarzyło mu się zostać z tył, ale na przełęcz wjechał razem z Krzyśkiem. Ja za to czułem, że nie jest to mój dzień. Na Tąpadła wjechałem ostatni i strasznie ciężko kręciło się pod górkę, na zjeździe też mnie szybko dogonili, czyżby negatywny wpływ basenu?

Dalej pojechaliśmy na Dzierżoniów i zaczęliśmy wspinać się na Przełęcz Jugowską. Bardziej stroma część podjazdu to 8km o średnim nachyleniu 5.2% i nowiótkim asfalcie sponsorowanym przez Dzierżoniów jak poinformowały nas tablice :] Całość podjazdu to 17km i średnie nachylenie 3%. Za to zjazd jest tragiczny, kostka na Walimskiej jest już lepsza i można na niej szybciej zjeżdżać. Na zjeździe Artur zatrzymuje dwóch górali, którzy strzelają nam fotę.


Od lewej ja, Artur, Krzysiek, Paweł.


Następnie przez Nową Rudę kierujemy się na przejście do Czech w Tłumaczowie. Tam czeka nas kawał prostej trasy, jednak po decyzji o jeździe na Teplice nad Metuji zaczynają się górki, w tym dwa podjazdy o nachyleniu 12% (tam na zjeździe miałem max speed), dały nam w kość. Na zjeździe ruch zostaje zablokowany i na asfalt wjeżdżają zawodnicy Specialized Rally Race MTB. Górale sobie nie radzą zbyt dobrze na asfalcie i połykamy ich jednego za drugim, a jest ich sporo.

Dwóch górali w tle.


W Teplicach znaleźliśmy nawet metę.


Okazało się, że jest tam Skalne Miasto, dokładnie to samo, przez które w maju 2008 przejeżdżaliśmy na 2-dniowym wypadzie z turystyki rowerowej razem z Adamem (141km, opis TUTAJ ). Dalej skierowaliśmy się na super-asfaltowe przejście graniczne zamknięte dla aut :)



Stamtąd mieliśmy już jakieś 20km do Wałbrzycha, w tym jeden podjazd (średnio 5%) i potem ostre 4.5km zjazdu. Miasto przelecieliśmy raz dwa, znaleźliśmy dworzec i kupili bilety. A właściwie bilet rodzinny, 4 osoby i 4 rowery za 40zł. Pociąg niestety przyjechał przedziałowy i ciężko było się w nim upakować. Ostatecznie było mi w nim wygodnie :D



Na końcu z Krzyśkiem jechaliśmy przez miasto już po ciemku. Wypad jak najbardziej się udał, pogoda i humory dopisały, forma ostatecznie też. Z ciekawostek dodam, że na trasie zjadłem 2 banany i pół kanapki, sam jestem ciekawy jak to przejechałem? :D

Pradziad

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Z Krzyśkiem umówiliśmy się o 6:30 u mnie i o ustalonej porze ruszyliśmy z Wrocławia na Pradziada. Pogoda jak można się domyślać była bardzo dobra, jedynie prognozy wiatru się sprawdziły i na całej trasie wiało nam w twarz :( Jechaliśmy moją trasą z września czyli przez Jelcz, Oławę, Grodków, Nysę, Głuchołazy, Złote Hory, Hermanovice, Vbrno p.P, Karlovą Studankę, Bruntal, Krnov, Głubczyce.

Wyjeżdżamy z miasta, ciągle zadowolone miny ;) Słońce jeszcze nisko, długie cienie.


Za Wro jeszcze cień lasów.


Przed Grodkowem mijamy A4. Po niebie widać piękną pogodę.


W tle widać już zarysy gór.


Za znakiem "Nysa" super zjazd. 3km


Pierwszy postój zrobiliśmy w Głuchołazach po 110km, jechało się całkiem przyzwoicie i jeszcze przed samymi Głuchołazami mieliśmy średnią 30.3km/h. W lidlu zrobiliśmy spore zakupy, w tym ja wziąłem 3 litry płynów. Zabawiliśmy tam z 50m rozmawiajc z jednym gościem żywo zainteresowanym kolarstwem i rowerami. Po takim odpoczynku zapomnieliśmy, że mamy już trochę km w nogach i ruszyliśmy na podjazd za Złotymi Horami. Zanim jednak wyjechaliśmy z miasta Krzysiek miał pecha gdyż napój gazowany wystrzelił mu ustnik bidonu dokładnie na środku skrzyżowania :D Zanim udało się tam dostać jeden samochód po nim przejechał.

Po czeskiej stronie jest dobrze mi już znany bardzo stromy odcinek dłuższego podjazdu, tym razem dokładnie go obmierzyłem :] Wyszło 930m i 112m w pionie czyli 12% lub 730m i 100m w pionie czyli 13.69% :D Ja tam powoli walczyłem a Krzysiek wystrzelił i jeszcze łyknął gościa na MTB i kobietę na szosie. Ja na szczycie schowałem się w przystanku i się chwilę wylegiwałem, a Krzysiek porobił zdjęcia.

Następnie zjeżdżaliśmy już do Vbrna pod Pradziadem, na zjeździe Krzyśkowi wypadł drugi bidon... samochód jadący z tył próbował go ominąć, ale mu nie wyszło :D Na szczęście rozwalił tylko zakrętkę.

Teraz zaczął się nasz główny cel, najpierw 9km (średnio 3.7%) do Karlovej, a potem 9km (7.5%) na szczyt Pradziada. Krzysiek znowu mi odjechał. W Karlovej zatrzymaliśmy się najpierw w pijalni wód, a potem nad wodospadem. Ja chciałem zostać się ochłodzić bo myślałem, że zaraz dojdzie do samozapłonu, Krzysiek natomiast od razu zdecydował się wjeżdżać na szczyt. Przy strumyku spędziłem 30m, wychłodziłem w nim wszystkie napoje do temperatury bliskiej 0 :D a do tego sam porządnie się ostudziłem... do tego stopnia, że marzyłem o wyjściu na słońce i ruszeniu pod górę :D

Lepsze niż lodówka. Długo nie dało się ustać w tak zimej wodzie.


Prawie porwał mnie nurt.


Na przeciw znajdował się wodospad, jest przynajmniej 2x wyższy niż to co widać.


Chatka Puchatka.


Mój podjazd to był śmiech na sali, a nie podjazd, 62 minuty z czego 15 stania i odpoczywania w kilku miejscach. Na końcówce pogadałem sobie z Czechem, który prowadził pod górę kolarkę z sakwami... a ja jechałem obok, a raczej bujałem się na boki :D Następnie wyprzedził mnie inny gość na szosie, siadłem mu na koło, a na bardziej stromej końcówce urządziliśmy sobie sprint, kiedy zobaczyłem, że słabenie docisnąłem do 30km/h i go wziąłem... choć nie jestem pewien czy on w ogóle wiedział, że jechałem za nim. Rotfl. Krzysiek też nie był zadowolony ze swojego występu bo nie udało mu się zrobić podjazdu na raz. Na górze odpoczynek, fotki i szybki zjazd.

Podjazd, w tle powalone drzewa. Też jest tu coś dla Artura. Żeby trening był dobry rower nie może być za lekki dlatego należy dorzucić bagażnik z plecakiem i m.in. w nim 1.5l wody 0.5l soku :D


Jeszcze tylko trochę.


Za kilka metrów droga skręca i robi się tam 11% przez 600m, w sam raz żeby dobić kolarza na końcówce :)


Sesja na szczycie. Żeby nie było wątpliwości, że tam wtoczyliśmy się :D





Nie licząc płaskiego odcinka to na 8km zjazdu miałem średnią 65km/h, mimo że droga jest bardzo szeroka to ludzie odsuwali się na boki widząc mnie :P Dla takiego zjazdu warto tam najpierw podjechać. Na parkingu wymieniliśmy się z Krzyśkiem wrażeniami i ruszyliśmy dalej... w dół na Rymarov. Z tego miejsca do noclegu mieliśmy już tylko 78km z czego ponad 1000m sumarycznego spadku terenu i tylko 400m w górę. Jednym słowem super :) Powroty z Pradziad do Równego to jedne z piękniejszych momentów trasy bo prawie cały czas się zjeżdża i leżąc wygodnie na lemondce można podziwiać piękne krajobrazy, których tu nie brakuje.

Godzina 19, przejście graniczne Krnov - Pietrowice/Głubczyce.


W Głubczycach byliśmy już po 20, zrbiliśmy zakupy i ruszyliśmy do mnie, jechaliśmy w stronę wspaniale zachodzącego słońca, kierując się z powrotem w kierunku wysokich gór i podziwiając majaczącego w oddali Pradziada.

W sumie na całej wyparwie zjadłem batona oraz dwie bułki, do tego wypiłem 7 litrów różnych płynów, wyliczyłem, że na każdą godzinę jazdy piłem 0.8 litra. Temperatura była strasznie wysoka, jedynie na szczycie nas wychłodziło.

Trasa, profil, prędkości.


Profil podjazdu na Pradziada startując spod szlabanu na parkingu za Karlovą Studanką.


Pięknie położyli tą drogę do drugiego szlabanu, idealnie równe nachylenie. Z uwagi na to, że próbki brałem co 500m nie widać, że po 5.5km jest wypłaszczenie, potem lekki spadem w dół i z powrotem dość ostro pod górę. Również ostatnie metry są bardzo strome.

A tu jeszcze ostatnie 2.75km na szczyt.


Jak dostanę jeszcze resztę zdjęć od Krzyśka to tutaj dorzucę kilka.

Przełęcz Tąpadła

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(7)
Kategoria >150km, >30km/h, runner
Dzisiejszy wypad miał być trochę innym, ale nie znalazłem na niego chętnych :) Ostatecznie dogadałem się z Darkiem najpierw na Wzgórza Trzebnickie, a potem na Ślężę. Chwilę później dzwoni do mnie Artur i jest już nas trzech na wyjazd. O 11:30 spotykam się z Darkiem, a następnie udajemy się na Powstańców po Artura. Jedziemy dk35 i odbijamy na Sobótkę, potem Przełęcz Tąpadła i zjeżdżamy do Dzierżoniowa przez Wiry. Tam zakupy i zastanawiamy się czy by czasem nie pojechać Przełęczą Walimską do Wałbrzycha, jednak po sprawdzeniu pociągów okazuje się, że możemy nie wyrobić się na 17:30, a potem trzeba będzie długo czekać. Zapada decyzja za jazdą do Świdnicy, a tam odbicie na Jezioro Mietkowskie.

Artur na podjeździe po wyjeździe z Dzierżoniowa.


Od Dzierżoniowa mamy już dość mocny wiatr, twarzowy i boczny. Jedzie się dość ciężko, ale w końcu bocznymi drogami docieramy nad jezioro.

Mała sesja, najpierw z Darkiem, potem z Arturem :)



Po objechaniu jeziorka robimy mały nawigacyjny błąd i z powrotem wpadamy na dk35. Mieliśmy wracać przez Kąty ale ostatecznie decydujemy się cisnąć główną drogą do Wrocławia.

Uwaga ptaszek leci. Na powrocie z Masywem Ślęży w tle.


Na dk35 przed Wrocławiem mała rewolucja, część drogi zamknięta, a ruch kierowany jest na odcinek AOW. Pogoda była umiarkowanie łaskawa dzisiaj, nie za gorąco, momentami słonecznie, ale za to silny wiatr. Noga ładnie dawała, może chciała odreagować tydzień w pracy i ciągłe siedzenie przed monitorem :) Darek całą zimę dojeżdżał i dalej dojeżdża do pracy rowerem przez co formę zdecydowanie poprawił i jechał dużo lepiej niż jeszcze we wrześniu zeszłego roku.

Na koniec trasa i kilka liczb, czyli to co lubię najbardziej ;D

Trasa:


- kadencja 74, nisko ale było sporo odcinków gdzie w ogóle nie kręciłem. Z samej jazdy byłaby pewnie z 84.
- wyjazd przez miasto szybki 31.9 km/h (20km)
- dojazd do Sobótki 36 km/h (18km)
- dojazd na Przełęcz Tąpadła 26.6 km/h (15km)
- zjazd na Wiry 44.2 km/h (4.5km)
- do Bielan już z przeciwnym wiatrem 30.5 km/h (70km)

Przełęcz Walimska

Sobota, 12 czerwca 2010 · Komentarze(6)
Kategoria >150km, runner
Wyjazd był planowany od kilku dni, miało nas jechać trzech, ja, Krzysiek i Artur. Niestety Artur w ostatniej chwili zrezygnował. Zbiórka o 5:50 pod Koroną, pogoda fantastyczna, 20 stopni i pochmurno, aż chce się jeździć, ubrani jesteśmy oczywiście na krótko. Szybko przebijamy się przez miasto i dk35 ruszamy do Sobótki, jedziemy spokojnie na równych zmianach i średnia wychodzi 32.4km/h. Potem zaczynają się podjazdy i tu już każdy swoim tempem, do Dzierżoniowa też spokojnie wieziemy się rozmawiając.

Na dk35 do Sobótki.


Gdzieś tam jest nasz cel, zaraz zaczyna się 13.35km podjazd.


Zaraz za Dzierżoniowem zaczyna się podjazd na Przełęcz Walimską, tutaj jest jescze bardzo delikatnie, w sumie 6.4km i 1.7%. W Rościszowie zaczyna się właściwy podjazd, mierzę go od mostka przy sklepie gdzie robię zakupy. Ma on 6.95km i średnie nachylenie 5.67%, na poczatku jest kawałek kostki, a potem już piekny asfalt na szczyt. Krzysiek narzuca większe tempo i mi odjeżdża, udaje mi się go jeszcze sfotografofwać. Wjazd zajął mi 28m 51s co dało średnią 14.3km/h i zabójczy maks 19.1km/h :D Krzysiek zaczął mierzyć czas dopioro od końca kostki, ale cały wjazd zajął mu około 25m.

Krzysiek mi odjeżdża na podjeździe, po 3km jeszcze go widziałem :)


Następnie zaliczyliśmy zjazd, odcinki kostki brukowej i zakręty o 180 stopni spowalniały, ale i tak uzyskałem średnią ~40km/h :) Cały zjazd ma 9.6km, gdzieś po drodze łyknąłem motocyklistów, którzy już mnie nie dogonili :D Następnie czekała nas już tylko wspinaczka pod Wałbrzych, a potem szybki zjazd 4-pasmówką do centrum, wyciągnąłem tam 70km/h, brakowało przełożeń na więcej ;D Niestety kawałek dalej drogę przyblokowały prace remontowe i inne pojazdy przez co reszta zjazdu była powolna :( Po 10 robimy zakupy w Biedronce, zaczyna robić się już nieprzyjemnie ciepło i wychodzi słońce :/

Wjechaliśmy jeszcze na "punkt widokowy" strzelić fotkę.


Kolejny szybki zjazd 4-pasmówką na wylocie z miasta nie był udany bo wiał strasznie silny czołowy wiatr, mimo to 65km/h było :) Tutaj zabieramy się do wspólnej pracy i kolejne 60km robimy w idealnie równych, kilometrowych zmianach wykręcając do Bielan średnią 33.12km/h. Tutaj pojawił się problem w moim Garmine, stanęliśmy na 10m w połowie trasy, a on zliczył to do czasu jazdy, muszę sprawdzić czy autopauza przestała działać.

Na koniec został nam już przejazd przez cały Wrocław z Bielan na Psie Pole, było już po 13 i upał strasznie dawał nam się weznaki. Trasę pokonaliśmy po dk8 cisnąc mocniej niż z Wałbrzycha i wykręcając lepszy czas niż rano przy pustych ulicach :) Oberwało nam się też od jakiejś paniusi, że nie jedziemy po ścieżce... niech ona spróbuje po ścieżce jechać 40km/h :)

Wyjazd był zdecydowanie udany, tempo na płaskim mocne, zmiany równe, poprawiony też mój rekord wjazdu na Przełęcz Walimską o 2m 24s. Trochę żałowaliśmy, że nie startowaliśmy o 4 rano bo byśmy prawie całkiem uciekli przed upałem, ale pewnie tak rano nie chciało by nam się wstawać :) Brakowało nam tylko tego trzeciego bo wtedy robilibyśmy o 1/3 zmian mniej :P W sumie trasę przejechałem o 2 bananach i 5 litrach płynów. Średnie tętno wyszło też przyzwoite (75%), widać wpływ niskiej temepratury. W czwartek dużo krótsza i prostsza trasa robiona w upale wycisnąła ze mnie 83% :]

Trasa i jej profil:



Miałem też w planach narysowanie profili Przełęczy Walimskiej od Dzierżoniowa oraz od Wałbrzycha jednak dane dla tego pierwszego są niekompletne :/ Jak zrobię wrzucę tutaj profil od Wałbrzycha.

Więcej szczegółów TuTAJ.

V Leszczyński Maraton Rowerowy

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(9)
Wyniki:
48/165 w open (195 zapisanych)
12/25 w M2

Dystans samego maratonu 165km, czas 4:57:29, średnia 33.3km/h.


Sam bym pewnie nawet nie próbował startować ale Arturowi udało się mnie namówić. Pobudka o 4, o 4:40 już jadę na PKP, po drodze jakiś wypadek Sobieskiego i droga zamknięta, ale przeciskam się. Na dworcu zagaduje mnie ojciec chłopaka, który też startuje, a czeka przed dworcem. Jedziemy więc razem, a w Obornikach dosiada się jeszcze dwóch zawodników. Na miejscu wszystko szybko załatwiamy i jesteśmy gotowi do startu.

Pogoda świetna, słońce i słaby wiatr. 7:53 startuję z Arturem, dwie osoby się nie pojawiły, więc jedziemy we 4. Mimo tempa 30-31, po chwili zostajemy sami. Po 5km dochodzi nas dwóch gości (151 i 156), cisną ~38km/h, a my siadamy na kole. Mijamy wcześniej startujących, niektórzy próbują łapać pociąg ale wymiękają szybko. Zaczynamy dawać zmiany i jedziemy tak 20km, Artur decyduje się odpuścić, a ja czekam na niego.

Koło 45km dochodzi nas kolejny pociąg, korzystamy z okazji. Ja ustawiam się z przodu i zaczynam pracować. Na podjeździe na 53km rozrywa się, ja zostaje w pierwszej części, Artur w drugiej. Tempo jest bardzo mocne. Kawałek dalej trafia się podjazd 5%, a zaraz za nim 4% i razem z innym gościem puszczam koło. Próbuję gonić jakieś 2 km, ale utrzymuje się stała luka, atakuje dwa razy ale zbliżam się nieznacznie.

Następne 20km jedziemy we dwóch tempem na 31. Zaliczamy punkt żywieniowy gdzie tracimy jakąś minutę na picie i uzupełnienie bidonu, zabieramy też po bananie. Na 85km łapiemy kolejny pociąg, którego do końca już nie puścimy. Znowu ustawiam się w miarę z przodu i wychodzę na zmiany, z tył spora grupka się wozi całą trasę :( W pewnym momencie na skrzyżowaniu łączymy się z grupą jadącą mini, jest w niej kolega z pociągu, który startował po 10 :) Na drugim punkcie żywieniowym nie próbuję się nawet zatrzymywać, przejeżdżam przez bramkę kontrolną, zgarniam w locie butelkę wody i jadę dalej. Niestety bolą mnie już plecy, nie mogę przyjmować aerodynamicznej pozycji, ostatnie 15km wożę się na kole.

Miała też miejsce niebezpieczna sytuacja, sczepiłem się kołami z gościem przede mną, jakieś 3s jechaliśmy z tarciem, a ja byłem przechylony mocno w bok, cudem nie wywróciłem się i nie pociągnąłem za sobą osób z tył.

Pod koniec cisnął z nami samozwańczy fotograf wyścigu, jestem na sporej liczbie jego zdjęć, mam nadzieję, że uda mi się do niech dostać :) Przejeżdżając przez wioski miały też miejsce przyjemne sytuacje, ludzie nas witali, a szczególnie małe dzieci :]

Był to mój pierwszy maraton, ale wydaje mi się, że oznakowanie wyścigu było dobre, w newralgicznych punktach stała policja i straż i blokowała ruch, gdy nadjeżdżali kolarze. Mimo to raz z Arturem byśmy źle pojechali, zagadaliśmy się i nie zauważyli tabliczki skrętu w lewo, dopiero jakiś mleczarz krzyczał za nami, że wszyscy skręcają :DDD Drogi jakościowo było dobre, a ruch mały.

Trasa:


Średnia kadencja wyszła 80 aczkolwiek jadąc w środku pedałowało się mało, a jak trzeba było przycisnąć to w granicy 95-100. Tętno nie za wysokie, spodziewałem się przynajmniej 85% HRmax. Przy okazji ustanowiłem swój rekord, 5 godzin jazdy bez zatrzymywania się :) Więcej danych technicznych Pokaż trasę GPS">TUTAJ.

Z ciekawostek widzę, przynajmniej jedną osobę, która jadąc na szosie z crossowymi oponami wpisała swój rower jako MTB :D

Po jedzeniu (niesmacznym) i odebraniu dyplomu pozbieraliśmy się, ja z kolegą wcześniej poznanym w pociągu ruszyliśmy na PKP. Dojechaliśmy na dworzec, a akurat pośpiech do Wrocławia odjeżdżał, na szczęście złapaliśmy konduktora i zaczekał na nas.

Ogólne wrażenia super, jazda w grupie daje niesamowicie dużo jednak jest sporo leserów, ciekawe jakby pojechali gdyby nikt ich nie ciągnął ?:> Jestem pewien, że wystartuje w kolejnych imprezach, również za rok chętnie wrócę do Leszna. Tak wysokie miejsce biorąc pod uwagę moją raczej rekreacyjną jazdę i znikomą ilość stricte treningów dodatkowo motywuje.

Reszta km z dzisiaj to dojazdy z i na PKP.

Okazało się, że fotograf też jest z Bikestats ! Dzięki Zabel za super zdjęcia !

Z galerii pozwoliłem wybrać sobie kilka ;D

Ja i kris91.


No chłopaki trzymać koło, to tylko mała hopka :P


Ufff, jeszcze tylko ten zakręt i schodzę ze zmiany :D


Fotograf ustawił się ze mną i czekał na swoją kolej.


Gorące powitanie, nie jedyne.


"Aaaa", pomocy, ktoś robi mi zdjęcie ;P


Nowe rondo przetestowane, nawet przystosowane do sporych prędkości :)


I znowu pod górę, a miało być po płaskim.


Końcówka, kolega z Pruszkowa ciągnął mocno cały peleton, ja już zmian nie dawałem, ale trzymałem się z przodu.


Lepsza perspektywa tego wyżej :D


A tu jeszcze zdjęcie z trasy autorstwa innego fotografa.





Dodatkowo po zgraniu danych z Garmina zrobiłem małe podsumowanie. Zrobiłem 125km w pociągu, a pozostałem 40km jadąc we dwóch. Średnia z pociągów wyszła 34.95 km/h (pierwszy pociąg 35.9, drugi 36.5, trzeci 33.8), ta druga 30.1 km/h :) Jest to świetny przykład na to, że aby osiągnąć dobry wynik trzeba od początku jechać w mocnej grupie i trzymać tempo, jak się odpadnie na kolejny pociąg można czekać nawet i 2x po 20km ;]

Na trasie były 4 podjazdy idealne do rozerwania grupek, każdy z nich miał około 1km długości i średnie nachylenie od 2.1% do 3.6%, ale to co było najgorsze to chwilowe skoki nachylenia do 9% a nawet 11% :)

Opole - Wrocław

Piątek, 9 października 2009 · Komentarze(0)
Kategoria >150km, runner
Tradycyjnie wybrałem wariant turystyczny (choć krótszy niż robiony już przez Wieluń czy przez Czechy). Z Opola kierunek na Strzelce Opolskie, potem odbicie na Ozimek, Bierdzany, Kluczbork, tam szukałem drogi na Namysłów, dalej Oleśnica i Wrocław.

Przez cały czas piękna słoneczna pogoda, trochę chłodnawo, drzewa co raz bardziej przypominają o jesieni.

Trasa:


Ustanowiłem też swój rekord, najdłuższa wycieczka z prawie ciągłym mocnym wiatrem w twarz :D Nie miałem licznika więc nie wiedziałem ile jadę, ale była walka o każdy kilometr. Przy neutralnych lub sprzyjających warunkach czas leci szybko i nawet nie zauważa się przejechanych km. Tutaj wypatrywałem z nadzieją każdej miejscowości i każdego lasu :D Całość praktycznie zrobiona na 39-19 przy niskiej kadencji. Jeden z najbardziej męczących wypadów w mojej karierze rowerowej.

Jak na informatyka przystało lubię cyferki i różne wyliczenia, dlatego po powrocie policzyłem sobie średnie na kolejnych odcinkach :)

40km - 1:25 - 28.24km/h Bierdzany
62km - 2:15 - 27.68km/h Kluczbork
119km - 4:20 - 27.46km/h Bierutów
136km - 4:55 - 27.66km/h Oleśnica (tutaj skręt o 90 stopni, pierwszy odcinek bez wiatru w twarz :] )
153km - 5:26 - 28.16km/h Wrocław

Czas całej wycieczki 6h 14m.

Wrocław - (Pradziad) - Opole

Środa, 9 września 2009 · Komentarze(5)
Kategoria >150km, runner, Pradziad
Trasa:


Profil:

Jak kiedyś pisałem znudziła mi się już standardowa trasa z Wrocławia do Opola, więc wybrałem wariant turystyczny :) Niestety nie udało mi się nikogo namówić na weekendowy wypad na Pradziada, dlatego zdecydowałem się zaliczyć go sam :P

Start we Wro, potem Oława, Nysa, Głuchołazy, Zlate Hory, Vbrno, Praded, Rymarov, Bruntal, Krnov, Głubczyce, Szonów.

Niestety nie udało się dotrzeć do Opola. Osiągnąłem mniejszą średnią niż zakładałem, ściemniło się, a ja bez świateł więc musiałem wezwać wóz techniczny, szkoda bo pozostałem 50km leciało już tylko w dół a prędkość oscylowała w granicy 35-40km/h :)

Gdzieś tam powinno zacząć wschodzić słońce :)


Start 6:00, finisz 18:30, samej jazdy 9h34m. 2200 metrów wzniesień dało mi popalić więc średnia marna choć lepsza niż rok temu (~21km/h na innej krótszej trasie). Z rana było bardzo zimno, ale już o 11 było tak gorąco, że przebrałem się w krótki strój. Ale frajda wskoczyć nagle w suche rzeczy :D Co mokre przywiązywałem do rowera i suszło się na wietrze :D

Poranne mgły, momentami ledwo było drogę widać:




Pierwsze 40km płaskie, następne 110km pod górę, jedyne zjazdy w Nysie i za Hermanowicami. Taki profil strasznie nieszczy psychikę :) nie ma gdzie odpocząć, ciągle trzeba się wspinać.

Przejazd nad A4 i pierwsze widoki gór, czujnik temperatury na autostradzie wskazywał 12 stopni.



Przed wjazdem do Czech zakupy ponieważ nie miałem ze sobą żadnych koron. Za Głuchołazami robi się stromo, ale dopiero odcinek za Zlatymi Horami daje mocno popalić.

Pierwsze górki i licznik zdradza szaleńczą prędkość podjazdu :D



Od Vbrna lajtowy podjazd, po dotarciu na parking koło Karlovej zacząłem się zastanawiać czy wjeżdżać na szczyt. Była już 14 i zostało mi jakieś 5 godzin, godzina na wjazd i 4 godziny na zrobienie 150km :)

Krótki odpoczynek w pozycji leżącej na przystanku i następne podjazdy:



Karlova Studanka i parking przed wjazdem na szczyt. Nie ma to jak dociążyć odpowiednio rower żeby się przyjemniej wjeżdżało :D



Po długim namyśle stwierdziłem, że wjadę, nie po to tyle przejechałem żeby zrezygnować. Niestety 150km dało o sobie znać i w sumie musiałem zrobić 4 półminutowe postoje na uspokojenie kołatającego serca :D Dał o sobie też znać brak przełożenia 39-28, na nowej kasecie mam max 26 co wymusiło powolne przepychanie korby i jazdę ~11km/h. Kilka razy zastanawiałem się czy czasem nie zawrócić, ale zmusiłem się do wjazdu.

Widoki ze szczytu:





Średnia wjazdowa to marne 10.63km/h (9.28km), za to zjazd to już 57.8km/h (9.08km), tylko raz niewiele brakowało żebym przy 70km/h nie smieścił się w zakręcie :D Pierwsze 3km od szczytu jechałem ~75km/h ludzie z przerażeniem usuwali się z drogi jak mnie widzieli :D

Na zjeździe musiałem wyhamować z 70 do 0 gdyż dogoniłem zjeżdżający 30km/h autobus. Postanowiłem poczekać aż odjedzie wystarczająco daleko. Ruszyłem kiedy z tył zobaczyłem nadjeżdżający drugi autobus :)


Następnie zjazd do Rymarova, mój błąd nawigacyjny oraz marne oznaczenie drogi spowodowało, że dołożyłem 10km. Dalej przez Bruntal i Krnov do Głubczyc, ogólnie zjazd z niewielkimi hopkami. Była godzina 17:20 i nie było szans żebym po widoku dojechał do Opola.

To co zostało z przejścia Pietrovice-Głubczce, nawet zadaszenie nie ma, za to stary sklep wolnocłowy się ostał.


W oddali motolotniarze podziwiają powoli zachodzące słońce.


Za Głubczycami na 255km kapeć, na zjeździe jadąc ~45km/h wychodziłem z zakrętu, zagapiłem się i złapałem pobocze, kamieniste z trawą. Leżałem na lemondce więc nie miałem dostępu do hamulców, cudem utrzymałem się na rowerze, przy 30km/h (po przejechaniu 100m) udało się chwycić klamkomanetki i wyskoczyć na asfalt. Niestety poszła tylna dętka.

Pobocze zaliczone od słupka przy wyjściu z zakrętu do miejsca gdzie leży rower.


Po wymianie ujechałem niecałe 3km i za Szonowem z naprzeciwka nadjechał ojciec. Już po ciemku samochodem dojechaliśmy do Opola.

Na trasie zjadłem 3 drożdzówki i 2 kanapki z marmeladą, wypiłem 2.5l wody, 1l Poweradr, 1l soku bananowego, 0.5l Kubusia :) Powiedziałbm, że wynik słaby, ale kompletnie nie miałem ochoty przyjmować żadnych pokarmów. Za to wieczorem w domu zjadłem 2-daniowy obiad, a zaraz za nim kolację :D

Muszę przyznać, że trochę się przeliczyłem, jak na górala, który góry widzi kilka razy w roku 2200m podjazdów dało mi w kość, w końcówce na prostkach mogłem jechać i 40km/h, ale jak zaczynały się małe hopki to podjeżdżałem je ~15km/h. Zakładałem, że będę miał średnią 30km/h, wyszło mniej i nie starczyło dnia na powrót.

Temperatury nie podawałem bo na starcie było poniżej 10 stopni, koło 8 rano termometr na A4 pokazywał 12, po południu musiało być przynajmniej 25.

Moja ulubiona częśc czyli trochę liczb :D

Pierwsza setka:
100km - 3:21:20 @ 29.80 km/h

Ostre podjazdy:
53.94km - 2h 55m 19s @ 18.46km/h

Średnia trasy na szczycie:
153.94km - 6h 16m 39s @ 24.51km/h

Średnia od zjadu ze szczytu:
103.52km - 3h 18m @ 31.37km/h

Atak na Pradziada: 18.34km - 1h 24m 22s @ 13.04km/h
Vbrno - Karlova (parking): 9.06km - 16.99km/h
Stromy odcinek na szczyt : 9.28km - 10.63km/h


Fotki już są, okazało się, że obsługa bluetootha nie jest taka skomplikowana :P

Powrót

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria >150km, >30km/h, runner
Kiepska pogoda i dalsze problemy z dętkami zatrzymały mnie u rodziny do poniedziałku. Zakupiony w Bełchatowie tajlandzki szmelc puszczał powietrze z wentyla i nie dało się go dobrze napompować :) Dzisiaj rano do Działoszyna. Tam znalazłem sklep... z garnkami gdzie sprzedawano dętki :D Dostałem też łatki. Zdesperowany postanowiłem spróbować jeszcze raz załatać mojego Continentala. Udało się (i wytrzymał całą drogę). Potem jeszcze do Wielunia i tam już dorwałem nowiutkie Continentalki.

Trasa z Ożegowa do Wielunia, dalej na dk8 do Wro. Ciepło i słonecznie, wiatr boczny, południowy. Na trasie sporo zakazów jazdy dla rowerów, ale pierwszy raz postanowiłem złamać ten na obwodnicy Oleśnicy, więcej tego nie robie. Tamte 8km wygląda jak autostrada. Bardzo dziwnie się tam czułem na rowerze :D Już lepiej przez miasto przejechać, jedyny plus to średnia 40km/h ;] Również pierwszy raz jechałem na dk8 w stronę Wro ciekawe doświadczenie, odkryłem więcej pagórków :P

Jedna z najgłupszych rzeczy jakie widziałem, 3km na obwodnicy Kępna. Brawa dla pana co coś takiego wymyślił. Żadne większe auto nie może mnie tam wyprzedzić...

... ewentualnie może to mieć związek z zakazem wjazdu dla rowerów, który tam jest :D

A tu v.max z mojego wyjazdu według licznika Sigma. Jechałem tak szybko, że szczerze nawet tego nie zauważyłem :] Mam nadzieję, że nikogo wtedy nie przejechałem :P


Zaległe zdjęcia z piątku:

Marny poranek na wyjazdy, gdzieś tam jest wschód słońca o 5 rano :)


Jedyny moment wycieczki kiedy zobaczyłem słońce. Tuż, przed Oleśnicą, komórka przeniosła je na jezdnię :)


A tu już smutny widok, oczekiwanie w lasku na wóz serwisowy :/


Jakość zdjęć może być marna bo jak zwykle robione w locie przy prędkości >30km/h ;)

Miało być daleko

Piątek, 24 lipca 2009 · Komentarze(5)
Kategoria >150km, >30km/h, runner
wyszło jak zawsze :P

Wstałem o 4, wyjechałem o 5. Jechałem na dk8 z Wrocławia, najpierw bez wiatru, potem trochę zaczęło mnie pchać. Setka w 2:59:30 wróżyła całkiem nieźle. Koło godziny 10 zbliżałem się już do Bełchatowa, podkręciłem trochę tempo i kolejne 65km ze średnio 36km/h. Przez całą drogę przelotnie kropioło, ale na 150km mocno mi się oberwało, potem droga cała mokra i ostatecznie cały przemokłem. Kilka kilometrów dalej złapałem kapcia :( To już 3 w przeciągu 2 tygodni i jakiś 5 wycieczek. Stanąłem jakieś 15km przed Bełchatowem i zabrałem się za naprawę.

Kątem oka zauważyłem jakiś samochód na wstecznym zbliżający się do mnie. Wysiadł z niego dziwnie znajomo wyglądający mężczyzna :) Okazało się, że to dmk77, cykorek, mkk08 oraz Nuka jechali na urlop w góry. Wypatrzyli na drodze bikestatsową koszulkę w potrzebie i pośpieszyli z pomocą :D Tak się złożyli, że wieźli na dachu rower i w bagażniku porządną pompkę, którą mógłóbym nabić 8atm w moją oponkę. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy i ruszyli w swoje strony. Bardzo miły akcent na trasie, warto było zainwestować w koszulkę ;) Dziękuję Wam jeszcze raz za pomoc !

Niestety dla mnie wyjazd nie zakończył się tak jak zaplanowałem. Okazało się, że po ostatnio łapanych kapciach zakupiona nowa dętka miała za krótki wentyl i nie wystawał z obręczy, a łatka puściła. Zostałem bez możliwości dalszej jazdy ponad 10km przed Bełchatowem :/ Zadzwoniłem po wóz techniczny, który zjawił się w ciągu 30m jednak warunkiem było zostanie na obiad co pokrzyżowało moje plany.

Jadąc takim tempem byłbym już koło 11:30 w Piotrkowie Trybunalskim z czasem 5:45 na dystansie 200km, a planowałem jeździć do godziny 19 :] Przy okazji szykował się nowy rekord na setkę (ponad 36km/h :D ). Może nie było mi pisane jechać dalej i siła wyższa mnie wcześniej zatrzymała, cóż trzeba zaplanować kolejny taki wypad :)