Bałtyk 20h
W piątek pobudka o 6 i do pracy, potem w domu przygotowania, a koło 20 Krzysiek daje znać, że jedzie :)
Zapakowałem z 5kg bagażu na bagażnik i o godzinie 00:05 w sobotę wyruszyliśmy spod mojego mieszkania.
Uzbrojeni w czołówki (podziękowania dla Ryśka i Piotrka za sprzęt) przejechaliśmy całe miasto jadąc dk94 na Lubin. W nocy prawie zerowy ruch, a droga w idealnym stanie. Od początku zdecydowaliśmy się jechać na 5km zmianach. Jazda szła bardzo sprawnie. Za Lubinem po 102km robimy postój, sprawdzam a tam średnia 30.7km/h. Nie spodziewałem się takiego wyniku na nocnej jeździe. Postój kończymy po 25 minutach, ale dodatkowo się ubieramy bo jest zimno (13 stopni).
Jakoś po czwartej rano udaje mi się uchwycić wschód słońca. Jedziemy już dk3 na północ.
W Nowej Soli stajemy schować oświetlenie, ale jeszcze ani myślimy rozbierać się.
Niestety trójka przed Zieloną Górą zmienia się w S3 z zakazem dla rowerów dlatego jesteśmy zmuszeni objechać ten kawałek wioskami dokładając ponad 10km, na szczęście droga jest pusta, a asfalt bardzo dobry.
O 7 jesteśmy na 195km w Sulechowie. Robimy tu drugi postój, brak snu od 25 godzin daje o sobie znać. Szybkie zakupy, mrożona kawa i kładziemy się na parkingu Lidla. Ludzie dziwnie się na nas patrzą, jedna osoba podeszła zapytać się czy wszystko jest ok :) Podnosimy się, a tu okazuje się, że minęło 1.5h O.o
Zrobiło się już ciepło i można było zrzucić ciuchy, mój bagaż stawał się co raz cięższy, Krzysiek spróbował podnieść rower to jak zrobił rwanie podniosło się tylko przednie koło :D Dla sakwiarza taka waga to pikuś, dla szosowca to zwiększenia jej o prawie 100%. W końcu też pojawił się zapowiadany tylny wiatr. Do tej pory panowała idealna cisza.
Po drodze wypatrujemy ciekawy posąg, nie ma czasu na zwiedzanie dlatego tylko fotka z daleka.
Przed Skwierzyną mijamy auta stojące w korku... przez dwie pełne zmiany czyli jakieś 10km, a wszystko czeka do... ronda w mieście, jeszcze czegoś takiego nie widziałem :D W każdym razie raz z lewej, raz z prawej wszystko wyprzedzamy, wtedy osiągam też Vmax wyjazdu.
Na 281km, w Gorzowie Wielkopolskim robimy 3 postój, znowu rozbijamy obóz na parkingu Lidla, znowu wypijam mrożoną kawę (x2) i znowu mija nam tam ponad godzina!
Ruszamy i niespodzianka, za miastem jest od razu S3 po której nie możemy jechać. Na szczęście okazuje się, że wzdłuż nie biegnie stara trójka z idealnym asfaltem, szerokim poboczem i minimalnym ruchem! Jedziemy tak aż do rogatek Szczecin mijając pierwszego szosowca dzisiaj.
W międzyczasie na 340km trafiamy na... Lidla i ponownie uzupełniamy płyny bo przez temperaturę bidony szybko wysychają. Mogło to mieć też związek z tym, że tempo poszło w górę ;)
Za Szczecinem musimy jechać przez wioski, trochę bawię się nawigacją. Na 400km w Goleniowie robimy piąty postój przy sklepiku. Zaczyna też padać deszcz więc decydujemy się szybko ruszać dalej. Za miastem S3 zmienia się w 3 minus 'S' i od razu przyśpieszamy. Wyprzedza nas traktor, na którego koła szybko wskakujemy.
Jedziemy tak przez 17km, średnio 40km/h.
Niestety po 10km wjeżdżamy w obszar po wielkiej ulewie... tak, spod kół woda leci jak z prysznica. Szybka wymiana spojrzeń z Krzyśkiem i zapada decyzja, że nie puszczamy koła :D Po minucie i tak jesteśmy porządnie uwaleni więc nie robi już to nam różnicy. W końcu ciągnik jednak zjechał na parking, podziękowałem mu i dostałem odpowiedź :)
Już prawie Wolin i znowu zakazy dla rowerów. Zjeżdżamy z głównej i robimy fotę tego co wisi gdzieś w pobliżu.
Za miastem wskakujemy na trójkę by po chwili znowu zobaczyć znak zakazu. Tym razem olewamy to. Jedziemy cały czas przez lasy, droga jest kompletnie mokra, świec tak ostre słońce, że ledwo coś widać, do tego z mokrego asfaltu wszędzie unosi się para.
Brak błotników i jedziemy w większych odstępach.
Ostatecznie udaje się dotrzeć do zjazdu na Międzyzdroje i po kilku kilometrach świętujemy sukces!
Plan zakładał założenie koszulki Husarii i fotę w wodzie z rowerami nad głową, ale już mi się nie chciało :)
Krzyśkowi mało! Chce atakować Bornholm, rower nad głowę i daje ;)
Teraz zostało nam jeszcze znalezienie noclegu... zbliżała się północ, zbliżała się wielka burza (która trwała do rana), a nigdzie nie było miejsc. Krzysiek w niesamowity sposób uratował nas z tej beznadziejnej sytuacji i w końcu po 42 godzinach mogłem położyć się spać. Ale o tym już przy innej okazji ;)
Planowałem start o 00:00 i finisz o 20:00. Byliśmy 10 minut szybciej, liczyłem jednak wolniejszą jazdę, ale krótsze postoje. Jechało się super, a tempo po 400km było większe niż na starcie. Gdyby do celu było jeszcze 100km też byśmy przejechali. Mądra jazda z dobrym rozłożeniem sił i odpoczynkami zaowocowała. Nie było kryzysów, nie było problemów, po prostu połykało się kilometry.
Z ciekawostek mój Garmin w końcu przeszedł test wytrzymałościowy. Już o 18:00 pojawił się komunikat, że bateria jest rozładowana... a trzymała i zliczał wszystko aż do 20! To dłużej niż podaje producent.
O trasie nad morze myślałem zawsze "Płaska", teraz to zrewidowałem, krótkie nawet 5% podjazdy dawały o sobie znać.
Na koniec jeszcze mały bilans żywieniowy:
- 5 bułek z wkładką
- 3 pączki
- 4 batony
- 2 jogurty
- około 9 litrów płynów
Mapa z zaznaczonymi postojami:
Tutaj jeszcze międzyczasy:
Kad avg - 83