Wpisy archiwalne w kategorii

kajo

Dystans całkowity:16593.26 km (w terenie 107.00 km; 0.64%)
Czas w ruchu:614:10
Średnia prędkość:27.02 km/h
Maksymalna prędkość:84.80 km/h
Suma podjazdów:125261 m
Maks. tętno maksymalne:209 (105 %)
Maks. tętno średnie:181 (91 %)
Suma kalorii:523467 kcal
Liczba aktywności:245
Średnio na aktywność:67.73 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck

Czwartek, 14 czerwca 2012 · Komentarze(6)
Kategoria >150km, Alpy 2012, kajo
Husaria Szosowa w Alpach
0. Alpy 2012
1. Alpy dzień 1 - Bergamo - Bellinzona IT / CH
2. Alpy dzień 2 - Passo della Novena (2478m) CH
3. Alpy dzień 3 - Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m) CH
4. Alpy dzień 4 - Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m) CH / IT
5. Alpy dzień 5 - Bormio - przymusowy odpoczynek IT
6. Alpy dzień 6 - Passo dello Stelvio (2758m) IT
7. Alpy dzień 7 - Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck IT / A
8. Alpy dzień 8 - Wörgl - Altheim A / DE
9. Alpy dzień 9 - Altheim - Passau - Vimperk - Hradec Kralove A / DE / CZ
10. Alpy dzień 10 - Hradec Kralove - Kłodzko CZ / PL
11. Alpy 2012 - podsumowanie

To śniadanie było syte, ale nie wymaksowane :D Pani nam przynosiła różne rzeczy, a my zjedliśmy co tylko się pojawiło. Mimo to na 90km do Innsbrucka starczyło. Po śniadaniu trzeba rozruszać kości stąd rozgrzewka, prawie 1000m podjazdu na Passo Giovo. Czuję dość mocne zmęczenie i w końcu nawet przyczepka mi odjeżdża. Tym razem mam okazję podziwiać widoki, rok temu z Adamem jechaliśmy tędy autem i pogoda była fatalna, widoczność na kilka metrów.

Przed startem, pod hotelem.


Fotki z podjazdu.





Ponad 13km podjazdu i średnia tylko lekko ponad 10km/h. Na trasie ekipy ze sprzętem montowały tablice z okazji stulecia przełęczy.


Kolejna przełęcz moja.


Zjazd w dużej części zalesiony, nie za bardzo było widać drogę na dłuższych odcinkach więc zjeżdżałem spokojnie. Wyprzedziłem chyba tylko jedno autko, wszystko się nagrało :) Po zjeździe kawałek spokojniejszy. Stajemy na zakupy, a Marcin z Arturem stwierdzają, że zostawili dowody w hotelu... na szczęście po przekopaniu bagaży znajdują się.

Następnie zmierzamy na Brennerpass (1374m).


Przełęcz nie za wysoka, ale stanowi jeden z najważniejszych szlaków komunikacyjnych w Alpach. Jej niska wysokość spowodowała jej częste użytkowanie już w średniowieczu, leci nią autostrada łącząca Austrię z Włochami oraz linia kolejowa.



Na szczęście jest tam też zwykła droga, oraz DDR obok niej.


Zjazd dość niefortunny. Na stromym kawałku był zerwany asfalt, przy wyjeździe z niego, mając 60km/h, w ostatniej chwili zauważyłem ostry próg i zdołałem poderwać cały rower w powietrze szczęśliwie przelatując nad. Po uderzeniu z Artura roweru wypadły wszystkie nieprzykręcone rzeczy, a Piotrek jadąc z przyczepką uderzył na tyle mocno, że wgiął tylną obręcz (na szczęście nie łapiąc kapcia).

Dalej kierowaliśmy się na Innsbruck. Tam zaliczyliśmy wypasiony zjazd. Może nie był zbyt stromy, ale nie miał prostek tylko około 10km genialnych zakrętów, w których można było się pięknie składać. Mógłbym go w kółko powtarzać.

Wjeżdżając do Innsbrucka ukazała się nam skocznia narciarska:


Miasto.


Skocznia en face.




Na wyprawę wybieraliśmy się schorowani, Piotrek, Marcin i ja. Myślałem, że daleko nie zajadę, ale jakoś stopniowo przechodziło. Jednak po Bormio wszystkich rozłożyło. Marcin, stał się naszym teamowym gruźlikiem kaszląc non stop :) Czuł się na tyle źle, że w Innsbrucku wsiadł a autobus do Wrocławia. Odprowadziliśmy go na dworzec, najedliśmy się fast foodów oraz zapakowaliśmy do jego sakw "emporio rumunio" wszystkie zbyteczne już nam rzeczy.

Po czym ruszyliśmy doliną na wschód chcąc opuścić już Alpy. Spory kawałek jechaliśmy krajówką, a silny, czołowy wiatr zmusił nas do postoju po 35km. Tam też znaleźliśmy boczne drogi prowadzące w tą samą stronę. Jedyny ich minus to dodatkowe podjazdy na nasze zmęczone nogi.


Za to na tych trasach mijaliśmy wielu kolarzy.


Przypadkiem na koniec zafundowałem Piotrkowi 130m podjazd z czego nie był zadowolony :D


No ale dla widoków i braku aut warto :P


Plan zakładał dojazd do niewielkiej przełęczy wyjazdowej z Alp. Niestety Artura rozbolało mocno kolano musieliśmy szukać noclegu w najbliższej miejscowości. Pani na stacji benzynowej pokierowała nas do BadandRooms w miejscowości Worgl. Właściciel dobrze mówił po angielsku, miał też syna, który trenuje wrotkarstwo, ponoć na prostkach wyciągają 70km/h, bez ochraniaczy :)

Obejrzeliśmy kolejny mecz i zaplanowali trasę na nadchodzący dzień.

Profil:


Czas całkowity: 10h 18m, czas jazdy: 6h 43m.

Passo dello Stelvio (2758m)

Środa, 13 czerwca 2012 · Komentarze(8)
Kategoria <150km, Alpy 2012, kajo
Husaria Szosowa w Alpach
0. Alpy 2012
1. Alpy dzień 1 - Bergamo - Bellinzona IT / CH
2. Alpy dzień 2 - Passo della Novena (2478m) CH
3. Alpy dzień 3 - Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m) CH
4. Alpy dzień 4 - Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m) CH / IT
5. Alpy dzień 5 - Bormio - przymusowy odpoczynek IT
6. Alpy dzień 6 - Passo dello Stelvio (2758m) IT
7. Alpy dzień 7 - Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck IT / A
8. Alpy dzień 8 - Wörgl - Altheim A / DE
9. Alpy dzień 9 - Altheim - Passau - Vimperk - Hradec Kralove A / DE / CZ
10. Alpy dzień 10 - Hradec Kralove - Kłodzko CZ / PL
11. Alpy 2012 - podsumowanie

W końcu dzień zaczął się ładnie. Widok z okna dawał nadzieję na udany podjazd. Ponownie maksowaliśmy śniadanie... tak mocno, że kobieta zaczęła chować rzeczy ze szwedzkiego stołu i wyniosła dopiero jak sobie poszliśmy :D Klocki hamulcowe częściowo pozmieniane, rowery poczyszczone, można ruszać.



Sam podjazd zaczyna się praktycznie od samego hotelu. Rok temu robiłem go tylko od strony Prato, w końcu mam okazję poznać i drugą, łatwiejszą część.





Widok w tył, przebyta już droga.


Na 11km zaczęła się zabawa. Komórka mi padła i musiałem ją rozebrać żeby móc dalej zdjęcia robić przy czym dzielnie towarzyszył mi Marcin. Nie zauważyłem, że Piotrek zaatakował. Kiedy ożywiłem komórkę postanowiłem gonić zostawiając Artura z przyczepką i Marcina. W końcu udało się doścignąć Piotrka i kawałek pojechaliśmy razem.


Po czym stanąłem "podziwiać widoki" ;) a Piotrek zniknął gdzieś na zdjęciu:


Fota w drugą stronę.


Rozpocząłem ponownie pogoń i stopniowo zmniejszałem dystans. Na szczęście Marcin postanowił robić wtedy zdjęcia :)



Kto wie czy nie lepszy wybór :P


Po wyjściu z ostatniej serpentyny miałem jeszcze kawałek do odrobienia więc zaatakowałem na maksa, kiedy zbliżyłem się do Piotrka ten zorientował się co się dzieje i odpalił. Działo się na tyle dużo że ludzie stojący na przełęczy zaczęli nas dopingować :D Tabliczkę "Stelvio" Piotrek minął pierwszy mając pół roweru przewagi. Co się nakaszlałem po finiszu to moje ;)

20.55km, 1500m w pionie, czas 1:47:17, średnia 11.5km/h, HRavg 77%, maks na finiszu 93%.



Artur z przyczepką wjechał na górę w 2 godziny, rewelacyjny wynik.

Rok temu w deszczu, w tym roku w śniegu.


Na górze niemiła niespodzianka. Okazuje się, że zjazd na Prato zamknięty. Niby skończyli odśnieżać, ale jest spore zagrożenie lawinowe i nie puszczają ruchu.


Piotrek postanowił sprawdzić czy faktycznie te lawiny są groźne :D


Ostatecznie idziemy na wino do knajpy, ot żeby się szybciej zjeżdżało ;) A to akurat nie nam się nudziło.


Zjazd robimy dość spokojnie, serpentyny i tak nie pozwalają się rozpędzić. Marcin staje zrobić fotkę. Ja zjazd nagrywałem ale dość szybko obróciła mi się kamera czego nie mogłem zauważyć :( Późniejsze prostki dają trochę większą prędkość. Podjeżdżający kolarze pytają się nas czy przełęcz przejezdna.


Na dole Piotrek próbuje przekonać "czarnego" żeby nas zaciągnął do Merano :D


Po zjeździe zresztą klimat zupełnie inny, prawdziwe lato. Musimy się porozbierać żeby dało się dalej jechać.


Z Prato do Merano leci fantastyczna ścieżka rowerowa przez 50km, niestety jedziemy cały czas krajówką i wjeżdżamy na nią dość późno.


Przed samym Merano urządzono mini rowerowe Stelvio :)


Takimi ścieżkami to ja jeździć mogę.



Do miasta DDR zaprowadziła nas na deptak wzdłuż rzeki, tak też przejechaliśmy całe miasto. Kolejne bardzo urokliwe.




Przyszła też kolej na zmianę przyczepkowego.


Jemy obiad w San Leonardo i zaczynamy podjazd na Passo Giovo (2094m). Ciężko idzie mi z tą przyczepką, ale jak na ratunek przychodzi deszcz i po 500m wspinaczki zatrzymujemy się w hotelu z widokiem na całą dolinę. W barze zamawiamy napoje, oglądamy mecz i planujemy trasę na kolejny dzień. Spore opóźnienie w oczekiwaniu na otwarcie Stelvio oraz pogarszające się warunki pogodowe znowu popsuły nasze plany, ale do tego już przywykliśmy.

San Leonardo w dole. Z takim widokiem zawsze mógłbym chodzić spać :)


Profil:


Czas całkowity 10h 8m, czas jazdy: 5h 53m.

Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m)

Poniedziałek, 11 czerwca 2012 · Komentarze(4)
Kategoria <150km, Alpy 2012, kajo
Husaria Szosowa w Alpach
0. Alpy 2012
1. Alpy dzień 1 - Bergamo - Bellinzona IT / CH
2. Alpy dzień 2 - Passo della Novena (2478m) CH
3. Alpy dzień 3 - Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m) CH
4. Alpy dzień 4 - Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m) CH / IT
5. Alpy dzień 5 - Bormio - przymusowy odpoczynek IT
6. Alpy dzień 6 - Passo dello Stelvio (2758m) IT
7. Alpy dzień 7 - Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck IT / A
8. Alpy dzień 8 - Wörgl - Altheim A / DE
9. Alpy dzień 9 - Altheim - Passau - Vimperk - Hradec Kralove A / DE / CZ
10. Alpy dzień 10 - Hradec Kralove - Kłodzko CZ / PL
11. Alpy 2012 - podsumowanie

Niespodziewanie z rana znowu leje... czyli prognozy sprawdzane jeszcze w Polsce się potwierdzają. Morale są średnie, ale po wymaksowaniu śniadania i zrobieniu zakupów ruszamy w trasę.

Marcin zaczyna przygodę z przyczepką.


Podjazd jest dość długi, 52km zróżnicowanej wspinaczki z 600m na 2300m.


W pewnym momencie udaje nam się wjechać pod rozjaśnienie i akurat nad nami nie pada.




Chłopaków zaczęła ogarniać panika i koniecznie chcieli jechać pociągiem z Tiefencastel do St. Moritz. Na szczęście udało mi się sabotować ten pomysł i pociąg odjechał, poskutkowało to jednak zmianą planów i zamiast na Albulapass pojechaliśmy na Julierpass.

Jak najbardziej trafny wybór. Nawet asfalt zaczął wysychać.


Zbliżamy się do szczytu.




Julierpass zdobyta.


Na szczycie pierwszy jest Piotrek z Arturem, ja z Marcinem i przyczepką wjeżdżamy ze sporym opóźnieniem. Chwila odpoczynku i fantastyczny zjazd do St. Moritz. 7km, 7% w 7 minut, średnia 59km/h i 2 wyprzedzone auta. Całość nagrała się na kamerę. Zdecydowanie jeden z przyjemniejszych zjazdów.

St. Moritz bardzo się nam podoba, stajemy tam na obiad.




Kelner okazuje się Polakiem, dostajemy ekstra duże porcje makaronu w cenie małych... aż wstyd się przyznać ale nie mogliśmy tego wszystkiego zjeść, musieliśmy dłużej siedzieć żeby ze wszystkim sobie poradzić :D

St. Moritz sprowadziło nas na 1750m i od razu zaczęliśmy wspinaczkę na kolejną przełęcz prowadzącą do Włoch, a dokładniej do strefy bezcłowej Livigno.




W oddali lodowiec.



Zbliżamy się do przełęczy.



Marcin nas wyprzedził żeby ustrzelić fotę.


Passo del Bernina (2330m) poskromione chociaż nie było co poskramiać bo średnio to tam ze 3% było :D


Jeszcze widok w tył przed zjazdem.


Następnie kawałek szybkiego zjazdu i skręcamy na kolejny dwutysięcznik. Ten dał nam popalić podbijając nachylenie do 13%.


Forcola di Livigno (2315m) i granica szwajcarsko - włoska.


Czeka nas następny szybki zjazd do Livigno, wjazdy do tuneli niebezpieczne, podrzuciło nas kilka razy. Przed samą miejscowością mijamy trenującą na bocznej drodze Justynę Kowalczyk. Najpierw nie byliśmy pewni, ale w internecie znalazłem informacje, że akurat wtedy Justyna tam trenowała :)



Livigno jest strefą wolnocłową, paliwo mają po 1 euro, ceny w sklepach jak w Polsce, idealne miejsce na urlop. Kto wie, może tam jeszcze wrócimy, w zasięgu jest wiele sławnych przełęczy.




Livigno leży na 1800m więc czeka nas podjazd na kolejny dwutysięcznik.


W tle przełęcz z której zjechaliśmy.


Miasteczko w dole.


Docieramy na Passo Eira (2208m) i tam kolejny zjazd.


Później pogoda zaczyna się psuć, przyczepkę przejmuje Piotrek i tak docieramy do Passo Foscagno (2291m).


Na przełęczy znajduje się kontrola, pilnują żeby ludzi nie wywozili zbyt dużej ilości towarów z strefy wolnocłowej. Początek zjazdu i zaczyna się koszmar, leje deszcz, mgła, nic nie widać, mocno zacina w twarz, cała droga płynie, mamy wrażenie że zaraz zamarzniemy. Nie można pozwolić się rozpędzić bo nie ma jak hamować. Wyprzedzamy motocyklistów. Tak do zjechania mamy ponad 1000m w pionie! Piotrek ponownie daje popis z przyczepką i wszystkim ucieka. Na dole stajemy, cali przemoczeni, ledwo mówiący i nie czujący palców. Po tym jednym zjeździe wszyscy muszą wymieniać klocki, Piotrek zarówno przód i tył bo nic z nich nie zostało. Średnia ze zjazdu niewiele ponad 30km/h. Część tego nagrałem więc kilka ujęć będzie :)

Następnie spędzamy dość sporo czasu na szukanie noclegu, najtaniej 33 euro. Przebieramy się, zostawiamy rzeczy do suszenia i lecimy na miasto zjeść pizze i obejrzeć mecz. Był to królewski etap wyprawy, który na dodatek wypełniliśmy pierwszy raz zgodnie z planem ;)

Profil:


Czas całkowity: 11h 12m, czas jazdy: 7h 32m.

Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m)

Niedziela, 10 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria <150km, Alpy 2012, kajo
Husaria Szosowa w Alpach
0. Alpy 2012
1. Alpy dzień 1 - Bergamo - Bellinzona IT / CH
2. Alpy dzień 2 - Passo della Novena (2478m) CH
3. Alpy dzień 3 - Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m) CH
4. Alpy dzień 4 - Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m) CH / IT
5. Alpy dzień 5 - Bormio - przymusowy odpoczynek IT
6. Alpy dzień 6 - Passo dello Stelvio (2758m) IT
7. Alpy dzień 7 - Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck IT / A
8. Alpy dzień 8 - Wörgl - Altheim A / DE
9. Alpy dzień 9 - Altheim - Passau - Vimperk - Hradec Kralove A / DE / CZ
10. Alpy dzień 10 - Hradec Kralove - Kłodzko CZ / PL
11. Alpy 2012 - podsumowanie

Poranek znowu mokry, ale przyzwyczajamy się. Ponownie maksowanie śniadania, po naszych wizytach hotelarze przemyślą temat szwedzkiego stołu :) Za dodatkowe 10 franków właściciel pozwala nam zrobić kanapki na drogę. Zaczynamy podjazdem na Furkapass (2436m), tym razem ja biorę przyczepkę, 16km i jakieś 1000m w pionie, tylko jeden ciężki, 13% fragment, który daje w kość. Marcin i Artur od razu odjeżdżaj, Piotrek przez jakiś czas mi towarzyszy. Widokowo podjazd bardzo interesujący.

Widok z okna.


Startujemy.


Jest na tyle zimno że mam ubrane prawie wszystkie rzeczy.



Szczytu nie widać.



Wszyscy mnie odstawili :)


Jeszcze kawałek do szczytu, za budynkiem autokary i sporo turystów.


Jest! Kamera tym razem działa.


Zjazd najpierw we mgle, cały mokry, bardzo zimno. Jakieś 300m w pionie niżej spotykamy Marcina i Artura którzy musieli schować się w barze na herbatę. Nie mieli rękawic z palcami i z zimna nie byli w stanie nawet hamować. My zjeżdżamy dalej i sporo ich odstawiamy. Mimo to sam zjazd bardzo wolny, mój pierwszy z przyczepką.

Końcówka zjazdu do Andermatt (1400m).


I samo miasteczko. Na zjeździe wyprzedzamy innych rowerzystów i sakwiarzy.


Już w nim zaczyna się kolejny 10km podjazd na Oberalppass (2046m). Wzdłuż trasy biegną tory Glacial Express pnącego się na górę. Kiedy mija mnie ten przeszklony ekspres, a w nim zajadający się przy stołach restauracyjnych pasażerowie zazdroszczę im :D

Opuszczamy Andermatt.



Niedaleko szczytu doganiają mnie chłopaki. Wtedy też opuszczają mnie siły i staję zatankować ze strumienia. Fotka + cukierki i jadę dalej choć bardzo wolno.


Tunel przed końcem.


Reszta musiała trochę poczekać na mnie :P


Kolejny dwutysięcznik zdobyty.


Zjazd już trochę szybszy, ale dalej bez rewelacji. Obie przełęcz z obu stron są dość łatwe, choć 1700m przewyższeń z przyczepką daj w kość. Średnia na Furkę 10.2km/h, na Oberalp 11.1km/h.

Po zjeździe czas na krótką regenerację.


Zostaje nam już długi łagodny zjazd doliną.


W pewnym momencie podłączają się za nami inni rowerzyści, ale po jakimś czasie już ich nie widać. My jedziemy po zmianach osłaniając przyczepkę.




Na koniec czeka nas niespodzianka i jeszcze jeden spory podjazd. Jego pozytywną stroną był najszybszy zjazd tego dnia. Piotrek z przyczepką znowu sobie poszalał ;)




Po zjeździe skręcamy na południe do Thusis gdzie planujemy nocować.


Na końcówce zaczyna padać deszcz. Nic taniego nie udaje nam się znaleźć i kończymy na 50 CHF od osoby. Planujemy trasę na kolejny dzień, oglądamy mecz i idziemy spać.

Profil:


Czas całkowity: 10h 1m. czas jazdy 6h 45m.

Passo della Novena (2478m)

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(4)
Kategoria <150km, Alpy 2012, kajo
Husaria Szosowa w Alpach
0. Alpy 2012
1. Alpy dzień 1 - Bergamo - Bellinzona IT / CH
2. Alpy dzień 2 - Passo della Novena (2478m) CH
3. Alpy dzień 3 - Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m) CH
4. Alpy dzień 4 - Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m) CH / IT
5. Alpy dzień 5 - Bormio - przymusowy odpoczynek IT
6. Alpy dzień 6 - Passo dello Stelvio (2758m) IT
7. Alpy dzień 7 - Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck IT / A
8. Alpy dzień 8 - Wörgl - Altheim A / DE
9. Alpy dzień 9 - Altheim - Passau - Vimperk - Hradec Kralove A / DE / CZ
10. Alpy dzień 10 - Hradec Kralove - Kłodzko CZ / PL
11. Alpy 2012 - podsumowanie

Poranek przywitał nas niespodziewanie deszczem. Na śniadanie szwedzki stół więc maksujemy kalorie i wychodzimy dopiero po 1.5h. Nie ma lekko i jedziemy, na szczęście po 2 godzinach przestaje padać. Artur z przyczepką atakuje Novena Pass (2478m), a sam podjazd to jakieś 60km mniejszej lub większej wspinaczki zaczynając na 250 mnpm a kończąc na prawie 2500m.

Spokojnie mogę polecić ten hostel w Bellinzonie.


A taki mieliśmy widok z balkonu.


Start na mokro. Przy okazji mylimy drogę i nadkładamy trochę kilometrów.



Pogoda się poprawiła i od razu przyjemniej się jechało.



Przez te ciągłe opady wszystko pięknie się zieleniło.


Przejazd przez miasteczka.


Coraz wyżej.



Na 80km wszystkich odcina, sklepów na trasie żadnych nie było, a spotkane restauracje akurat o tej porze nie gotują. Posilamy się horrendalnie drogimi ciastkami i po jakiejś godzinie jedziemy dalej. Szczyt wita nas tunelami przekopanymi w śniegu. Przyczepka przechodzi z rąk do rąk i tak pniemy się wyżej.

Wyżej.




Team trzeba reklamować! SIŁA!


Po Arturze i Marcinie przyszedł czas na Piotrka i przyczepkę.


Było klimatycznie :D


Ale w końcu się udało. Nie przesadziłbym mówiąc że było zimno :D


Ostatnie 24km tego podjazdu prezentowały się następująco.


Zjazd z Novena Pass fantastyczny, ale czego można się spodziewać po 13.3km i średnim nachyleniu 8.5%? Już na pierwszej prostce mam 83km/h. Niestety zjazdu nie nagrałem gdyż okazało się, że kamera ma rozładowaną baterię. Za to stawałem na serpentynach i robiłem zdjęcia.

Piotrek z przyczepką bije kolejne rekordy.


Tutaj oddalający się Artur z Marcinem.


Marcin postanowił też porobić zdjęcia.


Na zjazd koniecznie dodatkowe kurtki, rękawice. Optymalnie zimowa czapa i kombinezon, ale tych nie chciało mi się wyciągać z sakw ;)



Kiedy kończymy sesję ruszam i wyprzedzam motocyklistę. Postanawiam nie dać się wyprzedzić, dokręcam we wszystkich możliwych miejscach na 50-11, zakręty zbieram całą drogą i zaliczam swój najlepszy w historii zjazd. Po 4km ostrej jazdy wyprzedza mnie ten motocyklista, zwalnia i podnosi kciuka :D Na tych 4km miałem średnią 69km/h. Na całych 13.3km średnia 57km/h.

Po czerwonej linii tętna widać, że na środkowej części zjazdu działo się ;)


A to już końcówka i zupełnie inny krajobraz.


Po tak szybkiej zmianie ciśnienia uszy jeszcze przez jakiś czas mnie bolały.


Profil zjazdu tak się prezentował.


Na dole zjedliśmy jedno z najdroższych spaghetti w życiu i ruszyliśmy dalej. Plan zakładał wjazd na Furkapass czyli jeszcze ponad 1000m przewyższeń i następnie zjazd do Andermatt na nocleg. Niestety była już godzina 18, najpierw zapadał decyzja że walczymy, ale huraganowy twarzowy wiatr oraz zbliżające się błyskawicznie załamanie pogody zmusiło nas do szukania spania w Oberwaldzie. Sporo czasu na to straciliśmy i z Piotrkiem zatrzymaliśmy w najtańszym miejscu za 60 CHF od osoby! Marcin z Arturem wybrali opuszczony budynek wyciągu narciarskiego :D Na koniec zostało nam obejrzeć mecz w TV i spać.

A na koniec profil. 30km po płaskim i 60km wspinaczki.


Czas całkowity: 10h, czas jazdy: 5h 42m.
A wczoraj czas całkowity: 10h 11m, czas jazdy: 5h 50m.


Alpy 2012 - Bergamo - Bellinzona

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria <150km, Alpy 2012, kajo
Husaria Szosowa w Alpach
0. Alpy 2012
1. Alpy dzień 1 - Bergamo - Bellinzona IT / CH
2. Alpy dzień 2 - Passo della Novena (2478m) CH
3. Alpy dzień 3 - Furkapass (2436m) i Oberalppass (2046m) CH
4. Alpy dzień 4 - Julierpass (2284m), Passo del Bernina (2330m), Forcola di Livigno (2315m), Passo Eira (2208m) oraz Passo Foscagno (2291m) CH / IT
5. Alpy dzień 5 - Bormio - przymusowy odpoczynek IT
6. Alpy dzień 6 - Passo dello Stelvio (2758m) IT
7. Alpy dzień 7 - Passo Giovo (2094m), Brennerpass (1374m) i Innsbruck IT / A
8. Alpy dzień 8 - Wörgl - Altheim A / DE
9. Alpy dzień 9 - Altheim - Passau - Vimperk - Hradec Kralove A / DE / CZ
10. Alpy dzień 10 - Hradec Kralove - Kłodzko CZ / PL
11. Alpy 2012 - podsumowanie

W składzie Artur, Marcin, Piotrek i ja.

Celem wypadu jest zaliczenie wielu dwutysięczników i dojazd do Wrocławia. Podróżujemy na lekko, czyli 4 rowery szosowe bez bagażu i jeden Extrawheel < 20kg.

W czwartek po południu pakowanie które przeciągnęło się do późna, a po 3 rano pobudka i jazda taksówką na lotnisko. Sam przelot kosztował nas po 80zł... +240zł za rower.

Z Marcinem w oczekiwaniu na odlot.


Sam lot poszedł szybko i sprawnie o 8:30 byliśmy już w Bergamo koło Mediolanu. W czasie lotu podziwialiśmy alpejskie szczyty z góry... niestety w nielicznych miejscach gdzie rozstępowały się masywne deszczowe chmury. Na lotnisku składanie rowerów i szykowanie do drogi, zajęło nam to chyba ze 2 godziny. Sam wyjazd strasznie nieprzyjemny, ogromny ruch, brak pobocza. Artur jest pierwszym śmiałkiem do targania balastu. Około 10km podczas sprawdzania trasy na komórce uderzam w wielki kamień i łapię pierwszego kapcia. Jedna dętka mniej to chociaż łatwiej będzie na podjazdach ;)



Od początku kropi deszcz, chwilami mocniej popaduje, niebo raczej zachmurzone i słońce nie może się przebić. Tak jadąc przez Lecco i Como dojeżdżamy do Lugano. Na trasie wyprzedza nas Scarponii, Marcin szybko kontratakuje i przez jakiś czas siedzi mu na kole. Później mijamy się z chłopakami z BMC, a na koniec dochodzimy Shlecka z RadioShack. Na takim wypadzie nie ma lipy i Piotrek z przyczepką bierze go na podjeździe. Niestety tydzień później dowiadujemy się, że chłopak wycofał się ze startu TdF, prawdopodobnie przez Piotrka :/ No ale jak się formy nie ma to i Burneika nie pomoże. W sumie widzimy jeszcze wielu kolarzy rozjeżdżających się przez jutrzejszym prologiem Tour de Suisse w Lugano.

Sentymentalne zdjęcie, rok temu z Adamem byliśmy dokładnie na tamtym brzegu.


Lugano.



Kawałek dalej bardzo udany zjazd, 6km z jednym zakrętem i średnio 7%, na budziku ciągle 75km/h :) Artur był w szoku kiedy z taką prędkością wyprzedziła go przyczepka z Piotrkiem :D

Po zjeździe zakupy, pogoda nie rozpieszczała.


Ostatecznie docieramy do Bellinzony. Bardzo urocze miasteczko z wielkim zamkiem na ogromnej skale w jego sercu. Do tego urocza starówka i cudne uliczki. Sam nasz hostel niczego sobie. Dostaliśmy namiary na niego od żony Piotrka. Trafiliśmy też na szosowca w cywilu który podprowadził nas na miejsce. Szukając jeszcze sklepu z naszą kolacją obejrzeliśmy końcówkę meczu Polaków.

Jazda po Bellinzonie.



I oglądamy naszych.


Z tyłu widoczny zamek.


Sam hostel był jednym z najtańszych na wyprawie, jedyne 37 franków :) Ale warunki bardzo przyzwoite.

Profil trasy.


Chorwacj i Veliko Rujno - film

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria <100km, kajo
W końcu gotowy jest filmik z dość stromego podjazdu na Veliko Rujno. Start z poziomu można i na 5.6km 11.5% podjazdu. Średnia niewiele tu powie bo częste były prostki i krótkie zjazdy, a co chwila podjazd kopał do 17 czy nawet 22% :) Dawno tak ostro nie musiałem hamować na zjeździe, lekkie puszczenie klamek i na liczniku +70km/h.



Tutaj profil tego podjazdu:


Dodałem też fotki i krótki opis do każdego dnia z pobytu w Chorwacji, link pojawił się po lewej, można też kliknąć TUTAJ.

Dzisiaj luźne kilometry z Piotrkiem i test Extrawheela oraz nowej korby kompaktowej. Nie mogliśmy znaleźć polskiej flagi... to chociaż coś zbliżonego mamy :D



A jutro start... ;)

Świetny wypad w Góry Sowie

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(5)
Kategoria >150km, kajo
Miał być spokojny, turystyczny wyjazd, jak zwykle nie wyszło :P Na zbiórce Artur i Marcin oraz Tomek "emty", na wylocie z miasta przyłącza się jeszcze Zbyszek z Harfy Charuckiego. Zapowiada się ostro, a trzeba pokazać, że Husaria jest mocna :D Zbyszek się nie przemęcza za to my ciśniemy momentami dość mocno. Marcin przeziębiony i odłącza się od nas w Gniechowicach.

Początek podjazdu na Tąpadła prowadzi Artur, potem się z nim zmieniam i tempo oscyluje w granicach 25-30. W końcu daję znać Zbyszkowi, że schodzę ze zmiany, a tu sami jesteśmy. Zbyszek zasapany i wcale nie ma zamiaru dalej tak jechać więc końcówkę kręcimy koło 20km/h rozmawiając sobie. Chwilę później na szczycie łapią nas chłopaki, a Zbyszek stwierdza, że za mocno od Wrocławia jechaliśmy... a na przełęczy średnia 33km/h :D

Potem już spokojnie do Dzierżoniowa i bardzo fajną drogą na Srebrną Górę. Na 39x23 te 12% odcinki były męczarnią, ale na górę wjeżdżam kilka metrów za Arturem, a przed samą Twierdzą łapie jego koło. Tomkowi puścił zacisk imbusowy na lince i jedzie bez tylnego hamulca.

Przed Srebrną Górą.



Za Nową Rudą rozdzielamy się, Tomek jest już ujechany i musi odpocząć, a nam zależy na złapaniu wcześniejszego pociągu z Wałbrzycha. Tempo na Sokolec leci mocne i czas mamy rewelacyjny, wjeżdżamy na górę jednocześnie i zaczyna się fantastyczny zjazd. Żeby nie tracić czasu dokręcamy ostro, u mnie tętno na zjeździe pod 170bpm. Przez Walim przelatujemy na pełnym gazie i robi to niesamowite wrażenie (na nas :D).

Twierdza zdobyta:


Potem zostaje już tylko dojazd do Wałbrzycha z jedną "hopką" po drodze. Na dworcu jesteśmy 30 minut przed pociągiem, udaje się zrobić zakupy. W pustym pociągu mamy 2 godziny pogawędek i na koniec przejazd przez miasto do domu. Niestety Tomek spóźnił się na pociąg i musiał czekać 2.5h na następny.

Wyjazd udał się super, czegoś takiego mi brakowało w tym roku. Tempo dla mnie idealne i praktycznie wspólna jazda przez całą drogę. Na koniec jeszcze profil:



Średnia z Sobótki na Tąpadła: 10.14km @ 27,6km/h :D

PS. Siodełko obniżone o 0.5cm i stał się cud, ani tyłek ani plecy nie bolą!

Rozjazdowo

Niedziela, 20 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, kajo
Dzisiaj rozjazdowo, pogoda znowu świetna. Okolice Opola piękne, dużo lasów i łąk, całkiem przyzwoite drogi boczne i ładne opolskie wioski, do tego nieduży ruch. Znowu masa niedzielnych rowerzystów. Zajechałem nad Turawę strzelić fotkę i potem powrót do Opola.



Góra Św. Anny

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(2)
Kategoria <150km, >30km/h, kajo
Po południu szybki numerek. Niestety na starcie fail bo nie zabrałem z Wro bidonów i żadna butelka mi nie pasowała do koszyków :( Skończyło się na 0.5 litra na plecach. Najpierw pod wiatr moją ulubioną dk94 do Suchej, następnie odbicie na Górę. Podjazd od Wysokiej i zjazd do Leśnicy, dalej objazd całej góry dookoła i podjazd od Zdzieszowic. Na zjeździe do Wysokiej uzyskany max speed wyjazdu, ale ogólnie spora część zjazdu w okolicach 60km/h.

Góra Św. Anny po lewej.


Rowerzystów w okolicach Anki masa. I to nie kolarzy tylko zwykłych rowerzystów, minąłem ze cztery przynajmniej 15 osobowe grupki, starych, młodych, kobiet, mężczyzn, większość z sakwami. Jakieś jedynki i pary też się trafiały. Pogoda i widoki były piękne więc się nie dziwię.



Podjazdy robiło się super, to był chyba zresztą pierwszy test Kajo na dłuższym uphillu. Dawno nie czułem takiej lekkości, nogi nic nie paliły i spokojnie mogłem kręcić w granicach 80 obrotów/min. Na koniec niestety umierałem przez brak płynów. Jak tylko wpadłem do domu wychyliłem browara i zapiłem litrem soku :D

Na tym ujęciu było widać w oddali Elektrownie Opole, ale na zdjęciu już nie widać.


Odcinki całkiem płaskie = 40km, dojazdówki: 32.5km/h, powrót 36.6km/h.
Pagórki - 31.2km/h.