L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m)
1. Alpy dzień 1 - Monte Zoncolan (1730m) i Forcella di Lavardet (1542m) IT
2. Alpy dzień 2 - Passo di Stelvio (2758m) IT
3. Alpy dzień 3 - Lago Lugano IT / CH
4. Alpy dzień 4 - Lago D'Orta IT
5. Alpy dzień 5 - Col de l'Iseran (2770m) FR
6. Alpy dzień 6 - Col de la Madeleine (2000m) przez Col du Chaussy (1533m) FR
7. Alpy dzień 7 - L'Alpe d'Huez (1815m) - Col du Glandon (1924m) - Col de la Croix de Fer (2067m) FR
8. Alpy dzień 8 - Col du Galibier (2645m) przez Col du Lautaret (2058m) FR
9. Alpy dzień 9 - Cime de la Bonette (2802m) FR
10. Alpy dzień 10 - Nicea i Monte Carlo FR / MC
11. Alpy dzień 11 - Plażowanie FR
12. Alpy - Podsumowanie
Tym razem mieliśmy trochę szczęście bo krążąc wieczorem po okolicy Allemond trafiliśmy na kemping i właściciela, który przejeżdżał rowerem koło wjazdu. Nareszcie ktoś znający angielski! Chwilę pogadaliśmy i doszliśmy do wniosku, że 5.62 euro od osoby to nawet dobra cena. Kemping był otoczony ze wszystkich stron drzewami, a po środku znajdował się plac wielkości boiska piłkarskiego.
Rano leniwie zebraliśmy się do drogi. Na celowniku mamy legendę szosowych podjazdów z Tour de France - L'Alpe d'Huez (1815m) oraz dwie przełęcze na jednej trasie - Col du Glandon (1924m) i sławny Col de la Croix de Fer (2067m). Zapowiadał się ból w nogach, a właściciel kempingu zapewnił nas, że po takiej trasie zostaniemy u niego na kolejną noc.
Na rozgrzewkę 9km po płaskim i jesteśmy w Le Bourg d'Oisans gdzie zaczyna się podjazd, na którym przesądzono losy wielu TdF. Podjazd faktycznie jest ciężki, początek stromy, potem łagodnieje, serpentyna na serpentynie. Od początku narzucam mocne dla siebie tempo i atakuję. Po drodze wyprzedzam ponad 30 rowerzystów, przynajmniej jeszcze raz tyle zjeżdża. Podjazd jest oblegany, na asfalcie widnieją napisy dopingujące zawodowych kolarzy. Wyprzedziło mnie dwóch kolarzy, dwóch dziadków :) z czego jednego dogoniłem przed metą, a z drugim próbowałem walczyć, ale tempo miał zdecydowanie za wysokie.
Po ponad 14km dojeżdżam do Alpe d'Huez, pojawia się jednak problem - gdzie jest meta? :D Błądzę po miejscowości i docieram na jej wylot gdzie droga pnie się dalej w górę, ale bez znalezienia finiszu. Zresztą nie tylko ja bo wszyscy kolarzy, którzy tu wjeżdżali stawali i zastanawiali się gdzie jechać. Jak na tak ważne miejsce dla kolarstwa powinny być zdecydowanie lepsze oznaczenia.Pół godziny później dojeżdżam do mnie Adam, który zrobił kilka dodatkowych kilometrów w poszukiwaniu mety :D On jednak ją znalazł i zrobiliśmy sobie małą sesję. Okazało się też, że Alpe d'Huez jest mekką dla downhillowców, znajdują się tam dla nich wyciągi oraz rozplanowane trasy zjeżdżające ze szczytu!
Pozorowany finisz na mecie L'Alpe d'Huez.
Poprosiliśmy innych kolarzy o fotkę przy znaku, chcieliśmy mieć dowód :D
Zjeżdżamy z L'Alpe d'Huez.
Okazało się, że również jechali do Allemond. Jeden z nich był managerem drużyny kolarskiej, mówił że ścigali się też w Polsce. Zapewniał, że droga którą teraz zjeżdżamy będzie malownicza i takowa była.
Tak się zająłem rozmową, że niewiele widziałem, dobrze że Adam zdjęcia robił.
Pod pretekstem fotografowania wioski i mnie... ;P
Decydujemy się na zjazd boczną drogą do Allemond. Był to strzał w dziesiątkę bo widoki z niej zapierały dech w piersi. Sam zjazd był genialny, bardzo szybki i dobrze wyprofilowany, ze świetnym asfaltem. Niestety na serpentynie widzimy dwa auta i dwóch kolarzy z czego jeden jest opatrywany. Wygląda na to, że ktoś próbował ściąć serpentynę. Niedługo potem minęła nas karetka na sygnale jadąca w tamtym kierunku.
Pierwszy zbiornik w drodze na Col de la Croix de Fer.
Z Allemond zaczynamy 28km wspinaczkę na Col du Glandon i dalej na Col de la Croix de Fer. Podjazd składa się z kilku sekcji. Zaczyna się łagodnie, następnie stopniowo narasta do 10%, dalej jest zjazd serpentynami i 11% podjazd, który po 4km łagodnieje. Po kolejnym zjeździe nachylenie utrzymuje się w granicach 7%. Średnie nachylenie samych sekcji uphillowych wynosi 6.4%, licząc również zjazdy 4.7%.
Początek wspinaczki na Przełęcz Żelaznego Krzyża. W oddali duży wodospad.
Siatka na rowerzystów... i faktycznie wyrzuciło mnie tu na zjeździe, dość stromo było.
Na początku podjazdu (przez prawie 6km!) miała miejsce zabawa sytuacja, Adam zatrzymał się na zdjęcie, ja odjechałem i stanąłem załatwić potrzebę. Adam wtedy mnie wyprzedził, okazało się - nie widząc mnie. Rzuciłem się w pogoń, ale trzymał się ciągle na dystans. Tempo szło ostre, a nachylenie było spore. Byłem w szoku że nie mogę go dogonić, widać postawił sobie za cel wygrać ze mną na Croix de Fer ;) W końcu jednak wyprzedza mnie inny kolarz, siłą woli łapię koło. Doganiamy Adama i na pełnym gazie wyprzedzam go. Ten dojeżdża do mnie i ze zdziwieniem pyta się co robię z tył oraz czy minąłem tego kolarza co go goni od początku bo już nie ma sił mu uciekać :D
Reasumując Adam myślał, że jestem z przodu i mu uciekam na szczyt przez co starał się mnie gonić z pełną mocą. Dodatkowo widział z tył jakiegoś goniącego go kolarza i nie chciał być wyprzedzonym. Ja z kolei byłem tym kolarzem, widziałem Adama i z całych sił starałem się go dogonić. Gdyby nie trzeci przypadkowym kolarz pewnie ta zabawa jeszcze trochę by potrwała :D Po całej tej akcji tempo kompletnie siadło, a ja kawałek dalej zarządziłem 15 minutowy postój na posiłek bo czułem, że poziom cukru spada niebezpiecznie nisko. Niestety nie miałem już batonów, tylko przygotowane wcześniej kanapki.
Tama drugiego zbiornika.
Ponownie zawitaliśmy pod nasz wodopój.
Jedno z piękniejszych zdjęć wyprawy, drugi zbiornik.
W oddali widać naszą trasę wspinaczki i Col du Glandon.
Tak dojechaliśmy pod Col du Glandon gdzie ratując swoje być albo nie być wypiłem Colę za 24zł! Jednak całkowicie mnie to uratowało bo cukru starczyło aż na powrót do auta ;) Ujechałem się dość mocno i nawet nie podejmowałem walki z Adamem o szczyty obu przełęczy. Z Glandona na Croix de Fer zostało już tylko dość malownicze 2.5km.
Pamiątkowe zdjęcie na szczycie.
I tu Col de la Croix de Fer.
Zdobyliśmy szczyt, ja zostawiłem swój rower na dole.
Tędy przyjechaliśmy.
Widoki ze szczytu.
Spodziewałem się, że ten sławny Żelazny Krzyż będzie trochę większy... ;)
Podsumowując widokowo droga na Col de la Croix de Fer jest najpiękniejsza z dotychczas zrobionych. Widoki ze szczytu również.
Zjazd natomiast równie fantastyczny jak widoki ;) Szybki, stromy, z delikatnymi zakrętami. Większość go zrobiłem siedząc na ramie i leżąc klatą na kierownicy w agresywnej zjazdowej pozycji, rower mknął jak rakieta, a co najlepsze nie trzeba było hamować. Niestety w lasach Garmin kompletnie gubił mi sygnał z satelitów. Powoli tworzy się mały ranking zjazdów, a ten wskakuje na pierwsze miejsce bo wypadł lepiej nawet od Iseran.
Końcówka zjazdu.
I nasze Allemond.
Wróciliśmy na kemping i poinformowali właściciela, że jednak zostajemy na kolejną noc. Jutro wcale nie zamierzaliśmy odpoczywać, ale jeszcze poprawić po dniu dzisiejszym...
Profil.
Podjazdy:
L'Alpe d'Huez - 14.37km @ 8.1%
Dystans: 14.37km
Podjazd: 1164m
Czas: 1:12:31
Avg: 11.9km/h
Tętno: 156/167
Kad: 67
Col de la Croix de Fer - 27.42km @ 4.7%
Dystans: 27.42km
Podjazd: 1697m
Czas: 2:07:55
Avg: 12.9km/h
Tętno: 140/168
Kad: 58