Austria 2012 #2 - Tauernmoossee (2023m)
Austria #2 - Tauernmoossee (2023m)
Austria #3 - Przełęcz Hochtor (2504m)
Austria #4 - Wodospady Krimml
Austria #5 - Tauernradweg
Austria #6 - Powrót
Pobudka koło 8 i od razu atakujemy szwedzki stół. Patrząc na innych gości zjadamy około 4-5x tyle co oni... Przecież takie ich śniadanko to może na godzinę starczy :) Właścicielka nie patrzy na nas zbyt przychylnie :D Pogoda taka jak w prognozach. Gęste, ciemne chmury bardzo ograniczające widoczność, na szczęście sucho. Decydujemy się pojechać obejrzeć kompleks elektrowni w Kaprun. Elektrownia znajduje się na 2000mnpm i składa się na dwa jeziora: Wasserfallboden oraz Stausee Mooserboden. Spływają tam wody z topiącego się lodowca oraz pobliskich gór. Woda spływa z jednego zbiornika do drugiego i ponownie pompowana jest na górę. Jak się przekonaliśmy Austriacy mają w regionie Wysokich Taurów bardzo dużo elektrowni szczytowo-pompowych, praktycznie wykorzystują każde wyżej położone jezioro.
W Zell objechaliśmy jezioro i ścieżką udaliśmy się do Kaprun. Wieść gminna niosła, że znajduje się tam XII-wieczny zamek. Postanowiliśmy udokumentować go na zdjęciu.
W miasteczku Adam postanowił poprawić swoją technikę. Wprawił się na tyle, że to on później prowadził większość zjazdów.
Zaczynamy podjazd. Temperatura nie była oszałamiająca co można stwierdzić po stroju.
Trasa zapowiadała się obiecująco. Podjazd 15km, z 750 na 2000m, z czego 1000m przewyższenia na ostatnich 8km. Niestety udało się zrobić tylko połowę.
Trafiliśmy na parking skąd odjeżdżały autobusy na górę. Mimo to spróbowaliśmy pojechać, ale zawrócił nas strażnik :D Okazało się, że na górę jest bardzo dużo jazdy w tunelu i można tylko autobusami tam pojechać, obok był nawet parking na rowery. Mimo potężnych chmur turystów była masa... cóż, zdjęcia koło kas biletowych, tego co by nas czekało na górze, prezentowały się nieźle ;)
Tym razem odpuściliśmy i ścieżkami skierowaliśmy się z powrotem do Kaprun. Na terenowym podjeździe miałem problemy z wrzuceniem przełożeń, po zjeździe stanąłem... i okazało się, że tylne koło nie siedzi w widełkach!?! Wtf? Na szczęście się nie zabiłem i po dokręceniu ruszyliśmy dalej.
Jadąc offroadem mijaliśmy wodospady, wzdłuż których ciągnęły się trasy piesze.
Doliną ruszyliśmy na zachód, celem jezioro Tauernmoossee.
Główna część podjazdowa to trochę ponad 18km. Zaczęło się w miarę spokojnie.
Aż dojechaliśmy do stacji wyciągu narciarskiego (1400m). W tle pojawiła się kamienista droga wiodąca wyżej do 3 jezior lodowcowych, z czego najwyższe było chyba powyżej 3000m. Bardzo strome, wysokie góry wokół nie sprzyjają za to mojemu Garminowi, który nagminnie tracił sygnał z satelitami.
Adam nawet spróbował, ale ledwo dało się jechać.
Trochę się zdołowałem, że kolejny podjazd odpuścimy, ale po przestudiowaniu mapy znaleźliśmy małą dróżkę odgrodzoną, zabezpieczonym na łańcuch, szlabanem. Od razu zrobiło się stromo, a nam poprawił się humor :D
Zdecydowanie ten wyjazd nie jest dla mięczaków ;)
Podjazd okazał się prawdziwym niszczycielem. Niecałe 5km, średnio ponad 11%. Średnia jest dość myląca bo na tak krótkim odcinku było 15 zakrętów o 180 stopni, na których były wypłaszczenia, jak tylko pojawiała się prostka nachylenie trzymało 14-15%, a momentami dochodziło do 19%.
Można było się spocić. Adam postanowił zamknąć kasetę :)
Ja pozwoliłem sobie przycisnąć. W oddali na drodze Adam i doganiających go dwóch szosowców (można sprawdzić w oryginalnej wielkości zdjęcia :D )
Tak sobie czekając dogonili mnie szosowcy i desperacko próbowali się dowiedzieć ile zostało jeszcze do końca, a było tego ze 100m w pionie.
Adam.
I jeszcze jeden widoczek. Podjeżdżając minęły nas chyba 4 auta. Prawdopodobnie byli to pracownicy zapory gdyż podjeżdżaliśmy między 15 a 16.
Koniec?
Może głównego podjazdu bo jeszcze klika metrów zostało ;)
Pozowanie w chyba najwyższym punkcie, a potem zjazd do jeziora.
W dół prowadziła droga terenowa.
Było dość stromo, zjechałem kawałek, ale o podjeździe po tym szutrze nie było mowy więc na zaporę nie zjechaliśmy :( Zdjęcie robione przy dużych emocjach... nie widać tutaj dobrze, ale rower stał na skraju skarpy. Adam się oddalił, ja chciałem mieć zdjęcie, a rower tylko tam trzymał pion :D
Na górze minęliśmy jeszcze dwóch szosowców i dziewczynę n MTB. Wypasało się też stado koni. Adam za to wypatrzył urokliwą chatkę.
Zjazd w moim wykonaniu był tragiczny, cały na hamulcach. Adam jak na Veliko Rujno musiał czekać na mnie na dole. Na drugiej części było już lepiej, trochę aut też się wyprzedziło. Sam podjazd miał trochę ponad 18km, średnio 6.1%, ostatnie 5km średnio 11%. Na drugiej części uzyskałem średnią 9.8km/h, bez 28 z tyłu byłoby tragicznie.
Powrót ścieżkami doliny, bardzo dużo mijanych rowerzystów. Na koniec mała przygoda. Wypadły mi ciuchy wiezione na plecach pod koszulką. Kombinezon wkręcił mi się w koło i zablokował hamulec :D Znienacka musiałem przećwiczyć mój driftowy skill zostawiając około 8 metrowego "esa" gumy mojego continentala na asfalcie. Jak się przyjrzeć to nawet widać na zdjęciu :D
Trochę się namęczyłem żeby odzyskać spodnie!
O zmroku wyskoczyliśmy na miasto. Trafiliśmy na jakiś festiwal, można było podziwiać austriacki folklor (no można poza przebranymi Indianami grającymi na piszczałkach :P ).