Praca

Środa, 24 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
Zadziwiająco dobrze dojeżdża się ostatnio do pracy, nie ma za dużo rowerzystów i praktycznie daję radę przejechać całe miasto bez stawania.

Oleśnica z Piotrkiem

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria <100km, >30km/h, runner
Przygotowanie do sobotniej TTT w Gostyniu.

Do Oleśnicy przez Januszkowice, profil wznoszący, lekko pod wiatr.

Dystans: 18.31 km
Czas: 29:57:31
Avg: 36.7 km/h
Tętno: 174/183
Kad: 95/111

Powrót po dk8. Musieliśmy kilkukrotnie "stawać" na czerwonym :/

Dystans: 19.42 km
Czas: 28:23:30
Avg: 41.1 km/h
Tętno: 173/185
Kad: 93/123

Praca

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
Jeden z tych dojazdów, gdzie nie mam zupełnie nic do napisania :D Może dzisiaj uda się dodać kolejny dzień wyprawy.

Praca

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria miasto, praca, trekking
Sporo rzeczy na głowie i nie ma kiedy relacji dokańczać, wieczorem spróbuję dodać "Alpy dzień 8", na zachętę dodam, że widokowo konkurował z Col de la Croix de Fer ;]

Alpy 2011 Podsumowanie

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Alpy 2011
Trochę czasu już minęło, a ja ciągle nie mogłem się zabrać za podsumowanie. Oto i ono.

Łącznie z jazdą autem wyprawa zajęła 13 dni, w tym czasie udało się zrobić 836km, w tym ponad 22km w pionie. Licząc 9 etapów górskich wyszło po około 85km dziennie, w tym średnio ponad 2.5km w pionie. Było to dość męczące, ale widoki i piękna pogoda wynagradzały nam wszystko. Grafik był na tyle napięty, że wolnego czasu nie było, albo jazda rowerem, albo autem, potem szukanie miejsca na nocleg, rozbijanie się, jedzenie i spanie.

Ekipa

Ekipa w postaci Adama sprawdziła się świetnie, gdyby nie on nie wiem czy sam by się wybrał w taki wyjazd. Przebywając z kimś 24h/dobę może dojść do różnych nieprzyjemnych sytuacji, ale my dogadywaliśmy się świetnie i rezerwuje miejsca dla Adama na wszystkie moje kolejne wyjazdy :) Co ciekawe mimo niewielkiego wyjeżdżenia oraz praktycznie braku treningów w górach na podjazdach radził sobie świetnie.

Auto

Auto można prawie zaliczyć do ekipy, pokonaliśmy w nim prawie 4000km zaliczając więcej przełęczy niż rowerami. Będąc jedynym kierowcom jazda była męcząca gdyż dziennie pokonywało się 250, a raz nawet 500km (250 rano i 250 w nocy). Mimo to przekonałem się ile górskie kręte drogi mogą przynieść frajdy (choć przez to nie dawałem Adamowi szans zasnąć :P ). Mimo ostrej jazdy, trudnego terenu i załadowania auto spalało od 5.7 do 5.9l oleju napędowego. Nie zawiodło nas ani razu.

Alpy

Alpy mnie zachwyciły, zdecydowanie najpiękniejsze góry w jakich kiedykolwiek byłem. Jednak wielkość ma znaczenie. Cudowne krajobrazy, wymagające podjazdy i super szybkie zjazdy zostaną w pamięci bardzo długo. Szlaki piesze dostarczają jeszcze lepszych wrażeń dlatego fajnie byłoby tam pośmigać na MTB. Jest to miejsce w które zamierzam wracać w kolejnych latach.

Mieliśmy okazje podziwiać Alpy włoskie, szwajcarskie i francuskie również z okien samochodu. Zdecydowaliśmy się omijać wszystkie drogi płatne co dostarczyło nam niesamowitych widoków (ale też sporo wydłużyło podróże) jak chociażby Passo Giovo czy Malojapss, o całych szwajcarskich alpach nie wspominając oraz nie zapominając o cudzie jakim jest Dolina Aosty. W trakcie jazdy dyskutowaliśmy i ustalaliśmy, do których z tych miejsce koniecznie musimy wrócić rowerami.

Pogoda

Pogoda przez większość czasu dopisała, a nawet kiedy było inaczej miało to swoje plusy. Choćby Passo di Stelvio gdzie na wysokości 1900-2200mnpm zakrywały wszystko chmury, a my mogliśmy się wdrapać ponad nie. Teraz już wiemy, że na takie wyjazdy przydaje się olejek do opalania oraz białe rękawki, przy zamawianiu następnych strojów biorę komplet ;)

Koszta

Były pytania o nie dlatego takie mały wyliczenia. Okazało się, że 2 tygodnie w Alpach nie są takie drogie. Nie robiłem jeszcze dokładnego podliczenia, ale koszt paliwa wyszedł w okolicy 1200zł, do tego doszły zakupy ze jedzenia zrobione w Polsce za 180zł, oraz 90 euro wydane za granicą (17e kemping, 5e tunel, reszta to produkty szybko psujące się). Podsumowując dla jednej osoby był to koszt około 1140zł. Gdyby jechało nas 4 byłoby jeszcze o 300zł mniej na paliwie :)

A tak wyglądała trasa pokonana autem, nieuwzględniająca niemieckich autostrad.


0. Alpy 2011
1. Alpy dzień 1 - Monte Zoncolan (1730m) i Forcella di Lavardet (1542m) IT
2. Alpy dzień 2 - Passo di Stelvio (2758m) IT
3. Alpy dzień 3 - Lago Lugano IT / CH
4. Alpy dzień 4 - Lago D'Orta IT
5. Alpy dzień 5 - Col de l'Iseran (2770m) FR
6. Alpy dzień 6 - Col de la Madeleine (2000m) przez Col du Chaussy (1533m) FR
7. Alpy dzień 7 - L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m) FR
8. Alpy dzień 8 - Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m) FR
9. Alpy dzień 9 - Cime de la Bonette (2802m) FR
10. Alpy dzień 10 - Nicea i Monte Carlo FR / MC
11. Alpy dzień 11 - Plażowanie FR
12. Alpy - Podsumowanie

Lans po Wro

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · Komentarze(2)
Kategoria miasto, trekking
Załatwianie spraw na mieście. Chyba lepiej jeszcze nie odsłaniać się na słońce albo smarować kremem ze sporym filtrem :) We Wrocławiu niebezpieczniej niż w Alpach. Polscy rowerzyści są kompletnie nieprzewidywalni.

Plażowanie

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria <50km, Alpy 2011, runner
0. Alpy 2011
1. Alpy dzień 1 - Monte Zoncolan (1730m) i Forcella di Lavardet (1542m) IT
2. Alpy dzień 2 - Passo di Stelvio (2758m) IT
3. Alpy dzień 3 - Lago Lugano IT / CH
4. Alpy dzień 4 - Lago D'Orta IT
5. Alpy dzień 5 - Col de l'Iseran (2770m) FR
6. Alpy dzień 6 - Col de la Madeleine (2000m) przez Col du Chaussy (1533m) FR
7. Alpy dzień 7 - L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m) FR
8. Alpy dzień 8 - Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m) FR
9. Alpy dzień 9 - Cime de la Bonette (2802m) FR
10. Alpy dzień 10 - Nicea i Monte Carlo FR / MC
11. Alpy dzień 11 - Plażowanie FR
12. Alpy - Podsumowanie


Polowanie na kempingi zaczęliśmy dość wcześnie, ale okazało się, że wszystkie były pozajmowane, przed jednym wisiała nawet kartka w 6 językach informująca, że nie ma miejsc. Ostatecznie stanęliśmy autem na parkingu w dzielnicy willowej, ciepła kolacja, prysznic i zdecydowaliśmy się, że w tak ciepłąc noc (musiało być min. 25 stopni) rozkładamy karimaty obok auta i śpimy.

Adam pojechał jeszcze na nocny rajd, a ja zmęczony poszedłem spać, koło 2 obudzili mnie jacyś motocykliści, którzy również znaleźli ten parking, stało ich chyba 5 po drugiej stronie auta, mnie nie zauważyli. Adam akurat wracał do auta to jeszcze porposili go o ogień :)

Z rana całkowite rozluźnienie, najpierw pojechaliśmy na zakupy do marketu, a potem na plażę. Rozbiliśmy się, jak się później okazało, na "plaży dla psów" :D Wszyscy mieli ze sobą czworonogi, niektórzy nawet po dwa. Zawsze to dodatkowa rozrywka, zwłaszcza jak się żadnej książki nie ma.

Co to by był za wypad nad morze bez spalenia się? Ściągnęliśmy więc ciuchy i blade ciała wystawili na działania słońca. Ostatecznie nie było nawet tak źle, tylko pasy samochodowe mocno w drodze uwierały :D Woda do pływania była idealne i przyjemnie chłodziła w tym upale, ponownie mieliśmy też widoki na piękne kobiety opalające się topless wokół nas ;)

Na kamienistym molo.


Plażowanie.




Do auta wróciliśmy koło godziny 17, pakowanie się zabrało nam trochę czasu, ale o 18 udało się ruszyć. Do Nicei i przez miasto jechaliśmy w korku, zajęło nam to ponad godzinę czasu. Mimo zimnego łokcia było strasznie gorąco. Mogliśmy podziwaić lansujących się na deptaku ludzi, a widać że nie byle kto tam przyjeżdża się pokazać ;)

Drogę powrotną wybraliśmy z ominięciem autostrad aż do Niemiec co zapewniło nam dodatkowe widoki i atrakcje. Jednym z jej minusów był szacowany czas na ponad 24 godziny (1600km) :D Już po wyjeździe z Nicei trafiliśmy na 3 przełęcze pod rząd, Col du Nice (~500m), Col de Braus (1002m) a następnie Col de Tende (1870m). Ta ostatnia zakończona 3.2km, jednokierunkowym tunelem otwartym w 1898r dokładnie na granicy Francji i Włoch.

Widoki z drogi powrotnej.






Sama podróż przez Włochy przebiegała już w ciemnościach, z uwagi na długą trasę przestałem też zwracać uwagę na ograniczenia prędkości. Dodatkowo w późnych godzinach drogi robiły się kompletnie puste. Plan był taki, że jadę tak długo aż się zmęczę, następnie śpimy trochę i jedziemy dalej. Kończyło się nam też paliwo, a wszystkie stacje benzynowe są w nocy pozamykane. Zjeżdżając kilka razy trafiliśmy na jedną z automatem przyjmujących papierowe pieniądze, powinno tego starczyć aż do Niemiec. Niestety mieliśmy nieaktualną mapę w nawigacji i wpuściła nas na kilkunasto kilometrowy odcinek płatnej autostrady, za który zapłaciliśmy prawie 9zł! Nie dziwię się, że Włosi też wybierają drogi lokalne.

Koło godziny 1 Adam zaproponował żeby nie stawać, ja się prześpię z tył auta, a on poprowadzi. Problym był taki, że Adam jeszcze nie ma prawka, a egzamin zdał niedługo przed wyjazdem :D Mimo dużego wahania oddałem mu stery i poszedłem spać. Spania nie było bo Adam od razu wjechał w... Mediolan, na szczęście drogi były kompletnie puste i jakoś poszło. Następnie miał mnie obudzić na wjeździe w góry. Koło godziny 5 obudził mnie straszny chłód, byliśmy na jakiś 2200mnpm, dodatkowo klima ciągle chłodziła :) Drogi były puste i szerokie więc Adam zdecydował się jechać dalej.

W Szwajcarskiej miejscowości dokonaliśmy zmiany, Adam poszedł spać, a ja prowadził. W każdym razie próbował spać bo na zakrętach i serpentynach nie oszczędzałem auta :D Tak sobie jechałem kiedy niespodziewanie minąłem tablicę witającą mnie w Liechtensteinie, a kawałek dalej byłem już w Austrii, stamtąd niecałe godzina jazdy i znaleźliśmy się w Niemczech... po 14h i 700km.

Dalej jazda była już prosta, szybka i przyjemna, Adam miał okazje przejechać się jeszcze 200km po niemieckiej autostradzie. W Polsce zahaczyliśmy na chwilę o moją rodzinę koło Bolesławca, myślałem nawet czy by czasem Darka w Jeleniej nie odwiedzić ;) We Wrocławiu byliśmy po 18, na zjeździe z autostrady zapaliła mi się lampka oleju, a przed wyjazdem jego poziom był przyzwoity. Ostatecznie odstawiłem Adama i pojechałem do domu. Tak oto zakończyła się nasza wyprawa.

Teraz zostało mi już do napisanie podsumowanie całego wyjazdu :)

Nicea i Monte Carlo

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria <100km, Alpy 2011, runner
0. Alpy 2011
1. Alpy dzień 1 - Monte Zoncolan (1730m) i Forcella di Lavardet (1542m) IT
2. Alpy dzień 2 - Passo di Stelvio (2758m) IT
3. Alpy dzień 3 - Lago Lugano IT / CH
4. Alpy dzień 4 - Lago D'Orta IT
5. Alpy dzień 5 - Col de l'Iseran (2770m) FR
6. Alpy dzień 6 - Col de la Madeleine (2000m) przez Col du Chaussy (1533m) FR
7. Alpy dzień 7 - L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m) FR
8. Alpy dzień 8 - Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m) FR
9. Alpy dzień 9 - Cime de la Bonette (2802m) FR
10. Alpy dzień 10 - Nicea i Monte Carlo FR / MC
11. Alpy dzień 11 - Plażowanie FR
12. Alpy - Podsumowanie


Po zrobieniu Cime de la Bonette od razu ruszyliśmy na Lazurowe Wybrzeże, cel - Nicea. Jadąc już po ciemku dotarliśmy na przedmieścia po 23. Okazało się, że obszar ten to jedna wielka aglomeracja rozciągająca się we wszystkich kierunkach. Zdobyliśmy namiary na noclegi i ruszyliśmy do centrum... gdzie trafiliśmy na korki. Miasto to żyje 24/7. Największym wyzwaniem okazało się znalezienie miejsca dla auta. Wszystkie miejsca gdzie tylko mogliśmy sobie wyobrazić zaparkowane auto były zajęte, dodatkowo prawie wszędzie stały znaki zakazu zatrzymywania się, jednak nikt nic sobie z tego nie robił :)

Ostatecznie odjechaliśmy 6km od centrum co okazało się być inną miejscowością, Falicon. Dodatkowo zaparkowaliśmy 372mnpm :D Pozostało nam przespać się z tył auta, ale wcześniej musieliśmy usunąć nieproszonego gościa.

Na nasz prośby o opuszczenie pojazdu ostrzył tylko pazurki na dywaniku.


Po wspaniałej nocy ;) ruszyliśmy na zwiedzanie miasta, od razu czekał nas ostry zjazd do poziomu morza.

Nicea pokonywaliśmy na wyczucie, jeśli było w dół tzn. że dobrze jedziemy.





W końcu udało się dotrzeć do plaży.


Wzdłuż jej linii prowadził deptak z ogromną ścieżką rowerową na której znajdowały się ograniczenia do 20, a nawet 10km/h!


Adam wypatrywał liniowców.



Poruszaliśmy się ciągle na wschód wzdłuż wybrzeża.


Fort Emmanuela Philiberta, Księcia Savoy z 1580 rok, posiadał również swój port. Niestety w środku nie pozwolili nam zwiedzać z rowerami.



Tą ławeczkę zapamiętam na długo, został mi po niej na klacie wypalony kwadrat, następnym razem zamiast rozpinać koszulę ściągnę ją ;)


Dalej na wschód. Z wybrzeża często widać było wystające na klifach luksusowe rezydencje, robiły ogromne wrażenie, szczególnie z trawą zieleńszą od prawdziwej i błękitną wodą w basenach.


Aż dotarliśmy do Monako.



Zwiedzamy uliczki starego miasta na wzgórzu.


I widoki z niego.



Pałac księcia Alberta. Strażnik rzucił się na nas z bronią, że nie wolno tu jeździć rowerem :D


Więcej widoczków.



A tu już sławny, m.in z Bonda kasyno w Monte Carlo.


I widok w drugą stronę.


Monako robiło na nas ogromne wrażenie... autami, które tam jeździły, Aston Martin, Ferrari, Lamborgini, Maserati, Bentlay, Porsche. Wymień co chcesz, było tam. Cieszyłem się, że mam OC na rower bo gdybym na którymś z ostrych zjazdów wbił się w takiego DB9 czy SLSa to pewnie kredyt spłacałbym przez lata :D

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na plaży. Było cudownie, woda wyśmienita, a te wszystkie kobiety opalający się wokół nas topless wspaniałe :D Aż nie chciało się wracać do auta. Z ciekawostek dodam, że przy plaży na rowerach śmigała policja. Adam wypatrzył też na drzewach pomarańcze, ale żadnej nie zerwał :P

Na koniec czekała nas spora wspinaczka do auta, nici z prysznicu na plaży. Pakowanie i w drogę na poszukiwanie, tym razem, kempingu.

Adamowi było mało i samotnie udał się na nocny rajd.



Profil.


Cime de la Bonette (2802m)

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Kategoria <50km, Alpy 2011, runner
0. Alpy 2011
1. Alpy dzień 1 - Monte Zoncolan (1730m) i Forcella di Lavardet (1542m) IT
2. Alpy dzień 2 - Passo di Stelvio (2758m) IT
3. Alpy dzień 3 - Lago Lugano IT / CH
4. Alpy dzień 4 - Lago D'Orta IT
5. Alpy dzień 5 - Col de l'Iseran (2770m) FR
6. Alpy dzień 6 - Col de la Madeleine (2000m) przez Col du Chaussy (1533m) FR
7. Alpy dzień 7 - L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m) FR
8. Alpy dzień 8 - Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m) FR
9. Alpy dzień 9 - Cime de la Bonette (2802m) FR
10. Alpy dzień 10 - Nicea i Monte Carlo FR / MC
11. Alpy dzień 11 - Plażowanie FR
12. Alpy - Podsumowanie


Rano obudził mnie deszcz, chmury zaciągnęły się nad Allemond. Zdecydowanie zniechęcało to do wychodzenia ze śpiwora. Gorąca kawa gotowana w przedsionku postawiła mnie na nogi. Szykowanie się przeciągało się strasznie i o 12 byliśmy gotowi. Zresztą tylko dlatego, że miejscowy sklep w niedzielę był otwarty tylko do 12:30, a nam kończyły się zapasy.

Zmęczenie dawało już się na odczuć dlatego zaproponowałem pominąć kolejne dwa alpejskie etapy i udać się dalej na południe, Adam jednak zdecydował, że omijamy Col du Vars, ale robimy Cime de la Bonette (2802m) - najwyżej położoną asfaltową drogę w Europie.

W Jausiers gdzie zaczyna się podjazd byliśmy koło godziny 16. Zatrzymaliśmy się na parkingu obok policjantów, którzy w piątkę łapali kierowców na suszarkę. Okazało się że równocześnie zatrzymywali nawet 5 pojazdów. Był to jeden z dwóch momentów kiedy na naszej wyprawie widziałem policję.

Zjedliśmy obiad, przebraliśmy się i byliśmy gotowi do drogi, deszczowe chmury wisiały ciągle w powietrzu. Na początku podjazdu mieliśmy dobry motywator - chmary much, które atakowały ze wszystkich stron, dobre kilkaset metrów w pionie nie dawały spokoju. Narzuciłem mocne tempo, mocne jak to mocne na 9 dniu wyprawy, po 8 dniach gór - średnio po 2.5km w pionie każdy :D

Obróciłem rękę za plecy i zrobiłem na ślepo zdjęcie... zdolny jestem ;)


Sesja z podjazdu zrobiona przez Adama.


Urokliwa chatka.


I dalsze widoki.






A tych było więcej, blokowały całą drogę.


Więcej owiec.


Droga wiła się tak przez sporą część podjazdu.


Na podjeździe zaczęło padać, szybko wyciągnąłem deszczówkę i ruszyłem dalej.

Fort epoki napoleońskiej, wszędzie znaki zabraniające wstępu na obiekt militarny.



Najpierw dojeżdżamy na Col de la Bonette gdzie znajduje się rozwidlenie dróg i skąd prowadzi trasa na szczyt, do tego miejsca jechało się znośnie, końcówka dojazdowa z 2700m na 2802m miała jednak ponad 11%.

W końcu udaje się zdobyć najwyższą asfaltową drogę w Europie. Okazuje się, że można jeszcze pieszo wspiąć się 60m wyżej na sam szczy Bonette i punkt widokowy.

Cime de la Bonette (2802m) zdobyte!


A tu widać rozjazd, w lewo na Jausieres, w prawo na Niceę.


Filmik ze szczytu:


Słitfocia Adama na szczycie :D


Można dokładnie sprawdzić co widać ze szczytu.


Adam sporządził fantastyczną panoramę. Można kliknąć aby zobaczyć w oryginalnym rozmiarze.


Zjazd początkowy był mokry więc wolny, potem na szczęście się rozkręciło i poszło dużo szybciej i całkiem przyjemnie. Pole much okupione ofiarami, jedna w oku, jedna w buzi, kilka na kasku :D Zjeżdżając mijaliśmy już prawie po ciemku wjeżdżających kolarzy, a myśleliśmy, że będziemy ostatni.

Po przebraniu się ruszyliśmy w drogę, nawigacja skierowała nas na... Col de la Bonette, autem było zdecydowanie łatwiej ją zrobić, przy okazji mijaliśmy zjeżdżających kolarzy, a przy samym szczycie obładowanych sakwiarzy na światłach. Opuszczaliśmy już wysokie Alpy i udaliśmy się na południe...

Profil.


Podjazd:
Cime de la Bonette - 24km @ 6.6%

Dystans: 23.75 km
Podjazd: 1613m
Czas: 02:01:50
Avg: 11.7km/h
Tętno: 140/161
Kad: 63

Zjazd:

Dystans: 23.09 km
Czas: 00:29:51
Avg: 46.4km/h
Tętno: 106/146
Kad: 81



Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m)

Sobota, 13 sierpnia 2011 · Komentarze(6)
Kategoria <150km, Alpy 2011, runner
0. Alpy 2011
1. Alpy dzień 1 - Monte Zoncolan (1730m) i Forcella di Lavardet (1542m) IT
2. Alpy dzień 2 - Passo di Stelvio (2758m) IT
3. Alpy dzień 3 - Lago Lugano IT / CH
4. Alpy dzień 4 - Lago D'Orta IT
5. Alpy dzień 5 - Col de l'Iseran (2770m) FR
6. Alpy dzień 6 - Col de la Madeleine (2000m) przez Col du Chaussy (1533m) FR
7. Alpy dzień 7 - L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m) FR
8. Alpy dzień 8 - Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m) FR
9. Alpy dzień 9 - Cime de la Bonette (2802m) FR
10. Alpy dzień 10 - Nicea i Monte Carlo FR / MC
11. Alpy dzień 11 - Plażowanie FR
12. Alpy - Podsumowanie


Dzień zaczęliśmy leniwie, pogoda z nowu dopisywała a my mieliśmy przed sobą wizję 60km wspinaczki na Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m). Czarny scenariusz zakładał jazdę w obie strony tą samą drogą dlatego postanowiliśmy zrobić wszystko żeby tak nie było. Już na starcie mapa zaprowadziła nas w las na trasę oznaczoną "XC"... ale dzielnie parliśmy naprzód. Plan zakładał przejechanie obok początku podjazdu na L'Alpe d'Huez i jechanie wzdłuż głównej "żółtej" drogi drogą "białą". Biała droga zaprowadziła nas najpierw pod wodospad, a następnie na skalną ścieżkę, którą bez lin i uprzęży bałbym się robić :D Została nam jedna opcja, podjechać kawałek na L'Alpe d'Huez, ten bardziej stromy kawałek, i odbić w interesujący nas szlak.

Jak zwykle wybór był trafny i mieliśmy widokową piękną trasę, spoglądając w przepaść na skraju drogi widzieliśmy w oddali wijącą się "żółtą". Jak na prawdziwych kolarzy przystało musieliśmy przed dużym podjazdem rozgrzać nogi na mniejszym ;)

Wodospad.


Przepalenie nóg.


Wodopoje w alpejskich wioskach często napełniały nasz bidony.


B-e-a-u-tiful.


Długie to przepalenie :D


Niestety po wspinaczce na 1350m musieliśmy zjechać na 950... chociaż zjazd był bardzo przyjemny. Na trasie mieliśmy ponad 10 tuneli z czego najdłuższy miał prawie 1km. Najgorsze były te nieoświetlone bo jeśli nic nie jechało my nic nie widzieliśmy poza światłem na końcu :)

Zapora na Lac du Chambon. Zatrzymali się tam dopingować nas jacyś Polacy na włoskich tablicach, widać napis "Wrocław" na plecach jest dobrze widoczny.


Most wspinaczy prowadzący prosto pod pionową ścianę.


Pocztówka ;)


Nie bałem się terenu, ale tam po prostu bym nie dał rady wjechać szosą. Zawracamy. Ovi Maps, mamy Cię w nosie :P


Wspinamy się na Lautaret.


Malowniczo #1.


W przerwie między "malowniczo" zrobiliśmy krótki postój na małe piwko i chłodzenie w fontannie :D

Malowniczo #2.


Przed samą przełęczą.


Nie widać tego na zdjęciu ale droga na Col du Galibier wiła się od lewej części zdjęcia do prawej.


Trochę zajęło nam znalezienie tabliczki z nazwą i wysokością przełęczy :D


Wzniesienie trzeba było objechać dookoła.


Wspinamy się na Galibier.


Takie tabliczki były praktycznie na wszystkich podjazdach. Przyjemna rzecz dla kolarza wypatrującego końca.



W oddali...


Wijąca się droga.



Długo wyczekiwany szczyt. Końcówka podjazdu miała 12%!


Zostawiliśmy luzem rowery i zrobiliśmy jeszcze 30 metrową wspinaczkę na punkt widokowy. Schodząc widzieliśmy śmiałka wjeżdżającego tam na MTB.

Tak, tak, najwyższy szczy Europy.


Monte Bianco w zoomie.


Widoczki ze szczytu.



Dwa filmy ze szczytu.



I w lepszej jakości od Adama.



Następnie zaczęliśmy długo wyczekiwany, 60km zjazd do auta :D Pierwsze 8km z Galibier bardzo emocjonujące, szybkie, na krawędzi, z krowami na drodze i powolnymi rowerzystami, których trzeba było wyprzedzać. Później do wyprzedzania zostały już tylko auta blokujące drogę. Zjazd dobry do aerodynamicznego wyłożenia się na rowerze. Po 31km udało się wykręcić średnią prawie 50km/h jednak tak długo napięte mięśnie nie dawały rady i musiałem olać dobrą pozycję zjazdową. Kolejne 28km już łagodniej i wolniej.

Od dłuższego czasu jechaliśmy na suchych bidonach i naszym celem stało się zdobycie jakiegokolwiek trunku. W takich poszukiwaniach dotarliśmy aż do naszego Allemond. Wszystkie pizzerie były w 100% obłożone więc siedliśmy w pustym barze i zamówili po browarze. Potem zjawiła się miejscowa mafia, Rumuni znad ukraińskiej granicy, z którymi bez problemu rozmawialiśmy po Polsku ;)

Na pole kempingowe dotarliśmy już po ciemku, nawet nie próbowaliśmy ruszać w trasę tylko zapłaciliśmy za kolejny nocleg. Jutro szykował się kolejny trudny dzień.

Profil.


Podjazdy:
Col du Lautaret - 34.16 km @ 3.8 %



Col du Galibier - 8.52 km @ 6.9 %

Dystans: 8.7km
Podjazd: 600m
Czas: 00:44:30
Avg: 11.7km/h
Tętno: 145/157
Kad: 64