Wpisy archiwalne w kategorii

kajo

Dystans całkowity:16593.26 km (w terenie 107.00 km; 0.64%)
Czas w ruchu:614:10
Średnia prędkość:27.02 km/h
Maksymalna prędkość:84.80 km/h
Suma podjazdów:125261 m
Maks. tętno maksymalne:209 (105 %)
Maks. tętno średnie:181 (91 %)
Suma kalorii:523467 kcal
Liczba aktywności:245
Średnio na aktywność:67.73 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Whirlpoolowy czwartek

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(4)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Uczestnicy
No prawie ;) Ja, Darek, Krzysiek, po drodze minęliśmy Grześka który też kręcił, Piotrek ostatecznie nie dał rady. Warunki dzisiaj trudniejsze niż wczoraj bo mocno wiało. Krzysiek zjawił się na MTB żeby mieć lepszy trening :) Od początku przyzwoite tempo, niewiele osób więc co chwila zmiany. Z przodu regularnie pracowałem koło 90% HRmax.

Pojechaliśmy na Czeszów, tam lecieliśmy koło 40km/h po krótkich zmianach. Na zakręcie przed tablicą ze zmiany schodzi Darek, z przodu zostaje Krzysiek więc nie zastanawiając się w dolnym chwycie zaczynam atak, lecę już mocno ale czuję kogoś na kole, jestem pewien że Krzysiek zaraz mnie na MTB weźmie... redukcja na 11, mroczki przed oczami i tablica moja ;) Okazało się że to Darek walczył za mną. Może nie najrówniejsze szanse dzisiaj, ale chociaż raz tablica moja :DDD

Szok przeżyłem po zgraniu danych z Garmina, okazało się że na finiszu zrobiłem 60km/h O.o ! Dodatkowo kolejne odczyty danych z pulsometra: 181, 189, 189, 197, 209, 207, 202, 195, 195, 192, 190, 186. Dzisiaj ani razu pulsometr mi nie świrował, a tu taki kwiatek :) W życiu najwięcej na pulsometrze widziałem 197, ale też nigdy wcześniej tak mocno nie szedłem. Z drugiej strony jakbym miał maxa ponad 200 to by tłumaczyło dlaczego nie sprawia mi problemów ciągła jazda na 180bpm. Trzeba jeszcze kiedy spróbować wyznaczyć HRmax.

Później chwilka rozprężenia i dalej mocno po zmianach, pod koniec Krzysiek nas przekonywał, że nie odpuszczamy do Pasi :) I tak 67km zrobiliśmy poniżej 2 godzin i na koniec został rozjazd. Zadziwiająco dobrze mi się dzisiaj jechało mimo wczorajszego mocnego treningu.

Whirlpoolowa środa

Środa, 3 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Cotygodniowy trening teamowy. Spóźniłem się 2 minuty i już ich nie było :) No to gaz żeby gonić i szok bo pierwszy raz w życiu na przejeździe kolejowym za Whirlpoolem widziałem pociąg. Tam dojechał do mnie Krzysiek Janczura i razem goniliśmy. Nie widząc ekipy do Skarszyna ja pojechałem skrótem na Zawonię, a Krzysiek robić własny trening.

Za Zawonią spotkałem już trochę przebraną przez mocne tempo ekipę i zaliczyliśmy Czeszów na którym mi nie poszło, ale wbiłem tegorocznego HRmaxa :) Premia na Skotniki spokojniej niż zwykle przez co utrzymałem się z przodu. Mam nauczkę żeby nie spóźniać się na zbiórki :)

Towarzysko

Poniedziałek, 1 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria <50km, >30km/h, kajo
Z Piotrkiem luźna przejażdżka żeby popodziwiać nowe FFWD :)

Panoramica

Sobota, 29 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
1. Rimini dzień 1 czyli plażing
2. Rimini dzień 2 - San Leo
3. Rimini dzień 3 - Panorama Adriatica
4. Rimini dzień 4 - San Marino
5. Merano dzień 5
6. Mernao dzień 6 - Panoramica
7. Merano dzień 7 - Powrót

Dzisiaj w końcu czekają nas prawdziwe górki. Adam wynalazł jakąś trasę opisaną jako "Panoramica" wiodącą z Merano do Bolzano górą, a nie, jak autostrada, doliną. Najpierw trochę kluczyliśmy po miasteczku zaliczając sztywne kawałki, a ostatecznie okazało się że jesteśmy na dobrej drodze.

Wylot z miasta.


Stamtąd kierowaliśmy się już na znaki Meran 2000 oznaczające "ski area". Podjazd trzymał cały czas a Garmin ciągle pokazywał 10%. Ostatecznie na pierwszych 17km od wyjazdu z kempingu średnia nachylenie wyniosło ponad 8%, przyzwoita rozgrzewka :)

Początek Panoramiki:


Po drodze odbiłem w ślepą uliczkę na którą wskazywał znak ze starym kościołem. Prezentował się przyzwoicie.



Następnie z głównej drogi odbiliśmy na Falzeban, znajduje się tam stacja kolejki linowej prowadzącej do baz narciarskich.


Na górze robiło się już zimno i miałem na sobie ubrane wszystkie ciepłe ciuchy jakie zabrałem. Dalsza droga to wiele kilometrów mikrozmarszczek.






Po drodze zjechaliśmy z główniejszej, krótszej, drogi i ruszyliśmy przez lasy w kierunku Bolzano. W dole widać już miasto, a nas czekał szybki zjazd.


Zjazd bardzo szybki, z wyprzedzaniem aut włącznie. Dodatkowo dwa bardzo interesujące tunele, spiralnie zakręcające w prawo, o bardzo dużym nachyleniu. Jak się człowiek odpowiednio wcześniej nie zorientował to robiło się za późno i masakrycznie siła odśrodkowa wyrzucała na przeciwny pas. Adamowi ledwo udało się nieprzyrysować Porsche.


Do samego Bolzano wjechaliśmy poszukać czegoś do jedzenie, szybko wpadliśmy na budkę z kebabem :D



Do Merano wiodła już ścieżka rowerowa, podobnie jak z Prato, bardzo przyjemne 30km powrotu.


Po powrocie prysznic, chwila odpoczynku i zakupy. Na koniec jeszcze pakowanie bo następnego dni wcześnie rano chcieliśmy wyjechać do Polski.

Merano

Piątek, 28 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Włochy 2013, kajo, <50km
Uczestnicy
1. Rimini dzień 1 czyli plażing
2. Rimini dzień 2 - San Leo
3. Rimini dzień 3 - Panorama Adriatica
4. Rimini dzień 4 - San Marino
5. Merano dzień 5
6. Mernao dzień 6 - Panoramica
7. Merano dzień 7 - Powrót

W Alpy planowaliśmy pojechać już dzień wcześniej ale prognozy były fatalne i odkładaliśmy to w czasie. Pakowanie trochę nam zajęło ale w końcu ruszyliśmy w trasę, 430km do Merano. Zbliżając się do gór pojawiały się co raz piękniejsze widoczki, Adam starał się fotografować to co się działo za oknem przy okazji wyłapując zamki.



Z przygód na trasie zostaje chyba tylko tankowanie po 8zł za litr oleju napędowego :) W Merano dość szybko znaleźliśmy kemping i od razu Adam wziął się za rozbijanie namiotu. Dookoła w większości Niemcy. Zresztą w tym rejonie to już wszyscy znają niemiecki, a wszystkie napisy wszędzie są w dwóch językach. Standard samego kempingu też wyższy niż w Rimini.

Później wybraliśmy się na zwiedzanie miasta zahaczając o turecki kebab i Spara. Turcy nawet coś tam mówili po polski :) Jedzenie brałem w ciemno, ale wybór był dobry, nie dość że smaczne to można było się najeść za 6 euro. W samym Merano byłem w czerwcu zeszłego roku jak z chłopakami jechaliśmy do Wrocławia rowerami.




Merano leży na około 300mnpm a otoczone jest ze wszystkim stron górami.


Po 19 postanowiliśmy ruszyć tyłki i coś się przejechać. Poprowadziłem nas ścieżką poznaną rok temu, a wiodącą aż do Prato po Stelvio.


Z Merano do Prato leci 50km takiej ścieżki.





Gdzieś u podnóża tych górek jest Prato dello Stelvio i zaczyna się podjazd na przełęcz. Dzisiaj mielibyśmy problem wyrobić się za widoku choć pewnie niewiele by zabrakło ;)


Robimy 25km i przy zameczku zawracamy.


Temperatura spadła już do 12 stopni więc zrobiłem tempówkę prawie do Merano. Zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym na miasto, tuż przed odcinkiem drogi rowerowej z czterema serpentynami.


Adam jeszcze chwycił ostatnie promienie słońca na górach.


Zjazd do miasta bardzo szybki, niestety ścieżka nie była zbyt szeroka i nie było co ryzykować. Ogólnie bardzo przyjemne miejsce na bazę wypadową na kilka dni. W pobliżu Stelvio, passo Giovo i passo Rombo oraz masa innych, niższych podjazdów.

San Marino

Czwartek, 27 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
1. Rimini dzień 1 czyli plażing
2. Rimini dzień 2 - San Leo
3. Rimini dzień 3 - Panorama Adriatica
4. Rimini dzień 4 - San Marino
5. Merano dzień 5
6. Mernao dzień 6 - Panoramica
7. Merano dzień 7 - Powrót

W nocy popadało i od rana już piękna pogoda. Zbieramy się i ruszamy odwiedzić San Marino w około którego ciągle jeździliśmy. Tym razem wyjazd z aglomeracji idzie dużo sprawniej i szybko jesteśmy na okolicznych wzgórzach. Widok nie jest za ciekawy bo SM ledwo widać, w oddali porządne ulewy. Na szczęście tak jechaliśmy że wszystkie ładnie ominęliśmy.

Przygotowania i kemping.



Po drodze trafiamy na masę bardzo stromych podjazdów, tutaj z przodu trafiła się dłuższa 18-nastka ze znakiem ostrzegawczym. W oddali SM.


Na górze niespodzianka i SM można zliczyć do przejechanych krajów rowerem.



Sam podjazd na stare miasto bardzo przyjemny, można by tam regularnie trenować. Dojeżdżamy do bramy Św. Franciszka, ale wjeżdżamy inną drogą na górę.


Adam zoomem wyłapał San Leo i pagórek na który się wspinaliśmy dzień wcześniej.


Zwiedzanie chcemy zacząć od samej góry więc szybko przejeżdżamy przez wiekowe uliczki.


Prawie na górze, przez pieszych ciężko było jechać.



Pierwsza wieża obserwacyjna.



Wieża trzecia robiona prawie z drugiej.





Druga wieża.


Po zaliczeniu górnej części (i usłyszenia chyba każdego jeżyka obcego od turystów) udaliśmy się niżej. Trafiliśmy też na rycerza na warcie. Trochę przyrdzewiał :)


Bazylika.


Ratusz i siedziba rządu SM. Na wejściu gwardziści.


Na górę można dostać się również kolejką.


Tak sobie chodziliśmy po miasteczku podziwiając wszystkie te sklepy z bronią - łuki, katany, karabiny i inne. Nie wiem skąd ta obsesja na tym punkcie :) Sporo czasu spędziliśmy na górze, ale w końcu trzeba było wracać. Zaliczyliśmy całkiem przyjemny zjazd i w pięknej pogodzie skierowaliśmy się na Rimini. Nie mogliśmy wyjść z podziwu że dzisiaj nigdzie nas nie zlało, w takich warunkach szkoda było wracać więc zaczęliśmy kręcić się po tych wszystkich dróżkach na wzgórzach. Trafiliśmy na 18% ściankę gdzie walczył miejscowy chłopak na góralu... to trzeba było pokazać jak się wjeżdża... no i HRmax :P Potem Adam poprawił jeszcze po wypłaszczeniu.

Na prywatnej posesji Adam wypatrzył Fiata 500, tak długo robił to zdjęcie, że aż gospodarz wyszedł i zaczął iść w naszą stronę. Ostatecznie szybko się ewakuowaliśmy :)


Na kempingu niespodzianka, obok nas rozbiła się ekipa taneczna... ze Śląska. Następnego dni mieli jakiś konkurs i dość długo wszystko ćwiczyli przy muzyce. Ludzie schodzili się oglądać i robić zdjęcia. Trzeba przyznać że przyjemnie się oglądało :]



Później zaliczyliśmy ponownie grande pizza x2 i przy piwku oglądaliśmy jak grupa kręci... własnego Harlem Shake :D

Rimini - Panorama Adriatica

Środa, 26 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
1. Rimini dzień 1 czyli plażing
2. Rimini dzień 2 - San Leo
3. Rimini dzień 3 - Panorama Adriatica
4. Rimini dzień 4 - San Marino
5. Merano dzień 5
6. Mernao dzień 6 - Panoramica
7. Merano dzień 7 - Powrót

Tym razem pogoda postanowiła nas zaskoczyć. Lało w nocy i rano :) Długo odsypialiśmy wieczór, a potem postanowiłem dalej potestować mojego Kindla. Ostatecznie po południu ruszyliśmy na lans nabrzeżem. Tak sobie jadąc prawie cały czas plażą poznaliśmy pozostałą część wybrzeża, oczywiście u sąsiada trawa jest bardziej zielona, a Włoszki jeszcze ładniejsze ;) Tak się bujając i próbując uzyskać na rowerze tętno spoczynkowe dotarliśmy w okolice Panomramy Adriatici (42% HRmax na pierwszych 31km :) ).




Czekał nas jeszcze 22% wyjazd z plaży i zaczęliśmy podjeżdżać, od razu pojawiła się masa rowerzystów. Niestety dojechaliśmy tylko na punkt widokowy, było na tyle późno że nie zdążylibyśmy wrócić jadąc dalej.





Na powrocie tempówka i znowu szybko byliśmy na miejscu. Po zaopatrzeniu się w miejscowym markecie usiedliśmy na kempingu i podziwialiśmy rozbłyskujące ze wszystkich stron niebo. W pewnym momencie doszedł mnie dziwny dźwięk, a Adam zerwał się i zaczął biec do auta. Ruszyłem za nim, a po chwili lunęło z nieba przeokrutnie.

To co się zaczęło trzeba było dokończyć w innym sposób :)

Rimini - San Leo

Wtorek, 25 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
1. Rimini dzień 1 czyli plażing
2. Rimini dzień 2 - San Leo
3. Rimini dzień 3 - Panorama Adriatica
4. Rimini dzień 4 - San Marino
5. Merano dzień 5
6. Mernao dzień 6 - Panoramica
7. Merano dzień 7 - Powrót

Od rana piękna pogoda nas rozleniwiała, ale w końcu udało się pozbierać. Nasmarowani olejkiem do opalania ruszyliśmy zdobywać Górę Pantaniego po drodze zaliczając rozreklamowane San Leo. Wyjazd z aglomeracji był problematyczny, ale kiedy już się udało trafiliśmy na przepiękne tereny pod względem turystycznym jak i sportowym. Podjazdy o różnej długości o nachyleniu regularnie skaczącym na 10% czy 12%. Co ciekawsze miejsca miały 15-20% :)

Rano jeszcze obowiązkowa wizyta na plaży.


Zostawiamy Rimini.


By szybko ujrzeć nasz cel na kolejny dzień, San Marino.



Po drodze podziwiamy zameczki i wille na szczytach wzgórz.


Skręcamy w bok za znakami na kościół i zamek. Serwuje nam to zdrowy podjazd, a efekt nie powalał :D



Ruiny.


Przed San Leo trafiły się jeszcze serpentyn.


A tu pierwszy cel, San Leo i jego twierdza.


Trzeba przyznać, że całkiem dobra miejscówka.



Jednak najpierw postanowiliśmy zdobyć wyższe wzgórze.


Jak to na wyprawie off road musi być... później nie skończyło się to dobrze ponieważ musiał stawać, widełki się zapychały i koła nie chciały się kręcić :D


Ścieżka nie była najlepsza, ale widoki zachęcały...



zachęcały dopóki się nie obróciłem :D



Zrobiło się troszkę przerażająco biorąc pod uwagę odgromnik który był zaraz obok krzyża :D


Jeszcze fotka z San Marino.


Oraz panorama.


Następnie zaczęła się szaleńcza ucieczka żeby nie dostać piorunem :D Zaczęło już lać, Adam zjechał rowerem a ja zbiegałem do mojego. Przygoda zakończyła się w...


kaplicy cmentarnej gdzie spędziliśmy dobre 2 godziny... ale przynajmniej w przeciwieństwie do wczoraj tam było ciepło ;)

Nie, ciągle leje.


Kiedy deszcz zelżał zaczęliśmy się zbierać, pojawiła się też starsza pani mocno zaskoczona naszym widokiem w kaplicy. Było bondziorno i ruszyliśmy obfotografować San Leo.

Wlot do miasteczka.






Niestety pogoda dalej nie rozpieszczała, straciliśmy na tyle dużo czasu a deszczyk dalej kropił więc zdecydowaliśmy się polecieć do Rimini. Tempówka na powrocie i byliśmy raz dwa.

Wyskoczyliśmy polansować się na plaży.



A potem zawitaliśmy do naszej ristorante na kolację. Zrobiliśmy furorę bo uparliśmy się na grande pizza, aż kucharz przyszedł do nas z drewnianymi tackami żeby pokazać nam rozmiar :) Biorąc pod uwagę że wcześniej jedliśmy tylko śniadanie takie dwie grande pizza zniknęły szybko. Na koniec mała imprezka przy bitach z samochodowego radia ;)

Rimini dzień 1 czyli plażing

Poniedziałek, 24 czerwca 2013 · Komentarze(3)
1. Rimini dzień 1 czyli plażing
2. Rimini dzień 2 - San Leo
3. Rimini dzień 3 - Panorama Adriatica
4. Rimini dzień 4 - San Marino
5. Merano dzień 5
6. Mernao dzień 6 - Panoramica
7. Merano dzień 7 - Powrót

Do Rimini dojechaliśmy w niedzielę wieczorem. Trasa przez Niemcy, z austriackich autostrad zrezygnowaliśmy za to skorzystaliśmy z włoskich. Na miejscu nie mieliśmy żadnego noclegu więc skończyło się szybko rundką po okolicy i zaparkowaniu auta w bocznej uliczce. Noc była bardzo ciepła więc po odwiedzeniu plaży Adam zaległ obok auta, a ja złożyłem siedzenia i spałem na tyle :)

Pierwszy nocleg.


Rano śniadanie na plaży.




Po czym skierowaliśmy się pod adres kempingu, który znalazłem w necie. Było bardzo dużo miejsca, a obsługa bardzo dobrze znała angielski. Wskazano nam miejsce i można było rozbić obóz. Kemping znajdował się przy samej plaży, a powierzchniowo był ogromny, najwięcej kamperów i przyczep kempingowych. Towarzystwo z całej Europy.


Kiedy już wszystko było gotowe udaliśmy się na plażę. Okazało się że co rano ciężarówki wożą piasek, koparki wszystko równają po czym obsługa plaż chodzi i przesiewa przez sito piasek. A potem człowiek się dziwie, że codziennie jest tam ładnie ;)


Kolejnym krokiem było tradycyjne szybkie spalenie się na słońcu. Okazało się że z kempingu mamy tylko parasol, a jak chcemy położyć się na leżakach to trzeba 9 euro zapłacić :D Nie skorzystaliśmy, a przesiany piasek był kuszący. W ciągu dnia nie zabrakło Murzynów sprzedających przeróżne rzeczy na plaży. Jeden zagadał do nas, a jak okazało się że znamy angielski to się zaczęło. Pan którego imienia nie byłem w stanie zapamiętać pochodził z Nigru, kiedy wybuchł wojna w Libii udało mu się łódką z kilkoma innymi osobami przedostać do Włoch. U siebie studiował Biblię i miał zostać "preacherem". Następnie wygłosił nam bardzo długie kazanie na temat wiary, że uszy opadły z wrażenia, dobry był :) Zdecydowanie marnuje się sprzedając chusteczki na plaży.

Kiedy mieliśmy już dość udaliśmy się na zwiedzanie aglomeracji (a ta jest spora). Poniżej budynku urzędowe i pomnik papieża Pawła V.


Nabrzeże.




Widok na drugą stronę był lekko niepokojący :)


Była jeszcze szansa na odwrót...


z której nie skorzystaliśmy...


a deszcze padał, studzienki wybijał i wiatr tak zacinał, że momentami nie było się gdzie schować.


Kiedy deszcz troszkę zależał daliśmy nogę. Miasto było jednak zakorkowane przez zalanie niektórych ulic i rozdzieliliśmy się z Adamem. Ja trafiłem prosto na kemping, Adamowi zajęło to trochę więcej czasu. Nie najlepszy moment na błądzenie :)

Na miejscu obraz katastrofy, większość kempingu pod wodą. My mieliśmy szczęście i akurat naszego namiotu nie zatopiło. Niektórzy musieli wylewać wodę... my tylko troszkę bo tropik został otwarty.



Na kolacje spaghetti w kempingowej ristorante i wieczór na plaży.

Whirlpoolowa środa

Środa, 19 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Kolejny teamowy trening, stawiło się dużo osób od nas. Tempo szło równe, na Czeszów dość szybko zaczęły się ataki, udało dojechać się w pierwszym "wężyku". Potem premia górska na Skotnikach. Początek bardzo słabo mi poszedł, ale w końcu zacząłem wyprzedzać grupki, na wypłaszczeniu doszedł mnie Tomek Wołodżko i razem wjechaliśmy na tablicę na 8 pozycji. Na Pasikurowice starałem się tylko utrzymać w pierwszej grupie. Na koniec uzupełnianie płynów w doborowym składzie pod sklepem na osiedlu ;) Fajnie było.