Wpisy archiwalne w kategorii

kajo

Dystans całkowity:16593.26 km (w terenie 107.00 km; 0.64%)
Czas w ruchu:614:10
Średnia prędkość:27.02 km/h
Maksymalna prędkość:84.80 km/h
Suma podjazdów:125261 m
Maks. tętno maksymalne:209 (105 %)
Maks. tętno średnie:181 (91 %)
Suma kalorii:523467 kcal
Liczba aktywności:245
Średnio na aktywność:67.73 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Jelcz Laskowice

Sobota, 19 października 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Uczestnicy
W Pasie spotkałem Krzyśka, który zaproponował Jelcz. Ostro pracowałem.. na kole, a pogoda dopisywała (może poza wiatrem). Za to powrót szybki i relaksujący. Taką złotą polską jesień to ja rozumiem.

Prusice

Sobota, 28 września 2013 · Komentarze(2)
Kategoria <150km, kajo
Uczestnicy
Dawno nie jeździłem i szkoda było zmarnować taką sobotę, umówiłem się z Adamem i pojechaliśmy na Wzgórza... oj zmarzło się. Było ładnie, ale zdecydowanie za lekko się ubrałem. Na powrocie minęliśmy jeszcze Krzyśka.

Whirlpoolowa środa

Środa, 11 września 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Uczestnicy
Wypadało w końcu ruszyć tyłek, a okazja była dobra - ostatni oficjalny, środowy trening whirlpoolowy. Było nas może z 12 osób, od początku leciało mocne tempo, przed Czeszowem pomyliłem zakręty i leciałem na zmianie 52-53km/h o jeden za wcześnie co poskutkowało wjazdem na ostatniej pozycji na tablicę, którą zgarnął Arek. W Tarnowcu pojawił się Artur z Kasią, tempo też żwawe, z przodu odjechał Robert, Artur, Arek i Poroś, a ja goniłem. Myślałem, że tylko Piotrek jest za mną, a przed tablicą wyskoczyła cała chmara :) Tablica dla Roberta a ja chyba jeszcze nigdy nie jechałem tego podjazdu tak mocno, na wykresie pozioma linia 187bpm :) Jak na razie chyba najszybszy środowy trening.



Zawonia / dojazd

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Dojazd, powrót, rozgrzewka oraz rozjazd po zawodach w Zawonii. Byłem jednym z nielicznych, którzy dotarli rowerem. Reszta drużyny mijała mnie autami :) Zdecydowanie chłodniej, do tego okrutny wiatr. Pod wieczór wracało się bardzo przyjemnie.

XV Dożynkowy wyścig parami w Zawoni

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(3)
Kategoria <50km, >30km/h, kajo, maraton
Planowałem wpaść w niedzielę do Zawonii pokibicować chłopakom na zawodach, ale dzień wcześniej zadzwonił Artur i namówił mnie na start w kategorii par mieszanych z Kasią. Po piątkowym bieganiu ledwo mogłem się ruszać więc w ramach testu jeszcze w nocy posiedziałem trochę na trenażerze :)

Na start ruszyłem na rowerze, akurat 25km na rozgrzewkę, przekonałem się też jak mocno wiało. Po drodze wszyscy wyprzedzali mnie autami, w tym Artur i Kasia. Na miejscu jeszcze rozgrzewka i o 15:04 startujemy.



Trasa zaczyna się od podjazdu w stronę Ludgierzowic, taktycznie źle to rozegraliśmy, troszkę spokojniejsze tempo a czasu i tak byśmy nie stracili za to sił więcej na później. Mimo to jedzie się przyzwoicie. Przy sporej prędkości przelatujemy gładko nad dziurami :) Dopiero za Czeszowem zaczyna się coś dziać. Wyprzedza nas Dolmet z wozem serwisowym, ale utrzymują się tak z 40m z przodu, a wóz jedzie cały czas lewym pasem żeby nam nie przeszkadzać. Trener cały czas krzyczy na zawodników (pewnie dopingując choć nie jestem pewien co słyszałem... ;) ), dopiero przed metą powiększają dystans. Tymczasem mijamy jeszcze Henryka Charuckiego startującego z marszałkiem województwa. Na meta wprowadza nas Kasia, serwujemy sobie jeszcze rozjazd.

Ostatecznie wynik wyszedł całkiem ładny, okazało się że straciliśmy sekundy do 2 i 3 miejsca, ale w obu przypadkach byli to zawodnicy indywidualnie dużo mocniejsi ode mnie więc i tak jest się z czego cieszyć. O 18 jeszcze dekoracja, pucharek + nagrody pieniężne i można wracać do domu.



Impreza udała się doskonale, bardzo wielu znajomych, można było spotkać się i pogadać. W open 3 pierwsze miejsca dla Whirlpoola, Artur z Arkiem byli 3 w open i 1 w swojej kategorii, Piotrek z Grześkiem byli 3 w kategorii. Za rok zdecydowanie trzeba będzie to powtórzyć :) Na koniec jeszcze wieczorny powrót, znowu wszyscy mijali mnie autami tym razem wracając do miasta, wiatr w plecy umilał i te rozjazdowe kilometry.

kad. 96/117

Whirlpoolowa środa

Środa, 28 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Uczestnicy
Dawno już nie jeździłem i dawno nie byłem na treningu teamowym więc postanowiłem połączyć dwie rzeczy :) Było ze 20 osób, gdzieś tam z tyłu się kitrałem na wysokim tętnie, ale powoli organizm się adaptował. Ostra jazda zaczęła się dopiero za Zawonią gdy skręciliśmy na trasę sobotnich zawodów. zrobił się długi wężyk i cała grupa się mocno rwała. Ja stopniowo przeskakiwałem z samego końca stawki między kolejnymi zawodnikami, którzy mieli dość. W końcu złapałem Krzyśka, który był zdeterminowany dogonić czołówkę co też zrobił. Po wjechaniu na górki co podjazd tętno na 95% na samym końcu stawki. Za to na Prababce było przyjemnie (min. 17km/h), wyprzedziłem większość, dogoniłem Arka i na szczycie przede mną były tylko 4 osoby. Po tej akcji miałem już jednak dość i z Piotrkiem w Skotnikach skręciliśmy w prawo na Wrocław. Do końcu już tylko plotki :)

Opole

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <50km, kajo, miasto
chill out

Strzelce Opolskie

Piątek, 16 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Kategoria kajo, >30km/h, <100km
Porozciągać nogi.

#9 Passo Gardena (2116), Sella (2244m), Pordoi (2239m), Campolongo (1875m)

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Kategoria <100km, Alpy 2013, kajo
Uczestnicy
#8 Passo Campolongo (1875m), Giau (2236m), Falzarego (2105m), Valparola (2192m)
#10 Powrót

Bezchmurna noc była zimniejsza od poprzedniej, mimo wielu warstwa na sobie, śpiwora oraz koca obudziłem się w aucie z przemarzniętymi nogami około 6 rano. Nie było jak się dogrzać więc postanowiłem wstać i trochę pochodzić. Słońca na kempingu jeszcze nie było choć jego promienie oświetlały już szczyty. Usadowiłem się na samym krańcu placu i czekałem na pierwsze promienie fotografując wszystko dookoła.

Na tej ścianie w środku nocy obserwowaliśmy wspinaczy.


Kiedy słońce już zagościło przy aucie zrobiło się bardzo przyjemnie, do tego stopnia, że musiał pościągać rzeczy i zostać bez koszulki. Zrobiłem śniadanie i delektowałem się pięknem Dolomitów przy okazji czytając książkę. Kolegom jakoś nieśpieszno było opuszczać namiot i tak jakoś szybko zleciały mi 4 godziny :)

Mój nocleg przez cały wyjazd, spałem obrócony w drugą stronę.


Patrząc na Adama i Darka z niewiadomych mi przyczyn morale nie wyglądały na zbyt wysokie... może spanie w wełnianej czapce i kurtce przeciwdeszczowej miało coś z tym wspólnego? ;D


Ostatecznie Darek zrezygnował dzisiaj z jazdy, a Adam robił dywersję i po dość długim relaksie udało się ruszyć koło 14. Zdecydowaliśmy się na Gruppo del Sella, płaskowyż Sella otoczony jest drogą, która biegnie przez 4 przełęcze: Passo Gardena (2116), Sella (2244m), Pordoi (2239m), Campolongo (1875m).

Dzisiaj tempo spokojne i dużo zdjęć. Zaczęliśmy od Gardeny.






Na samej przełęczy parking płatny, wszystkie miejsca zajęte, a ludzie stawali nawet niżej na serpentynach żeby zaparkować. Trekingowcy oraz wspinaczy. Dodatkowo po szlakach widać było pełno MTB.


Zjeżdżając widzieliśmy wspaniałe ściany do wspinaczki. Ciekawe czy wszystko w stylu klasycznym czy może jednak mają obite drogi?




Zaczęliśmy się zbliżać do Passo Sella, tam ponownie auta poustawiane we wszystkich możliwych miejscach gdzie tylko dało się wjechać.












Następnie przyjemny zjazd i od razu podjazd na Passo Pordoi, a tam ciągle wywieszone banery Tour de Pologne, które w tegorocznej edycji tamtędy poprowadzono.






Zjazd z Pordoi do Arabby rewelka, leciało się zarąbiście, polecam :) a na koniec został nam łagodny podjazd na Campolongo.


Corvara w dole. Na zjeździe był jeden łuk przekozak, na którym tak się złożyłem że chyba zabrakło centymetrów od przyszorowania kolanem o asfalt :)


Na koniec zakupy i zdjęcie przy nowej generacji drewnianych rowerów. Ten to dopiero ma przełożenia, stówka na zjeździe przy kilku ruchach korbą.


Na kolację spaghetti z mozarellą i szykowanie rzeczy do jutrzejszego powrotu. Piękny widokowo wyszedł dzisiaj dzień. W planach miałem przejechać się u podnóża Marmolady i zrobienie Passo Fedaia, ale będzie musiała poczekać do następnego razu.

#8 Passo Campolongo (1875m), Giau (2236m), Falzarego (2105m), Valparola (2192m)

Sobota, 10 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Kategoria <100km, Alpy 2013, kajo
Uczestnicy
#7 Corvara (1551m)
#9 Passo Gardena (2116), Sella (2244m), Pordoi (2239m), Campolongo (1875m)

Noc była przeraźliwie zimna (8 stopni), a do tego padał deszcz. Rano nie było lepiej, ale prognozy zapowiadały piękną pogodę na sobotę. Koło 10 niebo zaczęło się przejaśniać także po śniadaniu i przygotowaniach koło godziny 12 byliśmy gotowi ruszać. Bez internetu ciężko było wyznaczyć trasę jednak na kempingu było rozwieszonych wiele ogromnych map, z których można było wyczytać wysokości oraz dystanse na konkretnych odcinkach. Wybraliśmy 90km z kilkoma przełęczami. Z uwagi na dużą wysokość panowały tu zgoła inne warunki niż w Merano, temperatura utrzymywała się w okolicy 20 stopni, a po schowaniu się słońca robiło się chłodno.

Na zdjęciach pozostałości deszczowych chmur roztopionych promieniami słońca.




Od wyjazdu z kempingu rozpoczął się pierwszy podjazd, Passo Campolongo (1875m), gdybym nie wyczytał na mapie to pewnie bym nawet nie zauważył ;)


Potem czekał nas długi i łagodny zjazd, na którym wiele razy stawaliśmy na zdjęcia. W oddali zaczęła się również pojawiać Marmolada (3343m), najwyższy szczyt w Dolomitach. W taki sposób zjechaliśmy na 1275m gdzie pojawiły się już znaki na Passo Giau.


Panorama z Marmoladą po lewej stronie ze szczytem w chmurach.


W końcu rozpoczęła się wspinaczka na Passo Giau (2236m), nie wiedziałem jak to wygląda, na szczęście co jakiś czas postawione są znaki z dystansem i tak do pokonania miałem 10km. Jak się okazało nie było to byle jakie 10km bo średnio miało 9.1% i ani na chwilę nie pozwalało odetchnąć.


Na szczęście pogoda zdążyła się popsuć i niebo zasnuło się chmurami co skutecznie obniżyło temperaturę. Sprawnie zacząłem wyprzedzać kolejnych kolarzy na podjeździe, na 4km przed szczytem dojrzałem kolejny cel w białej koszulce, też musiał mnie spostrzec bo dystans przestał się zmniejszać. Wtedy też zadzwonił Dawid, chciał wiedzieć czy jesteśmy zainteresowani wspinem w skałach. Tak się zagadałem, że przestałem kontrolować tętno, wbiłem HRmaxa i jak się rozłączyłem byłem już koło drugiego kolarza. Lało się z niego jakby na trenażerze jechał :)


Zaraz po wjeździe poprosiłem o fotkę parę, która stała obok. 10km zrobione w 54:05 i 155bpm na 172 max, z których jestem zadowolony. Teraz zostało szybko się ubrać i zaczekać na chłopaków. Pogoda zdążyła się poprawić, a panorama z Giau prezentowała się cudnie.


Współczuję tym krowom, ja już po 15 minutach miałem dość tych dzwoneczków.






Zjazd był fajny, choć początek robiony za fatalnym motocyklistą, dopiero jak go wyprzedziłem można było się pobawić. Zjechaliśmy do Pocol i od razu zaczął się podjazd na Passo Falzarego (2105m), niestety od tej łatwej strony.




Po krótkiej sesji jeszcze 90m podjazdu na Passo Valparola (2192m).


Tam też kilka zdjęć i bardzo szybki zjazd w stronę La Villa. Pierwsze 4 czy 5km miały ponad 9% przez co udało się wyprzedzić auto przy 80km/h :) Spodenki teamowe są fatalnie zrobione, brak ściągaczy na nogawkach doprowadzał do tego, że na dole zjazdu niewiele brakowało a wyglądałbym jak w stringach, tak się zawinęły do góry :D







Wyschnięte koryto rzeki na zjeździe.


Przejechaliśmy przez La Villa i zrobiliśmy jeszcze 100m podjazdu do Corvary gdzie stanęliśmy w sklepie. A takie widoczki miałem pilnując rowerów. Co interesujące był to jedyny sklep w tej 1.5-tysięcznej miejscowości, przy 3 otwartych kasach w każdej stało w kolejce po 15-20 osób.


Na kempingu słońce szybko chowało się za górami i temperatura spadała gwałtownie. Po godzinie było 14, a po dwóch 10 stopni. Zupełne przeciwieństwo Merano położonego raptem 100km na zachód. Nie byliśmy do końca przygotowani na takie warunki, do wieczornego siedzenia przydałby się kurtki. Skończyło się na zakładaniu wszystkiego co mieliśmy, a najprzyjemniej siedziało mi się kiedy byłem owinięty śpiworem. Wieczorem można było podziwiać gwiazdy i mnóstwo samolotów na niebie, upolowałem też spadającą gwiazdę. Kemping poza kolarzami składał się jeszcze ze wspinaczy, których najlepiej obserwowało się nocą. Na pionowych ścianach otaczających kemping, a wznoszących się nawet 1000 metrów wyżej można było śledzić powoli poruszające się punkty świetlne. Z uwagi na wysoką temperaturę na nasłonecznionych ścianach wspinacze preferowali nocne wejścia.